Żyła sobie kiedyś
para Żydów staruszków, którzy się martwili, że nie mają
dzieci. Raz poszedł staruszek do pracy, a staruszka została w
domu, żeby ugotować obiad. Przebierała fasolę na zupę i tak
wzdychała:
— Aj, żebyśmy to
mieli synka, chociażby najmniejszego ze wszystkich synków
na świecie!Aj! żebyśmy mieli takie słodkie dziecko,
chociażby malutkie jak ziarenko fasoli!
Tak powiedziała
staruszka — i patrzcie! — fasolce od razu wyrosły nóżki i
rączki i głowa. Fasolkowe dziecko powiedziało cieniutkim
głosikiem:
— Jestem Bebełe,
będę twoim synkiem.
Staruszka tak się
ucieszyła, jakby jej się urodziło duże dziecko. Uszyła dla
Bebełe koszulkę i majteczki takie maciupeńkie, jak tylko
możecie pomyśleć. Ugotowała szczyptę kaszy w naparstku i
nakarmiła swojego synka. Potem namoczyła fasolę i zaczęła
zbierać się do drogi.
— Dokąd chcesz
iść, mamo? — zapytał Bebełe. Staruszka odpowiedziała:
— Twój tata szyje
u krawca, zaniosę mu śniadanie do pracowni.
— Ja sam zaniosę
mu śniadanie — zawołał Bebełe.
— Synku, jak ty
zaniesiesz śniadanie, kiedy jesteś taki malutki?
— To nic, że
jestem malutki. Zaniosę tacie śniadanie, tylko mi powiedz,
mamo,którędy się tam idzie.
Staruszka mu
wytłumaczyła. Wzięła malutki spodeczek, położyła na nim
kawałeczek faszerowanej ryby, zawiązała to wszystko w
chusteczkę i dała Bebełe. Bebełe wziął węzełek na ramię
i pobiegł ścieżką. Po drodze spotkał starego Żyda,
żebraka. Żebrak był smutny. Siedział na wielkim kamieniu,miał
dziurawą jarmułkę na głowie i chałat w dole cały
obstrzępiony. Bebełe podszedł do niego i zapytał:
— Czegoś ty taki
smutny, dziadziusiu?
— Aj, ty mój
malutki Bebełe — powiedział żebrak — jak ja mam być wesoły,
kiedy od wczorajnic nie jadłem? Bebełe podał mu węzełek i
poprosił:
— Zjedz tę rybę.
To smaczna ryba, słodka, z cebulą i z pieprzem.
Stary żebrak zjadł
wszystko, co było na spodeczku, same ości tylko zostawił. Bebełe
zawiązał spodeczek w chusteczkę i pobiegł do domu po drugi
kawałek ryby, żeby go zanieść tacie. Biegnie Bebełe,
śpieszy się — aż tu wychodzi mu na spotkanie siedmiu
strasznych, wielkich złodziejów. Złodzieje zobaczyli
Bebełe i ucieszyli się.. Najstarszy schylił się, podniósł go w
dwóch palcach, posadził sobie na dłoni i powiedział :
—Ehe! Ten
chłopczyk nam się przyda. Jest taki malutki, że przelezie pod
drzwiami, albo przez szparę, albo przez dziurkę od klucza. Czy
chcesz kraść z nami? Bebełe to było bardzo sprytne dziecko.
On zaraz się domyślił, że nie warto kłócić się z siedmioma
strasznymi złodziejami. Więc odpowiedział:
—Chcę...
Powiedział:“chcę",
a pomyślał: “chcę wrócić do domu". Złodziej wsadził
go do kieszeni i poszli dalej. Bebełe wytknął głowę z
kieszeni złodzieja i patrzył uważnie, którędy go ten niesie.
Kiedy złodzieje przechodzili tuż obok jakiejś ściany, Bebełe
wyskoczył z kieszeni i wsunął się prędko do szpary w
desce. Złodzieje wcale go nie spostrzegli i poszli
dalej. Bebełe myślał, że już jest uratowany. A tymczasem
wcale nie był uratowany, wcale nie! Próbował wygrzebać się
ze szpary w desce na drugą stronę, do środka domu, i
spadł. Spadł do koryta z burakami nakrajanymi dla krowy. Bo
trafił do obory. Krowa była ruda i zła. Razem z kawałkiem
buraka połknęła malutkiego Bebełe i Bebełe zjechał do
krowiego żołądka. Tymczasem przyszła dziewczyna doić. Bała
się zawsze tej krowy, bo jak tylko przystawiła do niej stołek,
krowa wierzgała i ryczała i groziła rogami. Więc dziewczyna
myślała sobie
nieraz: “ach, żeby gospodarz kazał zarżnąć rudą krowę, albo
żeby ją oddał pachciarzowi!" Tego dnia podeszła
też ostrożnie, przystawiła stołek i chciała zacząć doić. Wtem
coś na nią jak nie krzyknie:
— Aj, ty ladaco,
ja ci pokażę! Ja ci się nie dam, ty, bydlę paskudne!
To Bebełe gniewał
się na krowę, że go połknęła. Ale skąd dziewczyna mogła
się domyślić, że to Bebełe? Myślała, że krowa. Bardzo
się przestraszyła. Upuściła skopek i uciekła z obory. Przybiegła
do gospodyni i mówi:
—Ruda krowa nie
pozwala się wydoić. Wykrzykuje okropnie brzydkie słowa.
Gospodyni pokiwała
głową ze zdziwienia i powiada:
—Co ty mówisz?
No, kiedy ona taka, to pójdę sama ją wydoić. Jak zobaczy
swoją gospodynię, to nie ośmieli się wykrzykiwać.
Poszła do obory,
chce przystawić stołek, aż tu słyszy, że krowa woła ze złością:
—Aj, ty, rude
bydlę, myślisz, że ci się dam? Zobaczysz, co ci zrobię!
Gospodyni tak się
przelękła, że rzuciła skopek ze stołkiem i uciekła z obory,
jakby kto za nią chlusnął gorącą wodą.
Zawołała męża i
kazała mu pójść do obory:
—Idź ty, przecież
na gospodarza będzie się wstydzić tak wykrzykiwać.
Ale krowa się nie
wstydziła i gospodarz także usłyszał brzydkie słowa. Wybiegł
z obory i powiedział oburzony:
— To jest
bezczelna krowa. Już dawno trzeba było ją zarżnąć.
Zarżnęli rudą
krowę. Mięso położyli w lodowni, a wnętrzności wynieśli daleko
i wyrzucili. Przeszła jedna chwila, przeszła druga
chwila, przeszła trzecia chwila. Aż tu — Patrzcie!
— Idzie ten sam
stary żebrak, co to dostał od Bebełe kawałek faszerowanej ryby.
Zobaczył, co wyrzucili,i powiedział sam do siebie:
— No, trafił się
obiad. Nie mam pieniędzy na mięso, ugotuję chociaż flaczki.
Wyjął nóż,
oderżnął żołądek, włożył go do worka i zarzucił worek na
ramię. Idzie żebrak zgarbiony do domu, a nic nie wie, kogo
niesie. Bebełe poznał go po głosie. A trzeba wam wiedzieć,
że Bebełe miał ostry pałaszyk, zrobił go sobie z krzywej,
złamanej igły. Zaczął tym pałaszem kłuć żebraka w ramię.Nie
kuł mocno,bo nie chciał, żeby go bolało, tylko chciał mu
dać znać o sobie. Żebrak przerzucił worek na drugie ramię.
Ale Bebełe znów go ukłuł swoim pałaszem. Wtedy żebrak
pomyślał, że trzeba się przekonać, co to tak kłuje i
kłuje. Położył worek na ziemi, wyjął żołądek i
rozkrajał. Bebełe tylko na to czekał. Hyc! wyskoczył z
żołądka i stanął przed żebrakiem. Żebrak poznał go i
bardzo się zdziwił. Cmoknął raz, cmoknął drugi raz i mówi:
— Te, te, te... Co
to nie bywa na świecie! Aj, kto by to pomyślał, że ja ciebie
spotkam w takim miejscu. No i co ja mam teraz z tobą zrobić,
mój malutki Bebełe?
— Odnieś mnie do
domu — poprosił Bebełe.
Więc żebrak
zaniósł go do staruszków. Jak oni się uradowali, jak dziękowali
żebrakowi, że uratował Bebełe! Posadzili go za stołem i dali
mu tłustego śledzia i gęsią szyjkę, i gorącej fasolówki,
i pięć obwarzanków. Razem się wszyscy cieszyli, że tak dobrze
się skończyło.
Bajka żydowska:))
Znam tę bajkę z dzieciństwa. Wtedy do nie jednak nie docierało, jak bardzo jest absurdalna...
OdpowiedzUsuń