Lanuszka

Lanuszka
Lanuszka

środa, 30 maja 2012

Waleczny tkacz

W dalekiej wiosce, za wysokimi górami, za rzeką i za ogromną pustynią żył tkacz z żoną i z osiołkiem. Całymi dniami siedział nad warsztatem i tkał. Co jakiś czas jeździł do miasta na ośle i sprzedawał na targu to, co utkał. Kiedy tak jechał kiedyś na objuczonym osiołku, spotkał żółwia. “Dziwne stworzenie", pomyślał— “wezmę je, może mi się przyda".
Włożył żółwia do sakwy i pojechał dalej.
Nie ujechał pół mili, a tu leży na drodze koński ogon. “To także wezmę",pomyślał
tkacz,“może coś z tego zrobię".
Włożył koński ogon do sakwy i pojechał dalej.
Nie ujechał pół mili, aż tu patrzy: ktoś rzucił na drogę bawoli róg. “Jeszczem nie widział takiego grubego rogu", pomyślał tkacz. “Zabiorę tę osobliwość, nie wiadomo, na co się może przydać".
Włożył bawoli róg do sakwy i pojechał dalej.
Zanim dojechał do miasta i sprzedał sukno, zrobiło się późno. Tkacz bał się, czy zdąży wrócić do swojej wioski przed nocą, tym bardziej, że zanosiło się na burzę. Postanowił więc jechać krótszą drogą.
Samotni podróżni unikali tej drogi, bo prowadziła obok ruin zamku, w którym mieszkał
olbrzymi dziw. Wróżka przepowiedziała dziwowi, że kiedyś pojawi się mocarz na osiołku i wypędzi go stamtąd. Odtąd dziw nie pozwalał nikomu zbliżać się do muru, który otaczał jego zamek. Szczególniej bał się osłów, chociaż ich nigdy nie widział. Kiedy usłyszał stukot drobnych kopytek po kamienistej drodze za murem, pomyślał, że to może nadjeżdża mocarz, który ma go wypędzić z zamku. Zawołał więc groźnym głosem:
Nie waż się zbliżać, śmiałku! Jestem wielki i potężny, jako dowód rzucę ci przez mur jedną z moich pluskiew. Przekonasz się, że jeszcze nigdy nie widziałeś takiej srogiej pluskwy.
Jeżeli mam takie pluskwy, to jaki jestem ja sam?!
Dziw przerzucił przez mur pluskwę wielką jak karaluch.
A co, nie mówiłem? — zawołał. — Teraz ty mi rzuć swoją, żebym zobaczył, czy się umywa do mojej.
Tkacz był czystym, porządnym człowiekiem i pluskiew nie hodował. Ale postanowił
spłatać dziwowi figla. Wyjął z sakwy żółwia, zamachnął się i przerzucił go przez mur.
Dziw się zdumiał. Pomyślał, że to taka olbrzymia pluskwa i obleciał go strach. Oj!
wielki i straszny musi być ten mocarz!
Ale nie pokazał po sobie, jak bardzo się boi. Oberwał jeden ze swoich wąsów i rzucił go za mur, mówiąc potężnym głosem:
Przypatrz się mojemu wąsowi! Z pewnością takich nie masz.
Wąs dziwa był podobny do kociego ogona, nikt z ludzi takich dużych nie ma. Ale tkacz przerzucił przez mur ogon koński. Dziw przeraził się nie na żarty — to był dopiero wąs! Zawołał jednak, udając że się nie boi:
Masz duże pluskwy i ogromne wąsy, ale to jeszcze nie dowód, że sam jesteś duży i mocny. Zmierzymy się na głosy. Ja ci pokażę mój głos, a ty mi pokaż swój.
Dziw ryknął tak, że aż osioł zatrząsł się ze strachu. Tkacz wyjął z sakwy bawoli róg i
dmuchnął w niego z całej siły. Rozległo się granie tak potężne, że mur zachwiał się i o mało nie runął. Przestraszony osioł zaczął ryczeć do wtóru. Dziw jeszcze nigdy nie słyszał ryku osła,
więc tak się przeraził, że tylną bramą uciekł w góry. Tymczasem drogą nadjeżdżała karawana. Kiedy podróżni usłyszeli straszny dźwięk rogu tkacza i zobaczyli uciekającego dziwa, zaczęli, gwizdać z zachwytu i wołali:
Niech nam zdrowo żyje zwycięzca dziwów! Po całym świecie rozgłosimy sławę walecznego bohatera.
Karawana prędko pośpieszyła dalej, bo słychać już było grzmoty nadciągającej burzy, a jednocześnie zapadała noc.
Tkacz pomyślał, że jego wioska jest dość daleko, więc nie zdąży do niej wrócić przed
burzą. Wyszukał sobie zagłębienie pod wystającą krawędzią muru i postanowił tam poczekać razem z osłem, który trząsł się jeszcze ze strachu.
Zaledwie jednak tkacz zlazł z osła i zdjął z niego sakwy, osioł bryknął, zadarł ogon i
uciekł. Tymczasem słońce zaszło i lunął ulewny deszcz. Tu się leje, tam się leje, ach, ileż tego deszczu! Szumi jak dziesięć wodospadów, cały świat zasłania. A tu grzmi raz po raz i robi się zupełnie ciemno. “Dobrze, że się zatrzymałem",pomyślał tkacz. ,Jakże bym trafił do domu w takich ciemnościach?"Po chwili poczuł, że coś mokrego ociera się futrem o jego bok. Był pewien, że to osioł wrócił przemoczony do kryjówki.
No widzisz, warto było uciekać, urwisie jeden? — powiedział tkacz i dał potężnego klapsa mokremu zwierzęciu.
Tygrys— bo to był młody tygrys — zdumiał się. Schronił się tu przed burzą tak samo
jak tkacz i nie przypuszczał, że kogoś zastanie w tej kryjówce. Nagle — pęc! coś go klasnęło po grzbiecie. Aż mu się cieplej zrobiło. Klaps wydał mu się przyjemny,więc jeszcze raz otarł się o ręce i o bok tkacza.
No, no — powiedział tkacz — tylko bez pieszczot, mój drogi. Dał mu jeszcze jednego klapsa, a tygrysowi zrobiło się zupełnie ciepło i przyjemnie. Kiedy burza minęła, tkacz pomyślał, że nie warto czekać do rana. Lepiej pojechać do
domu i przespać się pod dachem, a nie w jamie, do której zacieka woda. Zarzucił sakwy na tygrysa, siadł na nim i popędzał go piętami, myśląc, że jedzie na ośle. Tygrysowi zrobiło się jeszcze cieplej pod sakwami i tkaczem. Był to młody, głupi tygrysiak, więc pobiegł, gdzie mu kazano.
Kiedy przyjechali do wioski, tkacz przywiązał zwierzę pod szopą. Wszedł do domu i opowiedział żonie, co mu się przytrafiło z dziwem. O przygodzie z tygrysem nie wiedział —do tej pory sądził, że przyjechał na ośle.
Gdy tkacz i jego żona obudzili się z rana, patrzą — tygrys rzuca się i szamocze na
postronku pod szopą i szczerzy zębiska! Bali się wyjść. Wreszcie tygrys przegryzł sznur i uciekł. Tkacz domyślił się, że na nim jechał, więc zadrżał na myśl, jaki los mógł go spotkać. Sąsiedzi dowiedzieli się już od przejeżdżającej karawany, że tkacz z ich wioski zwyciężył wczoraj dziwa. Teraz zobaczyli tygrysa, uwiązanego pod jego szopą. Pomyśleli,że tkacz jest bohaterem i siłaczem, kiedy dziwy przed nim uciekają, a tygrysy pozwalają mu się
wiązać. Tkacz zarzekał się, że nie jest ani bohaterem, ani siłaczem, ale mu nie wierzyli. Tymczasem szach dowiedział się, że ciągną przeciwko niemu wojska Czarnego Króla, największego jego wroga. Zwołał wezyrów na naradę.
Radźcie, co robić — powiedział. — Nasze wojsko nie ma tyle broni ani takiego wodza jak wojsko Czarnego Króla. Jestem już stary, a syna nie mam. Zresztą zawsze myślałem o pokoju, a nie o wojnie. Jeżeli nie wymyślicie czegoś mądrego, to zginiemy wszyscy.
Wezyrowie popatrzyli po sobie. Potem zaczęli radzić, ten to, tamten owo. Wreszcie jeden z nich powiedział:
Czv słyszałeś, panie nasz, o bohaterze, co ukrywa się w małej wioszczynie i udaje zwykłego tkacza? Choć jest skromny i sam się nie chwali, cały kraj o nim mówi. Podobno zwyciężył dziwa i wrócił z wyprawy na tygrysie. Może by go sprowadzić i postawić na czele wojska.
Rada spodobała się szachowi. Wysłał gońców po tkacza.
Kiedy tkacz dowiedział się, o co chodzi, wymawiał się i tłumaczył, że nie zna się wcale na wojennym rzemiośle. Ale wszyscy myśleli, że tak mówi przez skromność. Szach wysłał posłów drugi raz po tkacza i rozkazał, żeby bohater poprowadził wojsko przeciwko armii Czarnego Króla.
,,Co tu robić?" pomyślał tkacz. “Nie znam się przecież na wojnie. Sam zginę i wojsko zmarnuję".Poprosił szacha, żeby mu pozwolił najpierw pojechać na zwiady. Szach zgodził się na to, żeby tkacz przekonał się na własne oczy, ile jest nieprzyjacielskiego wojska i jak ono jest uzbrojone. Odesłał go do wioski na paradnym wozie, pełnym podarków dla niego i żony. Obok słudzy prowadzili wspaniałego wierzchowca, na którym nowy wódz miał wyruszyć nocą dalej. Kiedy tkacz znalazł się przed swoją chatą, poszedł najpierw naradzić' się z żoną, a sługi szacha odesłał.
Nie wiem, co teraz robić — powiedział. — Nawet jeździć na koniu nie umiem,tylko na ośle. A tu mam jechać konno na zwiady. Czy nie można by się jakoś od tego wykręcić? Jaki będzie ze mnie wódz?
Umiałeś jeździć na tygrysie, a nie umiałbyś na koniu? — zawołała żona tkacza. — Wykręcić się nie można. Jeżeli nie pojedziesz, szach pomyśli, że jesteś zdrajcą. Chodź, przywiążę cię mocno do konia i jedź od razu, póki ciemno. Łatwiej ci będzie zbliżyć się nocą do obozu Czarnego Króla.
Podesłała na siodle wojłok, żeby mężowi było miękko i przywiązała tkacza dziesięcioma sznurami. Zafrasowany tkacz powiedział do konia:
No, mój kochany, prowadź mnie! Nie wiem, dokąd mam jechać, ale podobno konie wojowników zawsze kierują się prosto na wrogów. Tylko proszę cię, nie bądź za śmiały i nie podjeżdżaj za blisko.
Koń ruszył z kopyta. Tkacz bał się, że może spaść pomimo sznurów. Z początku droga była równa, ale potem wjechali między góry i skały. Koń biegł prędko i pewnie, jak gdyby widział po nocy. Ale tkacz nie widział nic, a tu podrzucało go w górę, to znów koń skręcał nagle albo przeskakiwał kamienie i strumyki. Zaczęło się rozwidniać. Tkacz przeraził się, bo ujrzał przed sobą obóz pełen wojska. Ściągnął cugle i byłby zawrócił, ale koń puścił się jak wicher prosto na wroga. Pędził z góry, przeskoczył przez strumień.
Biedny tkacz chwycił ze strachu za czub młodej topolki, która rosła nad wodą. Grunt był w tym miejscu podmokły, toteż drzewko razem z korzeniami zostało w ręku tkacza, który pojechał z nim dalej. Żołnierze Czarnego Króla dostrzegli pędzącego strasznego wojaka. Sadził konno sam jeden przeciwko całej armii i wywijał olbrzymią, zieloną maczugą. Pomyśleli, że za nim ciągnie z pewnością niezliczone wojsko. A może to dziw na czele wojska dziwów? Żołnierze, którzy byli na skraju obozu, zaczęli z krzykiem uciekać do środka. Inni zrywali się prosto ze snu i uciekali, nie wiedząc o co chodzi. Jedni pędzili przed sobą drugich, uciekając przewracano namioty. Krzyczano, ogłaszano najstraszniejsze wieści. Czarny Król starał się powstrzymać swoich żołnierzy. Ale kiedy rycerz z zieloną buławą wpadł do obozu na rozjuszonym koniu, który tratował wszystko po drodze i przeskakiwał nawet wozy, król też pomyślał, że to napadła straszliwa jakaś armia i uciekł z innymi.
Był najwyższy czas, bo sznury pękały jeden po drugim i tkacza trzymał już tylko ostatni. Kiedy i ten sznur pękł, tkacz spadł z konia. Spadł prosto na miękki dywan, rozesłany przed namiotem króla. W namiocie znalazł ogromne bogactwa: w jednej skrzyni złoto, w drugiej drogie kamienie, w trzeciej wspaniałą broń królewską. Znalazł także różne smakołyki rozstawione na tacach. Podjadł sobie, potem naładował pełne worki broni i klejnotów. Włożył je na konia i nakrył jedwabnym namiotem królewskim, który poskładał i przywiązał. Miał już zupełnie dość konnej jazdy, więc wziął konia za uzdę i poprowadził go w kierunku stolicy.
Szedł jeden dzień, szedł drugi dzień, szedł trzeci dzień. W stolicy myślano już, że bohater zginął, i przerażeni mieszkańcy szykowali się do oblężenia. W prawdzie przybiegli jacyś ludzie z daleka i mówili, że nieprzyjaciele uciekli przed walecznym rycerzem, ale to wydawało się niemożliwe, więc im nie wierzono.
Wtem straże dostrzegły z wieży wędrowca, który prowadził ciężko objuczonego konia. Kiedy wędrowiec zbliżył się do bramy miejskiej, szmer rozszedł się po tłumie. Rycerz wszedł śmiało na dziedziniec pałacowy, a koń za nim.
Poznano go, więc straże go nie zatrzymały, a lud wznosił okrzyki, podziwiając jego skromność, znakomity wódz wraca pieszo sam jeden ze zwycięskiej wyprawy!
Szach chciał obsypać bohatera godnościami i zawołał:
Proś, o co chcesz, wszystko ci dam, choćby połowę królestwa !
Tkacz pokłonił się szachowi i powiedział:
Przywiozłem ci, panie, zdobyczne skarby i namiot Czarnego Króla, którego udało mi się wypędzić. W zamian proszę cię o jedno: nie każ mi już nigdy być wodzem. Pozwól mi spokojnie wrócić do mojej żony i do mego warsztatu. Ale nie na koniu,tylko na ośle. 

Bajka tadżycko - afgańska:))


1 komentarz: