Lanuszka

Lanuszka
Lanuszka

niedziela, 29 września 2013

Bajka o złotym ptaku


Dawno, dawno temu żył pewien król, który miał za swoim zamkiem przepiękny sad, a w nim cudowną jabłoń, co dawała złote jabłka. Kiedy jabłka dojrzały, zostały policzone, ale zaraz następnego dnia brakowało jednego. Zmartwiło to króla i rozkazał pilnować przez całą noc drzewa ze złotymi jabłkami.
Król miał trzech synów, z nich posłał najstarszego, by pilnował cudownej jabłoni; późnym wieczorem poszedł najstarszy królewicz do sadu, usiadł pod drzewem i około północy zasnął, a gdy się obudził, słońce było już wysoko, z drzewa zaś znowu znikło złote jabłko.
Następnej nocy poszedł drugi syn do sadu, ale i jemu powiodło się nie lepiej: z wybiciem godziny dwunastej zasnął, a następnego dnia znowu brakowała jabłka.
Teraz przyszła kolej na najmłodszego, ale król nie miał do niego zaufania i myślał sobie, że ten już na pewno jabłek nie upilnuje, ostatecznie jednak zgodził się i najmłodszy królewicz udał się do sadu na czaty. Usiadł pod drzewem i czekał dzielnie broniąc się przed snem; Kiedy wybiła północ, usłyszał szelest i ujrzał dziwną jasność, że aż zmrużył oczy. Wtedy zoczył cudownego ptaka, którego pióra były ze szczerego złota, a ogon lśnił jak promienie słońca. Cudowny ptak zbliżył się do jabłoni i chciał uszczknąć jabłko, ale królewicz naciągnął łuk i strzelił. Ptak uleciał, ale strzała strąciła jedno z jego złotych piór. Młodzieniec podniósł je, a gdy nastał dzień, zaniósł je do króla i opowiedział mu, co podczas tej nocy widział. Król i dworzanie długo oglądali złote pióro, wreszcie orzekli, że jest ono więcej warte niż całe królestwo. 
- Jeśli jest takie cenne - rzekł król - to jedno mi nie wystarczy, muszę mieć całego ptaka. 
Pierwszy ruszył najstarszy syn, a uważając się za bardzo mądrego myślał, że tylko on potrafi zdobyć cudownego ptaka. Kiedy już uszedł spory kawał drogi, ujrzał na skraju lasu siedzącego lisa, a gdy celował doń z fuzji, lis odezwał się ludzkim głosem:
- Nie strzelaj do mnie, a dam ci za to dobrą radę. Wędrujesz w poszukiwaniu złotego ptaka: przybędziesz dziś wieczór do pewnej wsi, w której stoją dwie karczmy, jedna na przeciw drugiej. jedna z nich jest jasno oświetlona i jest w niej wesoło, ale ty nie wchodź do niej, lecz do tej drugiej, choć wyda ci się ona ponura i smutna.
- Gdzie by mi tam mogło takie głupie stworzenie dawać mądre rady! - pomyślał królewicz i nie zwlekając nacisnął kurek i wystrzelił, ale chybił i lis zadarłszy ogon uciekł do lasu.
Królewicz ruszył dalej i pod wieczór doszedł do wsi, w której stały dwie karczmy. Jedna była jasno oświetlona, słychać w niej było muzykę i śmiechy, a druga stała ponura i smutna.
- Byłbym wielkim głupcem - pomyślał sobie - gdybym wszedł do tej nędznej karczmy, a tę ładną i wesołą ominął.
I wszedł do karczmy jasnej i wesołej, jadł tam, pił i śpiewał, i zapomniał o ptaku, o ojcu i o wszystkich dobrych radach.
Kiedy minęło dużo czasu, a najstarszy królewicz wciąż nie wracał, drugi brat wybrał się w drogę, żeby odszukać złotego ptaka. Tak samo jak starszy brat, spotkał na drodze lisa, który dał mu mądrą radę, który dał mu mądrą radę, ale on nie zwrócił na nią uwagi. Kiedy przybył do wsi, gdzie stał dwie karczmy, ujrzał go przez okno starszy brat, zawołał go i teraz razem oddali się zabawie. Kiedy znowu minął kawał czasu, a i drugi brat nie wracał, najmłodszy królewicz poprosił ojca, żeby i jemu pozwolił pójść w świat szukać złotego ptaka.Ale król nie chciał mu pozwolić, myśląc, że ten na pewno ptaka nie znajdzie, jeżeli jego bracia nie znaleźli, a w nieszczęściu na pewno sobie nie poradzi. Wreszcie, kiedy młodzieniec długo prosił, zezwolił mu król i najmłodszy królewicz ruszył w drogę.
Na skraju lasu siedział znowu lis błagając o darowanie życia i udzielił mu dobrej rady. Królewicz miał dobre serce i rzekł:
- Bądź spokojny, lisku, nic złego ci nie zrobię.
- Nie pożałujesz tego, żeś mi darował życie - odparł lis - abyś mógł prędzej przybyć na miejsce, siadaj na moim ogonie, a ja cię powiozę.
A gdy królewicz usłuchał i usiadł na lisie, ten puścił się biegiem i gnał tak szybko, że tylko, że tylko włosy chłopcu powiewały na wietrze. Kiedy przybyli do wsi, młodzieniec zsiadł z lisa i usłuchawszy dobrej rady wszedł do smutnej i ponurej karczmy, gdzie spokojnie przenocował. Kiedy raniutko wyszedł przed karczmę, ujrzał siedzącego już tam lisa, który rzekł doń:
- Chcę ci powiedzieć, co masz dalej czynić. Pojedziemy prosto przed siebie, aż przybędziemy do w spaniałego zamku, przed tym zamkiem będzie leżało mnóstwo żołnierzy, ale ni potrzebujesz się ich bać, gdyż wszyscy oni będą mocno spali. Miniesz ich, wejdziesz do zamku i przejdziesz przez wszystkie pokoje, w końcu wejdziesz do komnaty, w której stoi złoty ptak w drewnianej kletce. Obok stoi złota klatka, ale ty nie wyjmuj ptaka z drewnianej klatki, żeby go wsadzić do złotej, bo wtedy nic się nie uda.
Po tych słowach lis znowu postawił swój ogon, królewicz wsiadł nań i ruszyli pędem na przód, aż chłopcu włosy powiewały na wietrze. Kiedy przybyli przed zamek, wszystko było tak, jak lis przepowiedział. Królewicz wszedł do komnaty, gdzie siedział złoty ptak w brzydkiej, drewnianej klatce, a obok stała śliczna złota klatka, leżały też trzy złote jabłka. Królewicz pomyślał, że przecież byłoby to śmieszne, gdyby miał tak cudownego ptaka zabrać tej wstrętnej klatce i nie namyślając się długo wyjął go stamtąd i wpakował do złotej klatki. Ale w tej samej chwil ptak począł przeraźliwie krzyczeć. Przebudzili się żołnierze, schwytali młodzieńca i wsadzili go do więzienia. Następnego dni stawiono go przed sąd i królewicz, który się do wszystkiego przyznał, został skazany na śmierć. Ale król rzekł, iż daruje mu życie, a jeszcze w nagrodę da mu złotego ptaka, jeśli przywiezie mu złotego konia, który jest szybszy od wiatru. Królewicz udał się w drogę, ale był smutny i zmartwiony, gdyż nie wiedział, gdzie się znajduje złoty koń. Nagle ujrzał swojego starego przyjaciela lisa, siedzącego na drodze.
- A widzisz - rzekł lis - nie powiodło ci się, boś mnie nie posłuchał. Jednak nie smuć się, pomogę ci jeszcze tym razem. Znowu pojedziemy przed siebie, aż przybędziemy przed wspaniały zamek. Tam w stajni stoi złoty koń, a przed stajnią leżą koniuszowie, ale ty się ich nie lękaj, gdyż będą oni mocno spali. Pamiętaj tylko o jednym: włóż koniowi liche, skórzane siodło zamiast złotego, które wisi obok, gdyż znowu źle to się skończy.
Po tych słowach wsiadł królewicz na lisi ogon i znów ruszyli pędem przed siebie, aż chłopcu włosy powiewały na wietrze. Wszystko zastali tak, jak lis przepowiedział. Królewicz wszedł do stajni, gdzie stał złoty koń; kiedy mu wkładał skórzane siodło, wyszeptał sobie:
- Jakże będzie wyglądał ten wspaniały koń z takim wstrętnym siodłem. Będzie przecież piękniejszy, kiedy mu włożę złote siodło, które mu słusznie przynależy.
Zaledwie jednak przyłożył złote siodło do konia, zwierzę zaczęło głośno rżeć, koniuszowie przebudzili się, pochwycili królewicza i wtrącili do więzienia. Następnego dnia został on prze to skazany na śmierć. Ale król przyrzekł mu darować życie i dać w nagrodę, jeżeli zdobędzie dla niego piękną, młodą królewnę ze złotego zamku.
Ze smutkiem w sercu udał się młody królewicz w drogę, ale na szczęście znowu spotkał wiernego lisa.
-Właściwie powinienem cię teraz zostawić - rzekł lis - ale jeszcze ten jeden raz ci pomogę. Teraz już prosta droga prowadzi do złotego zamku, pod wieczór przybędziemy tam, a w nocy, kiedy już wszyscy śpią, udaje się piękna królewna do kąpieli. Gdy wejdzie do łazienki, wskocz za nią i pocałuj ją, a wtedy będzie posłuszna twoim rozkazom i będziesz ją mógł spokojnie wyprowadzić z zamku. Tylko pamiętaj, nie pozwól jej pożegnać się z rodzicami, bo się znowu źle skończy. 
Po tych słowach królewicz wsiadł na lisi ogon i ruszyli pędem przed siebie, aż chłopcu włosy na wietrze powiewały. Kiedy przybyli do złotego zamku, królewicz przekonał się, że wszystko był tak, jak lis przepowiedział. Zaczekał, aż zastał noc, a kiedy wszystko wokoło posnęło, ujrzał cudowną królewnę, która udawała się do kąpieli. przyskoczył wtedy do niej i pocałował ją. Królewna zgodziła się opuścić z nim zamek, ale ze łzami w oczach zaczęła go błagać, żeby jej pozwolił pożegnać się z rodzicami. Królewicz opierał się początkowo jej prośbom, ale kiedy królewna nie przestawała płakać i padała mu go nóg, dał się wreszcie ubłagać i pozwolił jej. Zaledwie jednak królewna podeszła do łoża starego króla, ten przebudził się, a razem z nim wszyscy śpiący w zamku i młodzieniec znowu został schwytany i osadzony w więzieniu.
Następnego dnia rzekł doń stary  król:
- Skazany jesteś na śmierć, ale darowałbym ci życie, gdybyś usunął tę górę, która stoi przed moim oknem, tak że nie widzę nic, co się dziej w okolicy mego zamku. Daję ci na to osiem dni, a jeśli ci się uda, dostaniesz moją córkę w nagrodę.
Mody królewicz wziął się zaraz do roboty i kopał dniem i nocą, ale kiedy po siedmiu dniach zobaczył, jak mało zrobił i że prawie prawie śladu nie było jego trudów, ogarnęło go zwątpienie. Ale pod wieczór siódmego dnia ujrzał lisa, który rzekł doń:
-  Właściwie nie zasługujesz na to, żeby się o ciebie troszczyć, ale idź, połóż się i odpocznij, ja popracuję trochę za ciebie.
Następnego dnia, kiedy się obudził i spojrzał w stronę kona, nie znalazł już śladu góry. Pospieszył więc do króla i z radością oznajmił mu, że spełnił postawiony mu warunek. Wtedy król chcąc nie chcąc musiał dotrzymać słowa i oddał mu swą córkę.
Ruszyli teraz razem w świat, a po pewnym czasie spotkali lisa.
- Posiadasz teraz to, co najlepsze i najpiękniejsze - rzekł - ale do królewny ze złotego zamku potrzebny ci jest jeszcze złoty koń.
- W jaki sposób mam go zdobyć? - zapytał młodzieniec.
- To właśnie chcę ci powiedzieć - odparł lis - przede wszystkim daj królowi, który cię posłał do złotego zamku, piękną królewnę. Będzie tam wtedy wielka radość i chętnie dadzą ci złotego konia. Kiedy ci podprowadzą konia, ty wsiądziesz na niego i na pożegnanie podasz każdemu rękę, na samym końcu podasz ją królewnie, a kiedy już będziesz trzymał mocno jej rękę, wciągniesz ją szybko na konia i pocwałuj na przód; nikt nie zdoła cię dogonić, gdyż koń ten pędzi szybciej niż wiatr.
Wszystko udało się szczęśliwie i młody królewicz wraz z królewną umknęli w dal. Lis podążał za nimi, a kiedy przybyli do zamku, gdzie się znajdował złoty ptak, rzek lis:

- Teraz pomogę ci jeszcze raz zdobyć ptaka. Zostaw królewnę pod moją opieką, a sam wjedź na złotym koniu do zamku; wielka tam zapanuje radość i natychmiast przyniosą ci ptaka w złotej klatce. Gdy go już będziesz miał w ręku, szybko przyjedź do nas i zabierz ze sobą królewnę.
Kiedy wszystko udało się szczęśliwie, rzekł lis do królewicza:
- Teraz musisz mnie za moją pomoc wynagrodzić.
- Mów, czego żądasz - powiedział królewicz.
- Kiedy przybędziemy do tego lasu, w którym mnie po raz pierwszy ujrzałeś, zabijesz mnie, a potem utniesz mi głowę i łapy.
- Byłoby to ładne podziękowanie - powiedział królewicz - nigdy tego nie zrobię!
Na to lis:
- Jeżeli nie chcesz tego uczynić, muszę cię opuścić; zanim jednak odejdę, dam ci jeszcze dwie przestrogi. Nie kupuj wisielców i nie siadaj na krawędzi studni.
Po tych słowach lis pobiegł do lasu i znikł.
Młodzieniec zaś wyszeptał:
- Jakie to dziwne stworzenie z tego lisa i jakie dziwne ma pomysły. Któż by kupował wisielca? I nigdy jeszcze nie miałem ochoty siadać na krawędzi studni. 
Pojechał z piękną królewną dalej, a droga jego wiodła znów przez wieś, w której zostali jego bracia. Kiedy tam przybył, ujrzał ustawioną szubienicę, a wokoło tłum ludzi. Kiedy zapytał, co się tu dzieje, powiedzieli mu, że dwaj młodzieńcy mają być powieszeni za różne popełnione przestępstwa. Okazało się, że młodzieńcami tymi byli jego bracia. Królewicz ulitował się nad nimi i zapytał ludzi, czy nie można by ich w jakiś sposób uwolnić.
- Jeżeli ktoś zapłaci za nich - odparli - ale dziwimy się bardzo, że chcesz tych złych ludzi wykupić od szubienicy!
Lecz nic nie pomogło żadne gadanie królewicz zapłacił za braci i ruszyli razem w dalszą drogę do zamku ojca.
Przybyli wreszcie do lasu, w którym po raz pierwszy spotkali lisa. Było tam chłodno i miło, a słońce dokuczało im serdecznie. Wtedy rzekli doń bracia:
- Odpocznij przy tej studni i napij się świeżej wody.
Królewicz zgodził się, a podczas rozmowy zapomniał o przestrodze i usiadł na krawędzi studni. Wtedy źli bracia wepchnęli go do studni, zabrali królewnę, konia i ptaka, i ruszyli do ojcowskiego zamku. 
- Przywieźliśmy nie tylko złotego ptaka - rzekli - zdobyliśmy też złotego konia i królewnę ze złotego zamku.
Wielka radość zapanowała w zamku królewskim, ale koń nie chciał nic żreć, ptak nie śpiewał, a królewna siedziała smutna i ciągle płakała.
Lecz najmłodszy królewicz nie zginął. Studnia była na szczęście wyschnięta i młodzieniec spadł na miękki mech, który rósł na dnie; i tym razem nie opuścił go lis, wskoczył do niego do studni i począł mu czynić wyrzuty, że nie usłuchał jego rad.
- Nie mogę ci jednak odmówić pomocy - rzekł - wyratuję cię znowu z tego kłopotu. 
Kazał mu się złapać za ogon, trzymać mocno i w ten sposób wyciągnął go ze studni.
- Jeszcze nie jesteś zupełnie bezpieczny - rzekł lis. - Bracia twoi nie byli pewni twojej śmierci i naokoło lasy rozstawili straże; mają cię zabić, skoro im się ukarzesz. 
Na drodze siedział stary żebrak, młodzieniec zamienił się z nim na ubranie i tak, nie poznany przez nikogo, przybył na dwór swego ojca. Gdy tylko wszedł do zamku, ptak zaczął śpiewać, koń rżeć, a królewna przestała płakać. Król zapytał zdziwiony:
- Co to wszystko znaczy?
A na to królewna:
- Nie wiem, co to jest, ale dotychczas było mi strasznie smutno, a nagle zrobiło mi się wesoło. Czuję się tak, jak gdybym ujrzała swojego prawdziwego narzeczonego. 
I powiedziała królowi wszystko, co się zdarzyło, chociaż bracia ostrzegli ją, że ją zabiją, jeżeli ich wyda. Król kazał zwołać wszystkich, którzy byli w tej chwili obecni w zamku. Przyszedł także najmłodszy królewicz w ubraniu starego żebraka, ale królewna poznała go natychmiast i rzuciła mu się na szyję. Nikczemni bracia zostali skazani na wygnanie, a najmłodszy królewicza poślubił piękną królewnę i miał po ojcu odziedziczyć królestwo. 

Ale co się stało z pomocnym lisem? Jakiś czas potem szedł królewicz pewnego razu przez las i spotkał swojego starego przyjaciela lisa.
- Ty masz już wszystko czego sobie życzyłeś, ale moje nieszczęście, a jednak ty mógłbyś mi pomóc - rzekł lis.
I znów zaczął go prosić, żeby go zastrzelił, a potem obciął mu głowę i łapy. Królewicz nie chciał się zgodzić, pytając o inny sposób pomocy lisowi. Lis poprosił więc o złota jabłko. Królewicz przyniósł mu je więc. Kiedy lis przełknął ostatni kęs zło tego jabłka przemienił się w pięknego młodzieńca i okazało się, że jest on bratem pięknej królewny, który został w końcu oswobodzony z czaru. Teraz już im niczego nie brakowało do szczęścia przez całe życie.

Bracia Grimm:))   

niedziela, 22 września 2013

Titelitury

Pewien ubogi młynarz miał piękną córkę. Otóż trafiło się pewnego razu, że młynarz mówił z królem, a chcąc sobie przydać znaczenia rzekł:
- Mam ci ja córkę, co potrafi prząść złoto za słomy!
A król na to:
- Ta sztuka podoba mi się bardzo. Jeśli córka twoja jest istotnie taka zdolna, jak powiadasz, przyprowadź ją jutro do zamku.
Kiedy dziewczyna przyszła do zamku, król zaprowadził ją do izby, król zaprowadził ją do izby pełnej słomy i kazał jej dać kołowrotek i rzekł:
- A teraz bierz się do roboty, jeśli zaś przez noc nie uprzędziesz ze wszystkiej słomy złota, czeka cię śmierć.


Przestraszona młynarzówna zamyśliła się smutno, ale żadnego ratunku wymyślić nie mogła. Oczywiście nie umiała ona prząść złota ze słomy, a lęk jej wzrósł tak, że poczęła rzewnie płakać. Wtem otwarły się drzwi i ukazał się w nich maleńki karzełek, który rzekł:
- Dobry wieczór, panno młynarzówno, czemu płaczesz tak żałośnie?
- Ach - odparła dziewczyna - kazano mi uprząść ze słomy złoto, a ja tego nie potrafię.
Karzełek zaś rzekł:
- Co mi dasz, jeżeli zrobię to za ciebie?
- Dam ci mój naszyjnik - odparła dziewczyna.
Karzełek wziął naszyjnik, siadł do kołowrotka i szur, szur, szur, raz, dwa, trzy, szpulka już była pełna. Wsadził nową i szur, szur,szur, raz, dwa, trzy, druga też była pełna; tak pracował aż do rana, a o wschodzie słońca wszystka słoma była wypędzona, szpulki pełne złotych nici.
Wnet nadszedł król, a ujrzawszy złoto, zdziwił się i uradował bardzo. Ale serce jego owładnęła większa jeszcze chciwość. Kazał zaprowadzić młynarzównę do inne komnaty, znacznie większej i również pełnej słomy i pod groźbą śmierci rozkazał uprząść jej ze wszelkiej słomy złoto.
Dziewczyna znowu zapłakała rzewnie, ale drzwi otwarły się nagle i ukazał się w nich karzełek mówiąc:
- Co mi dasz, jeżeli z tej słomy uprzędę złoto?
- Pierścień swój dam ci - odparła dziewczyna.
Karzełek wziął pierścień i szur, szur, szur, raz, dwa, trzy, do ram uprządł ze wszelkiej słomy piękne, złote nici.
Król ucieszył się niezmiernie na widok złota, ale ciągle jeszcze nie miał go dość, toteż zaprowadził dziewczynę do jeszcze większej komnaty, pełniutkiej aż po pułap słomy.
- Jeśli w ciągu nocy ze wszelkiej tej słomy uprzędziesz złoto - rzekł - zostaniesz moją małżonką.
Wyszeptał po tym sam do siebie:
- Chociaż jest to tylko córka biednego młynarza, na całym świecie nie znajdę bogatszej żony.
Kiedy dziewczyna pozostała sama, karzełek zjawił się po raz trzeci i rzekł:
- Co mi dasz, jeśli tym razem wykonam twoją pracę?
Ale dziewczyna odparła:
- Nie mam już nic do oddania.
- Więc przyrzeknij mi - rzekł karzełek - że gdy zostaniesz królową, dasz mi swe pierwsze dziecię.
- Kto wie, co z tego jeszcze będzie - szepnęła dziewczyna i nie mając innej rady przyrzekła karzełkowi, o co prosił, a on do rana uprządł ze wszelkiej słomy złoto.
Gdy król przybył rano i ujrzał mnóstwo złotych nici, kazał zaraz wyprawić huczne wesele i piękna młynarzówna została królową. Po roku królowa powiła pięknego synka i nie myślała zupełnie o karzełku. nagle zjawił się on w jej pokoju i zawołał:
- Królowo, daj mi teraz, co przyrzekłaś!
Królowa przeraziła się bardzo i chciała oddać karzełkowi wszystkie bogactwa królestwa, byle pozostawił jej ukochane dziecię, ale karzełek rzekł:
- Nie, wolę żywą istotę niż wszystkie skarby świata.
Królowa poczęła więc płakać i rozpaczać tak żałośnie, że karzełek ulitował się nad nią i rzekł:
- Dam ci trzy dni czasu. Jeżeli odgadniesz, jakie jest moje imię, pozostawię ci synka.
Królowa myślała całą noc i przypomniała sobie wszystkie imiona, jakie kiedykolwiek słyszała, rozesłała też gońców po kraju, aby się dowiedzieli, jakie imiona były w użyciu. Kiedy nazajutrz zjawił się karzeł, królowa zaczęła od Kacpra,Michała, Eryka i wymieniła po kolei wszystkie imiona, jakie znała, ale karzełek odpowiadał przy każdym: 
- To nie moje imię!
Nazajutrz królowa kazała się rozpytywać w sąsiedztwie o imiona ludzi i wymieniła mu najdziwniejsze, najwymyślniejsze imiona: 
- Może na imię ci Polikarp albo Saturnin, albo Gracjan?
Ale karzełek odpowiadał ciągle:
- To nie moje imię!
Trzeciego dnia powrócili gońcy, ale nie znaleźli oni nowych imion, natomiast jeden z nich rzekł:
- Kiedy przybyłem na wysoka górę, an skraj lasu, gdzie lis z zającem mówią sobie dobranoc, ujrzałem maleńką chatkę, przed którą paliło się ognisko, a wokół ogniska skakał i tańczył na jednej nodze śmieszny karzełek wołając:

Dzisiaj będę warzył, jutro będę smażył,
A pojutrze odda mi królowa dziecię!
Bo nikt nie wie o tym, żem jest Titelitury,
O tym nie wie nikt na całym świecie! 

Możecie sobie wyobrazić, jak się królowa ucieszyła, gdy to usłyszała. Kiedy zaś przyszedł karzełek i zapytał:
- No, jakże mam na imię królowo? - rzekł doń.
- Może ci na imię Kostek?
- Nie.
- A może Jasio?
- Nie.
- A może ci na imię Titelitury?
- To ci chyba sam diabeł powiedział! - zawołał karzełek i za złości tupną prawą nogą tak silnie, że wbił ją całą w ziemię, potem w szale chwycił obydwiema rękami lewą nogę i podskoczyła wysoko, że nikt go już więcej nie widział.

Bracia Grimm:))

piątek, 20 września 2013

Tornister, czapeczka i róg


Żyli sobie niegdyś trzej bracia, którzy popadli w takie ubóstwo, że nie mieli już co pić, ani w co się odziać. Rzekli więc:
- Tak dłużej być nie może. Chodźmy w świat poszukać szczęścia.
Pewnego dnia przybyli trzej bracia do wielkiego lasu, pośrodku, którego stała góra, cała ze srebra. Wówczas rzekł najstarszy z braci:
- Oto znalazłem upragnione szczęście, większego nie chcę.
Po czym wziął sobie tyle srebra, ile tylko mógł unieść i powrócił do domu. Ale młodsi bracia rzekli:
- My wymagamy od szczęścia czegoś więcej niż srebra tylko.
I ruszyli dalej, srebra nie tknąwszy. 
Po kilku dniach przybyli znowu do wielkiego lasu, pośrodku którego stała góra cała ze złota. Średni brat stanął i zdumiała się pełen niepewności:
- Co mam teraz czynić? - rzekł - czy wziąć tyle złota, aby mi wystarczyło do końca życia, czy iść dalej?
Po czym wziął sobie tyle złota, ile tylko mógł unieść i powrócił do domu. Najmłodszy zaś z braci rzekł:
- Złoto i srebro nie zadowolą mnie. Moje szczęści musi przynieść mi coś więcej.
Po trzech dniach dalszej wędrówki przybył najmłodszy brat do wielkiego lasu, tak wielkiego, że nie mógł dotrzeć do jego końca.
A że nie miał nic do jedzenia ani picia, bliski był śmierci głodowej. Wszedł więc na wysokie drzewo, aby dojrzeć z niego skraj lasu, ale jak okiem sięgną, wszędzie widział tylko wierzchołki drzew. Począł więc schodzić z drzewa rozmyślając ciągle:
- Ach, gdybym mógł raz choćby najeść się i napić!
Gdy zszedł z drzewa, ujrzał ze zdumieniem, że na trawie rozpostarty był biały obrus, na którym widniały najwspanialsze potrawy i napoje.
- Tym razem - wyszeptał - życzenie moje spełniło się w porę!
I nie zastanawiając się nad tym, skąd się te potrawy tu wzięły i kto je gotował, zabrał się żwawo do jedzenia. Nasyciwszy głód pomyślał:
- Szkoda by było, gdyby obrusik miał się tu w lesie marnować!
Złożył go więc starannie, zabrał z sobą i ruszył dalej.
Pod wieczór, gdy głód znowu mu począł dokuczać, postanowił wydostać swój obrus na próbę. Rozłożył go więc na ziemi i rzekł:
- Życzę sobie, abyś się zastawił wspaniałym jadłem!
W tejże chwili na obrusie na obrusie zjawiły się najwyszukańsze potrawy i napoje.
- Teraz widzę - powiedział młodzieniec - z jakiej kuchni otrzymuję pożywienie. milszy mi jesteś obrusiku, niż srebro i złoto!
Pojął bowiem, że był to obrus czarodziejski, ale nie wystarczyło mu, że zdobył ten obrus, postanowił nie wracać jeszcze do domu i nadal szukać szczęścia.
Pewnego wieczora idąc przez odludny las spotkał czarnego, usmolonego węglarza, który rozpalił właśnie przed swym szałasem ogień, aby ugotować na nim trochę kartofli.
- Jak się masz smoluchu! - rzekł młodzieniec - jak ci się żyje w samotności?
- Jeden dzień jest podobny do drugiego i co wieczór kartofle na kolacje; czy chcesz być moim gościem? - odparł węglarza.
- Piękne dzięki! - rzekł wędrowiec - nie mogę cię objadać, nie liczyłeś na gościa, ale jeśli pozwolisz, to ja ciebie zaproszę na kolację.
- A któż ją ugotuje? - spytał węglarz. - Widzę, że nic nie masz przy sobie, a o parę godzin drogi dokoła nic do jedzenia nie dostaniesz.
- A jednak będzie uczta - rzekł młodzieniec - jakiej jeszcze nigdy w życiu nie jadłeś.
Wyją obrusik z kieszeni, rozłożył go na ziemi i zawołał:
- Obrusiku nakryj się! - i zjawiły się na nim rozmaite potrawy, ciepłe jeszcze jakby prosto z kuchni. Węglarz zrobił wielkie oczy, ale nie dał się długo prosić i pałaszował, aż mu się uszy trzęsły. Gdy sobie już podjedli, węglarz rzekł, uśmiechając się pod wąsem:
- Piękna to rzecz, ten twój obrusik. Przydał by mi się bardzo w mojej samotni, gdzie nikt nie ugotuje nic dobrego. Jeżeli chcesz zaproponuję ci zamianę.Tam w kącie wisi stary tornister skórzany. Wygląda w prawdzie niepozornie, ale posiada moc czarodziejską. Nie potrzebują go już i chętnie oddałbym ci go z zamian za obrus. 
- A jakaż to jest ta czarodziejska własność tornistra? - zapytał młodzieniec.
Węglarz zaś odparł:
- Ilekroć zapukasz do niego, natychmiast zjawi się przed tobą kapral z sześcioma żołnierzami, którzy spełnią wszelkie twoje rozkazy.
Młodzieniec zgodził się na zamianę, dał węglarzowi cudowny obrus, wziął tornister i ruszył dalej. a gdy uszedł spory kawałek drogi, zapukał do tornistra i się żołnierze, a kapral zapytał:
- Co rozkażesz panie?
- Idźcie do węglarza - rzekł młodzieniec - i odbierzcie mu mój obrus!
Żołnie spełnili rozkaz, a młody wędrowiec kazał im znowu zniknąć i ruszył w drogę z tornistrem i obrusem, licząc na to, że szczęście znów się do niego uśmiechnie.
Pod wieczór przybył do innego węglarza, który szykował sobie właśnie wieczerzę.
- Zjesz ze mną - rzekł węglarz - kartofle z solą, ale bez tłuszczu, to siadaj.
- Nie - odparł wędrowiec - tym razem ty będziesz moim gościem - i ustawił na swym obrusiku najwspanialsze potrawy. 
Gdy sobie już podjedli, węglarz rzekł:
- Mam ja na strychu starą czapkę, która posiada dziwną właściwość: jeśli ją ktoś włoży i przekręci na głowie, natychmiast zjawi się olbrzymia armata, zdolna pokonać każdego nieprzyjaciela. Mnie czapeczka ta na nic się nie zda, jeśli więc chcesz, oddam ci ją w zamian za ten obrusik.
Młodzieniec zgodził się na zamianę, ale wkrótce odebrał obie obrusik w podobny sposób jak poprzednio.

- Im więcej dobrego, tym lepiej - powiedział - a wydaje mi się, że czeka na mnie jeszcze więcej szczęścia. - I nie pomylił się.
Trzeciego dnia przybył znowu do szałasu węglarza, który zaprosił go również na suche kartofle. Młodzieniec zaś ugościł węglarza obiadem i zamienił obrusik na róg, który miał tę właściwość, że gdy w niego zadąć, wnet twierdze, miasta i wsie walą się w gruz. Ale wkrótce odebrał sobie swój obrusik dzięki kapralowi i sześciu żołnierzom. 
Tera mając prócz obrusa tornister, czapeczkę i róg rzekł do siebie:
- Czas już, abym wrócił do domu i zobaczył, jak się powodzi moim braciom.
Tymczasem starsi bracia zbudowali sobie za zdobyte złoto i srebro piękny dom i żyli w dobrobycie i dostatku. Gdy najmłodszy brat przybył do nich obdarty, w zniszczonej czapeczce i ze starym tornistrem na plecach, dumni młodzieńcy nie chcieli go uznać za swojego brata.
- Nasz brat - rzekli - wzgardził złotem i srebrem, zdobył więc pewnie większe jeszcze skarby i zjawi się tu jako potężny król, nie jako żebrak! - i wygnali go za wrota.
Wówczas młodzieniec popadł w srogi gniew i począł stukać i stukać w tornister tak długo, aż stanęło przed nim stu pięćdziesięciu żołnierzy. Rozkazał im otworzyć dom braci i tak wygarbować skórę dumnym młodzieńcom, aby poznali, kim jest ich brat. Powstał wielki popłoch. Ludzie zbiegli się na pomoc nieszczęsnym braciom, ale młodzieniec ciągle stukał w tornister i żołnierzy ciągle przybywało, tak że nikt nie mógł sobie dać z nimi rady. 
Wreszcie wieść, o tym zaszła do króla, który wysłał rotmistrza z pułkiem konnicy przeciwko młodzieńcowi. Ale ten miał już tym czasem ogromne wojsko, które pobiło jeźdźców królewskich. Wówczas król wysłał przeciw niemu całą swoją armię, on jednak obrócił na głowie czapeczkę i wnet straszliwa armia poczęła strzelać, aż całe wojsko wystrzelało.
- Teraz - oświadczył młodzieniec - nie zawrę wpierw pokoju, aż król odda mi swą córkę za żonę i uczyni mnie następcą tronu!
Gdy się król o tym dowiedział, rzekł do córki:
- Trudno, co mus to nie łaska. Nie ma innej rady! Jeśli chcę mieć pokój i zatrzymać do śmierci koronę, muszę uczynić, czego wymaga zwycięzca i oddać mu cię za żonę!
Wprawiono więc wesele, ale królewnie nie podobało się, że mąż jej jest zwyczajnym człowiekiem, który nosi podartą czapeczkę na głowie, a na plecach stary tornister. Chętnie pozbyła by się go i rozmyślał nad tym dzień i noc. Wreszcie doszła do wniosku, że cała jego moc spoczywa widocznie w tornistrze. Poczęła się więc przymilać mężowi, a gdy zdobyła sobie jego zaufanie, rzekła:

- Dlaczego nosisz ten brzydki tornister? Przecież szpeci cię on bardzo i muszę się za ciebie wstydzić!
Ale mąż odparł:
- Ten tornister to mój największy skarb! - i opowiedział jej, jaką własność posiada tornister.
Wówczas królewna zarzuciła mu ręce na szyję, niby chcąc go uściskać, a ukradkiem zdjęła mu tornister z pleców i uciekła z nim do swojego pokoju. Tam zapukała w tornister, a gdy kapral i sześciu żołnierzy zjawiło się przed nią, rozkazała im, aby schwytali swego poprzedniego pana i wyprowadzili go z pałacu. Żołnierz usłuchali natychmiast, a zła żona pukała ciągle w tornister i gdy zjawiło się więcej żołnierzy, kazała go wygnać z kraju. Zdradzony młodzieniec byłby zgubiony, gdyby nie posiadał czapeczki. Gdy tylko mógł swobodni poruszać rękami, obrócił ja na głowie i natychmiast armata poczęła strzelać, burząc wszystko, a królewna sam musiała przyjść prosić go o łaskę.
Po pewnym czasie królewna poczęła znów udawać wielką miłość do męża i wkrótce do tego stopnia zdobyła sobie jego zaufanie, że młodzieniec wyznał jej, iż aby go pokonać, trzeba mieć nie tyko tornister, lecz również czapeczkę i opowiedział jej, jaką ma ona właściwość. Wówczas królewna wyczekał chwilę, gdy mąż jej zasnął twardo, skradła mu czapeczkę i kazała wyrzucić z pałacu. Ale młodzieńcowi pozostał jeszcze róg. W wielkim gniewie zadął w niego tak silnie, że cały zamek królewski runął w gruzy, grzebiąc pod sobą króla i królewnę. Gdyby dął jeszcze chwilę, z pewnością ze wszystkich miast i wsi królestwa nie pozostałby kamień na kamieniu.
Teraz nikt nie stawiał już młodzieńcowi oporu, toteż został on królem całej krainy.

Bracia Grimm:))  

środa, 18 września 2013

Koniec

Zmordował się na koniec ten, co bajki prawił,
Żeby więc do ostatka słuchaczów zabawił,
Rzekł: "Powiem jeszcze jedną, o której nie wiecie:
Bajka poszła w wędrówkę. Wędrując po świecie
Zaszła w lasy głębokie; okrutni i dzicy
Napadli ją z hałasem wielkim rozbójnicy,
A widząc, że ubrana bardzo podle była,
Zdarli suknie - aż z bajki Prawda się odkryła."

Ignacy Krasicki:))

czwartek, 12 września 2013

Śnieżka


Pewnego razu, podczas srogiej zimy, kiedy z nieba sypał się śnieg jak pierze z rozprutej pierzyny, siedziała królowa przy oknie o ramach z czarnego hebanu i szyła. Tak szyjąc i patrząc na śnieg ukłuła się w palec i trzy krople krwi potoczyły się na śnieg. A ponieważ czerwony kolor cudnie wygląda na białym śniegu, królowa pomyślała sobie:
"Chciałaby mieć dziecko, białe jak śnieg, rumiane jak krew i o włosach czarnych jak heban."
Wkrótce potem królowa powiła córeczkę, białą ja śnieg, rumianą ja krew i o włosach czarnych jak heban. Nazwano ją Śnieżką. Zaraz po urodzeniu dziecka, królowa umarła. 
Po roku król pojął drugą żonę. Była to pani piękna, ale dumna i zarozumiała, a chciała być najpiękniejszą na całym świecie. Miała ona cudowne lusterko, w którym się zawsze przeglądała, a przeglądając się pytała: 

Lustereczko, lustereczko powiedz przecie,
Kto najpiękniejszy jest na świecie?

A lustro odpowiadało: 

- Tyś królowo najpiękniejsza na świecie

I królowa była zadowolona, bo wiedziała, że lusterko tylko prawdę może powiedzieć.
Tymczasem Śnieżka podrastała i stawała się z każdym dniem coraz piękniejsza, a kiedy skończyła siedem lat, była piękna jak jasny dzień, piękniejsza nawet od królowej. 
Pewnego raz królowa stanęła przed lusterkiem i zapytała: 

Lustereczko, lustereczko powiedz przecie,
Kto najpiękniejszy jest na świecie?
  
 A lustro odpowiadało: 

Królowo jesteś piękna jak gwiazdy na niebie,
Ale Śnieżka jest tysiąc razy piękniejsza do ciebie.

Przeraziła się królowa, zżółkła i zzieleniała z zazdrości. I w jednej chwili znienawidziła Śnieżkę. A zazdrość i pycha wciąż rosły w jej sercu niby chwasty, aż wreszcie nie miała już dnia ani nocy spokojnej. Przywołała więc myśliwego i rzekła:
- Wyprowadź dziewczynkę do lasu, nie chcę jej więcej widzieć. Masz ją zabić, a na dowód przynieść mi jej serce. 
Myśliwy usłuchała rozkazu, wyprowadził Śnieżkę do lasu, lecz gdy wyciągnął nóż, ażeby wyrwać jej niewinne serduszko, rozpłakała się dziewczynka i zaczęła prosić go tymi słowami:
- Ach, drogi człowieku, daruj mi życie, pójdę sobie daleko przez ten dziki las i już nigdy nie wrócę do domu.
A że była tak piękna, ulitował się myśliwy i powiedział:
- Uciekaj więc dobre dziecko!
"Dzikie zwierzęta i tak cię pożrą - pomyślał sobie, ale jakoś lżej mu się zrobiło na sercu, bo żal mu było ją zabić. A spotkawszy na drodze warchlaka, zabił go, wyjął mu płuca i wątrobę, i przyniósł królowej na dowód, że zabił Śnieżkę. Kucharz musiał  je ugotować w osolonej wodzie, a zła kobieta zjadła i jedno i drugie, w przekonaniu, że to płuca i wątroba śnieżki. 
Tymczasem wystraszone dziecko błąkało się po lesie, nie wiedząc, co począć. Zaczęła biec i biegła tak po kamieniach i przez ciernie, a dzikie zwierzęta uchodziły jej z drogi nie robiąc jej nic złego, aż zabrakło jej tchu, a był już wieczór; wtem ujrzała maleńki domek i weszła do niego chcąc odpocząć. W domku tym wszystko było maleńkie, ale tak czyste i miłe, że trudno opowiedzieć. Pośrodku stał stoliczek, nakryty białą serwetką, z siedmioma małymi miseczkami,a przy każdej miseczce leżała miseczka, a przy każdej miseczce leżała łyżeczka, nożyk i widelczyk, a na środku stało siedem kubeczków. Pod ścianami ustawionych było siedem łóżeczku, jedno przy drugim, starannie zaścielonych czyściutką pościelą.
Ponieważ Śnieżka była bardzo głodna i spragniona, zjadła z każdej miseczki po troszku jarzynki i po kawałeczku chleba, a z każdego kubeczka upiła kropelkę wina, gdyż nie chciała jednemu zjeść wszystkiego. Potem chciała się położyć do jednego z łóżeczek, ale ani jedno nie było odpowiednie, jedno za długie, drugie za krótkie, aż wreszcie, wypróbowawszy wszystkie, ułożyła się w siódmym, gdyż to jedno było w sam raz, i otuliwszy się kołderką zasnęła.
Kiedy się już zupełnie ściemniło przyszli gospodarze tego domku. 
Było to siedmiu karzełków, którzy do tej pory pracowali w górach wydobywając drogie kruszce. Zapalili siedem świeczek, a kiedy w pokoju zrobiło się jasno, zauważyli, że ktoś tu był, gdyż nie wszystko i znaleźli w tym samym porządku, w jakim zostawili.
Pierwszy zapytał: - Kto siedział na moim krzesełku?
Drugi: - Kto jadł z mojego talerzyka?
A trzeci: - Kto ułamał kawałek mojego chleba?
Czwarty: - Kto zjadł moją jarzynkę?
Piąty: - Kto używał mojego widelczyka?
Szósty: - Kto kroił moim nożykiem?
Siódmy: - Kto upił z mojego kubeczka?
A kiedy pierwszy się obejrzał, zawołał:
- Kto wchodził do mojego łóżeczka?
Reszta przybiegła, a każdy zawołał ze zdziwieniem:
- I w moim też ktoś leżał.
A kiedy siódmy zajrzał do swojego łóżeczka, zobaczył w nim śpiącą Śnieżkę. Zawołał swych towarzyszów, którzy pokrzykując ze zdziwienia przynieśli swoje świeczki; uważnie poczęli się przyglądać Śnieżce.
- Ach, ach, ach! - wołali - jakie to dziecko jest piękne! - i byli nim tak ucieszeni, że nie chcieli dziewczynki obudzić i pozostawili ją w łóżeczku. Siódmy karzełek spał u każdego z towarzyszy po godzince, aż minęła noc. 
Kiedy następnego dnia Śnieżka obudził się i ujrzała siedmiu karzełków, przestraszyła się bardzo. Ale oni byli bardzo życzliwi i zapytali: 
- Jak się nazywasz?
- Nazywam się Śnieżka - odpowiedziała.
- W jaki sposób dostałaś się do naszego domku? - pytały dalej karzełki.
Opowiedziała im więc Śnieżka, jak to macocha kazała ją wyprowadzić do lasu i zabić, jak myśliwy ulitował się nad nią, jak biegła cały dzień, aż wreszcie napotkała ten domek. A na to karzełki:
- Jeżeli zechcesz nam prowadzić gospodarstwo, gotować, prać i szyć, a wszystko utrzymywać w porządku, to możesz u nas pozostać, a niczego ci nie zabraknie.
- O tak - zawołał dziewczynka - z całego serca! - i pozostała u nich. Utrzymywała im dom w porządku;od samego rana szły karzełki w góry wydobywać złoto i brylanty, a wieczorem wracały na kolację, którą przygotowywała Śnieżka. Cały dzień dziewczynka była sama w domu, a karzełki przed wyjściem zawsze mówiły:
- Strzeż się macochy, która może się dowiedzieć, gdzie jesteś; pamiętaj, nie wpuszczaj nikogo!
Królowa zjadłszy płuca i wątrobę, które uważała za płuca i wątrobę Śnieżki, myślała, że jest znowu najpiękniejsza. Podeszła do swojego lusterka i zapytała z uśmiechem:

   Lustereczko, lustereczko powiedz przecie,
Kto najpiękniejszy jest na świecie?

A lusterko odpowiedziało:

Tyś piękna królowo jak gwiazdy na niebie
Ale za lasami, ale za górami
Żyje Śnieżka z karzełkami,
 Tysiąc razy piękniejsza od ciebie.

Zatrzęsła się ze złości królowa, gdyż wiedziała, że lusterko mówi prawdę. Zrozumiała, że ją myśliwy oszukał i że Śnieżka żyje. Znów dniami i nocami nie mogła ze złości zaznać spokoju i myślała tylko o tym, jakby pasierbicę pozbawić życia. Bo dopóki nie będzie najpiękniejszą kobietą w całym kraju, zazdrość jej nie opuści. Po długim namyśle zła macocha umalowała sobie twarz i przebrała się za starą handlarkę, tak że nikt by jej nie poznał. W tym przebraniu poszła za lasy, za góry, gdzie mieszkała Śnieżka u siedmiu karzełków, zapukała do drzwi i zawołała:
- Piękny mam towar i bardzo tani!
Śnieżka wychyliła się z okienka i zawołała:
- Dzień dobry, miła kobieto, co macie do sprzedania?
- Dobry towar, piękny towar - odpowiedziała rzekoma handlarka. - Gorseciki jedwabne różnych kolorów - i wyciągnęła jeden, który ze wszystkich kolorów jedwabiu był ulubiony. 
- Tę uczciwą kobietę mogę wpuścić - wyszeptała Śnieżka, otworzyła drzwi kupiła sobie jeden wspaniały gorsecik.
- Zbliż się dziecię - rzekła stara - zbliż się, ja cię dobrze opaszę tym gorsetem.
Śnieżka nie przeczuwając nic złego pozwoliła się opasać nowym gorsetem; ale stara coraz mocniej i mocniej ściągała sznur, aż Śnieżce zbrakło tchu i padła zemdlona na ziemię. 
- Już nie będziesz najpiękniejsza! - zawołała macocha i wybiegła z domku.
Niedługo potem, pod wieczór, siedmiu karzełków wróciło do domu. Jakaż była ich rozpacz, kiedy ujrzały swoją ulubioną Śnieżkę, leżącą martwą na ziemi. Uniosły ją z podłogi, a zauważywszy, że jest za mocno ściągnięta sznurem gorsetu, przecięły go na pół, a kiedy gorset opadła, dziewczyna zaczęła oddychać i ożyła. Kiedy się karzełki dowiedziały, co się stało, rzekły:
- Tą starą handlarką była na pewno zła królowa, strzeż się i nie wpuszczaj nikogo, kiedy nas nie ma w domu!
Zła kobieta, wróciwszy do zamku, zadowolona podeszła do lustra i zapytała:

 Lustereczko, lustereczko powiedz przecie,
Kto najpiękniejszy jest na świecie?

A lusterko odpowiedziało:

Tyś piękna królowo jak gwiazdy na niebie
Ale za lasami, ale za górami
Żyje Śnieżka z karzełkami,
 Tysiąc razy piękniejsza od ciebie.

Kiedy to królowa usłyszała, cała krew spłynęła jej do serca ze złości, gdyż zrozumiała, że Śnieżka ożyła.
- Ale teraz - rzekła - coś takiego wymyśle, że już nie ożyjesz! - i czarodziejskimi sposobami, które jej były znane, zrobiła zatruty grzebień.
Przybrała znów postać innej starej kobiety i tak przebrana poszła za lasy, za góry, gdzie mieszkała Śnieżka u siedmiu krasnoludków, zapukała do drzwi i zawołała:
- Piękny mam towar i bardzo tani!
Śnieżka wychyliła się i krzyknęła:
- Idźcie sobie dalej, kobieto, nie wpuszczę nikogo.
- Ale obejrzeć przecież możesz? - powiedziała stara, wyciągnęła zatruty grzebień i podniosła go w górę. I tak się spodobał dziewczynie, że dała się namówić i otworzyła drzwi. A kiedy go już kupiła, odezwała się stara:
- Zbliż się, to cię porządnie uczeszę!
Śnieżka znów nie przeczuwając nic złego, pozwoliła wpiąć sobie grzebień we włosy i w tej samej chwili padła bez czucia na ziemię.
- Teraz już nie ożyjesz nie ożyjesz! - rzekła stara i odeszła w las.
Na szczęście niedaleko było do wieczora i karzełki wróciły do domu. Kiedy ujrzały Śnieżkę, leżącą na ziemi, domyśliły się, że to sprawka jej macochy. Obszukały więc Śnieżkę i znalazły zatruty grzebień, a z chwila kiedy go wyjęły, dziewczyna znowu otworzyła oczy. Opowiedziała im, co się stało, a karzełki jeszcze raz ją przestrzegły i zabroniły jej komukolwiek otwierać drzwi. 
Królowa znowu stanęła przed lustrem i zapytała: 

 Lustereczko, lustereczko powiedz przecie,
Kto najpiękniejszy jest na świecie?

A lusterko odpowiedziało:

Tyś piękna królowo jak gwiazdy na niebie
Ale za lasami, ale za górami
Żyje Śnieżka z karzełkami,
 Tysiąc razy piękniejsza od ciebie.

Kiedy to królowa usłyszała, zadrżała i krzyknęła:
- Śnieżka musi umrzeć, bodaj za cenę mojego życia!
Następnie poszła do starej, gdzie nikt nigdy nie zaglądał i zatruła tam jabłko. Wglądało ono bardzo smacznie; żółte z czerwonymi plamkami, że ktokolwiek by je zobaczył, chciałby je zjeść, ale kto by ugryzł kawałek, ten musiałby umrzeć. Kiedy jabłko było gotowe, przybrała postać wieśniaczki i tak przebrana poszła za lasy, za góry, gdzie mieszkała Śnieżka u siedmiu karzełków i zapukała do drzwi. Śnieżka wychyliła się z okienka i zawołała:
- Nie mogę tu wpuścić nikogo, siedmiu karzełków tak mi doradziło.
-Masz słuszność rzekła wieśniaczka - odchodzę już z moimi jabłkami, tylko jedno chcę ci podarować. 
- Nie - odpowiedziała Śnieżka - nic mi przyjmować nie mogę. 
- Obawiasz się trucizny? - zapytała stara - widzisz, kroję jabłko na pół, tę połówkę z czerwonym rumieńcem ty zjesz, a tę żółtą ja zjem.
Jabłko było tak zrobione, że tylko jedna połowa, ta z czerwonym rumieńcem była zatruta. Śnieżka przyglądała się ślicznemu jabłku i widząc z jakim apetytem wieśniaczka je zjada, nie mogła się dużej oprzeć pokusie, wyciągnęła rękę i wzięła zatrutą połowę jabłka. Ledwo jednak przełknęła kawałek, padła zemdlona na podłogę. Widząc to królowa zawołała:
- Biała jak śnieg, rumiana jak krew, czarnowłosa jak heban! Tym razem już cię twoje karły nie obudzą.
A kiedy znów spytała lustra:

Lustereczko, lustereczko, powiedz przecie,
Kto najpiękniejszy jest na świecie?

Lustereczko odpowiedziało wreszcie:

Tyś, królowo, najpiękniejsza jest na świcie.

I tak odzyskało spokój jej zawistne serce, jeśli zawistne spokoju może zaznać.  


Gdy karzełki wróciły do domu znalazły Śnieżkę nieprzytomną na ziemi. Podniosły ją, obszukały, czy nie ma znów czegoś zatrutego, rozczesały jej włosy, umyły wodą i winem, ale nic nie pomogło: ich ukochana dziewczyna wydawała się być martwa. Ułożyły ją więc karzełki na katafalku i obsiadły dokoła, przez trzy dni opłakując Śnieżkę. Wreszcie postanowiły ją pochować, ale wyglądała tak świeżo i pięknie, że zawołały:
- Nie, nie możemy jej oddać czarnej ziemi! - i kazały zrobić szklaną trumnę, aby w niej można ją było ze wszystkich stron widzieć. Do tej trumny włożyły Śnieżkę, złotymi literami wypisały jej imię i że była królewską córką. Postawiły trumnę na szczycie góry i jeden z nich zostawał zawsze na straży. Nawet ptaki przyfrunęły opłakiwać Śnieżkę, najpierw sowa, potem kruk, wreszcie gołąb.
Długo, długo leżała Śnieżka w szklanej trumnie i nie zmieniła się wcale, wciąż wyglądała, jakby spała, gdyż była biała jak śnieg, rumiana jak krew i czarnowłosa jak heban. Zdarzyło się raz, że młody, piękny królewicz przejeżdżał przez las i przybył do domku karzełków, aby tam przenocować. Zobaczył on szklaną trumnę na wzgórzu, a w niej piękną Śnieżkę, a przeczytawszy to, co było złotymi literami wypisane, zwrócił się do karzełków i rzekł:
- Dajcie mi tę trumnę, a zapłacę wam, ile tylko zechcecie.
Ale karły odpowiedziały:
- Nie oddamy jej za skarby całego świata.
Na to królewicz:
- Więc podarujcie mi ją, gdyż nie mógłbym teraz żyć bez widoku Śnieżki, będę ją czcić i uwielbiać, jako najdroższą dla mnie istotę na świecie.
Po tych słowach zgodziły się karzełki i oddały królewiczowi trumnę ze śpiącą  niej Śnieżką, a ten kazał pachołkom nieść ją na ramionach przed sobą. I zdarzyło się wtedy, że jeden z pachołków potknął się, a przy tym wstrząśnięciu wypadł z ust Śnieżki kawałek zatrutego jabłka, który jej utkwił w gardle. Po chwili dziewczę otworzyło oczy i uniosło wieko trumny. 
- Gdzie jestem?! - zawołała
A królewicz uradowany odpowiedział:
- Jesteś u mnie! - i opowiedział jej, jak się to wszystko zdarzyło, kończąc: - Kocham cię ponad wszystko na świecie; chodź ze mną do zamku mojego ojca, ty będziesz moją żoną!
Śnieżka uradowana poszła z nim, a ślub ich odbył się z wielką wspaniałością i uroczystością.
Na ten ślub została też zaproszona jej macocha, a kiedy włożyła wspaniałe szaty, stanęła przed lustrem i zapytała:

Lustereczko, lustereczko, powiedz przecie,
Kto najpiękniejszy jest na świecie?

Lusterko odpowiedziało:

Tyś piękna królowo, jak gwiazdy na niebie,
Lecz młodziutka królowa jest tysiąc razy piękniejsza od ciebie.

Zdrętwiała ze zgrozy, zaklęła głośno zła kobieta i postanowiła już wcale na ślub nie iść, ale nie mogła usiedzieć w domu ze złości i ciekawości, i chciała koniecznie zobaczyć młodą królową. Kiedy poszła na wesele, poznała Śnieżkę i oniemiała ze strachu i przerażenia. Wtedy postawiono na rozżarzonych węglach specjalnie zrobione dla niej żelazne buciki. A kiedy pachołkowie wynieśli je trzymając obcęgami i ustawili przed nią, musiała je włożyć i tak długo w nich tańczyć, aż martwa padła na ziemię. 

Bracia Grimm:)) 

środa, 11 września 2013

Brytan w obroży


 Niech się nikt z powierzchownej ozdoby nie sroży.
Brytan z srebrno-złocistej pysznił się obroży.
Zazdrościli koledzy w wieczór. Patrzą rano,
Aż brytana za srebrną obroż uwiązano.
"Pyszńże się teraz bracie!" - do brytana rzekli.
Gryzł łańcuch nadaremnie, a oni uciekli.

niedziela, 1 września 2013

Sułtan w piekle

Ma miętkiej gdy rozkosznej spoczywał pościeli,
Śniło się sułtanowi, że go diabli wzięli.
Przeląkł się; a gdy w piekle szukał towarzysza,
Postrzegł najsamprzód ojca, a potem derwisza.
Pyta go: "Za coś tu jest?" Rzekł derwisz spytany:
"Myślałem po sułtańsku, i za tom skarany."
"A ty, ojcze" dlaczego? Powiedz, niech cię słyszę!"
"Dlatego, żem tak myślał jak moi derwisze."

Ignacy Krasicki:))