W
dolinie między górami żył dwoje staruszków.
Mąż
chodził codziennie po chrust do lasu, rosnącego na zboczu góry.
Kiedyś, gdy wracał do domu, usłyszał, że coś piszczy cichutko w
bambusowych zaroślach obok ścieżki.
"Co
to takiego", pomyślał staruszek. Zbliżył się ostrożnie i
zobaczył wróbelka.
Podniósł
go i przekonał się, że wróbelek ma zranioną nóżkę i dlatego
nie może fruwać. Staruszkowi zrobiło się żal ptaszka. Zaniósł
go do domu, napoił go źródlaną wodą, nakarmił ryżem, a nóżkę
opatrzył, jak umiał najlepiej.
Wróbel
został przy nim.
Staruszek
i wróbel bardzo się zaprzyjaźnili. Ptaszek był coraz zdrowszy, co
dzień ćwierkał swojemu opiekunowi wesołą piosenkę:
-
Gdy od gór przylata powiew,
tańcują
listki bambusowe
i
wróble z nimi też pląsają
w
bambusowym gaju.
Dzieci
sąsiadów przychodziły słuchać piosenki wróbla. Wszyscy go
lubili.
wszyscy
- oprócz żony jego opiekuna, bo ta nie cierpiała wróbelka i wciąż
myślała nad tym, jakby się go pozbyć.
Kiedy
staruszek wychodził do lasu po chrust, wróbel żegnał go czule.
Jednakże pewnego ranka zaćwierkał tak żałośnie, że staruszek
zasmucił się przestraszony:
-
Co się dzieje, ptaszku? - zapytał. - Nie bój się, niedługo
wrócę.
Wychodząc
poprosił żonę;
-
Uważaj na naszego ptaszka, nie krzywdź go. Daj mu jeść, daj mu
pić
i pilnuj, żeby mu się co złego nie stało.
Staruszek
poszedł w góry.
Kiedy
nadeszła pora obiadu, wróbel czekał i czekał - a tu nic. Stara
jeść mu nie dała, pic mu nie dała, tylko pierze i pierze przy
studni.
Więc
poleciał do niej i zaćwierkał:
-
Tirli, tirli, babuniu, nakarm nie!
Udała,
że nie słyszy.
Wtem
wróbel zobaczył miskę z krochmalem. Miska stała na ławce. Ryżowy
krochmal wygląda bardzo apetycznie.
"Zjem
go trochę, nie zrobię tym nikomu krzywdy". pomyślał wróbel
i nabrał
w dziobek odrobinę krochmalu.
wtem
starucha jak nie skoczy, jak nie uderzy go po skrzydłach!
-
Ach ty, ptaszysko niegodziwe - krzyknęła - czy ja na to
przygotowałam sobie krochmal do bielizny, żebyś mi go wyjadał?
zabieraj mi się stąd, żebym cię więcej nie widziała, ty smoku!
Wróbel
pisnął z bólu i uciekł.
Pod
wieczór wrócił staruszek z chrustem. Zdziwił się, że wróbel
nie wita go piosenką. Poszedł do klatki, zagląda - klatka pusta.
-
Żono, gdzie się podział nasz wróbelek? - zapytał.
-
Wróbel? To wstrętne ptaszysko. Wyjadał mi krochmal więc go
wypędziłam.
-
Co takiego? jak mogłaś go wypędzić? - zmartwił się staruszek. -
Biedny, kochany ptaszek, dokąd on poleciał?
-
a bo ja wiem - burknęła stara - myślisz, że nie mam innej roboty,
jak tylko oglądać się za wróblami.
Ściemniało
się już i było za późno, żeby iść na poszukiwanie. Ale
staruszek wciąż myślał o wróblu i nie muł zasnąć przez całą
noc.
Skoro
tylko się rozwidniło, wstał, zwinął swoją matę cichutko i
wyszedł.
Nie
zbierał chrustu tego dnia, tylko chodził po polach, po zaroślach i
szukał ptaszka.
-
Wróblu, wróbelku, gdzie mieszkasz? Odezwij się - nawoływał
staruszek.
Z
gąszczu bambusowego odezwały się w końcu głosiki:
-
Tu jest jego mieszkanie! TU, tu, tu1
do
staruszko podfrunęły dwa wróble i zaśpiewał mu ulubioną
piosenkę:
-
Gdy od gór przylata powiew,
tańcują
listki bambusowe
i
wróble z nimi też pląsają
w
bambusowym gaju.
Zaprowadziły
staruszka do wróblowego domku. Przed domkiem powitało go całe
stadka, a wszystkie ćwierkały uprzejmie i zapraszały go:
-
Proszę wejść, proszę wejść.
Zaledwie
staruszek przestąpił próg, aż tu z trzepotem podleciał do niego
mały wróbelek i zawołał:
-
Dziadziusiu, to ja!
To
był ten wróbelek, którego on szukał.
To
ci było spotkanie! Nie wiadomo, kto się więcej cieszył: staruszek
czy wróbel.
Ptaszki
zaprowadziły gościa do największego pokoju, a tam powitali go
rodzice wróbelka. Dziękowali mu za uratowanie synka, częstowali go
owocami
i słodyczami.
Potem
wróble zapalały małe papierowe lampki i rozleciały się z nimi po
ogrodzie. Porozwieszały lampiony na gałązkach. Różnokolorowe
światełka wyglądały pośród liści i kwiatów prześlicznie.
Staruszek
u siadł pod kwitnącą wiśnią i patrzył, a wróble tańczyły
dokoła
i śpiewały:
-
Gdy od gór przylata powiew,
tańcują
listki bambusowe
i
wróble z nimi też pląsają
w
bambusowym gaju.
zapadł
zmierzch, maleńkie lampiony świeciły coraz piękniej. ale
staruszek pomyślał o dalekiej drodze do domu i zaczął się
żegnać.
-
Jaka szkoda, że dziadziuś musi już iść - martwiły się wróble.
- Nie puścimy go bez podarunku.
Przyniosły
dwie bambusowe łubianki, większą i mniejszą. Każda z nich była
opadana rzemieniem i miała rzemienne troki, żeby ją można było
wziąć na plecy.
-
Dziadku, wybierzcie, którą chcecie - zapraszały wróble.
-
Nie mam już wiele sił. Zresztą po co mi tyle tego dobrego.
Dziękuję wam, ptaszki kochane, do widzenia.
One
pomogły mu wziąć łubiankę na plecy, życzyły mu zdrowia i
staruszek ruszył w powrotną drogę. najpierw szedł prze wróblowy
ogródek ścieżyną wysypaną płatkami wiśni, a potem po górskim
zboczu w dół.
Kiedy
wrócił do chaty, jego zona rozkrzyczała się ze złości:
-
Toś ty taki? Włóczysz się od samego rana i nawet wiązki chrustu
nie przyniosłeś, ty leniuchu!
Staruszek
zdjął z pleców łubiankę i powiedział:
-
No, no, nie gniewaj się żono. Patrz, przyniosłem ci podarunek.
-
Co to takiego?
-
Sam nie wiem. Otwórz i zobacz.
Ach,
ile tam było ślicznych rzeczy! Z wierzchu sznur korali, pod nim dwa
piękne haftowane jedwabne kimona, a pot tym wszystkim złote monety.
Chyba
z dziesięć garści tam było tego złota.
-
Ojej, jakie bogactwo! - ucieszyła się stara. - Kto ci to dał?
-
Wróble.
-
Nie żartuj!
-
To nie są żarty, to prawda. Wróble dały mi dwie łubianki do
wyboru. Tamta była jeszcze większa.
-
To czemu nie wziąłeś większej?
-
Bo za ciężko byłoby mi nieść, a tego, co jest w tej łubiance,
wystarczy nam aż nadto. Nie mieliśmy jej, a jakoś żyliśmy oboje.
-
Ach, ty głupcze - zawołała zona i znów się rozzłościła -
wszystko robisz zawsze nie tak, jak trzeba. Czemużeś wziął mniej,
jak mogłeś wziąć więcej? teraz ja muszę iść za ciebie po
tamtą większą łubiankę.
-
Dlaczego? Dajże spokój, to wstyd się tak napraszać - tłumaczył
jej mąż.
Ale
ona, tak jak stała, pobiegła natychmiast w góry.
Po
drodze nawoływała:
-
Wróbelku, gdzie mieszkasz? wróbelku, gdzie mieszkasz?
Niebawem
z bambusowych zarośli wyleciały dwa wróble na jej spotkanie
i
zaprowadziły ją do wróblowego domku.
Zaledwie
staruszka przestąpiła próg, zaraz zaczęła się przymilać do
znajomego wróbla:
-
Ach, ptaszku mój złociutki, jak ty ślicznie wyglądasz, jak się
poprawiłeś w górskim powietrzu! Nie umiem Ci powiedzieć, jak się
z ego cieszę. Nie częstuj mnie niczym, bo śpieszę się bardzo,
nie mam też czasu przyglądać się tańcom. Jeżeli masz dla mnie
jakieś podarki, to daj mi je od razu. Nie chcę się przymawiać
,nie jestem taka niedelikatna. Ale nie chciałbym ci się długo
naprzykrzać, a znam twoje hojne serduszko i zgaduję, że nie
będziesz chciał wypuścić mnie z pustymi rękami.
Wróble
przyniosły znowu dwie łubianki - większą i mniejszą - i
poprosiły, żeby wybrała, którą woli.
-
Niech będzie ta - powiedziała stara, chwytając chciwie większą
łubiankę. - Wzięłabym mniejszą, ale mój mąż żałuje, że nie
zabrał większej, więc chcę mu zrobić przyjemność.
Ani
nie podziękowała wróblom, ani się z nimi nie pożegnała, tylko
zarzuciła co prędzej troki na ramiona i ruszyła w powrotną drogę.
Łubianka
była bardzo ciężka, więc kobieta prędko się zmęczyła, tym
bardziej, że szła szybko, bo gnała ją ciekawość.
-
Trzeba trochę odpocząć- mruknęła.
Zsunęła
troki z ramion, postawiła łubiankę na pagórku przy drodze i sama
usiadła obok.
wtem
pomyślała; Czemu mam czekać, aż zajdę do domu? Mogę przecież
otworzyć łubiankę już teraz, żeby zobaczyć, co w niej jest.
Podniosła
wieko - a tu wypełzają węże, włażą jaszczury, wyskakują
ropuchy, wylatują smoki i miotają z pysków płomienie. Jakby
łubianka dna nie miała, tyle tego!
Odskoczyła
kobiet przerażona - i w nogi. Ucieka, aż kłapią jej sandały,
ślizga się po kamieniach i znów zrywa, a potwory gonią i krzyczą:
-
Ach, ty nienasycona! Skąpiradło przebrzydłe! Poczekaj ty zła,
chciwa babo.
Wybiegła
wreszcie z bambusowego lasu. wtedy straszydła gdzieś się podziały
i przestały ją gonić. widać ich władza nie sięga dalej.
Staruch
ledwo dowlokła się do domu, zapłakana i drżąca. Przyznała się
mężowi do wszystkiego i przyrzekła, że odtąd nie będzie już
taka chciwa i zła.
Kiedy
staruszkowie usiedli wieczorem zgodnie przed chatą usłyszeli
znajomą piosenkę:
-
Gdy od gór przylata powiew,
tańcują
listki bambusowe
i
wróble z nimi też pląsają
w
bambusowym gaju.
To
wróble ich odwiedziły i ćwierkały pośród kwiatów wiśni.
Bajka
japońska:))
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz