Stary góral miał
żonę sekutnlcę. Kiedy zaczynała na niego krzyczeć
swoim skrzeczącym głosem, wszyscy we wsi zamykali się po
chatach, żeby tego nie słyszeć. Tak mężowi dokuczała, że
czasami wolał nocować w górach, byle dalej od nieznośnej
baby. Kiedyś ten góral napotkał w wąwozie jamę. Z początku
myślał, że jest niewielka, bo wejście miała wąskie. Ale
kiedy zajrzał, to się przekonał, że dna nie widać, a jama jest
wielka i czarna jak pieczara. Wrócił do wsi. Baba zaraz go
zapytała:
— Gdzieś był?
Opowiedz wszystko, chcę wiedzieć.
Kiedy się
dowiedziała o pieczarze, to pomyślała: “tam są na pewno skarby.
Pójdę po nie, ale tak, żeby mąż nie wiedział. Po co
miałabym się z nim dzielić".
Wypytała męża
dokładnie, gdzie to jest. Niby tak sobie, z ciekawości. Rano,
kiedy poszedł do lasu po drwa, baba zabrała długi sznur i
wymknęła się do parowu. Odnalazła wejście do jamy,
przywiązała sznur do pniaka i spuściła się po nim pod ziemię.
Myślała, że będzie mogła wyjść tą samą drogą. Ale kiedy już
sięgała nogami dna, sznur raptem się urwał i starucha została na
dnie pieczary. Mąż szukał żony i szukał, ale jej nie
znalazł. Żył sobie więc dalej sam i jakoś za nią
nie tęsknił. Minął jeden tydzień, minął drugi i
trzeci.
Któregoś ranka
szedł wąwozem młody pastuch. Śpiewał wesoło i pogwizdywał.
Wtem usłyszał, że ktoś woła spod ziemi:
— Ratuj, dobry
człowieku! Wyciągnij mnie stąd, bo umrę, nie wytrzymam dłużej.
Pastuch miał dobre
serce. Odszukał w krzakach wejście do pieczary. Zawsze nosił
przy sobie sznur góralskim obyczajem, więc spuścił go przez
otwór i zawołał:
— Złap się sznura
i trzymaj mocno, to cię wyciągnę.
Ciągnie góral,
ciągnie, strasznie mu czegoś ciężko. Ledwo dał radę, aż się
zasapał. Ale nie puszczał sznura, bo chciał poratować
biedaka. Wtem patrzy: z otworu wysuwa się łapa pazurzasta, za
nią druga, trzecia, czwarta... Stracił rachubę ze strachu i
puścił sznur.Ale łapy dobrze się tymczasem uczepiły szczelin u
wejścia z jamy wygramolił się — smok. Miał tych łap
dwanaście. Odskoczył chłopak, tak się przeląkł. Chciał
uciekać. Ale smok ani myślał na niego napadać. Położył
się plackiem, drżał piszczał. Wywalił trzy jęzory, łzy polały
mu się trzema strumieniami. Bo miał trzy głowy, a w każdej
jedno oko.
Zdumiał się góral
i pyta:
— Co ci się stało?
Czego płaczesz, strach cię obleciał w jamie?
— Oj, człowieku,
człowieku, co ty wiesz o strachu — zawył smok. — Żyłem sobie
pod
ziemią jak w raju,
wtem spadła na mnie jakaś potwora. Anim zdążył zipnąć, a ona
już mnie grzmoci po wszystkich trzech łbach. Aż mi ogień
stanął w ślepiach i w każdym łbie zakręciło mi się w
inną stronę.
“To musiało być
przykre", pomyślał pastuch.
A smok mówił
dalej:
— Wszystkie zapasy
wiedźma mi wyżarła. Jęzor to ma bardziej jadowity niż moje
trzy i tak nim trzeszczy, że o mało nie ogłuchłem. Jakem
usłyszał twoje śpiewanie, zacząłem wołać ratunku.
Dziękuję ci, żeś mnie wybawił. O co mnie poprosisz, to dla
ciebie zrobię, taki ci jestem wdzięczny, człowieku. Pożegnali
się
i smok popełznął w dolinę. Pastuch chciał iść dalej
w swoją drogę, wtem baba, co została w jamie, zaczęła skrzeczeć
i wrzeszczeć, żeby ją też wyciągnął.
Pastuch już miał
jej spuścić sznur, ale pomyślał sobie: “Po co ją będę
ratował, kiedy jest taka zła, że nawet smok nie dał jej
rady? Niech siedzi pod ziemią i nikomu nie dokucza".
Poszedł więc w
dolinę, do swojej wioski.
Tymczasem smokowi
zachciało się pić. Położył się w poprzek najbliższego
strumienia i
pochłeptał z
niego wodę trzema paszczami, aż wypił wszystko. Z tego
strumienia brali wodę mieszkańcy wioski, w której mieszkał
pastuch, co wyratował smoka. Przybiegli więc do niego i mówią:
— Na coś ty
wyciągnął z jamy tego potwora? Wyżłopał nam całą wodę, a jak
nowy przypłynie ze źródła, to on ją znów wypije. Tyś go
wypuścił, to teraz znajdź na nie go radę. Rozłożył się
pod samą wsią, gotów nam dzieci porwać. Pastuch poszedł do
smoka i poprosił grzecznie:
— Idź sobie
stąd! Smok nie miał ochoty się ruszać. Miał tyle wody w
brzuchu, a chciało mu się jeszcze pić. Ale poznał pastucha i
przypomniał sobie, że mu obiecał zrobić, o co go tamten
poprosi. Więc dźwignął się
i popełznął do innego
strumienia. Przy drugim strumieniu też była wieś i mieszkańcy
zaraz przybiegli do pastucha:
— Kiedy masz sposób
na smoka, to go przepędź i od nas.
Smok ustąpił
znowu. Ale powiedział, że to ostatni raz. Rozłożył się nad
trzecim strumieniem, napił się, zakąsił baranem z pastwiska
i znów położył się nad wodą. Tymczasem sekutnicy
sprzykrzyło się samej w jamie, bo nie miała na kogo wrzeszczeć a
nikogo grzmocić. Najgorzej była zła na smoka, że potrafił
wyleźć, a ją zostawił. Póty się wspinała, poty drapała
się po skale, aż wygramoliła się z jamy. Nie spoczęła ani
chwili, tylko pobiegła szukać smoka, żeby się na nim zemścić. A
tu właśnie przyszli do pastucha górale z trzeciej wsi i proszą:
— Przepędziłeś
smoka dwa razy, przepędź go jeszcze trzeci raz.
Co tu począć?
Myśli pastuch i myśli, nic nie może wymyślić. Przecież
smok powiedział, że się już więcej nie ruszy. Wtem
patrzą górale: z wąwozu wypada jakaś wiedźma i pędzi w dolinę,
aż jej kiecki fruwają, aż jej się kamienie sypią spod nóg.
Potyka się, a wrzeszczy, a przeklina aż strach! Pastuch poznał
ją z daleka i pobiegł co prędzej do smoka. Ale smok jak nie
huknie:
— Jużeś tu znowu?
Znów mi przeszkadzasz pić? Powiedziałem ci przecież, że
więcej nie ustąpię!
— Nie krzycz na
mnie, przyjacielu — zawołał pastuch. — Przyszedłem
tylko powiedzieć ci, smoku, że stara czarownica wylazła z
jamy i szuka ciebie. Pastuch nie zdążył jeszcze ust zamknąć
po tych słowach, a już smok się zerwał. Rozwinął skrzydła,
odbił się od ziemi dwunastoma łapami i uleciał za góry. Ale
jędza zdążyła go dostrzec, więc pobiegła za nim wymachując
wieściami. Nikt się nie dowiedział, co się z nimi stało.
Nie wrócili już nigdy — ani baba sekutnica, ani smok.
Bajka kabardyńska:))
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz