Lanuszka

Lanuszka
Lanuszka

sobota, 29 czerwca 2013

Kałamarz i pióro




Powodził się kałamarz na stolik z piórem,
Kto świeżo napisanej księgi był autorem.
Nadszedł ten, co ją pisał, rozśmiał się z bajarzów.
Wieleż takich na świcie piór i kałamarzy.

Ignacy Krasicki:))

piątek, 28 czerwca 2013

Wszka i pchełka

Weszka i pchełka żyły sobie razem we wspólnym gospodarstwie. Pewnego razu warzyły piwo w skorupce od jajka, aż tu nagle weszka wpadła do skorupki i cała się poparzyła. Pchełka podniosła głośny lament. Na co odezwały się drzwiczki:
- Czemu tak lamentujesz pchełko?
- Bo weszka się poparzyła.
Słysząc to drzwiczki zaczęły skrzypieć. Na co odezwała się miotełka:
- Czemu tak skrzypicie drzwiczki?
- Jakże ma nie skrzypieć, kiedy weszka poparzona, pchełka załzawiona.
Słysząc to miotełka zaczęła sprzątać jak najęta. Nadszedł wózek i pyta:
- Czemu tak sprzątasz miotełko?
- Jakże mam nie sprzątać skoro weszka poparzona, pchełka załzawiona, drzwiczki skrzypią z kąta?
Na to wózek:
- To ja będę się toczył - i toczył się jak najęty.
Odezwało się łajenko, kiedy je wózek mijał.
- Czemu tak się toczysz wózku?
- Jakże mam się nie toczyć, skoro weszka poparzona, pchełka załzawiona, drzwiczki skrzypią z kąta, miotełeczka sprząta?
Na co łajenko:
- To ja zapłonę jak szalone - i zaczęło płonąć jasnym ogniem.
Nagle odezwało się drzewko, które stało przy łajenku:
- Czemu tak płoniesz łajenko?
- Jakże mam nie płonąć, kiedy weszka poparzona, pchełka załzawiona, drzwiczki skrzypią z kąta, miotełeczka sprząta, wózeczek się toczy?
Na to drzewko:
- To ja będę dygotać - zaczęło dygotać, aż listki z niego opadły. Ujrzała to dziewczynka, która szła z dzbanuszkiem i zapytała:
- Czemu tak dygoczesz drzewko?
- Jakże mam nie dygotać, kiedy weszka poparzona, pchełka załzawiona, drzwiczki skrzypią z kąta, miotełeczka, sprząta, wózeczek się toczy, łajenko aż płonie?
- To ja stłukę mój dzbanuszek - i stłukła dzbanuszek. Wtedy odezwało się źródełko, z którego płynęła woda.
- Czemu stłukłaś swój dzbanuszek?
- Jakże miałam nie stłuc, skoro weszka poparzona, pchełka załzawiona, drzwiczki skrzypią z kąta, miotełeczka sprząta, wózeczek się toczy, łajenko aż płonie, zaś drzewko dygocze.
- Ojojoj - wykrzyknęło źródełko, to ja zacznę bić - i jęło jak najęte. A w tej wodzie wszyscy się potopili, dziewczynka i drzewko, i łajenko, i wózeczek, miotełka i drzwiczki, i pchełka, i weszka.

Bracia Grimm:))
 

czwartek, 27 czerwca 2013

Bajka o diable z trzema złotymi włosami

Była sobie kobieta, której w czepku urodził się syn. Przepowiedziano mu, iż w czternastym roku życia poślubi córkę królewską. 
W tym samym czasie przejeżdżał przez wieś król, ale nikt nie wiedział, że jest królem, a kiedy zapytał, co słychać nowego we wsi, wieśniacy odparli:
- Przed kilkoma dniami urodził się w naszej wsi chłopiec  w czepku; co taki przedsięweźmie, to mu się zawsze uda. Przepowiedziano mu też, że w czternastym roku poślubi córkę królewską. 
Król miał bardzo złe serce i rozgniewała go ta przepowiednia, przeto poszedł do rodziców chłopca i rzekł udając wielką życzliwość:
- Biedni ludzie, dajcie mi na wychowanie waszego syna, chcę mu zabezpieczyć los.
Wieśniacy wahali się długo, ale ponieważ obcy człowiek chciał im zostawić w zamian dużo złota, powiedzieli sobie:
- Nasz syn jest dzieckiem szczęścia, więc mu to na dobre wyjdzie - i oddali syna.
Król włożył dziecko do skrzynki i pojechał dalej, aż przybył nad wielką rzekę. Wrzucił skrzynkę do wody i pomyślał:
"Przynajmniej uwolniłem córkę od niepożądanego konkurenta."
Ale skrzynka nie poszła na dno, lecz pływała po wodzie jak łódka i ani jedna kropelka wody nie dostała się do środka. Długo tak płynęła skrzynka, aż przybyła o dwie mile od królewskiej stolicy i tam, zaczepiwszy się o tamę przy młynie, przystanęła na wodzie. Na szczęście jeden z młynarczyków stał nad brzegiem, a ujrzawszy skrzynkę wyciągnął ją z wody, myśląc, że znajdzie w niej jakiś skarb. Kiedy ją otworzył, ujrzał ślicznego chłopca. 
Po wielu latach zdarzyło się pewnego razu, że podczas wielkiej burzy król schronił się w młynie, a ujrzawszy chłopca zapytał młynarzy, czy to ich syn.
- Nie - odpowiedzieli - znaleźliśmy go przed czternastu laty; pływał po rzece w skrzyni.
Domyślił się król, że był to ten sam chłopiec, którego niegdyś wyrzucił do wody i rzekł:
- Dobrzy ludzie, czy nie mógłby ten chłopiec zanieść listu do mojej żony, królowej? Dostanie za drogę dwa dukaty.
- Ależ z największą chęcią - odparli wieśniacy i kazali chłopcu przygotować się do drogi.
I napisał król do królowej list tej treści:
"Gdy tylko przybędzie ten chłopiec z listem, ma on być natychmiast zabity i pochowany, a wszystko to niech będzie załatwione przed moim powrotem."
Chłopiec wyruszył w drogę z tym listem, ale po pewnym czasie zabłądził i gdy nadszedł wieczór, znalazł się w wielkim lesie. W ciemnościach ujrzał z dala jakieś światełko, udał się więc w tę stronę, aż przybył do małego domku.
Kiedy wszedł do środka, ujrzał starą kobietę, siedzącą przy ogniu. Staruszka spojrzała na chłopca ze zdumieniem i rzekł:
- Skądeś się tu wziął i dokąd idziesz?
- Idę z młyna - odparł chłopiec - i niosę list do królowej. Zbłądziłem w lesie, chciałbym więc tu przenocować.
- Biedny chłopcze - rzecze na to kobieta - przyszedłeś do domu zbójców, wrócą tu za chwilę, a wtedy zabiją cię.
- Niech przyjdą - rzekł chłopiec - ja nikogo się nie boję, jestem zresztą tak zmęczony, że nie mogę iść dalej.
Po czym położył się na ławce i zasnął.
Po chwili wrócili zbójcy i zapytali gniewnie, co to za obcy chłopiec tu śpi.
- Ach - rzekła staruszka - jest to niewinne dziecko. Biedak zbłądził w lesie, a ja przygarnęłam go z litości; niesie list do królowej.
Zabójcy odpieczętowali list i przeczytali go, a było w nim napisane, że gdy tylko chłopiec przybędzie do zamku, ma być zgładzony i pogrzebany. Litość ogarnęła stwardniałe serca zbójców, a herszt podarł list i napisał drugi, że gdy tylko chłopiec przybędzie, natychmiast ma się odbyć jego ślub z córką królewską. Pozwolili mu spać w spokoju aż do rana, a kiedy się przebudził, dali mu list i pokazali najkrótszą drogę do zamku.
Kiedy królowa otrzymała list, wyprawia natychmiast huczne wesele i chłopiec poślubił królewską córkę, a że był bardzo ładny i dobry, więc żyli ze sobą szczęśliwie.
Po pewnym czasie wrócił król na zamek i zdumiony zobaczył, że przepowiednia spełniła się i że dziecko szczęścia poślubiło jego córkę.
- Jak się to stało? - zapytał. - Przecież w liście moim był inny rozkaz.
Królowa podała mu wtedy list, aby się sam przekonał, co w nim było napisane. Król przeczytał list i zrozumiał, że został on zamieniony. Zapytał więc chłopca, dlaczego nie oddał pierwszego listu i skąd wziął ten drugi.
- Ja o niczym nie wiem - odparł chłopiec - zamieniono mi go chyba w nocy, kiedy spałem w lesie.
Król rozgniewany srodze rzekł:
- To ci się tak łatwo nie uda! Kot chce mieć moją córkę, ten musi mi z piekła przynieść trzy złote włosy diabła; jeżeli przyniesiesz mi to, czego żądam, będziesz mógł zachować moją córkę. 
I myślał, że w ten sposób go się pozbędzie.
Ale chłopiec odparł:
- Przyniosę ci, królu, te trzy złote włosy, nie boję się wcale diabła.
Po czym pożegnał się i wyruszył w drogę.
Droga zaprowadziła go do wielkiego miasta, przed którego bramami wartownik zapytał go , co umie i jakie zna rzemiosło.
- Umiem wszystko i znam każde rzemiosło - odparł młodzieniec.
- Więc możesz się nam przysłużyć - rzekł wartownik - jeżeli nam powiesz, dlaczego nasza studnia na rynku, która dotychczas dawała wino, wyschła i nie daje teraz nawet wody.
- Dowiecie się dlaczego - odparł chłopiec - tylko zaczekajcie, aż wrócę.
I poszedł dalej, aż przybył do drugiego miasta, gdzie go znowu zapytał wartownik, co umie i jakie zna rzemiosło. 
- Umiem wszystko i znam każde rzemiosło - odparł młodzieniec.
- Więc powiedz nam, dlaczego drzewo, rosnące na rynku naszego miasta, które dawało zawsze złota jabłka, teraz stoi nagie, ogołocone nawet z liści.
- Dowiecie się dlaczego - odparł chłopiec - tylko zaczekajcie, aż wrócę.
I poszedł dalej, aż przybył nad wielką rzekę, przez która musiał się przeprawić. Przewoźnik zapytał go, co umie i jakie rzemiosł zna. 
 - Umiem wszystko i znam każde rzemiosło - odparł młodzieniec.
- Więc powiedz mi - rzekł przewoźnik - dlaczego muszę ciągle pływać tam i z powrotem i nigdy nie mogę odpocząć.
- Dowiecie się dlaczego - odparł chłopiec - tylko zaczekajcie, aż wrócę.
Kiedy przebył rzekę, znalazł na drugim brzegu wejście do piekła. Było no czarne i zakopcone; diabła nie było w domu, tylko jego babka siedziała w szerokim fotelu.
- Czego żądasz? - zapytała chłopca, a wcale nie wyglądała strasznie.
- Chcę trzech złotych włosów z głowy diabła - doparł - w przeciwnym razie nie odzyskam swojej żony.
- Wiele żądasz - rzekła stara. - Kiedy diabeł przyjdzie i ciebie znajdzie, źle będzie z tobą; ale żal mi ciebie, spróbuję ci pomóc. Zamieniła go w mrówkę, kazała mu wejść do fałdy swojej spódnicy i rzekła:
- Tu jesteś bezpieczny.
- Tak - rzekł chłopiec - wszystko jest w porządku, ale chciałbym jeszcze trzy rzeczy wiedzieć: dlaczego pewna studnia, z której tryskało wino, teraz nawet wody nie daje; Dlaczego pewna jabłoń, która stale dawała złote jabłka, teraz nawet liści nie ma i dlaczego pewien przewoźnik wciąż musi jeździć tam i z powrotem, i nie może nigdzie odpocząć?
- To są trudne pytania - odparła stara - ale zachowaj się cicho i uważaj, co diabeł będzie mówił, kiedy będę mu wyrywała trzy złote włosy.
Kiedy nastał  wieczór, powrócił diabeł do domu. Gdy tylko wszedł, począł węszyć i wołać:
- Czuję tu ludzkie mięso, coś tu jest nie w porządku.
Potem obszukał wszystkie kąciki, ale nic nie mógł znaleźć. Tymczasem babka udając wielki gniew, zawołała:
- Dopiero co posprzątałam, a tyś mi znowu wszystko porozrzucał; wiecznie masz tylko ludzkie mięso w nosie! Siadaj i jedz kolację! 
Kiedy diabeł najadł się i napił, poczuł się bardzo zmęczony, położył głowę na kolanach babki i kazał się iskać. Po chwili zasnął i w całym domu słychać było jego chrapanie. Wtedy stara wyrwała mu jeden złoty włos i położyła go obok siebie.
- Och! - krzyknął diabeł - cóżeś mi zrobiła?
- Zdrzemnęłam się trochę - odpowiedziała stara - przyśniło mi się coś strasznego i we śnie pociągnęłam cię za włosy.
- A co ci się śniło, babciu? - zapytał diabeł.
- Śniło mi się, że widziałam na rynku studnię, z której niegdyś płynęło wino, a teraz stoi sucha i nawet wody nie daje. Jaka jest tego przyczyna?
- Ho, ho, żeby to ludzie wiedzieli! - odparł diabeł. - W tej studni siedzi ropucha pod kamieniem; kiedy ją zabiją wino znów popłynie. 
Baka znów zaczęła go iskać, aż diabeł zasnął, a chrapał, że aż szyby drżały w oknach. Wtedy babka wyrwała mu drugi włos. 
- Och, och! Co robisz babko? - krzyknął diabeł gniewnie.
- Nie złość się mój wnuku - rzekła stara - zrobiłam to przez sen.
- Co ci się znowu śniło? - zapytał diabeł.
- Śniło mi się, że w pewnym mieście rosła jabłoń, która zawsze dawała złote jabłka, a teraz stoi ogołocona nawet z liści. Jak może być tego przyczyna?
- Ho, ho, żeby to ludzie wiedzieli! - odparł diabeł. - Pod korzeniem siedzi duża mysz; kiedy ją zabiją, jabłoń znowu będzie dawała złote jabłka, a jeżeli mysz jeszcze tam dłużej zostanie, to drzewo zupełnie uschnie. A teraz daj mi spokój z twoimi snami! Jeżeli mnie jeszcze raz przebudzisz, to cię zabiję. 
 

Ale babka przemówiła do niego pieszczotliwie i znowu tak długo go iskała, aż zasnął. Wtedy wyrwała mu trzeci włos. 
Diabeł zerwał się i ryknął, aż się ściany zatrzęsły i byłby na pewno pobił starą, ale ta uspokoiła go mówiąc:
- Cóż ja jestem winna, czyż można się ustrzec złych snów?
- A co ci się znowu śniło? - zapytał diabeł, gdyż był bardzo ciekawy.
- Śnił mi się pewien przewoźnik, który się skarżył, że wciąż musi pływać tam i z powrotem, i nie może nigdy odpocząć. Jaka jest tego przyczyna?
- A zaraz ci powiem! - odpowiedział diabeł. - Kiedy przyjdzie do niego ktoś i zachce, żeby go przewiózł na drugą stronę rzeki, to powinien mu dać wiosło do ręki, wtedy tamten zacznie pływać tam i z powrotem, a on zostanie wyzwolony. 
Ponieważ babka miała już trzy złote włosy i trzy odpowiedzi na pytania, które jej zadał chłopiec, przeto zostawiła diabła w spokoju, a ten spał twardo aż do rana. 
Kiedy diabeł wyszedł z domu, stara wyciągnęła mrówkę z fałdy sukni i przywróciła młodzieńcowi ludzkie kształty.
- Masz tu trzy złote włosy - rzekła. - A co diabeł opowiedział na twoje pytania, to chyba słyszałeś.
- Tak - rzekł młodzieniec - słyszałem dobrze i zapamiętałem sobie.
- No, więc teraz możesz już w spokoju wracać do domu.
Młodzieniec podziękował staruszce za pomoc, opuścił piekło i był bardzo zadowolony, że mu się wszystko tak dobrze udało.
Kiedy przyszedł do przewoźnika, ten poprosił go o odpowiedź, którą mu przyrzekł.
- Przewieź mnie najpierw przez rzekę - odparł młodzieniec - to powiem ci, w jaki sposób możesz się wyzwolić.
A kiedy już był po drugiej stronie rzeki, powtórzył mu to, co poradził diabeł:
- Kiedy ktoś przyjdzie do ciebie i zechce, żebyś go przewiózł, to daj mu do ręki wiosło, w ten sposób się uwolnisz.
Po czym ruszył dalej, aż znowu przybył do miasta, w którym rosła jabłoń i gdzie wartownik poprosił do o odpowiedź. Młodzieniec powtórzył mu, co słyszał od diabła:
- Zabijcie mysz, która siedzi pod korzeniem, a drzewo będzie znów dawało złote jabłka.
Wartownik podziękował mu, a w nagrodę dał mu dwa osły objuczone złotem.
Wreszcie przybył do miasta, w którym była wyschnięta studnia. I tym razem powtórzył wartownikowi to, co diabeł powiedział:
- W studni siedzi pod kamieniem ropucha, musicie ją odszukać i zabić, wtedy studnia znowu będzie dawała wino.
Wartownik podziękował młodzieńcowi i dał mu również w nagrodę dwa osły, objuczone złotem.
Wreszcie młodzieniec przybył do swojej żony, która ucieszył się wielce, gdy go znowu ujrzała i dowiedział się, jak mu się wszystko udało. Królowi dał to, czego żądał, trzy złote włosy z głowy diabła, a gdy ten ujrzał cztery osły objuczone złotem, był już zupełnie zadowolony i rzekł:
- No, spełniłeś wszystkie warunki, więc dostaniesz moją córkę. Ale powiedz mi, drogi zięciu, skąd masz tyle złota? Przywiozłeś za sobą nie lada skarby!
- Przepłynąłem pewną rzekę - odparł młodzieniec. - i stamtąd jej przywiozłem; tam złoto zamiast piasku leży na brzegu.
- Czy i ja mogę je sobie stamtąd przywieźć? - zapytał król ciekawie.
- Ile tylko zechcesz, królu - odparł młodzieniec. - Stoi tam przewoźnik, któremu każ się przewieźć na drugi brzeg , a tam będziesz sobie mógł napełnić złotem tyle worków, ile zechcesz.
Król prędko przygotował się do drogi, a gdy przybył nad wskazaną rzekę, zawołał przewoźnika, każąc się przewieźć, każąc się przewieźć na drugi brzeg. Przewoźnik podpłynął i kazał królowi wsiąść do łódki, wtedy dał mu do ręki swoje wiosło, a sam wyskoczył na brzeg. Od tej chwili król musiał płynąć tam i z powrotem. A czy pływa wciąż jeszcze?
Z pewnością! Nikt przecież nie zachciałby wziąć od niego wiosła.

Bracia Grimm:)) 






 



środa, 26 czerwca 2013

Orzeł i sowa

Na jednym drzewie orzeł gdy z sową nocował,
że tylko w nocy widzi, bardzo jej żałował.
Dziękowała mu sowa za politowanie.
Wtem, uprzedzając jeszcze zorza i świtanie,
Wkradł się strzelec pod drzewo. Sowa to postrzegła
I do orła natychmiast z przestrogą pobiegła.
Uszli śmierci; a w ten czas rzekł orzeł do sowy:
"Gdybyś nie była ślepą, nie byłbym ja zdrowy."

Ignacy Krasicki:))

wtorek, 25 czerwca 2013

Mądry i głupi

Nie nowina, że głupi mądrego przegadał;
Kontent więc, iż uczony nic nie odpowiada,
Tym bardziej jeszcze krzyczeć przeraźliwie począł;
Na koniec, zmordowany, gdy sobie odpoczął,
Rzekł mądry, żeby nie był w odpowiedzi dłużny:
"Wiesz, dlaczego dzwon głośny? Bo wewnątrz jest próżny."

Ignacy Krasicki:))

poniedziałek, 24 czerwca 2013

Wół minister

Kiedy wół był ministrem i rządził rozsądnie,
Szły, prawda, rzeczy z wolna, ale szły porządnie.
Jednostajność na koniec monarchę znudziła:
Dał miejsce woła małpie lew, bo go bawiła.
Dwór był kontent, kontenci poddani - z początku;
Ustała wkrótce radość, nie było porządku.
Pan się śmiał, śmiał się minister, płakał lud ubogi.
Kiedy więc coraz większe nastawały trwogi,
Zrzucono z miejsca małpę. Żeby złemu radził,
Wzięto lisa: ten pana i poddanych zdradził. 
Nie osiedział się zdrajca i ten, który bawił
Znowu wół był ministrem i wszystko naprawił.

Ignacy Krasicki:))

niedziela, 23 czerwca 2013

Podziomek



Był sobie kiedyś bogaty król i miał trzy córki. Chodził one  codziennie na spacer do zamkowego ogrodu; w tym ogrodzie król, który był wielki miłośnikiem pięknych drzew, jedno drzewo lubił szczególnie i zapowiedział, że kto zerwie z niego choć jedno jabłko, tego przeklnie, aby się zapadł sto sążni pod ziemię. Nadeszła jesień i jabłka na owym drzewie stał się czerwone jak krew. Trzy córki króla chodził dzień w dzień pod jabłonkę, żeby sprawdzić, czy wiatr przypadkiem nie strącił z niej choć jednego jabłka; nie zdarzyło się to jednak ani razu, a drzewo było tak obsypane owocami, że pod ich ciężarem mogło się załamać w każdej chwili, gałęzie zwisały mu aż do ziemi. Najmłodszą królewnę ogarnęło raz tak gwałtowne pożądanie, że powiedziała do swych sióstr:
- Ojciec za nadto nas kocha, żeby miał nas przekląć; jestem pewna, że postępuje tak tylko z obcymi ludźmi. - Po tych słowach dziewczynka zerwała jedno wspaniałe jabłko i trzymając je zaczęła podskakiwać przed obiema siostrami, wołając - Ach, spróbujcie, kochane siostrzyczki; nigdy w życiu nie jadłam nic równie smacznego.
Obie królewny ugryzły także po kawałku jabłka i w tej samej chwili  wszystkie trzy zapadły się głęboko pod ziemię, a nawet pies z kulawą nogą tego nie zauważył.
Około południa król chciał zawołać dzieci do stołu, ale nigdzie nie znalazł po nich śladu. szukał ich po całym zamku i w ogrodzie, lecz na próżno. Zmartwił się tym bardzo i kazał w całym kraju ogłosić, że kto odnajdzie jego córki, jedną z nich dostanie za żonę. Wielu młodzieńców wyruszyło więc na poszukiwanie; wszyscy bowiem lubili trzy dziewczynki, były bowiem dla nich grzeczne, a przy tym nadobnego oblicza. Wśród szukających znaleźli się też trzej młodzi myśliwi, którzy po tygodniu wędrówki zaszli do ogromnego pałacu; były tam piękne komnaty, a w jednej z sal stał nakryty stół, uginający się od znakomitych potraw, tak jeszcze ciepłych, że się z nich dymiło; tymczasem w pałacu nie było żywej duszy. Przeczekali pół dnia, a potrawy wciąż dymiły; w końcu zgłodnieli tak bardzo, że usiedli przy stole i zabrali się do jedzenia. Ustalili też między sobą, że zamieszkają w pałacu, pociągną tylko losy, który z nich pozostanie na straży, podczas gdy dwaj inni pójdą szukać królewski córek. Jak powiedzieli, tak uczynili; los wypadł na najstarszego. Nazajutrz dwaj młodsi wybrali się w drogę, zaś najstarszy musiał zostać w pałacu. W południe przyszedł do niego Podziomek prosząc o kawałek chleba. Myśliwy wziął więc bochenek, który znalazł wśród pałacowych zapasów i ukrajał dużą pajdę, by ją ofiarować Podziomkowi. Kiedy podawał mu, mały człowiek upuścił go na ziemię i rozkazał myśliwemu, aby go podniósł i podał mu raz jeszcze. Młodzieniec schylił się, by spełnić polecenie, a wtedy Podziomek chwycił kij, załapał tamtego za włosy i porządnie wyłoił mu skórę. Następnego dnia drugi z rzędu myśliwy pozostał w domu; powiodło mu się wcale nie lepiej. Kiedy pozostali dwaj wrócili wieczorem do pałacu najstarszy spytał:
- No, i jak ci się wiodło?
- Ach, całkiem źle mi się wiodło.
I opowiedzieli sobie nawzajem niemiłe przygody; najmłodszemu wszelako nic o tym nie wspomnieli, bo go obaj nie lubili, wołali na niego "głupi Jasio", a w rzeczy samej był on jakby nawiedzony. Na trzeci dzień najmłodszy pozostał w pałacu; i znów przyszedł Podziomek prosząc o kawałek chleba. I tym razem upuścił podaną kromkę i kazał ją sobie podnieść i podać raz jeszcze. A myśliwy jak na niego krzyknie:
- Co takiego!? Nie potrafisz sam z ziemi podnieść? Jeśli nie chcesz zadać sobie nawet tyle trudu do zdobycia kawałka chleba powszedniego, to wcale na niego nie zasługujesz.
Podziomek bardzo się na niego rozzłościł i z uporem twierdził, że młodzieniec musi go posłuchać; ten zaś, nie zastanawiając się długo, chwycił małego za kołnierz i sprał go na kwaśne jabłko. Podziomek począł wrzeszczeć wniebogłosy:
- Przestań, przestań już i puść mnie; powiem ci, gdzie są królewskie córki.
Ledwie tamten usłyszał te słowa, przestał go tłuc, a wtedy krasnal wyznał, że jest Podziomkiem i że takich jak on jest ponad tysiąc; jeśli myśliwy z nim pójdzie, to dowie się, gdzie znajdują się królewny. Pokazał mu głęboką studnię  w której nie było wcale wody; tu Podziomek zdradził, że o ile mu wiadomo, towarzysze młodego myśliwego nie mają wobec niego uczciwych zamiarów, jeśli więc chce wyzwolić królewskie dzieci, musi to uczynić sam. Obaj starsi bracia pragnęli również odnaleźć królewny, ale baz narażania się na trudy i niebezpieczeństw. Chcąc dokonać dzieła wyzwolenia, trzeba wziąć duży kosz, wsiąść do niego, zabrać ze sobą nóż myśliwski i dzwoneczek, i spuścić się na dno studni. Będą tam trzy komnaty, w każdej siedzi królewna i ma za zadanie drapać smoka o wielu głowach; wszystkie smocze głowy należy ściąć. Powiedziawszy to Podziomek zniknął. Wieczorem nadeszli dwaj starsi bracia i spytali najmłodszego, jak mu się wiodło.
- Całkiem nie najgorzej - odparł. - Przez cały czas nie widziałem żywej duszy, dopiero w południe zjawił się mały człowieczek i poprosił o kawałek chleba. otrzymawszy kromkę upuścił ją na ziemię i kazał sobie podnieść. Kiedy nie chciałem tego uczynić, Podziomek zaczął ni grozić; tego był już za wiele i spuściłem małemu tęgie lanie, a przy okazji dowiedziałem się, gdzie są królewskie dzieci.
obaj bracia słysząc to tak się rozzłościli, że twarze ich robiły się na przemian to żółte, to zielone. Nazajutrz udali się wszyscy trzej do studni i pociągnęli losy, który najpierw ma wejść do kosza. Wypadło na najstarszego, musiał pierwszy spuścić się na dno studni, zabierając dzwoneczek.
- Kiedy zadzwonię, macie mnie raz dwa wyciągnąć z powrotem. 
Ledwie zjechał kawałeczek, rozległ się dzwonek i dwaj bracia wyciągnęli go na górę. Potem średni brat wsiadł do kosza i wszystko potoczyło się podobnie. W końcu przyszła kolej na najmłodszego; ten kazał się spuścić na sam dół. Wylazł z kosz, zabrał ze sobą nóż myśliwski, podszedł do pierwszych drzwi i zaczął nasłuchiwać: dobiegało go głośne chrapanie smoka. Ostrożnie otworzył drzwi; w komnacie siedziała królewna, na jej kolanach leżało dziewięć smoczych głów, a on je drapała. Młodzieniec zamierzył się swym nożem i ściął wszystkie dziewięć głów. Królewna skoczyła, rzuciła mu się na szyję, poczęła go z całego serca ściskać i całować; zdjęła amulet ze szczerego złota, który nosiła na piersiach i zawiesiła myśliwemu na szyi. Udał się on z kolei do drugiej królewny; ta musiała drapać smoka o siedmiu głowach; i ją również wyzwolił. na koniec oswobodził najmłodszą, która drapała smoka o czterech głowach. trzy siostry miał sobie mnóstwo do opowiadania i ściskały się, i całowały bez ustanku. Najmłodszy brat zadzwonił wreszcie tak głośno, że tamci dwaj na górze go usłyszeli. Wsadził królewny jedną po drugiej do kosza, a oni je wyciągnęli. Kiedy zaś przyszła kolej na niego, przypomniały mu się słowa małego człowieka: że towarzysze nie mają wobec niego uczciwych zamiarów. Wziął więc wielki kamień z dna studni i włożył go do kosza. A kiedy znajdował się on mniej więcej na połowie drogi, przewrotni bracia przecięli powróz i kosz wraz z kamieniem runął na dno, oni zaś byli pewni, że ich brat nie żyje. Po czym uciekli porywając trzy królewny, im zaś rozkazali, aby powiedziały królowi, że to oni, dwaj starsi bracia, je wyzwolili. Kiedy więc stanęli przed królem, każdy z nich zażądał jednej królewny za żonę.
Tymczasem najmłodszy myśliwy chodził zgnębiony z kąta w kąt po trzech podziemnych komnatach, pewien, że wybiła już jego ostatnia godzina. Nagle ujrzał wiszący na ścianie flet i zapytał sam siebie:
- A po co ty tu wisisz? W tym lochu przecież nikt nie może się weselić.
Przyjrzał się też smoczym głową i rzekł: 
- Wy mi też nie pomożecie.
I chodził sobie tyle razy tam i z powrotem, że udeptał ziemię całkiem jak klepisko. Wreszcie przyszły mu do głowy z goła inne myśli, zdjął flet ze ściany i począł na nim grać. Ni stąd, ni zowąd zbiegło się wokół niego całe mnóstwo Podziomków; każdy nowy ton myśliwy grał tak długo, aż komnata była ich pełna. I wszystkie Podziomki zaczęły go pytać, czego by sobie życzył. Rzekł im, że chciałby wyjść z powrotem na powierzchnię ziemi i na światło dzienne. Każdy chwycił więc za jeden włos na jego głowie, po czym uniosły się razem z niem w górę. Skoro znalazł się na ziemi, udał się prosto na królewski zamek, gdzie miało się właśnie odbyć wesele jednej z królewien. Młody myśliwy wszedł do komnaty, gdzie siedział król ze swymi trzema córkami. skoro go dziewczyny ujrzały, wszystkie padły zemdlone. Król zaś srodze się rozgniewał i kazał natychmiast wtrącić przybysza do więzienia., sądził bowiem, że wyrządził on jego dzieciom jakąś krzywdę. Zaledwie królewny przyszły do siebie, zaczęły błagać ojca, aby go wypuścił. Król je spytał, dlaczego ma to uczynić; odparły, że nie wolno im nic więcej mówić. Poradził więc córkom, aby opowiedziały całą przygodę piecowi. Sam zaś opuścił komnatę, ale przyłożywszy ucho do drzwi wszystko usłyszał. Natychmiast kazał powiesić obu starszych braci na szubienicy, a najmłodszemu oddał najmłodszą córkę za żonę. Ja zaś włożyłem szklane buciki, potknąłem się o kamień i oba buciki, brzdęk!, Pękły na pół.

Bracia Grimm:))




piątek, 21 czerwca 2013

Pan i pies

Pies szczekał na złodzieja, całą noc się trudził.
Obili go nazajutrz, że pana obudził.
Spał smaczno drugiej nocy, złodzieje nie czekał,
Ten dom skradł; psa obili za to, że nie szczekał.

Ignacy Krasicki:))

czwartek, 20 czerwca 2013

Śpiewająca kość

Na pewien kraj spadło kiedyś straszne nieszczęście: dzika świnia ryła chłopom pola, zbijała bydło, a ludziom rozpruwała brzuchy swoimi szablami. Król obiecał każdemu, kto by jego państwo wyzwolił od tego nieszczęścia, ogromną nagrodę. Zwierz był jednak tak wielki i silny, że nikt nawet nie śmiał zbliżyć się do lasu, gdzie miał on swoje legowisko. Wreszcie król kazał ogłosić, że temu, kto dzika schwyta lub zabije , odda swoją jedyną córkę za żonę. 
W tymże kraju żyło dwóch braci, synów ubogiego człowieka, stanęli oni przed królem i oświadczyli, że gotowi są podjąć się tego groźnego zadania. Starszy, który był mądry i przebiegły, czynił to z pychy, młodszy zaś, niewinny i głupi, z dobrego serca. Król rzekł:
- Abyście tym pewnie zwierza odnaleźli, wejdźcie do lasu z dwóch przeciwnych stron.
Starszy wszedł od zachodu, młodszy od wschodu. Kiedy młodszy uszedł kawałek drogi, zbliżył się do niego krasnoludek z czarną kopią w ręku i przemówił w te słowa:
- Daję ci tę dzidę, ponieważ serce twoje jest dobre i niewinne, możesz bez obawy rzucić się z nią na dzika, nie uczyni ci on nic złego.
Chłopiec podziękował krasnoludkowi, wziął dzidę na ramię i poszedł dalej, niczego się nie lękając. Po niedługim czasie ujrzał zwierza, który pędził prosto na niego, wymierzył weń dzidę i dzik, gany ślepą furią, nadział się na nią tak gwałtownie, że serce pękło mu na pół. Chłopiec zarzucił sobie potwora na plecy i ruszył przed siebie, by złożyć do u stóp króla.
Kiedy znalazł się na drugim końcu lasu, ujrzał dom, w którym ludzie bawili się, tańczyli i pili wino. Starszy brat wstąpił tam, przekonany, że dzik mu nie ucieknie, a chciał najpierw wychylić kielicha, by dodać sobie odwagi. Widok młodszego brat wychodzącego z lasu ze swym łupem zasiał w jego zawistnym i nikczemnym sercu wielki niepokój.
- Wejdź no tu, miły bracie, odpocznij sobie i wzmocnij się szklanką wina! - zawołał.
Młodszy brat, niczego nie podejrzewając, wszedł do karczmy i opowiedział starszemu o dobrym krasnoludku, który ofiarował mu dzidę, i tą dzidą zabił dzika. Starszy zatrzymał go w karczmie do wieczora i dopiero o zmroku ruszyli razem na zamek. Kiedy po ciemku dotarli do mostku nad potokiem, starszy brat puścił młodszego przodem, a gdy byli akurat na samym środku, wymierzył mu z tyłu cios tak silny, że biedak runął martwy do wody. Starszy brat zakopał trupa pod mostkiem, a sam zabrał dzika i przyniósł królowi, twierdząc, że go zabił własnymi rękami, za co król oddał mu swoją córkę za żonę. Kiedy młodszy brat nie wracał i nie wracał, starszy rzekł:
- Ani chybi dzik musiał go rozszarpać.
I wszyscy w to uwierzyli.
Że jednak prawda zawsze wychodzi na jaw, również i ten haniebny czyn miał wyjść na światło dzienne. Po wielu latach pewien pasterz pędził swoje stado przez mostek  i ujrzał w dole, w piasku, śnieżnobiałą kostkę, pomyślał więc, żenada mu się ona w sam raz na ustnik do rogu. Zlazł zatem pod mostek, podniósł kostkę i wyciął z niej ustnik. Gdy po raz pierwszy zadął w róg, kostka ku wielkiemu jego zdumieniu sama zaczęła śpiewać:

Graj, pastuszku, na mej kości
O bezecnej brata złości,
Jak mnie skrycie zamordował
I pod mostkiem tu pochował,
By zagarnąć łup mój pewny - 
Cielsko dzika dla królewny.

- Cóż to za dziwny rożek, który sam śpiewa - dziwił się pasterz - muszę go zanieść najjaśniejszemu panu.
Kiedy pasterz stanął przed obliczem króla, rożek znów zaczął wyśpiewywać swoją piosenkę. Król pojął jej znaczenie, kazał rozkopać ziemię pod mostkiem, a wówczas wyłonił się cały szkielet zamordowanego. Nikczemny brat nie mógł się wyprzeć swego czynu, wsadzono go więc do worka i utopiono. Zaś szczątki ofiary złożono w grobowcu.

Bracia Grimm:))

wtorek, 18 czerwca 2013

Wino i woda

Przymawiało jednego czasu wino wodzie:
"Ja panom, a ty chłopom jesteś ku wygodzie."
"Nie piłby cię państwo - rzecze oda skromnie - 
Gdyby nie chłop dał na cię, co chodzi pić do mnie."

Ignacy Krasicki:))

poniedziałek, 17 czerwca 2013

O czterech muzykantach z Bremy

 

Pewien wieśniak miał osła, który przez długie lata dźwigał worki do młyna, wreszcie jednak siły jego wyczerpały się i nie był już zdolny do pracy. Pan jego począł więc przemyśliwać nad tym, jakby się go pozbyć, ale osioł zmiarkował, skąd wiatr wieje i uciekł w stronę miasta Bremy. Tam, myślał, będzie mógł zostać muzykantem. 
Kiedy już uszedł spory kęs drogi, ujrzał psa myśliwskiego, który leżał na drodze i dyszał ciężko.
- Czego tak dyszysz, łapaju? - zapytała osioł.
- Ach - odparł pies - stary jestem i nie nadaję się już do polowania, toteż pan mój chciał mnie zastrzelić, ale ja mu uciekłem; jakże teraz zarobię na chleb?
- Wisze co? - rzekł osioł - idę właśnie do Bremy, aby zostać muzykantem, choć ze mną i chwyć się także tego zawodu. Ja będę grał na lutni, ty zaś bić będziesz w bęben.
Pies zgodził się i ruszyli razem w drogę.
Po pewnym czasie ujrzeli kota, siedzącego na drodze z miną strapionego. 
- No, cóż to się tobie stało, stary wąsaczu? - zapytał osioł.
- Oj, źle, źle na świecie! - odparł kot - stary już jestem, zęby mi stępiały i wolę leżeć za piecem niż uganiać się za myszami, toteż pani moja chciała mnie utopić, ale ja uciekłem jej i teraz nie wiem, co począć.
- Chodź z nami do Bremy, znasz się przecież na kociej muzyce, zostaniesz więc  jak i my muzykantem. 
Kot zgodził się i wszyscy troje ruszyli dalej.
Po pewnym czasie zbiegowie nasi przechodzili koło zagrody chłopskiej. Na wrotach siedział kogut i piał, co sił:
- Cicho bądź, bo uszy puchną! - rzekł osioł - czego się tak drzesz?
- Muszę dobrą pogodę przepowiedzieć, bo nasza pani uprała koszule i musi je wysuszyć; a jutro będą goście i gospodyni kazała służącej ugotować ze mnie rosół, gdyż jestem już stary i niedołężny. Krzyczę więc co sił, póki mi jeszcze życia starczy.
- Ej, rycerzu z czerwonym pióropuszem - rzekł osioł - chodź lepiej z nami, idziemy do Bremy, aby zostać muzykantami, a ty masz dobry głos i mógłbyś przyłączyć się do naszej orkiestry. na śmierć zawsze masz jeszcze czas.
Kogutowi spodobał się ten pomysł i czterej muzykanci ruszyli razem w dalszą drogę.
Ale do miasta było daleko, toteż noc zaskoczyła ich w lesie. Osioł i pies legli pod wielkim drzewem, kot zaś i kogut usadowili się w gałęziach, kogut oczywiście na samym wierzchołku drzewa, gdzie czuł się najbezpieczniej. Zanim zasnął, rozejrzał się jeszcze raz dokoła, gdy wtem zdało mu się, że widzi światełko, migoczące przez gałęzie. Zawołał więc do towarzyszy, że w pobliżu znajduje się z pewnością dom, gdyż widać światełko. 
- Musimy zaraz udać się tam - rzekł osioł - nocleg w lesie wcale nie jest miły.
Udali się zatem w drogę ku światełku i po chwili ujrzeli oświetlone okno domu zbójeckiego. Osioł jak największy zbliżył się do okna i zajrzał do izby.
- Cóż tam widzisz kłapouchu? - zapytał kogut.
- Co widzę? - odparł osioł - Widzę stół nakryty, a na nim jadło i napój, zbójcy zaś siedzą dokoła stołu i raczą się.
- To by było coś dla nas! - westchnął kogut.
- Tak, tak! Ach, gdybyśmy to my siedzieli przy stole! - rzekł osioł.
Po naradzie czterej towarzysze znaleźli wreszcie sposób wygnania zbójców. Osioł oparł się przednimi łapami o okno, pies skoczył na grzbiet osła, kot na grzbiet psa, a kogut na głowę kota. Potem na dany znak rozpoczęli jednocześnie muzykę; osioł raczył, pies szczekał, kot miauczał, a kogut piał; po czym wpadli przez okno do pokoju, aż szyby zadźwięczały. Zbójcy zerwali się z krzykiem, sądząc, że to upiory, i w wielkiej trwodze uciekli do lasu. A czterej muzykanci zasiedli do stołu i poczęli zajadać, jakby od miesiąca nic w ustach nie mieli. 
Kiedy się już najedli do syta, zgasili światło i ułożyli się do snu, gzie któremu było wygodnie. Osioł położył się na kupie nawozu przed domem, pies pod drzwiami, kot na piecu w ciepłym popiele, a kogut siadł na dachu. A że zmęczeni byli drogą, zasnęli wnet.
Kiedy północ minęła, a zbójcy spostrzegli z daleka, że w domku nie ma już światła i wszystko wydawało się spokojne, rzekł herszt:
- Nie dajmy się zapędzić w kozi róg! - i wysłał jednego ze zbójców dla zbadani sytuacji.
Wysłaniec wszedł cichutko do izby i zbliżył się do pieca, aby zapalić światło. Ujrzawszy w ciemności jarzące się ślepia kota, myślał, że to węgle i przytknął do nich kawałek drewna. Ale kot nie znał żartów, skoczył mu do twarzy i mocno przejechał pazurami. Przerażony zbój rzucił się do drzwi, ale pies, który tam leżał, ugryzł go w łydkę, kiedy zaś przebiegł przez podwórze, osioł, który spał na kupie nawozu, kopnął go porządnie tylnymi nogami. Kogut zaś, zbudzony ze snu tym hałasem, zapiał głośno:
- Kukuryku!
Uciekł więc zbój co sił w nogach i rzekł do herszta: 
- Ach, w domku siedzi straszliwa jędza, która rzuciła się na mnie i podrapała mi twarz pazurami; przed drzwiami zaś stoi olbrzym z nożem, który zranił mnie w łydkę. na podwórzy leży czarny potwór, który rzucił we mnie polanem; na dachu zaś siedzi sędzia, który zawołał: "Dajcie łotra tu!" Uciekłem więc co sił.
Od tej chwili nie poważyli się zbóje wrócić do chatki, czterem muzykantom zaś tak się tam spodobało, że aż do śmierci jej nie opuścili. A tan, kto wam o tym opowiadał, sam wszystko widział i słyszał.

Bracia Grimm:))


niedziela, 16 czerwca 2013

Lis i wilk

Wpadł lis w jamę, wilk nadszedł, a widząc w złym stanie,
Oświadczył mu żal szczery i politowanie.
"Nie żałuj - lis zwołał - chciej lepiej ratować."
"Zgrzeszyłeś, bracie lisie, trzeba pokutować."
I nagroda, i kara zarówno się mierzy:
Kto nikomu nie wierzył, nikt temu nie wierzy.

Ignacy Krasicki:))

sobota, 15 czerwca 2013

Czerwony Kapturek


Była raz mała słodka dziewczynka, którą kochał każdy, kto ją tylko ujrzał, a najwięcej kochała ją babcia - nie wiedziała wprost, co jej dać. Pewnego razu podarowała jej kapturek z czerwonego aksamitu, a dziewczynce tak się ten kapturek podobał, że nie chciała nosić żadnego innego, toteż nazwano ją Czerwonym Kapturkiem.
Pewnego razu rzekła matka do Czerwonego Kapturka:
- Oto masz, dziecko, w koszyku placek i flaszkę wina, zanieś to babci, która jest chora i słaba, i ucieszy się bardzo tym podarunkiem. Idź zaraz, póki nie ma wielkiego upału, a idąc nie biegaj i nie zbaczaj z drogi, bo mogłabyś i stłuc butelkę. Kiedy zaś wejdziesz do pokoju, nie zapomnij powiedzieć babci "dzień dobry" i nie rozglądaj się wpierw po wszystkich kątach.
- Zrobię wszystko, jak mówisz - przyrzekł Czerwony kapturek mamusi.
Babcia mieszkała w lesie, o pół godzinki ode wsi. Kiedy dziewczynka weszła do lasu, spotkała wilka. Ale Czerwony Kapturek nie wiedział, że to takie nie  podstępne zwierzę i nie bał się go. 
- Dzień dobry Czerwony Kapturku - rzekł wilk.
- Dzień dobry wilku - odparła dziewczynka.
- Dokąd to tak wcześnie?
- Do babci.
- A cóż tam niesiesz pod fartuszkiem.
- Placek i wino: mamusia piekła wczoraj, posyła więc trochę chorej i słabej babuni, żeby sobie podjadła i nabrała sił.
- A gdzie mieszka twoja babcia, Czerwony Kapturku?
- O, to jeszcze kwadrans drogi stąd! Daleko w lesie, pod trzema wielkimi dębami stoi chatka, otoczona leszczynowym żywopłotem, na pewno tam trafisz - rzekł Czerwony Kapturek.
Wilk zaś pomyślał sobie: "To młode, kruche stworzonko lepiej mi będzie smakować niż stara babcia. Trzeba sobie sprytnie poradzić, żeby obie zjeść!"
Idąc kawałek u boku Czerwonego Kapturka rzekł:
- Spójrz jak pięknie kwitną dokoła kwiatki, dlaczego nie patrzysz na nie? I zdaje się, że nie słyszysz, jak sodko śpiewają ptaszki? Idziesz prosto przed siebie jak do szkoły, a w lesie jest przecież tak miło!
Czerwony Kapturek otworzył oczy, a widząc promienie słońca tańczące wśród drzew i całe łany kwiatów, pomyślał: "Babunia ucieszy się, gdy jej przyniosę ładny bukiecik. Jest jeszcze dość wcześnie, zdążę na czas."
I pobiegł w las szukać kwiatów. A gdy zerwała jeden, wnet spostrzegła dalej inny, piękniejszy, biegła więc za nim i coraz głębiej wchodziła w las. 
Tymczasem wilk pobiegł prosto do domku babci i zapukał do drzwi.
- Kto tam ? - zapytała staruszka. 
- To ja, Czerwony Kapturek, przynoszę babci ciasta i wina, otwórz babciu.
- Naciśnij klamkę - rzekła babcia - za słaba jestem, aby wstać.
Wilk nacisnął klamkę, drzwi otworzyły się, a zwierz zbliżył się bez słowa do łóżka babci i połknął ją. Potem ubrał się w jej koszulę i czepek, położył się do łóżka i zasunął firaneczki. 
Kiedy Czerwony Kapturek nazbierał tyle kwiatów, że już nie mógł ich unieść, przypomniała mu się nagle babcia i dziewczynka pobiegła szybko do jej domku. Zdziwiła się bardzo, że drzwi są otwarte, a wchodząc do pokoju pomyślała: "Tak mi jakoś straszno, a zwykle chętnie przecież chodzę do babci!"
- Dzień dobry! - zawołała, ale nie otrzymała odpowiedzi. 
Zbliżyła się więc do łóżka i odsunęła firankę. Ujrzała babcię, która miała czepek mocno naciągnięty na twarz i bardzo dziwnie wyglądała. 
- Ach, babciu, dlaczego masz takie wielkie uszy? 
- Abym cię lepiej mogła słyszeć!
- A dlaczego masz takie wielkie oczy?
- Abym cię lepiej mogła widzieć!
- A dlaczego ręce masz takie wielkie?
- Abym cię lepiej mogła objąć!
- A dlaczego, babciu, masz taki brzydki, wilki pysk?
- Aby cię łatwiej zjeść!
I w tejże chwili wilk wyskoczył z łóżka i połknął Czerwonego Kapturka. 
Gdy wilk zaspokoił swoją chętkę, położył się z powrotem do łóżka i wnet zasnął, chrapiąc głośno. 
Młody myśliwy przechodził właśnie koło domu i pomyślał: "Jakże chrapie ta staruszka, muszę zajrzeć, czy się jej coś złego nie stało."
Wszedł więc do izby i ujrzał na łóżku śpiącego wilka.
- Otom cię znalazł, stary szkodniku! - zawołał. - Dawno już cię szukałem!
I chciał nabić fuzję i zastrzelić wilka, ale pomyślał sobie, że może wilk połknął babunię i można ją jeszcze uratować; nie strzelił więc, lecz wziął nożyczki i rozciął śpiącemu wilkowi brzuch. Natychmiast wyskoczył Czerwony Kapturek wołając:   
- Ach, jakże się bałam, tak ciemno było w brzuchu wilka!
A potem wyszła stara babcia, również żywa jeszcze, ale ledwie dysząca. Czerwony Kapturek przyniósł prędko kamieni, którymi napełnił brzuch wilkowi. Kiedy się zwierz obudził, chciał uciec, ale kamienie były tak ciężkie, że padł zaraz martwy na podłogę.
Wszyscy troje ucieszyli się bardzo. Myśliwy ściągnął z wilka skórę i poszedł z nią do domu, babcia zjadła ciasto i wypiła wino, przyniesione przez wnuczkę, a Czerwony Kapturek pomyślał: " Odtąd nie będę biegała po lesie, gdy mamusia poradzi!"

Niektórzy opowiadają, że pewnego razu, gdy Czerwony Kapturek znów szedł do babci, niosąc dla niej ciasto, spotkał innego wilka, który go zaczepił i chciał sprowadzić na manowce. Czerwony Kapturek miał się jednak na baczności i szedł prosto swoją drogą, a potem opowiedział babci, że spotkał wilka, który powiedział mu "dzień dobry", ale tak mu źle z oczu patrzyło:
- Gdyby to nie było na środku drogi, to na pewno by mnie zjadł.
- Posłuchaj mnie dziecka - powiedziała babcia - zamkniemy drzwi, żeby wilk tu nie wlazł.
Wkrótce potem wilk zapukał, wołając:
- Otwórz babuniu, to ja, Czerwony Kapturek, przynoszę ci ciasto.
Babcia i Czerwony Kapturek siedziały cicho i nie otworzyły drzwi. Wilczysko okrążyło więc domek parę razy dokoła, a w końcu wskoczyło na dach i tam chciało przeczekać do wieczora, kiedy Czerwony Kapturek Będzie wracał do domu, pobiec za nim i zjeść go w ciemnościach. Babcia jednak od razu zmiarkowała, co wilk knuje. Przed domem stało wielkie kamienne koryto. Rzekła więc babcia do wnuczki:
- Czerwony Kapturku, weź wiadro i wodę, w której wczoraj gotowałam kiełbasę, wlej do koryta!
Dziewczynka nosiła wodę dopóki wielkie koryto nie napełniło się po brzegi. Wtedy zapach kiełbasy dotarł do nozdrzy wilka, zwierz zaczął węszyć i zerkać w dół, wreszcie tak wyciągnął szyję, że nie mógł się dłużej utrzymać na  dachu i zaczął zjeżdżać; w końcu obsunął się na sam dół, wpadł do koryta i utonął. 
Czerwony Kapturek zaś wrócił do domu, zadowolony i nikt nie uczynił mu po drodze żadnej krzywdy.

Bracia Grimm:))

czwartek, 13 czerwca 2013

Dąb i małe drzewka

Od wieków trwał na puszczy dąb jeden wyniosły;
W cieniu jego gałęzi małe drzewka rosły.
A że w swej postaci był nader wspaniały,
Że go doróść nie mogły, wszystkie się gniewały.
Przyszedł czas i na dęba pełnić srogie losy;
Słysząc, że mu fatalne zadawano ciosy,
Cieszyły się niewdzięczne. Wtem upadł dąb stary,
Połamał małe drzewka swoimi konary.

Ignacy Krasicki:))

środa, 12 czerwca 2013

O siedmiu krukach


Pewien ojciec miał siedmiu synów, lecz ani jednej córki i martwiło go to bardzo, aż po pewnym czasie żona powiła mu córeczkę. Radość była tak wielka, ale dziecko przyszło na świat bardzo słabe i wątłe. Ponieważ rodzice obwiali się, że dziecko nie długo pożyje, postanowili je spiesznie ochrzcić. Ojciec posłał jednego z synów do źródła, żeby szybko przyniósł wody do chrztu.  Chłopiec pobiegł, a za nim jego sześciu braci. Przy źródle wynikła sprzeczka, gdyż każdy z nich chciał nabrać wody do dzbanka i trwała tak długo, aż dzbanek wpadł do wody i zatonął. Stali teraz nad źródłem nie wiedząc, co robić i żaden nie miał odwagi pójść do domu. 
Tymczasem ojciec niecierpliwił się bardzo i kiedy wciąż jeszcze nie wracali, rzekł:
- Na pewno znów gdzieś się zabawili i zapomnieli o wodzie, ci nieznośni chłopcy.
Bał się, że dziecko umrze nieochrzczone i w zdenerwowaniu zawołał:
- Oby ci nieposłuszni chłopcy zamienili się w kruki!
Ledwie wymówił te słowa, gdy nagle usłyszał nad głową szum skrzydeł, a kiedy spojrzał w górę, ujrzał siedem czarnych jak węgiel kruków, ulatujących w dal.
Rodzice nie mogli już cofnąć raz wypowiedzianego życzenia, lecz w tej wielkiej rozpaczy po utracie synów pociechą ich była malutka córeczka, która od tego dnia stała się silna i zdrowa, i z każdym dniem piękniała. Dziewczyna przez długi czas nie wiedziała o tym, że miała siedmiu braci, gdyż rodzice zachowywali ten nieszczęśliwy wypadek w tajemnicy przed nią. Aż pewnego razu usłyszała, jak ludzie mówili o niej, że jest w prawdzie bardzo piękna, ale mimo to jest przyczyną nieszczęścia braci. Zasmuciła ją to bardzo, udała się do ojca i matki, i zapytała, czy to prawda, że ona miała braci i dokąd powędrowali. Rodzice nie mogli już teraz przemilczeć tajemnicy i opowiedzieli jej wszystko. Dziewczyna robiła sobie ciągle wyrzuty i myślała, że właśnie ona powinna odratować braci. Od tamtej pory nie miała dnia spokoju, aż w tajemnicy przed rodzicami jęła przygotowywać się do dalekiej drogi, ażeby odszukać i oswobodzić rodzeństwo, cokolwiek miałoby to ją kosztować. Nie zabrała nic prócz pierścionka na pamiątkę po rodzicach, bochenka chleba na głód, dzbanka wody na pragnienie i słoneczka na zmęczenie. 
Wędrowała długo, aż znalazła się na końcu świata. Podeszła do słońca, ale było ono takie gorące i ogromne. Dziewczyna pośpiesznie zaczęła uciekać zbliżyła s do księżyc, ale ten był strasznie zimny i ponury, a kiedy zobaczył ją, zawołał: 
- Czuję tu ludzką obecność!
Więc znów zaczęła uciekać, aż przybyła do gwiazd, te były bardzo miłe i życzliwe, a każda siedziała na swoim stołeczku. Jutrzenka wstała i zwróciła się do dziewczyny, podając jej kurzą łapkę ze słowami:
- Bez tej kurzej łapki nie mogłabyś się dostać do Szklanej Góry, a własnie w Szklanej Górze są twoi bracia. 
Dziewczyna wzięła kurzą łapkę, zwinęła ją w chusteczkę i podziękowawszy Jutrzence poszła dalej; szła tak długo, aż przybyła do Szklanej Góry. Wrota były zamknięte, więc dziewczyna sięgnęła po kurzą łapkę, lecz kiedy rozwinęła chusteczkę, zobaczyła, że ją zgubiła. Cóż miała teraz zrobić? Chciała uratować braci, lecz bez kurzej łapki nie mogła się dostać do wnętrza Szklanej Góry. 
Dobra siostrzyczka odcięła kawałek gałązki z gruszy rosnącej obok. Wetknęła ją do zamka i rota rozwarły się. Kiedy się znalazła we wnętrzu góry, wyszedł jej na przeciw karzełek i zapytał:
- Moje dziecko, czego tu szukasz?
- Szukam swoich braci, siedmiu kruków - odpowiedziała.
A karzełek na to:
- Panów kruków teraz nie ma w domu, ale jeżeli chcesz zaczekać, aż wrócą, proszę, wejdź!
Potem przyniósł karzełek jedzenia dla kruków na siedmiu talerzykach i w siedmiu kubeczkach. Ponieważ dziewczyna była bardzo głodna, zjadła z każdego talerzyka po odrobince i wypiła z każdego kubeczka po kropelce; ale do ostatniego kubeczka wrzuciła pierścionek, który przywiozła z sobą. 
Nagle usłyszała szuka skrzydeł, a karzełek rzekł:
- Teraz przyfrunęli panowie krucy.
Kiedy weszli, chcieli jeść i pić, i podeszli do swoich talerzyków i kubeczków. Nagle odezwali się jeden po drugim:
- Kto jadł z mojego talerzyka? Kto pił z mojego kubeczka? To musiały zrobić jakieś ludzkie usta.
A kiedy siódmy wychylił kubek do dna, znalazł w nim pierścionek. Obejrzał go i poznał, że to pierścionek ojca i matki, i zawołał:
- O, gdyby to była nasza siostrzyczka, bylibyśmy zbawieni!
Kiedy dziewczyna, która stała za drzwiami i nasłuchiwała, usłyszała to życzenie, wyszła z ukrycia, a wtedy siedmiu kruków odzyskało ludzką postać. Długo całowali się i ściskali, potem wesoło ruszyli wszyscy razem do domu swych rodziców. 

Bracia Grimm:))

wtorek, 11 czerwca 2013

Księgi


W pewnej bibliotece, gdzie było, nie pomnę,
Powodziły się księgi; a że niezbyt skromne,
Łajały się do woli różnymi języki.
Wchodzi bibliotekarz, pyta się kroniki:
"Dlaczego takie wrzaski?" - "Dlatego się swarzem 
Iżeś mnie śmiał położyć obok z kalendarzem." 
"Wszystko się tu porządnie - rzekł jej - posadziło:
On zmyśla to, co będzie, ty zmyślasz, co było."

Ignacy Krasicki:)) 

czwartek, 6 czerwca 2013

Pani Zima




Pewna wdowa miała dwie córki, z których jedna była ładna i pracowita, druga zaś brzydka i leniwa. Matka kochał jednak więcej brzydką i leniwą dziewczynkę, gdyż była to jej rodzona córka, ładna zaś i pracowita pasierbica musiała spełniać najcięższą robotę i być kopciuszkiem w domu. Biedna dziewczyna co dzień musiała siadać przy studni i prząść, aż krew ciekła jaj z palców.
Razu pewnego zdarzyła się, że od palców zakrwawił się i wrzeciono. Dziewczyna nachyliła się na studnią, by je obmyć, ale wrzeciono wymknęła jej się z ręki i wpadło do wody. Z płaczem pobiegła dziewczyn do macochy i opowiedziała jej, co się stało. Ale zła macocha wyłajała ją ostro i rzekła bez litości:
- Jeśli wrzuciłaś wrzeciono do studni, to musisz je także stamtąd wydobyć!
Wróciła więc dziewczyna do studni nie wiedząc, co począć. W obawie przed gniewem macochy wskoczyła do studni, aby wydobyć wrzeciono. W tej chwili straciła przytomność, a gdy się obudziła, znajdowała się na pięknej łące, oświetlonej blaskiem słonecznym i usianej tysiącami kwiatów. 
Poszła dziewczyna łąką przed siebie, aż doszła do wielkiego pieca, pełnego chleba. A rumiane bochenki wołały:
- Ach, wyjmij nas, ach wyjmij nas, bo się spalimy; dawno już jesteśmy upieczone!
Dziewczyna zbliżyła się , wzięła łopatę, leżącą opodal, i wyjęła wszystkie bochenki.
Po pewnym czasie doszła do jabłoni, okrytej tysiącami dojrzałych jabłek, które wołały:
- Ach, strząśnij nas, ach, strząśnij nas, dawno już jesteśmy dojrzałe!
Dziewczyna potrząsnęła drzewem, aż wszystkie jabłka pospadały. Potem złożyła je w jedno miejsce i poszła dalej.
Wreszcie doszła do małego domku, z którego wyglądała stara kobieta o wielkich zębach. Dziewczyna przelękła się bardzo i chciała uciekać, ale staruszka rzekła:
- Czego się boisz, drogie dziecię? Zostań u mnie! Jeśli starannie wykonywać będziesz wszelką robotę, niczego ci nie zabraknie. Musisz tylko uważać ścieląc moje łóżko, abyś dobrze trzepała pościel, bo gdy pierze z niej leci, śnieg pada na ziemi. Jestem bowiem panią Zimą.
Ponieważ staruszka przemawiała łagodnie, nabrała dziewczyna odwagi i przyjęła u niej służbę. Wszelką pracę spełniała ku jej zadowoleniu  i starannie trzepała pościel. Za to miała też u niej miłe życie, nigdy nie usłyszała złego słowa, a co dzień dostawała pieczyste i leguminę. 
Po pewnym czasie ogarnął dziewczynę smutek. Początkowo nie wiedziała sama, czego jej brak, ale potem zrozumiała, że trapi ją tęsknota za domem rodzinnym. Chociaż było jej tu tysiąc razy lepiej niż u macochy, tęskniła jednak za domem. Wreszcie rzekła do pani Zimy:
- Tęskno mi za domem, a choć dobrze jest mi tu na dole, muszę jednak wrócić na górę, do domu.
- Bardzo to pięknie - rzekła pani Zima - że tęsknisz za domem. Służyłaś mi pilnie, więc sam cię odprowadzę. 
I powiodła ją pod wysokie wrota. Kiedy je otwarto, spadł na dziewczynę złoty deszcz i tak przylgną do niej, że cała była złotem pokryta.
- Oto nagroda za twoją pilność - rzekła pani Zima i oddała jej także wrzeciono, której jej wpadło do studni.
Potem wrota zawarły się, a dziewczyna znalazła się na łące, w pobliżu domu swojej macochy.
A gdy wchodziła na podwórze, kogut, siedzący na płocie, zapiał:

- Kukurykuuu!
Nasza złota panienka znów jest tu!

Dziewczyna weszła do domu, a że cała okryta była złotem, macocha i siostra przyjęły ją dobrze. Opowiedziała im wszystko, co ją spotkało, a gdy macocha usłyszała o tym, chciała i swoją leniwą córkę posłać do pani Zimy, aby zdobyła także takie bogactwo. Kazała jej więc usiąść przy studni i prząść. Brzydka córka ukłuła się w palec cierniem, wrzuciła zakrwawione wrzeciono do studni i sama skoczyła za nim. 
Jak i siostra jej, znalazła się na pięknej łące i poszła tą samą drogą. Gdy doszła do pieca, bochenki zawołały:
- Ach, wyjmij nas, wyjmij, jesteśmy już upieczone!
Ale leniwa dziewczyna odparła:
- Ani mi się śni brudzić rąk! - i poszła dalej.
Gdy przybyła do jabłoni, jabłka zawołały:
- Ach, strząśnij nas, strząśnij, jesteśmy już dojrzałe!
Ale dziewczyna odparła:
- Ani mi się śni, mogłoby mi któreś spaść na głowę! - i poszła dalej.
Gdy przybyła przed dom pani Zimy, nie przestraszyła się wcale, bo słyszała już o jej zębach, i wnet zgodziła się do niej na służbę. Pierwszego dnia wysilała się, aby być pilną i grzeczną, gdyż myślała o spodziewanej nagrodzie. Ale już następnego dnia poczęła zaniedbywać pracę, a na trzeci dzień wcale nie chciała wstać rano. Nie zaścieliła też łóżka pani Zimy i nie wytrzepała poduszek. 
Toteż wkrótce pani Zima wymówiła jaj służbę. Leniwa dziewczynka rada była z tego i sądziła, że i na nią spadnie złoty deszcz. Pani Zima powiodła ją pod wysokie wrota, ale zamiast złota spadła na nią deszcz smoły. 
- Oto nagroda za twe lenistwo! - rzekła pani Zima i zamknęła wrota.
Wróciła więc leniwa dziewczyna do domu, cała oblana smołą, a kogut, siedzący na płocie, zapiał:

- Kukurykuuu!
Nasza brudna panienka znowu tu jest!

Smoła zaś tak się do niej przylepiła, że przez całe życie nie mogła jej zmyć.

Bracia Grimm:))