Lanuszka

Lanuszka
Lanuszka

środa, 9 maja 2012

O droździe pustelniku

Dawno, dawno temu, kiedy w kanadyjskich borach mieszkali tylko czerwonoskórzy Indianie i nie było tam jeszcze białych ludzi, zebrały się ptaki na wiec wokół Drzewa Wielkiej Rady. Zleciały się wszystkie, od największych do najmniejszych.


Orzeł usiadł na szczycie Drzewa Wielkiej Rady i powiedział: 
- Ludzie o miedzianej skórze są bardzo mężni, ale życie w puszczy jest czasem za ciężkie. Skarżą się, że serca słabną im w piersi, bo nie śpiewamy dość pięknie, żeby im dodać odwagi. Proszą nas o nową, piękną pieśń. Radźcie, jak ją zdobyć.
Ptaki popatrzyły po sobie. Słyszały, że najpiękniejszą pieśń słychać pod samym niebem, nad obłokami, dookoła siedziby Wielkiego Ducha. Ale to jest bardzo daleko i bardzo wysoko, na końcu podniebnego szlaku. jak przenieść tę pieśń na ziemię?
- To niemożliwe - wołały. - Nikt tam nie doleci. Skrzydła nam pomdleją 
i spadniemy. Ten, kto się na to odważy, może się nawet zabić.
Na jednej gałęzi siedział ptaszek z gatunku drozdów. Umiał śpiewać bardzo ładnie. Czuł, że mógłby nauczyć się tamtej pieśni i potrafiłby ją powtórzyć.


"Ach, gdybym ją usłyszał choć raz", myślał, " nie zapomniałbym jej nigdy. Przyniósłbym tę pieśń na ziemię i zaśpiewałbym ją ludziom. Byłaby ze wszystkich najpiękniejsza. Chwalono by mnie i stałbym się najsławniejszym śpiewakiem świata. Ale mam za małe  i za słabe skrzydła".
- Czy nikt się nie odważy? - zapytał orzeł. - Czy nie czujecie dość sił na to, śpiewacy leśni?
Ptaki milczały.
- Kiedy tak, to ja spróbuję - oświadczył orzeł. - Trudno mi będzie nauczyć się pieśni, bo nie jestem śpiewakiem i nie mam pięknego głosu. Ale mam skrzydła najmocniejsze z was wszystkich, więc jeżeli wy nie możecie, powinienem polecieć.
Zaczął gotować się do lotu. 
Zabiło serce drozda. Tak bardzo chciał nauczyć się pierwszy niezwykłej pieśni 
i stać się najsławniejszym śpiewakiem świata. Nikt nie zauważył, kiedy cichutko z gałęzi na gałąź, drozd przefruną aż na wierzchołek Drzewa Wielkiej Rady. Skoczył na grzbiet orła i schował się w jego piórach. Orzeł rozpostarł skrzydła 
i uniósł się ponad las, ponad nory zwierząt, ponad dziuple i gniazda ptaków, ponad rzeki pełne ryb i ponad wigwamy Indian. Przebił obłoki i leciał ku słońcu. Nie wiedział, że wśród jego piór skulił się maleńki drozd.
Orzeł wzlatywał coraz wyżej i wyżej szlakiem niebieskim. Słońce oślepiało mu oczy, które zwykle widziały tak daleko. Nie dostrzegł już ziemi, a szlak niebieski nie kończył się jeszcze. Coraz wolniej i wolniej uderzał o powietrze potężne jego skrzydła. Bolało każde ścięgno. czuł, że omdlewa  i za chwilę spadnie na ziemię, ale postanowił walczyć do ostatka.
Wreszcie siły go opuściły. Wytężył wzrok i zamajaczyły nad nim  jasne wrota siedziby Wielkiego Ducha. Poderwał się raz jeszcze, ale na próżno. nie mógł już wzlecieć wyżej - zaczął spadać.
wtem spośród orlich piór wyskoczył mały drozd. Strzepnął skrzydełka, wesoły, nie zmęczony i wzleciał niebieskim szlakiem.  
Droga nie była już daleka. Wzbił się prosto w górę, aż zbliżył się do wrót 
i doleciała go pieśń.
Była wspaniała a słodka. Drozd trzepotał skrzydełkami i słuchał. Szczebiotał, gwizdał, śpiewał powtarzał nutę za nutą, aż poczuł, że zapamięta.
Bał się, że opadnie za wcześnie, ale udało mu się wytrzymać do końca. Przecież odpoczywał przedtem cały czas na grzbiecie orła.
Potem zaczął opadać. Powtarzał sobie pieśń i chwilami aż przymykał oczka 
z zachwytu.
Był coraz bliżej ziemi. Serce biło mu z dumy. nie mógł doczekać się chwili, kiedy zaśpiewa wszystkim pieśń, której oprócz niego nie umie nikt na ziemi.
Spadał, spadał, wreszcie ujrzał pod sobą las  i zgromadzone ptaki.
Na szczycie Drzewa Wielkiej rady siedział orzeł. Zwiesił głowę i opuścił skrzydła.
Drozd usiadł na gałązce pod samym wierzchołkiem, dumny i szczęśliwy. Już, już chciał pochwalić się pieśnią i miał nadzieję, że obwołają go najpierwszym śpiewakiem świata, kiedy odezwał się orzeł: 
- Nie udało mi się dolecieć - powiedział z żalem. - Nie dosięgłem siedziby Wielkiego Ducha. Nie przyniosłem ludziom pieśni.
Drozd przypomniał sobie wszystko i zrozumiał.
To prawda, że jemu, maleńkiemu drozdowi, udało się dolecieć i przynieść pieśń. ale gdyby orzeł nie był zaniósł go tak wysoko on sam by nie doleciał. Zawstydził się, że był taki dumny z siebie. 
"Nauczyłem się najpiękniejszej pieśni, więc będę ją śpiewał, bo jest ludziom potrzebna i ucieszy cały świat. Ale nie chcę, żeby mnie za to chwalono", postanowił drozd.
Odleciał cicho. Skrył się w gęstwinie i tam zaczął śpiewać. Słuchają go odtąd 
z zachwytem ptaki i zwierzęta. Serca ludzi radują się i nabierają odwagi.
Ale śpiewak nikt nie widzi i dlatego mieszkańcy Kanady nazywają go drozdem pustelnikiem.

Bajka indiańska:))

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz