Lanuszka

Lanuszka
Lanuszka

środa, 16 maja 2012

Żelazany Laczy


Na Węgrzech panował kiedyś król, który miał trzech synów trzy córki. Najmłodszego wszyscy nazywali Żelazny Laczy. Laczy to po węgiersku Władek. A “żelaznym"nazywali Władka dlatego, ponieważ z figlów nieraz innym dokuczał jak ostra igiełka. Wracając ze szkoły Żelazny Laczy spotkał kiedyś staruszkę, która niosła jaja w
koszyku. Psotny królewicz umyślnie potrącił jej koszyk, tak że jajka wypadły na ziemię i potłukły się. Rozgniewana staruszka zawołała:
Za karę niech ci się spełni pierwsze życzenie, które wypowiesz!
I zniknęła razem z koszykiem i potłuczonymi jajami. Kiedy Laczy wrócił do domu, jego trzy siostry bawiły się w piłkę na podwórzu zamkowym. Zawołały:
Żelazny Laczy, pobaw się z nami!
Po cichu umówiły się przedtem, że go zbiją porządnie tą piłką za psoty, którymi im dokuczał.Były bardzo zręczne, więc kiedy zaczęła się zabawa, Żelazny Laczy raz po raz
dostawał piłką. Domyślił się zmowy i wpadł w taki gniew, że zawołał:
Bodaj was wszystkie trzy ziemia pochłonęła! Ledwo wymówił te straszne słowa, ziemia się rozstąpiła,, królewny zapadły się w głąb i ziemia zamknęła się nad nimi. Zrozpaczony król kazał rozkopać całe podwórze — nic nie pomogło. Najstarszy z królewiczów przyszedł do ojca i poprosił:
Ojcze, pozwól mi wyruszyć na poszukiwanie moich sióstr, może mi się uda je odnaleźć i przyprowadzić.
Król się zgodził. Królewicz poszedł w świat i nie wrócił.
Kiedy dorósł drugi syn królewski, wyruszył także po siostry i przepadł jak jego starszy brat. Wreszcie dorósł najmłodszy. Był teraz wcale niepodobny do dawnego, dokuczliwego chłopaka. Zrobił się łagodny i dobry dla wszystkich. Tylko mocny był jak żelazo i jak ono wytrwały, więc nazywano go nadal “Żelazny Laczy". Pewnego dnia upadł na kolana przed ojcowskim tronem i powiedział :
Ojcze, to ja jestem winien, że spotkał cię taki ból. Pozwól, że pójdę szukać moich sióstr i braci. Albo wrócę z nimi, albo wcale nie wrócę.
Ojciec ucieszył się, że syn mówi jak prawdziwy rycerz, i zgodził się, chociaż, ogarnął go smutek, że może stracić ostatnie dziecko. Żelazny Laczy wędrował cały dzień i nad wieczorem spotkał w lesie staruszkę, która z
trudem starała się unieść z ziemi dużą wiązkę drzewa. Królewicz przypomniał sobie, jak to kiedyś podobnej staruszce potłukł jajka. Żal mu się zrobiło, więc podniósł drwa i włożył je kobiecie na ramiona. Staruszka spojrzała na niego życzliwie i powiedziała:
Odwdzięczę ci się.
Tupnęła nogą, ziemia się otworzyła i Żelazny Laczy ujrzał u swoich stóp sporą, okutą skrzynię. Staruszka powiedziała:
Połóż się do skrzyni, ona cię zawiezie pod ziemią tam, gdzie mieszka twoja siostra w księżycowej sukience. Królewicz zrobił, jak rozkazała. A wtedy skrzynia zapadła się jeszcze głębiej. Ziemia zamknęła się nad nią i skrzynia uniosła królewicza daleko, da-le-ko! Wreszcie zatrzymała się, wieko samo się otworzyło i "Żelazny Laczy wyskoczył. Patrzy— a tu stoi przed nim srebrny zamek. U stóp zamku płynie rzeka, przez rzekę prowadzi most. Ale ten most był zrobiony z brzytew. Noże brzytew poruszały się bez ustanku, tak że pokrajałyby każdego, kto by się odważył wejść na most.
Jakże tędy przejdę? — zafrasował się królewicz. Skrzynia powiedziała:
Zaniosę cię do zamku. Ale jak stamtąd wyjdziesz, to już twoja sprawa.
Żelazny Laczy położył się z powrotem do skrzyni i skrzynia przeniosła go pod rzeką. Królewicz pięknie jej podziękował. Poprosił, żeby pozdrowiła od niego dobrą staruszkę i
poszedł po schodach na górę. Ledwo wszedł do zamku, spotkał swoją siostrę. Tak się ucieszył, że z radości nie
wiedział, jak ją przywitać. Ale ona przestraszyła się okropnie i zawołała:
Braciszku mój kochany, jakżeś się tu dostał, gdzie nawet ptaki nie dolatują? Uciekaj natychmiast, bo to jest zamek smoka o sześciu głowach, on cię zabije. Żelazny Laczy powiedział:
Będę się bił ze smokiem. Pokaż mi tylko, gdzie jest jego zbrojownia, żebym sobie wybrał odpowiednią broń.
Pobiegli szybko do zbrojowni. Żelazny Laczy wybrał sobie olbrzymi miecz. Znalazł też flaszeczkę z napisem: “Smocza Siła". Odkorkował ją, przytknął do ust i wypił ognisty napój do dna. Wtem usłyszał straszliwy huk. Przerażona królewna zawołała:
To wraca smok! Kiedy jest już tylko o dziesięć mil od zamku, ciska swoim buzdyganem we wrota, a one otwierają się z trzaskiem. Ledwo to powiedziała, stanął przed nimi smok i ryknął ze złością:
Czego tu chcesz, człowieku?
Chcę z tobą walczyć — odpowiedział Żelazny Laczy.
Muszę się najpierw przekonać, czy jesteś godzien zmierzyć się ze mną — ryknął smoki rozkazał królewnie: — Przynieś kamienny bochenek i drewniany nóż!
Kiedy je przyniosła, smok odkrajał kawałek z brzegu, potem podał nóż i bochenek królewiczowi. Ten przekrajał bochenek przez środek. Smok popatrzył na niego z uznaniem i oświadczył:
Będę się z tobą bił.
Weszli na żelazne klepisko.
Żelazny Laczy chwycił smoka wpół i obalił go na klepisko, aż ten zapadł się po kolana. Smok wyskoczył i tak się zamachnął, że wbił królewicza w żelazne klepisko aż po pas. Królewicz wyrwał się i znów pochwycił smoka. Tym razem tak mocno nim trzepnął, że smok zapadł się aż po szyje. Wtedy Żelazny Laczy wyrwał miecz z pochwy, zamachnął się i uciął od razu wszystkie sześć łbów potwora.
Nie ma już smoka! — zawołała królewna. — Ale jak przejdziemy przez most?
Nie troszcz się o to, dam sobie radę — powiedział brat.
Wykopał smoka z ziemi, ściągnął z niego skórę i zarzucił ją na most. Skóra smocza była taka gruba i mocna, że zanim brzytwy ją pocięły, brat i siostra byli już na drugim brzegu rzeki. Tam czekała na nich staruszka. Wzięła królewnę za rękę i powiedziała:
Zaprowadzę cię do twojego ojca. A ty, Laczy, idź do mego brata kowala. On ci pomoże wybawić siostrę w słonecznej sukience.
Królewicz poszedł dalej i trafił do kuźni. Kuźnia była zbudowana ze stali, kowal też był stalowy.
Dzień dobry, Laczy — przywitał go kowal od progu. — Ludzie powiadają, że jesteś żelazny, ale tego dla dalszej walki nie dość. Ja cię zahartuję na stal.
Rozgrzał królewicza w ogniu, wykąpał w beczce z zimną wodą i Laczy zrobił się twardy jak stal. Podziękował stalowemu kowalowi i pełen otuchy ruszył dalej.
Z daleka błyszczał w słońcu złoty zamek. Kiedy Laczy zbliżył się do niego, zobaczył, że zamek stoi na kaczych nogach i wciąż się na nich posuwa z miejsca na miejsce. Chwycił go
za jedną nogę i zamek musiał stanąć. Wszedł do zamku. Na jego spotkanie wypełznął smok o dziewięciu głowach i ryknął jeszcze straszniejszym głosem niż pierwszy:
Mocarny z ciebie chłop, kiedyś mi zamek zatrzymał! Będę się z tobą bił. Ty bądź obręczą żelazną, a ja papierową i potoczymy się na siebie.
O, nie — odpowiedział Laczy — ja chcę być papierową obręczą, a ty bądź żelazną.
Tak się stało. Obręcze potoczyły się ku sobie, ale żelazna. obręcz zaraz się przewróciła i wypadł z niej gwóźdź. Ten gwóźdź to był łeb smoka. Zostało mu jeszcze osiem łbów.
Zamieńmy się w płomienie i walczmy dalej — ryknął smok. — Ty bądź czerwonym płomieniem, a ja będę niebieskim.
Nie — odpowiedział Laczy — to ty bądź czerwonym płomieniem, a ja będę niebieskim.
Tak się stało. Kiedy płomienie rzuciły się na siebie, przelatywał nad nimi właśnie kruk morski.
Kruku — zawył smok — spuść choć jedną kroplę wody na niebieski płomień i zgaś go, a ja ci za to dam jedną głowę. Kiedy Laczy to usłyszał, rozgniewał się i zawołał:
Kruku, spuść choć jedną kroplę na czerwony płomień i zgaś go, a dam ci za to dziewięć głów!
Kruk morski zrobił tak, jak chciał Laczy. Czerwony płomień natychmiast zagasł. Królewicz oddał krukowi wszystkie łby smoka. Sam zabrał siostrę w słonecznej sukience i zaprowadził do stalowego kowala, a ten obiecał odwieźć ją do króla. Laczy poszedł tymczasem na poszukiwanie trzeciej siostry i braci. Wiele dni wędrował, aż doszedł do stogu siana, który palił się wielkim płomieniem. W stogu była żmija.


Żmija syknęła żałośnie:
Pomóż mi!
Laczy zbliżył się do stogu i wetknął swój miecz w płomienie. Żmija okręciła się dokoła niego i Laczy ją wyciągnął. Żmija powiedziała.
Jestem córką króla wężów. Przyjdź do naszego pałacu. Mój ojciec wynagrodzi cię za uratowanie mi życia. Królewicz pomyślał, że może król wężów pomoże mu odnaleźć rodzeństwo, więc poszedł za żmiją. Kiedy stanęli u wrót pałacu, żmija ostrzegła go:
Jeżeli mój ojciec pozwoli ci wybierać, weź najgorszego konia, najbardziej zardzewiały miecz i najbrudniejszą koszulę. Zobaczysz, że tego nie pożałujesz. Powiedziawszy te słowa zaprowadziła go do swego ojca i opowiedziała królowi wężów, jak obcy młodzieniec ją uratował. Wdzięczny król chciał obdarować królewicza złotem, srebrem i różnymi czarodziejskimi przedmiotami, ale ten powiedział:
Nie potrzebuję tego wszystkiego. Podaruj mi, królu, najgorszego konia, najbardziej zardzewiały miecz i najbrudniejszą koszulę, jakie są w twoim pałacu. Król wężów zawahał się na chwilę, wreszcie syknął:
To z pewnością rada mojej córki. Ale niech tak będzie, niczego ci nie pożałuję.
Córka króla wężów szepnęła:
Dobrze zrobiłeś, żeś mnie posłuchał. Ten wierzchowiec to jest Tatos, koń czarodziejski, który umie mówić. Ten miecz zwycięża każdego nieprzyjaciela, dopóki go ktoś nie oczyści z rdzy. A kto włoży tę koszulę, tego nic nie zrani, póki koszula nie dotknie wody. Użyj tych darów mądrze, a dojdziesz do celu. Laczy ubrał się w brudną koszule, przypasał zardzewiały miecz, wskoczył na Tatosa i ruszył w dalszą drogę. Kiedy dojechał do zamku smoka o dwunastu głowach, potwora nie było w domu. Królewna w gwiaździstej sukience poznała brata i płacząc rzuciła mu się na szyję.
Ach, uciekaj, braciszku — zawołała — bo inaczej zginiesz jak nasi dwaj bracia!
Patrz, jaki straszny jest ich los. Wiszą obaj w kominie wędzarni, a ja muszę co dzień wędzić ich w dymie.
Mój miecz was uwolni — powiedział Żelazny Laczy.
Nie, żadna siła nas nie ocali — jęknęła królewna. — Żona smoka jest czarownicą. Wypowiedziała nad nami takie straszne zaklęcie, że gdyby nawet ktoś zabił smoka, i tak
zginęlibyśmy na wieki. Musisz nas wykupić, to jedyny sposób. Ale czym? Smok ma największe bogactwa, jakie pomyśleć można.
Wykupię was — obiecał Laczy.
Wtem na wspaniałym wozie wjechał do zamku smok ze swoją żoną. Ledwo wysiadł, podszedł do niego Żelazny Laczy i powiedział :
Panie, sprzedaj mi królewnę w gwiaździstej sukience i obu jej braci.
Żona smoka nie czekała, co odpowie jej mąż, tylko zawołała:
Jesteś Żelazny Laczy! Daj nam zaraz miecz, co wisiał u twego boku, i oddaj swoją koszulę, a wtedy dostaniesz to, o co prosisz.
Cennych rzeczy żądacie — odpowiedział Laczy — ale nie jest to za wysoka cena za moje rodzeństwo.
Zaledwie smok o dwunastu głowach dostał w swoje pazury koszulę i miecz, roześmiał
się i ryknął:
Głupcze, pozbyłeś się tego, co mogło cię bronić! Teraz musisz umrzeć.
Pozwól mi przynajmniej pożegnać się z moim koniem — poprosił królewicz.
Smok zgodził się i Laczy poszedł po radę do Tatosa, którego znalazł w stajni.
Czy wiesz, co się stało? — zapytał.
Wiem — odpowiedział koń. — Smok jest niemądry. Powinien był zażądać, żebyś mu oddał mnie, a tak to mogę ci jeszcze pomóc. Powiedz mu, żeby cię po śmierciuwiązał na moim grzbiecie. O wszystko inne sam się postaram.
Smok zgodził się. Zabił królewicza i poszarpał go na drobne kawałki, może było tych kawałków sto, a może i więcej. Obwinął je w chustę i uwiązał koniowi na grzbiecie. Koń popędził jak burza do pałacu króla wężów. Król wężów usłyszał z daleka tętent kopyt i szum jakby zbliżającej się wichury. Powiedział do córki:
Widać przytrafiło się jakieś nieszczęście królewiczowi, bo Tatos wraca i jest bardzo zły.
Król wężów kazał rozpalić przed bramą pałacu wielkie ognisko. Tatos przyskoczył do ogniska i połknął płomienie, żeby ostudziły jego wzburzenie. Wtedy dopiero wbiegł na
podwórze, stanął i zarżał:
Przywożę mego pana, poszarpanego na sztuki.
Król wężów natychmiast wziął się do roboty. Poskładał starannie kawałki ciała
królewicza tak, jak leżały za życia i rozesłał węże na poszukiwanie ziół, potem wygotował te
zioła i wywarem obmył zabitego. Żelazny Laczy przebudził się. Był siedem razy piękniejszy niż przedtem. Tylko okazało się, że kiedy Tatos z nim galopował, jeden kawałek wypadł z zawiniątka — a było to prawe
ramię zabitego. Cóż by był wart rycerz bez prawego ramienia? Ale król wężów zaraz wprawił mu nowe ramię ze złota i kości słoniowej. Laczy wyruszył po raz drugi na ratunek siostry i braci. Kiedy był już blisko zamku smoka o dwunastu głowach, Tatos zamienił go w konia i koń-Laczy wbiegł na podwórzec zamkowy. Żona smoka domyśliła się zaraz jakichś czarów, ale nie poznała w tym koniu
królewicza. Zawołała męża i zaczęła się naprzykrzać:
Ach, och, z pewnością umrę, jeżeli nie zjem wątroby tego konia.
Smok skinął ogonem i słudzy jego natychmiast pochwycili konia, żeby go zabić. Przechodziła właśnie obok królewna w gwiaździstej sukience i zawołała:
Jakże mi cię żal, biedaku! Jaka szkoda, że cię mają zabić.
Jeżeli naprawdę litujesz się nade mną — zarżał koń — to zbierz ziemię, na którą padną pierwsze dwie krople mojej krwi i rzuć tę ziemię do ogrodu smoka. Królewna zrobiła to, o co prosił. Przez noc wyrosła w ogrodzie smoka jabłoń ze złotymi jabłkami.
Kiedy żona smoka ją zobaczyła, znowu zaczęła się napierać:
Ach, och, z pewnością umrę, jeżeli mi nie ugotują śniadania na ogniu z drzewa tej jabłonki.
Smok skinął ogonem i natychmiast słudzy jego pobiegli po siekiery, żeby zrąbać jabłoń. Królewna w gwiaździstej sukience przechodziła tamtędy i zawołała :
Biedna jabłonko, jakże mi cię żal! Jaka szkoda, że mają cię zrąbać.
Jeżeli naprawdę litujesz się nade mną — zaszumiała jabłoń — to podnieś dwie pierwsze drzazgi, które upadną spod siekiery, i wrzuć je do stawu smoka.
Królewna zrobiła to, o co prosiła jabłoń. Następnego rana pływała w stawie śliczna złota rybka.


Żona smoka zaraz ją wypatrzyła. Pobiegła do męża i dalejże nudzić:
Ach, och, z pewnością umrę, jeżeli nie będę miała tej rybki w moim pokoju.
Smok chętnie byłby jej dogodził, ale nikt nie mógł złowić rybki, tak zwinnie uciekała. Smok pływał ze wszystkich najlepiej, więc postanowił sam ją złowić. Odpasał zardzewiały miecz, żeby mu nie zawadzał. Zdjął brudną koszulę, żeby nie dotknęła wody. Złożył je na brzegu i wszedł do stawu. Złota rybka natychmiast wyskoczyła na ląd. Otrząsnęła się z wody — i zamiast niej stanął Żelazny Laczy. W jednej chwili zarzucił na siebie koszulę, wyciągnął miecz z pochwy. Żona smoka poznała go i ze strachu uciekła na miotle. Smok także go poznał. Przypomniało mu się,że kiedy Laczy miał być zabity, wtedy poprosił, żeby go przywiązano do jego konia. ,,Widać to pomaga, przecież królewicz żyje", pomyślał smok. Bał się, że przyszła teraz jego ostatnia godzina, więc poprosił:
Ja ciebie przywiązałem do twojego konia, to teraz ty mnie przywiąż do mojego, jeżeli mnie zabijesz — poprosił.
Laczy jednym ciosem miecza odrąbał dwanaście łbów potwora, a cielsko uwiązał na grzbiecie olbrzymiego konia, który stał w stajni smoka. Koń wybiegł z zamku i nie wrócił już nigdy. Żelazny Laczy co prędzej uwolnił braci z wędzarni. Uschli tam i sczernieli od dymu, ale żyli jeszcze. Zawiózł ich do króla wężów; pojechała także z nimi ich siostra,królewna w gwiaździstej sukience. Laczy bardzo się zdziwił, kiedy zobaczył, że obok króla wężów siedzi prześliczna panienka z gwiazdką na czole. Król wężów uśmiechnął się i powiedział: 
To jest moja córka, którą uratowałeś z płomieni.
Król wężów uzdrowił obu braci, a Żelazny Laczy ożenił się z jego córką i żyli z sobą szczęśliwie. Może nawet żyją jeszcze — jeżeli nie pomarli.

Bajka węgierska:))

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz