Kiedy
przyszła wiosna i lody spłynęły, młody lisek pomyślał jak by to zrobić, żeby
zjeść świeżą rybkę.
Wtem patrzy:
strumieniem płynie belka, a na niej siedzą dwie mewy.
- Co wy tam
robicie? - zapytał lisek.
- Łowimy
ryby.
- Weźcie
mnie z sobą.
- To skacz!
Lisek
skoczył. Belka się obróciła, mewy poleciały, a lisek wpadł do wody. Strumień
płynął do morza i poniósł liska z sobą.
Płynie lisek
po morzu, rozgląda się - nic, tylko woda do koła.
- No, moje
łapy, wiosłujcie - mówi odważnie. - A ty ogonie, steruj.
Płynie lisek
jak łódka, łapy wodę zgarniają, ogon kręci się to w tę stronę, to w tamtą. Ale
steruje na pełne morze, bo lis zapomniał ogonowi powiedzieć, żeby skierował go do
brzegu.
Rozgląda się
lis, a ziemi wciąż nie widać. Wypłynął na środek morza i wcale nie wie, co
dalej. Wtem patrzy: zbliża się foka.
- Gdzie żeś
ty zapłynął? - pyta foka. - Chyba zabłądziłeś na morzu.
- Tak sobie
pływam - mówi lis. - Ale zmęczyłem się już. Może mnie
podwieziesz do brzegu? Jesteś taka duża, to ci nie będzie ciężko.
- Kiedy mi
nie po drodze, spieszę się w inną stronę. Płyń sam.
Popatrzył
zmęczony lisek na około, nigdzie żywego stworzenia, tylko ta foka nieżyczliwa.
A on tak nie chciał utonąć!
Foka
zapytała:
- Czego się
rozglądasz?
- Chciałem zobaczyć,
czy nikt inny tu nie pływa, tylko ty jedna. Widać morskie zwierzęta
wyginęły.
- Nieprawda!
- zawołała foka obrażona. - Pełno nas w morzu, fok i morsów, i wielorybów,
tylko nas nie widać, bo pływamy głębiej albo gdzieś daleko. Z pewnością nas jest
więcej niż lisów.
- Naprawdę?
Nie wierzę, póki sam nie zobaczę. Płynę tyle czasu, byłbym kogoś spotkał, ktoś
by mi pomógł.
- Jak nie
wierzysz, to ci pokażę i sam nas policzysz.
- Dobrze -
zgodził się lisek. - zawołaj wszystkie morskie zwierzęta z tej okolicy niech
się ustawią rzędem na brzegu.
Foka dała
nurka i po chwili wypłynęło nieprzeliczone mnóstwo morsów z wielkimi kłami,
fok, olbrzymich wielorybów. Wszystkie ustawiły się szeregiem, a lisek pobiegł
po ich grzbietach jak po moście i liczył:
- Jedna foka,
dwie foki, trzy foki... Jeden mors, dwa morsy, trzy morsy... Jeden wieloryb,
dwa wieloryby, trzy wieloryby...
Tak dobiegł
do brzegu. Wyskoczył na ląd, prychnął, otrząsł się z wody i zawołał do tej
foki, która nie chciała go przenieść:
- Prawdę
powiedziałaś! Dużo was tu w morzu mieszka i dużo macie czasu, kiedy mogłyście
zrobić taki duży most. Tylko jak ktoś potrzebuje pomocy, to albo nikogo nie ma,
albo mu nie po drodze.
Zdjął
kożuszek i rozłożył na kamieniu, a ogon zawiesił na krzaku, żeby prędzej wysechł.
Bajka
ałtajska :))
ze zbioru "Bajarka"
ze zbioru "Bajarka"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz