Lanuszka

Lanuszka
Lanuszka

czwartek, 11 lutego 2016

Królowa Śniegu - opowiadanie piąte

Mała rozbójniczka


Jechali przez ciemny las, ale kareta błyszczała jak pochodnia; kuło to rozbójników w oczy, nie mogli tego znieść. 
- Złoto, złoto! - wołali, pchali się na przód, schwycili konie za uzdy, zbili małych forysiów, stangreta i służących, i wyciągnęli Gerdę z karety.
- Jest tłusta, śliczna i karmiona orzechami - powiedziała stara rozbójniczka, która miała długą, sterczącą brodę i brwi opadające na oczy. - Jest taka smaczna jak małe, tłuste jagniątko, to dopiero będzie uczta! - I wyciągnęła nóż, który błysnął tak, że aż ciarki po ciele przeszły.
- Ach! - zawołała nagle stara; jej własna, mała, dzika i nieznośna córeczka, którą niosła na plecach, ugryzła ją w ucho. - Ty przeklęty bachorze! - zawołała matka i nie zdążyła zabić Gerdy. 
- Ona będzie się ze mną bawiła - powiedziała mała rozbójniczka. - Nie mi odda swoją mufkę i śliczną sukienkę, i niech śpi ze mą w łóżku. - I ugryzła matkę parę razy tak, że żona rozbójnika aż skoczyła do góry i zaczęła się kręcić w kółko; wszyscy rozbójnicy śmiali się i mówili: 
- Patrzcie, jak to tańczy ze swoim bachorem!
- Ja chcę siedzieć w karecie - powiedziała mała rozbójniczka. Chciała i musiała postawić na swoim, bo była rozpieszczona i uparta. Usiadła obok Gerdy w karecie i potem pojechała przez pnie i krzaki coraz głębiej w las. Mała rozbójniczka była tak duża jak Gerda, ale silniejsza, o szerszych ramionach i ciemniejszej cerze. Jej oczy był czarne i patrzyły prawie smutno. Objęła ramieniem Gerdę i powiedziała:
- Nie powinni cię zabijać, dopóki się na ciebie nie pogniewam. Jesteś pewnie księżniczką?
- Nie - odrzekła Gerda i opowiedziała jej wszystko, co przeżyła i jak bardzo kocha Kaya. 
Córeczka rozbójników patrzała na nią zupełnie poważnie, pokiwała trochę głową i odezwała się:
-  Nie powinni cię zabijać, nawet gdybym była na ciebie zła; sama to wtedy zrobię! - Otarła Gerdzie oczy i włożyła obie woje ręce do ślicznej mufki, która była bardzo ciepła i miękka. Wtem kareta się zatrzymała; znajdowali się w środku podwórza starego zbójeckiego zamku. Był on pęknięty od góry do dołu. Kruki i wrony wyfruwały z otwartych szczelin, a  wielki buldogi, które wyglądały tak, jakby miały połknąć człowieka, skakały wysoko do góry, ale nie szczekały, bo to było zabronione. 
W wielkiej, starej, zadymionej sali palił się na środku kamiennej podłogi duży ogień, dym wznosiła się aż do sufitu i musiał sobie sam szukać wyjścia. Gotował się duży kocioł z zupą, a na rożnie piekł się zające i króliki.
- Musisz przespać się w tuż obok mnie razem ze wszystkimi moimi zwierzątkami - powiedziała mała rozbójniczka.  
Dano im jeść i pić, i poszły potem w kąt, gdzie leżała słoma i koce. Wysoko na żerdziach i belkach siedziała prawie sto gołębi, które, zdawało się, że śpią, ale gdy obie dziewczynki weszły, poruszyły się trochę.
- Wszystkie są moje - powiedziała mała rozbójniczka i schwyciła prędko jednego z najbliżej siedzących gołębi. Złapała go za nogę i potrząsnęła nim tak, że zatrzepotał skrzydłami. 
- Pocałuj go! - zawołała i uderzyła Gerdę ptakiem w twarz. - Tam siedzą leśne dzikusy - mówiła dalej i pokazała szereg żelaznych prętów, wbitych wysoko w murze na otworem. - Musimy ich pilnować, to są kanalie z lasu, uciekają, gdy tylko nie są dobrze zamknięte, a tutaj stoi mój stary, kochany Ba. - I przyciągnęła za rogi rena. Naokoło szyi miał błyszczący, miedziany pierścień i był przywiązany. - Tego też musimy trzymać na uwięzi, bo inaczej uciekłby. Co wieczór łechcę go moim ostrym nożem, bo się tego bardzo boi. - I dziewczynka wyciągnęła długi nóż ze szpary w murze i przesunęła go po szyi rena. Biedne zwierzę kopała tylnymi nogami, a mała rozbójniczka śmiała się i wyciągnęła Gerdę z łóżka. 
- Czy będziesz miała nóż przy sobie w czasie snu? - spytała Gerda i spojrzała na nóż. 
- Ja zawsze śpię z nożem - powiedziała mała rozbójniczka. - Nigdy nie wiadomo, co może się przytrafić. Ale powtórz jeszcze raz to, co mi opowiadałaś o Kayu i dlaczego poszłaś w daleki świat. - I Gerda opowiedziała od początku, a dzikie gołębie w klatce gruchały, inne gołębie spały. Mała rozbójniczka objęła ramieniem Gerdę za szyję, w drugiej ręce trzymała nóż i zasnęła, tak że było słychać jej oddech. Ale Gerda nie mogła zamknąć oczu, nie wiedziała, czy będzie żyła, czy też umrze. Rozbójnicy siedzieli naokoło ognia, śpiewali i pili, a żona rozbójnika fikała koziołki. O, jakże niemiło był małej dziewczynce na to patrzeć.
Wtem gołębie leśne powiedziały:
- Gurr, grr! Widziałyśmy Kaya. Biała kura niosła saneczki, on siedział w saniach Królowej Śniegu, które uniosły się nad lasem, podczas gdy my siedziałyśmy w naszym gnieździe. Dmuchnęła na nas i prócz nas dwóch umarły wszystkie pisklęta. Grr, grr!
- Co wy tam w górze mówicie? - spytała Gerda - Dokąd pojechała Królowa Śniegu? Czy wiecie coś o tym?   
- Pewnie pojechała do Laponii, bo tam jest zawsze śnieg i lód. Spytaj rena, co stoi na postronku.
- Tam jest lód i śnieg, tam jest dobrze i pięknie - powiedział ren. - Skacze się swobodnie po wielkich, błyszczących dolinach. Królowa Śniegu ma tam swój letni namiot, ale jej stały zamek stoi wysoko nad biegunem północnym, na wyspie, która się nazywa Szpicberg.
- Ach, Kay, kochany Kay - westchnęła Gerda.
- Leż teraz spokojnie - powiedziała mała rozbójniczka - inaczej zakłuję cię nożem.
Rano opowiedziała jej Gerda wszystko, co mówiły dzikie gołębie, a mała rozbójniczka słuchała uważnie, ale potem pokręciła głową i powiedziała:
- Właśnie! Właśnie! Czy wiesz, gdzie leży Laponia? - spytała rena.
- Któż ma lepiej wiedzieć ode mnie? - powiedziało zwierze, a oczy mu zabłysły. - Tam się urodziłem i wyrosłem, tam skakałem po polach.
- Słuchaj no! - powiedziała mała rozbójniczka do Gerdy. - Widzisz, że wszyscy nasi mężczyźni już wyszli, ale matka jest jeszcze tutaj i zostanie. Później, rano, pije zawsze z dużej butelki i ucina sobie drzemkę; wtedy będę mogła coś zrobić dla ciebie. - Wskoczyła z łóżka, rzuciła się mate na szyję, stuknęła ją w brodę i powiedziała: 
- Mój najsłodszy koziołku, dzień dobry! - A matka dała jej szczutka w nos, tak że jej nos poczerwieniał i posiniała, ale to wszystko jedynie z miłości. Kiedy potem matka napiła się z dużej flaszki i ucięła sobie drzemkę, mała rozbójniczka zbliżyła się do rena i powiedziała:
- Miałbym straszną ochotę połechtać cię parę razy ostrym nożem, bo jesteś taki zabawny, ale trudno, odwiążę twój sznur i pomogę ci dostać się do Laponii, tylko nie wolno ci oszczędzać nóg. Musisz zaprowadzić tę dziewczynkę do pałacu Królowej Śniegu, gdzie jest jej towarzysz zabaw. Słyszałeś pewnie to, co ona opowiadała, bo mówiła dość głośno, a ty zawsze podsłuchujesz. 
Ren wysoko podskoczył z radości. Dziewczynka rozbójników podniosła do góry Gerdę i była na tyle przezorna, że ją mocno przywiązała, a nawet dała jej małą poduszeczkę, aby miała na czym siedzieć.
- Właśnie - powiedziała. - Masz z powrotem twoje futrzane trzewiki, bo będzie ci zimno, ale mufkę zatrzymam sobie, bo jest z ładna. Chyba nie zmarzniesz. Masz tu wielkie rękawice mojej matki, sięgają aż do łokcia. Kładź je! Twoje ręce wyglądają teraz jak ręce mojej wstrętnej matki.
A Gerda płakała z radości.
- Nie mogę znieść tego, że beczysz - powiedziała mała rozbójniczka. - Teraz właśnie powinnaś mieć zadowoloną minę. Masz tu dwa bochenki chleba i ser, nie będziesz głodna. - Wszystkie zapasy przywiązano renowi. Mała rozbójniczka otworzyła drzwi i zawołała do środka wszystkie wielkie psy, potem przecięła nożem postronek i powiedziała do rena: 
- Teraz pędź, ale uważaj na dziewczynkę.
A Gerda wyciągnęła ręce w wielkich rękawicach do małej rozbójniczki i powiedziała:
- Do widzenia! - A potem ren puścił się przez krzaki i kamienie, przez wielki las, przez błota i stepy tak prędko, jak tylko mógł. Wilki wyły, a kruki krakały>
- Fut, fut! - dźwięczało w powietrzu. Brzmiało to tak, jakby ktoś pluł czerwonym ogniem.
- To moja stara zorza północna - powiedziała ren. - Patrz, jak błyszczy. 
I potem biegł jeszcze prędzej, coraz dalej, dniem i nocą. Gerda zjadła chleb, ser także i już byli w Laponii. 

Hans Christian Andersen:))      

czwartek, 4 lutego 2016

Królowa Śniegu - opowiadanie czwarte

Książę i księżniczka


Gerda musiała znowu odpocząć. Naprzeciw miejsca gdzie siedziała, sfrunęła na śnieg duża wrona; przyglądała się dziewczynce i kręciła głową. 
- Kra, kra - powiedziała - Dź dobry! Dź dobry!
lepiej nie umiała wypowiedzieć, ale odniosła się życzliwie do dziewczynki i spytała ją, dokąd to idzie taka sama w daleki świat. Słowo "sama" Gerda zrozumiał bardzo dobrze i czuła, ile w tym się zawierało treści, opowiedziała wronie swoje całe życie, wszystko, co przeżyła i spytała, czy nie widziała Kaya. A wrona kiwnęła w zamyśleniu głową i powiedziała:
- To możliwe, to bardzo możliwe, to bardzo możliwe.
- Naprawdę? - pytała Gerda i przytulała wronę tak, że o mało jej nie udusiła.
- Spokojnie, spokojnie - powiedziała wrona. - Myślę, że to mógł być Kay. Ale na pewno zapomniał o tobie przy księżniczce.
- Czy on mieszka u księżniczki? - spytała Gerda.
- Tak, posłuchaj - powiedziała wrona. - Ale będzie mi trudno mówić twoim językiem. Czy rozumiesz wroni język? Byłoby mi łatwiej powiedzieć.
- Nie, nie uczyłam się go - powiedziała Gerda - ale babka zna ten język i język innych ptaków też. Gdybym to ja się go nauczyła.
- Nic nie szkodzi - rzekła wrona. - Opowiem, jak potrafię, ale nie będzie to dobrze opowiedziane! - I zaczęła mówić to, co wiedziała:
- W państwie, w którym teraz jesteśmy, mieszka księżniczka; jest tak niebywale mądra, że przeczytała wszystkie gazety świata, a potem zapomniała to, co przeczytała, taka jest mądra. Teraz siedzi na tronie, ale podobno to wcale nie jest takie przyjemne; więc zaczęła śpiewać taką piosenkę: "Dlaczegoż bym nie miała wyjść za mąż? Naprawdę, to dobra myśl." Tak, postanowiła wyjść za mąż, ale za takiego, który potrafiłby odpowiedzieć na zadawane mu pytania, nie takiego, co tylko stoi i wytwornie wygląda, bo to jest nudne. I księżniczka zawołała wszystkie damy dworu, a kiedy usłyszały, o co chodzi, były bardzo zadowolone. "To się nam nadzwyczajnie podoba - powiedziały - myślałyśmy o tym niedawno." Możesz mi wierzyć, że każde słowo, że każde słowo, które mówię, jest prawdą - dodała wrona. - Mam oswojoną narzeczoną, która wchodzi swobodnie do zamku i ona mi to wszystko opowiedziała!
Narzeczona była naturalnie także wroną, gdyż swój ciągnie do swego, czyli wrona do wrony.
- Tego dnia gazety wyszły z obwódką w kształci serca i z podpisem księżniczki; można w nich było przeczytać, że każdy dobrze prezentujący się młodzieniec może przyjść na zamek i rozmawiać z księżniczką, a ten, który będzie się tam zachowywał jak u siebie w domu i będzie najmądrzej mówił, zostanie mężem księżniczki.
- Tak, tak - powiedziała wrona - wszystko, co mówię, to święta prawda. Więc ludzie ciągnęli gromadnie, był tłok i ścisk, ale nikomu nie poszczęściło się ani pierwszego dnia, ani drugiego. Kiedy wszyscy razem stali na ulicy, rozmawiali swobodnie, ale gdy tylko wchodzili w bramę zamkową, tracili głowy na widok gwardii w srebrze, lokajów w złoci na schodach, wielkich oświetlonych sal; sali przed tronem, na którym siedziała księżniczka i nie umieli nic powiedzieć prócz ostatniego słowa przez nią wymówionego, a jej nie zależało przecież na tym, aby usłyszeć powtórzone własne słowa. Miało się wrażenie, że ci ludzie zażyli tabaki na czczy żołądek i zapadli w sen, dopóki nie znaleźli się znowu na ulicy, gdzie odzyskali mowę. Od bram miast aż do zamku stał długi ogon. Ja sam tam byłem, aby się im przyjrzeć - dodała wrona. - Czuli już głód i pragnienie, ale na zamku nie dostali nawet szklanki wody. Wprawdzie niektórzy mądrzejsi zabrali ze sobą zapasy, ale nie dzielili się ze swym sąsiadem; myśleli sobie: "Niech wygląda na głodomora, to wtedy księżniczka go nie weźmie!"
- A Kay? Mały Kay? - spytała Gerda. - Kiedy on przyszedł? Czy był między nimi wszystkimi?
- Miej cierpliwość! - powiedziała wrona. - Zara do niego dojdziemy. Był to trzeciego dnia, na zamek przyszedł mały chłopiec bez konia i pojazdu. Szedł wesoło, oczy błyszczały mu jak twoje, miał prześliczne długie włosy, ale był ubogo ubrany.
- To był Kay! - cieszyła się Gerda. - Ach, nareszcie go znalazłam! - I klasnęła w ręce.
- Na plecach miał mały tornister - opowiadała wrona.
- Nie, to były pewnie jego sanki - zauważyła Gerda - zniknął z sankami. 
- To możliwe - powiedziała wrona. - Tak dokładnie nie widziałem. Ale wiem od mojej oswojonej narzeczonej, że kiedy przechodził przez zamkowe wrota i zobaczył srebrną gwardię, i lokajów w złocie na schodach, zupełnie się nie zmieszał, skinął do nich głową i mówił: "Jakże to musi być nudne tak stać na schodach, lepiej wejdę do środka."
Sale błyszczały od świateł, radcy i ministrowie chodzili boso i roznosili złote półmiski; nastrój był uroczysty. Buciki tego chłopca skrzypiały okropnie, ale on nic sobie z tego nie robił.
- To na pewno był Kay - zawołała Gerda. - Wiem, że ma nowe buciki; słyszałam w pokoju babci jak skrzypiały. 
- Tak, skrzypiały porządnie - powiedziała wrona. - Chłopie z uradowaną miną poszedł wprost do księżniczki, która siedziała na perle tak wielkiej, jak kołowrotek. Wszystkie damy dworu ze swymi służebnymi i służebne służebnych, i wszyscy marszałkowie dworu ze swymi paziami i służącymi paziów, którzy mieli swoich chłopców na posyłki, wszyscy stali dookoła, a im który stał bliżej drzwi, tym dumniej wyglądał. Twarz pachołka sługi służącego zaledwie można było dostrzec, tak dumnie stał w drzwiach.
- To musiało być dostojne - powiedziała Gerda. - A jednak Kay zdobył księżniczkę?
- Gdybym nie był wroną, zdobyłbym ją również, nie bacząc na to, że jestem zaręczona. On mówił równie dobrze jak ja, kiedy mówię wronim językiem, wiem to od mojej oswojonej narzeczonej. Był swobodny i miły, i wcale nie przyszedł po to, aby starać się o jej rękę, przyszedł jedynie, aby posłuchać mądrości księżniczki; spodobała mu się i on jej spodobał się także!
- Tak, to był na pewno Kay - powiedziała Gerda. - Był taki mądry, że potrafiła rachować z pamięci i to z ułamkami. Ach, czy zaprowadzisz mnie na zamek? 
- To łatwo powiedzieć - odrzekła wrona - ale jak to zrobimy? Pomówię o tym z moją narzeczoną; na pewno nam poradzi; bo muszę ci powiedzieć, że takiej małej dziewczynki jak ty nie przepuszczą nigdy do pałacu. 
- A jednak się tam dostanę - powiedziała Gerda. - Gdy Kay usłyszy, że ja tu jestem, zaraz przyjdzie i zabierze mnie. 
- Czekaj na mnie przy sztachetkach - powiedziała wrona, kiwnęła głową i odleciała.
Dopiero kiedy nadszedł wieczór, wrona wróciła.
- Kra, kra! - powiedziała. - Dużo pozdrowień od mojej narzeczonej, a oto bułeczka dla ciebie, wziąłem ja z kuchni, tam jest dość chleba, a ty jesteś na pewno głodna. To zupełnie niemożliwe, abyś weszła do pałacu, jesteś przecież bosa; srebrna gwardia i lokaje w złocie nie pozwolą na to, ale nie płacz, jakoś wejdziemy. Moje narzeczona zna pewne tylne schody, prowadzące do sypialnych pokojów i wie, gdzie można znaleźć klucze. 
Weszli więc do ogrodu, w wielką aleję, gdzie z drzew spadały liście; kiedy w pałacu jedne za drugimi pogasły światła, wrona zaprowadziła Gerdę do tylnych drzwi, które były uchylone. 
O, jakże biło serce Gerdy z niepewności i tęsknoty. Zupełnie tak, jakby chciała zrobić coś niewłaściwego, a przecież pragnęła tylko wiedzieć, czy tu jest Kay: tak, musi tam być; myślała z takim przejęciem o jego mądrych oczach, o jego długich włosach, widziała wyraźnie jego uśmiech, kiedy siedział z nią w domu pod różami. Ucieszy się na pewno, gdy ją zobaczy i usłyszy, jaką długą drogę odbyła do niego, kiedy się dowie, jak martwili się, gdy on nie wrócił. 
O, jakie niepokoiła i cieszyła zarazem.
 Oto weszli już na schody; na szafie paliła się mała lampka; pośrodku na podłodze stała oswojona wrona, kręciła głową na wszystkie strony i patrzyła na Gerdę, która dygnęła tak, jak ją uczyła babcia. 
- Mój narzeczony opowiadał mi tyle dobrego o pani, miła panieneczko - powiedziała oswojona wrona. - Dzieje pani życia, jak to mówią, są również bardzo wzruszające. Niech pani weźmie lampę. Wtedy ja pójdę przodem. Gdy pójdziemy prosto przed siebie, to nie spotkamy nikogo.
- Wydaje mi się, że ktoś idzie tuż za nami - powiedziała Gerda. 
Rzeczywiście coś obok zaszeleściło, zupełnie jakby cienie prześlizgiwały się po ścianie, konie o rozwichrzonych grzywach i smukłych nogach, myśliwi, panowie i damy na koniach. 
- To są tylko sny - powiedziała wrona - przychodzą i zapraszają myśli księżniczki i księcia na polowanie. To dobrze, bo potem może mi się pani w łóżku lepiej przyjrzeć. Ale spodziewam się, że kiedy dojdzie do zaszczytów i godności, okaże mi pani wdzięczność. 
- To się samo przez się rozumie - wtrąciła się druga wrona. Weszli do pierwszej sypialni o ścianach z różowego atłasu w kwiaty; obok nich zaszeleściły sny, ale przeleciały tak prędko, że Gerda nie zdążyła obejrzeć tego czcigodnego towarzystwa. Jedna sala była wspanialsza od drugiej; było tam co podziwiać. Wreszcie znaleźli się w sypialni. Sufit przypominał wielką palmę, o liściach ze szkła z kosztownego szkła, a pośrodku pokoju o grubym sznurze ze złota wisiały dwa łóżka, każde wyglądało jak lilia; jedno było białe, leżała na nim księżniczka, drugie było czerwone i tak Gerda miała szukać Kaya. Uchyliła jeden czerwony płatek i zobaczyła brązową szyję. Tak, to był Kay. krzyknęła głośno jego imię, trzymając lampę tuż nad nim - sny znowu wtargnęły konno do pokoju, książę obudził się, odwrócił głowę i - to nie był Kay.
Miał tylko do niego podobny kark - był młody i piękny. Z łóżka, które wyglądało ja biała lilia, wyjrzała księżniczka i spytała, co się stało. Wtedy Gerda zapłakała i opowiedziała całą swoją historię i wszystko, co zrobiły dla niej wrony.
- Kochan dziewczynka - powiedzieli książę i księżniczka, a potem pochwalili wrony, zapewnili je, że nie gniewają się wcale, ale żeby tego częściej nie robiły. Tym razem zostanę wynagrodzone.
- Czy chcecie latać na wolności - zapytała księżniczka - czy wolicie mieć stałe miejsce jako dworskie wrony i korzystać ze wszystkich resztek z kuchni?
Obie wrony dygnęły nisko i poprosiły o stałe miejsce; myślały o starości i powiedziały:
- To dobrze, kiedy człowiek - tak powiedziały - ma pokój na stare lata.
Książę wstał z łóżka i ustąpił je Gerdzie, taki był dla niej dobry. Dziewczynka splotła swoje rączki i myślała: "I ludzie, i zwierzęta są dobrzy" - a potem zamknęła oczy i zasnęła słodko. Przyleciały znowu wszystkie sny w postaci aniołów, przyniosły małe sanki, na których siedział Kay i kiwał na nią; ale to był tylko sen i dlatego znikł, gdy tylko się obudziła.
Na drugi dzień ubrano ją od stóp do głów w jedwab i aksamit. Pozwolono jej zostać w pałacu i spędzić przyjemnie czas, ale Gerda prosiła żeby jej dali tylko wózek z koniem i parę trzewików, bo chciała znowu jechać w daleki świat odszukać Kaya.
 Dostała i buciki, i mufkę; ubrano ją ślicznie, a kiedy maiła jechać, czekała na nią przed bramą kareta z czystego złota, herb księcia i księżniczki błyszczał na drzwiach jak gwiazda, stangret, służba i forysie , gdyż byli tam także forysie; mieli złote korony na głowach. Książę i księżniczka sami pomagali jej wsiąść do karety i życzyli szczęścia. Leśna wrona, która właśnie pobrała się z oswojoną, odprowadziła Gerdę o trzy mile; siedział obok niej, bo nie nosiła jazdy tyłem do konia. Druga wrona stała we wrotach i biła skrzydłami, nie odprowadzała Gerdy, bo cierpiała na bóle głowy, od czasu kiedy miała stałe miejsce i przejadała się. Kareta wysadzana była w środku obarzankiem z cukru , a siedzenie napchane było owocami i piernikami.
- Żegnaj! Żegnaj! - wołali książę i księżniczka, a Gerda dziękowała i wołała także. Tak przeszła pierwsza mila podróży. Potem i wrona musiała się pożegnać i to było długie rozstanie. Pofrunęła na drzewo i trzepotała czarnymi skrzydłami , dopóki kareta, błyszcząca jak jasny promień słońca, nie zniknęła jej z oczu. 

Hans Christian Andersen:))