Lanuszka

Lanuszka
Lanuszka

wtorek, 22 kwietnia 2014

Stara latarnia

Czy znasz bajkę o starej latarni? Nie jest zbyt zabawna, ale można chociaż raz ją wysłuchać.
Pewnego razu była sobie szanowana stara lampa uliczna, która wykonywała swoje obowiązki uczciwie i dobrze od wielu lat. Lecz pewnego razu stwierdzono, iż jest za staromodna. To był ostatni wieczór, kiedy miała wisieć na latarnianym słupie i oświecać ulicę. Lampa czuła się jak baletnica, która tańczyła po raz ostatni i wiedziała, że jutro przeminie. Lampa bardzo bała się tego nadchodzącego dnia, ponieważ powiedziano jej, iż będzie ją oceniało trzydziestu sześciu radców miejskich. Mieli zdecydować, czy lampa zdolna jest do dalszej pracy, a jeżeli tak, to do jakiej. Mogli zasugerować aby ją powiesić na jednym z pomniejszych mostów, albo, żeby ją sprzedać do fabryki, albo rozłożyć, co oznaczało, że zostałaby przetopiona. Wtedy oczywiście powstałoby z niej coś innego; i to ją zmartwiło. Nie była pewna, czy wtedy będzie w stanie sobie przypomnieć, iż kiedyś była lampą uliczną.
Bez względu na to, co się z nią stanie, jedno było pewne: jutro zostałaby rozdzielona z nocnym stróżem i jego żoną, a to było smutne, ponieważ uważała ich za swoją rodzinę. Została powieszona na słupie właśnie wtedy, kiedy ten człowiek został stróżem nocnym. Jego żona była młoda i snobistyczna. Patrzyła czasami na lampę uliczną w nocy, ale w dzień tylko czasami rzucała na nią okiem. Jednakże w ciągu ostatnich kilku lat, kiedy cała trójka: stróż, jego żona i lampa zestarzeli się, żona zaczęła się opiekować lampą: czyściła i napełniała oliwą. Starsza para była uczciwa i nigdy nie oszukała lampy, nawet na jedną kroplę oliwy. 
To miała być ostatnia noc, kiedy lampa oświetlała chodnik. Jutro miała zostać zabrana do pokoju w ratuszu. Lampa czuła się tak smutno, że zaczęła mrugać. Nachodziły ją wspomnienie wszystkiego, co widziała. Rzucała światło na wiele ciekawych rzeczy i widziała więcej niż trzydziestu sześciu ludzi z rady miasta razem wziętych. Lecz lampa nie śmiałaby nigdy powiedzieć tego na głos.
Zawsze jest miło starszej osobie powspominać. Za każdym razem, gdy lampa przypomniała sobie coś innego, płomień w niej wydawał się jaśniejszy.
- Będą mnie pamiętać, tak jak ja ja pamiętam ich - pomyślała lampa. - Wiele lat temu był młody człowiek, który stał tuż przede mną i otwierał list. Był napisany damskim pismem na różowej papeterii. Przeczytał go dwa razy; potem go pocałował. Kiedy popatrzył na mnie, jego oczy zadawały się mówić:
- Jestem najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi.
Otrzymał list miłosny od dziewczyny, którą kochał; wiedzieliśmy o tym, tylko on i ja. 


- Pamiętam inną parę oczu. Na naszej ulicy umarła młoda, bogata kobieta. Karawan był ciągnięty przez cztery czarne konie, a trumna była przykryta kwiatami. Żałobnicy szli za nią niosąc pochodnie. Ale kiedy procesja już przeszła i pomyślałam, że ulica znowu opustoszała, nagle zauważyłam kogoś stojącego przede mną i płaczącego. Nigdy nie zapomnę tych przepełnionych smutkiem oczu, które wpatrywały się we mnie.
Takie to były myśli i wspomnienia starej lampy ulicznej, kiedy świeciła po raz ostatni.
Wartownik, którego mają zwolnić ze służby, może wymienić kilka słów z człowiekiem, który ma go zastąpić. Ale lampa nawet nie wiedziała, kim ma być jej zastępca, więc nie była w stanie dać mu kilku rad o wietrze i powiedzieć, z której strony zazwyczaj wieje; albo o księżycu i wyjaśnić jak świeci na chodnik.
W dole, w rynsztoku były trzy istoty, które były gotowe ją zastąpić, tak szybko jak tylko się zwolni miejsce. Przedstawili się. Pierwszym była zepsuta głowa śledzia, która jak wiecie może świecić w ciemnościach. Podkreśliła, że jej przyjęcie oznaczałoby duże oszczędności w oliwie. Drugim był stary kawałek spróchniałego drewna, który świecił bardziej niż stary śledź, jak sam dumnie wspomniał. Poza tym, był ostatnim kawałkiem drewna, które było dumą całego lasu. Trzecim był świetlik. Stara lampa uliczna nie mogła sobie wyobrazić, skąd tam się wziął, lecz był, świecąc jak pozostałe. Głowa Śledzia i stary spróchniały kawałek drewna miały pretensje, że świetlik nie żarzył się cały czas, lecz tylko wtedy gdy miał odpowiednie warunki ku temu, co go dyskwalifikowało.
Stara lampa starała się wytłumaczyć im, że żadne z nich nie miało odpowiedniego światła aby zostać lampą uliczną. Nikt z tej trójki nie chciał w to uwierzyć. A kiedy powiedziano im, że lampa jest za stara i nie może zatrudnić swojego zastępcy, cała trójka zadeklarowała, iż jest to dobra wiadomość.
Właśnie wtedy zza rogu zadmuchał wiatr, przeszył osłonę lampy i powiedział:
- Cóż to , słyszę, że nas jutro opuszczasz? Czy to jest ostatni wieczór, kiedy cię tu zastaję? Pozwól mi, żebym ci wręczył pożegnalny prezent, skoro musimy się rozstać. Wydmucham z twojej głowy wszystkie pajęczyny, tak abyś nie tylko pamiętała o wszystkim, co kiedykolwiek widziałaś, czy słyszałaś, ale również abyś wyraźnie słyszała wszystko, co wokół ciebie mówi, lub czyta.
- Cóż za wspaniały podarunek, żeby mnie tylko nie przetopili! - Powiedziała stara lampa uliczna.
- To nie może być - odpowiedział wiatr - a teraz przedmucham ci pamięć. Jeżeli dostaniesz jeszcze kilka takich prezentów jak mój, twoja emerytura będzie wielką przyjemnością.
- ale, co będzie, jak mnie przetopią? - zauważyła lampa. - Czy możesz zagwarantować mi  pamięć także wtedy?
- Bądź rozsądną stara lampo - powiedział wiatr i z całą siłą dmuchnął.
Wtedy zza chmur wyszedł księżyc.
- Co dasz starej lampie? - zapytał wiatr.
- Ja? Nic jej nie dam - powiedział księżyc. - Jestem w nowiu. Poza tym, lampa nigdy dla mnie nie świeciła, a ja dla niej tak> - I schował się  za chmury, ponieważ nie lubił, gdy ktoś stawiał mu żądania.
Nagle na osłonę lampy spadła kropla wody przysłana przez szare chmury, mówiąc, że jest chyba najwartościowszym prezentem:
- Teraz, kiedy jestem w tobie, możesz zardzewieć w jedną noc, w każdą, jaką chcesz, nawet w dzisiejszą.
Lampa pomyślała, iż jest to bardzo nędzny prezent, a wiatr się z nią zgodził:
- Nikt nie ma nic lepszego... nic lepszego? - Wiatr szeleścił najgłośniej jak mógł.
Nagle spadła świetlista gwiazda,  zataczając po niebie ognisty łuk.
- Co to była? - Krzyknęła głowa śledzia. - Myślę, że gwiazda spadła prosto do starej lampy! No cóż, jeżeli o ten urząd stara się taka osobistość, możemy tylko iść do domu. - I to właśnie zrobiła cała trójka.
Stara lampa świeciła jaśnie niż kiedykolwiek wcześniej. 
- To jest wspaniały prezent! - Wykrzyknęła lampa. - Błyszczące gwiazdy, które zawsze podziwiałam i które świecą o wiele czyście niż ja kiedykolwiek, chociaż bardzo się o to starałam przez całe moje życie, przysłały mnie - starej lampie ulicznej - najwspanialszy podarek! Dały mi moc, aby ci, których kocham, mogli zobaczyć wyraźnie wszystko to, co mogę sobie przypomnieć, czy wyobrazić. Co za wspaniały Prezent!
- Bardzo zacna stara lampo - powiedziała wiatr- boję się, że gwiazdy zapomniały ci powiedzieć, że musisz mieć zapaloną woskowa świeczkę, aby cokolwiek mogło się zdarzyć. Bez palącej się świeczki, nikt nic nie zobaczy. Gwiazdy pewnie zapomniały ci o tym powiedzieć, ponieważ myślały, że wszystko co tu świeci ma w sobie przynajmniej jedną woskową świeczkę. Lecz teraz jestem zmęczony. Myślę, że powinienem odpocząć. - I wiatr zniknął.
Następnego dnia... Och, równie dobrze możemy pominąć następny dzień i przejść od razu do następnego wieczora, kiedy to znajdujemy lampę leżącą na bujaku. Ale gdzie? W domu starego, nocnego stróża. Poprosił on owych trzydziestu sześciu urzędników z rady miasta, aby w nagrodę za długą i pełną oddania pracę oddali mu starą lampę uliczną. Pomimo tego, że wszyscy się śmiali, pozwolono staremu zabrać lampę ze sobą do domu. Teraz lampa leżał na bujanym krześle, obok kominka i wygląda na dwa razy większą niż wtedy, gdy wisiała na latarnianym słupie.
Starsza para jedząca kolację, spoglądała na nią z czułością. Jeżeli miałoby to jakiś sens, to daliby jej krzesło przy stole, aby mogła z nimi posiedzieć. Pokój, w którym mieszkali znajdował się w piwnicy, dwie stopy pod ziemią, do której wchodziło się przez kamienny korytarz. Koło drzwi było ogrzewanie i w pokoju było ciepło. Było także czysto, schludnie i przytulnie. Zasłony zasłaniały łóżko i dwa małe okienka. Na parapetach stały dwie dziwnie wyglądające doniczki, które ich sąsiad, który był żeglarzem, przywiózł z Indii - nie ważne, czy ze Wschodnich, czy z Zachodnich; starsi ludzie nie wiedzieli. Były to dwa ceramiczne słonie. W jednym rosły pory - to był ich ogródek warzywny. W drugim kwitła pelargonia - a to był ich kwiaciasty ogródek. na ścianie wisiała duża, kolorowa odbitka obrazu: "Zjazd we Wiedniu". Widnieli na nim wszyscy królowie i cesarze Europy. W rogu tykał stary zegarek dziadka. Śpieszył się, ale, jak mawiał stary, było to lepsze niż gdyby spóźniał.
Podczas gdy starsza para jadła kolację, lampa leżała na bujaku - jak już powiedziałem - przy kominku. Lampa czuła się trochę, jakby jej świat przewrócił się do góry nogami. lecz, kiedy stary zaczął wspominać, mówić o rzeczach , które razem z lampą przeżył - w deszczu i słońcu, podczas przejrzystych letnich i długich, mroźnych zimnych nocy lampa uświadomiła sobie  jak miło jest siedzieć  przy gorącym piecu w piwnicy. Lampa przypomniała sobie wszystko tak jaskrawo, jakby to się właśnie zdarzyło. Wiatr wykonał. naprawdę dobro robotę odświeżając jej pamięć.
Starsza para była bardzo pracowita; nigdy nie zmarnowali ani chwilki. W niedzielne popołudnie stary nocny stróż ściągał z półki książkę i czytał ją na głos. Wolał książki podróżnicze, szczególnie o Afryce. Uwielbiał czytać o ogromnych tropikalnych lasach, po których wędrowały słonie. Jego żona. jego żona spoglądała na parapety, gdzie stał dwa gliniane słonie i mówiła:
- Kiedy czytasz, mogę to wszystko zobaczyć.
Jak bardzo stara lampa uliczna chciała aby paliła się w niej świeczka! Wtedy starszy para mogłaby to zobaczyć, tak jak widziała to lampa. Widziała wysokie drzewa rosnące tak blisko siebie, że ich gałęzie mieszały się ze sobą; nagich tubylców jeżdżących na słoniach i stada słoni podążające przez dżunglę, niszcząc trzcinę i łamiąc młode drzewka swoimi olbrzymimi stopami.
- Cóż jest dobrego w moim prezencie, kiedy oni nie mają świeczek woskowych? - Zauważyła lampa. - nie stać ich na nie; są za biedni aby posiadać coś prócz świec z łoju, czy oliwy.
Lecz pewnego dnia w piwnicy pojawiła się garść ogarków. Starsza para używała tych do robienia światła, ale nigdy się nie zdarzyło, aby włożono jakiś do starej lampy. Najmniejszymi z nich stara kobiet woskowała nici do szycia. 
- Siedzę tu posiadając taki rzadki dar - narzekała lampa. - mam w sobie cały świat i nie mogę się nim podzielić ze swoimi opiekunami. Nie wiedzą, że mogę te powapnowane białe ściany na biało ściany udekorować najpiękniejszymi tapetami. Mogliby zobaczyć najpiękniejszy las. Mogliby zobaczyć wszystko, co zapragnęliby; lecz niestety! Nie wiedzą o tym.
Lampa była  polerowana i czyszczona, a teraz stoi w rogu pokoju, gdzie mogli ją zobaczyć wszyscy goście. Większość z nim myślała, że jest to kawałek starego złomu, lecz nocny stróż i jego żona bardzo kochali lampę. 
zdarzyło się, że była noc urodzinowa stróża. Starsza pani stanęła przed lampą i powiedział z uśmiechem:  
- Myślę, że powinnaś być zapalona na jego cześć.
Lampa pomyślała:
- Spłynęło na nich światło. teraz dadzą mi woskową świecę.
starsza pani napełniła lampę oliwą, a ona paliła się przez cały wieczór. Poczuła, że dar, który dały jej gwiazdy miał pozostać bezużyteczny, ukryty w tajemnicy do końca jej dni.
Tej nocy śniła - a każdy, kto posiada taki talent jak lampa naprawdę potrafi śnić - że starsza para umarła i że wysłano ją do odlewni i przetopiono. Wystraszyła się jak wtedy, gdy oceniało ją trzydziestu sześciu urzędników. Lecz nawet mając przemieniania w rdzę i pył, nie skorzystała z tego. Pozwoliła się przetopić na najpiękniejszy świecznik, który odlano na kształt anioła trzymającego bukiet kwiatów, pośrodku, wśród kwiatów, było miejsce na woskową świecę. świecznik umieszczono na zielonym biurku do pisania, które stało w przytulnym pokoju wypełnionym książkami i wieloma obrazami wiszącymi na ścianach. był to pokój pety. Wszystko o czym peta myślał, wyobrażał sobie i zapisywał, wydawało się unosić w powietrzu. ciemne dostojne lasy, słoneczna, po których brodził bocian, nawet  pokład statku płynącego po wzburzonym morzu.
- Cóż za dar posiadam! - Powiedziała stara lampa. - Pragnę aby mnie przetopiono, ale jeszcze nie teraz, dopóki żyją moi opiekunowie. Kochają mnie dla mnie samej. jestem dl nich jak dziecko; dawali mi oliwę i polerowali mnie. Czczą mnie, tak jak - "Zjazd we Wiedniu" - ów szlachetny obraz.
Od tej pory, stara lampa uliczna była już spokojna, bo przecież zasługiwała na to; w końcu była bardzo szacowną starą latarnią uliczna.

Hans Christian Andersen:))