Lanuszka

Lanuszka
Lanuszka

sobota, 19 maja 2012

Waleczny osioł


Znudziło się osłu nosić ciężary na grzbiecie. Mówi raz do wielbłąda:
— Wszystko, czego ludzie nie chcą sami nosić, to ładują na nas. Dosyć tego. Cały grzbiet mam po odgniatany i pora­niony. Ucieknijmy i żyjmy na swobodzie.
Pomilczał wielbłąd, podumał, wreszcie powiada:
— Nasz gospodarz jest niedobry, to prawda. Karmi nas licho, a pracować każe za trzech. Nic bym nie miał przeciwko temu, żeby uciec, ale jak to zrobić?
Osioł miał już gotową odpowiedź:
— Obmyśliłem wszystko, niech cię o to głowa nie boli. Sły­szałem, jak gospodarz mówił do żony, że jutro każe nam nieść do miasta worki z solą. Idźmy z początku spokojnie i posłusznie. Dopiero kiedy dojdziemy do przełęczy, upadnijmy na drogę i udajmy, że nam zabrakło sił, żeby iść dalej. Gospodarz będzie na nas krzyczeć, będzie nas okładać kijem, ale to nic. Nie ruszajmy się z miejsca. Wytłucze nas, a potem się zmęczy i wróci do domu, żeby sprowadzić pomoc. My tymczasem uciekniemy i tyle nas będzie widział.
Spodobał się ten pomysł wielbłądowi.
— Wyborny sposób! Spryciarz z ciebie, jakich mało. Zgadzam się, zróbmy tak, a będziemy nareszcie wolni.
Doczekali się ranka. Gospodarz objuczył ich workami z solą i poprowadził do miasta.
Z początku szli jak zwykle: wielbłąd przodem, osioł za nim, a na ostatku gospodarz z kijem.
Kiedy doszli wszyscy do przełęczy, osioł i wielbłąd położyły się na drodze i udały, że nie mogą utrzymać się na nogach, tak osłabły.
Gospodarz zaczął łajać je i wykrzykiwać:
— Ach, wy leniuchy! Leży boki zatracone! Wstawajcie mi zaraz, darmozjady, bo wam żebra poprzetrącam!
Ale zwierzęta leżą, jakby nie słyszały. Żadne nawet ogonem nie ruszy.
Gospodarz rozzłościł się i zaczął grzmocić kijem wielbłąda. Uderzył go trzydzieści dziewięć razy i nic, ale kiedy zamachnął się po raz czterdziesty, wielbłąd nie wytrzymał, ryknął i zerwał się na nogi.
A gospodarz na to:
— Zrozumiałeś nareszcie? Szkoda, że nie od razu!
I z kolei wziął się do osła.
Uderzył go trzydzieści razy, czterdzieści razy — osioł nawet nie stęknął. Uderzył pięćdziesiąt razy — osioł nawet nie drgnął.
Uderzył sześćdziesiąt razy — osioł jak leżał, tak leży.
Widzi gospodarz: coś niedobrze. Osioł chyba naprawdę zacho­rował. Kto wie, czy nie zdechnie. Byłaby to wielka strata.
Zdjął ładunek z osła, nałożył go na wielbłąda i ruszył w dalszą drogę.
Wielbłąd ledwo idzie. Stęka i myśli: “ach, ty ośle przeklęty, przez ciebie mnie obili, przez ciebie dźwigam podwójny ciężar!"
Tymczasem osioł poczekał, aż gospodarz z wielbłądem znikli po drugiej stronie przełęczy — i w nogi.
Biegł trzy dni i trzy noce, przebiegł przez trzy góry i trzy doliny. Nareszcie dobiegł do Wielkiej Łąki i do Bystrej Rzeki.
Bardzo mu się tam spodobało i postanowił zamieszkać w tam­tych stronach.
Ale nad Wielką Łąką panował już od dawna tygrys.


Pewnego dnia tygrys postanowił obejść całe swoje królestwo i sprawdzić, czy nie zakradły się jakie nieporządki.
Wyruszył skoro świt, a w południe natknął się na osła.
Spaceruje sobie osioł po łące, ogania się od much i zajada trawę.
“Co to za zwierz", myśli tygrys. “Jak żyję takiego nie widziałem".
Osioł spojrzał na tygrysa i zdrętwiał z przerażenia.
“No, teraz przyszła po mnie śmierć", pomyślał. “Co mam robić? Ten potwór pożre mnie tak czy tak, więc niech zobaczy chociaż, że jestem waleczny".
Podniósł ogon, zamachał uszami, rozdziawił pysk i jak nie ryknie ze wszystkich sił!
Tygrysowi pociemniało w oczach.
Rzucił się w tył i uciekł. Bał się nawet obejrzeć za siebie.
Spotkał wilka.
— Czegoś się tak przestraszył, nasz panie i władco? — pyta wilk.
— Przestraszyłem się okropnego zwierza, co chodzi po mojej łące. Drugiego takiego potwora nie ma na świecie. Zamiast uszu ma skrzydła i wciąż nimi macha. Paszczę ma szerszą niż głowę. A ryczy tak straszliwie, że ziemia drży i słońce przygasa.
— Czekaj no, królu, czy to czasem nie osioł? — zastanowił się wilk. — Jeżeli to osioł, damy sobie z nim radę. Złapiemy go jutro na arkan i zjemy go na śniadanie, zobaczysz.
Na drugi dzień rano wilk przyniósł arkan. Jeden koniec uwiązał dookoła szyi tygrysowi, a drugi sobie i ruszyli w stronę Wielkiej Łąki.
Idzie wilk przodem, a tygrys za nim. Boi się i ociąga.
Osioł zobaczył ich z daleka i myśli: “Ojojoj! Wilk mnie zna i dobrze wie, że nie mam czym się bronić. Kiedy i tak zostanę zjedzony, niech chociaż umrę odważnie".
Podniósł ogon, otworzył paszczę jak najszerzej i ryknął.
Tygrys przeraził się i zawołał:
— Stójże, stój, wilku, stój, przyjacielu, stój! Czego mnie wleczesz na zatracenie?
Rzucił się w bok z całej siły, pociągnął a sznur i pętla zadu­siła wilka.
Tygrys przegryzł sznur i ledwo żywy dowlókł się do jamy.
Tymczasem przyleciała sroka. Zaczęła wypytywać tygrysa, co się stało.
Wachluje się ogonkiem, łopocze skrzydłami, skrzeczy i plot­kuje:
— Poczekaj, królu, ja wszystkich znam, powiem ci, kto to był. Polecę na Wielką Łąkę i przekonam się. Dowiem się szczegółowo co i jak, a potem wrócę i zaraz opowiem ci wszystko.
Poleciała.
Osioł zobaczył ją z daleka. Położył się na ziemi, wyciągnął nogi i leży bez ruchu.
Sroka spojrzała i oczom nie wierzy: potwornie żyje!
— Hę, hę, hę, widzicie go! Taki był straszny, a teraz co mi zrobi? — skrzeczy sroka.
Spaceruje sobie po ośle od łba do ogona i z powrotem od ogona aż do łba. Puszy się i myśli: ,,Co by to takiego opowiedzieć tygry­sowi, żeby uwierzył, że to ja zwyciężyłam tego smoka i zabiłam go? Zdobyłabym sławę, a tygrys by mnie wynagrodził".
Wtem zauważyła na ziemi obok osła jakiegoś robaczka. Chciała go dziobnąć i zjeść, wycelowała w niego, ale nie trafiła i dziobnęła osła w tylną nogę.
Wtedy potwór ożył nagle. Ścisnął głowę sroki między kolanami i jak nie zacznie trzepać srokę ogonem! Wychłostał ją jak się patrzy, a potem wierzgnął i odrzucił ją aż na drugi koniec łąki.
Leżała tam zadyszana, leżała, wreszcie oprzytomniała trochę i odleciała boczkiem, ostrożnie, skrzecząc cicho i pojękując.
— Coś ty taka podskubana l przerażona ? —zapytał tygrys. — Opowiedz, co ci się stało.
— Och, panie mój, nie ma czasu na opowiastki! Uciekajmy stąd, uciekajmy, pókiśmy żywi oboje. To ten zwierz przeklęty tak mnie urządził.
Tygrys przestraszył się jeszcze bardziej. Porzucił swoje kró­lestwo i uciekł na dobre.
A waleczny osioł żyje do dziś na Wielkiej Łące i doskonale mu się powodzi.

Bajka kazachska:))

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz