Lanuszka

Lanuszka
Lanuszka

wtorek, 1 maja 2012

Biały wróbel

Zdarzyła się kiedyś dziwna rzecz: wykluł się z jajeczka biały wróbel.
Kiedy podrósł okazało się, że jest bardzo dzielny i ładniejszy od szarych. Ale tamtym się nie podobało, bo był inny niż one. Wcale nie chciały się z nim zadawać.
Jak tu żyć bez przyjaciół? Biały wróbel poleciał do niedźwiedzia i zapytał:
- Misiu, czy chcesz być moim przyjacielem?
- Nie potrzebuję żadnego, sam jestem sobie przyjacielem - mruknął niedźwiedź. 
Wilk też nie chciał, jeszcze zęby szczerzył. Koń odpowiedział, że jest za duży, żeby się przyjaźnić z takim maleństwem. Wół nie miał ochoty, bo nie lubił, żeby ktoś skał koło niego.
Poleciał wróbel do świni, ale ta zachrumkała:
- Mam dosyć zajęcia ze swoimi prosiaczkami, nie mama czasu na żadne przyjaźnie.
Kot miauknął:
- Ach, jakże się cieszę! Zawsze miałem ochotę na takiego ślicznego, maleńkiego przyjaciela. To dopiero będzie nam wesoło razem! Pokarz mi się z bliska, niech cię zobaczę.
Cup, cup, cup! Wróbelek zbliżył się w podskokach, a wtem kot jak nie skoczy, jak nie trzepnie łapą - o mało go nie pochwycił. Z bijącym serduszkiem wróbel usiadł na drzewie i długo nie mógł się uspokoić.
"Polecę do człowieka", pomyślał, "może on będzie moim przyjacielem". Ale w oknie człowieka zobaczył klatkę z kanarkiem. Być zamkniętym w klatce? Za nic! 
Pewnego ranka, kiedy biały wróbel błąkał się po przedmieściu, spotkał psa.
Był to kundel, stary, chudy, kulawy, ślepy i zachrypnięty. Wlókł się, sam nie wiedział dokąd.
Wróblowi zrobiło się żal biedaka. Zapytał: 
- Dokąd idziesz, piesku? 
- Przed siebie - odpowiedział kundel. - Przez dziesięć lat służyłem wiernie  mojemu panu, a on chciał mnie zabić na starość. Więc uciekłem.
- Jak się nazywa twój niedobry pan?
- Tafaro, piwowar. Robi piwo i sprzedaje
- Tafaro? Ja go doskonale znam! - ćwierknął wróbel.- To ten grubas z czerwonym nosem, co strzela do nas śrutem. Ten rudy. On jest taki zły, że nawet dzieci bije. Wszystkie przed nim uciekają.
Wtem coś mu przyszło na myśli zapytał:
- Czy masz przyjaciela? 
- Nie, nie mam - odpowiedział kundel.
- Ja też nie mama. Może byśmy się zaprzyjaźnili? 
Pies wyciągnął do wróbla łapę, wróbel uścisnął ją pazurkami i tak zawarli przyjaźń.
Wróbel leciał górą, a pies wędrował po gościńcu. Za miastem spotkali srokę. 
- Ej, ty - skrzeknęła sroka na wróbla- czy nie wiesz, dokąd się wlecze ta wycieraczka? 
- To nie żadna wycieraczka. To pies, mój przyjaciel.
- Ha,ha, ha! - zaśmiała się sroka i odleciała, żeby zawiadomić inne ptaki, jakiego to przyjaciela znalazł sobie biały wróbel. 
Zleciały się setki szarych wróbli i nuż się wyśmiewać: 
- To ci dopiero przyjaciel! Potyka się na trzech nogach. Oczy pogubił. Chudy jak komar. Stary jak spróchniały pień.
Biały wróbel z początku słuchał cierpliwie. Ale w końcu nie wytrzymał i ćwierknął z całej siły: 
- Wiem, wiem! Tylko wy jesteście młodzi, śliczni, dowcipni, zdrowi, nikt inny, co? Ale proszę zostawcie nas w spokoju.
Wróblom znudziło się wyśmiewanie i odfrunęły.
Pies i biały wróbel bardzo się pokochali. Wróbel wyszukiwał pokarm dla psa, a w nocy spał między jego łapami i było mu ciepło.
Niepokoiło go tylko jedno: kiedy stare psisko zasnęło, coraz trudniej było je obudzić. Wróbel bał się wypadku.
Kiedyś pies położył się na środku gościńca i zasnął. Wróbel usiadł na krzaku przy drodze i pilnował, żeby nic złego nie stało się przyjacielowi. 
Wtem na drodze ukazał się wóz z beczką .Wróbel zaczął ćwierkać na psa przeraźliwie:
- Wstawaj! Wstawaj, bo cię przejadą!
Dziobał psa po uszach, skrobał go pazurkami w  nos - nic nie pomogło, pies się nie obudził.
Tymczasem wóz się zbliżał. Obok szedł Tafaro. Był zły, bo mu się targ nie udał i wracał z pełną beczką piwa.
Wróbel zaczął latać w koło jego głowy i ćwierkać:
- Uwaga, panie Tafaro! Mój przyjaciel śpi tu na drodze, niech pan objedzie bokiem. Nie mogę go się dobudzić, bo nie dosłyszy. 
- Precz, trutniu uprzykrzony! - wrzasnął Tafaro.
- Panie Tafaro, przecież ten pies służył panu wiernie przez całe życie - ćwierkał dalej wróbel z rozpaczą. - Niech pan trochę skręci, błagam pana.
- A, to on! Poznaję go - krzyknął piwowar. - To ten hultaj, ten niecnota, co ode mnie uciekł.Nareszcie go spotkałem, teraz mi nie ucieknie.
Skierował konia prosto na psa. Wróbel ćwierknął. Nastroszył białe piórka, a jego małe, czarne oczki błysnęły groźnie.
- Nie wolno ci, stój! Jeżeli na niego najedziesz, to ci nie daruję!
- Popatrzcie go - zaśmiał się Tafaro. - I co mi zrobisz, ty sroczy ogonie?
To mówiąc popędził konia batem.
- Zlituj się! - zawołał wróbel. 
- Nigdy się nad nikim nie lituję.
- Wypowiadam ci wojnę! - krzyknął wróbel i rzucił się na pomoc przyjacielowi.
Na szczęście obok psa leżał kamień. Wóz podskoczył na nim i lekko przetoczył się przez psa. Nie zabił go; tylko trochę przygniótł.
Po chwili nadeszła drogą kobieta. Wróbel poprosił ją: 
- Błagam cię, dobra kobieto, zbierz mojego biednego przyjaciela. Wylecz go, nakarm. Będę was codziennie odwiedzać i bawić twoje dzieci.
- Biedne psisko - użaliła się kobieta. - Któż go tak urządził?
- Tafaro przejechał go umyślnie. To jego własny, wierny pies. 
Kobieta pokiwała głową. Zabrała psa do siebie i zaopiekował się nim troskliwie.
Wróbel poleciał za Tafarem. "Nie spocznę, póki nie wykurzę tego niegodziwca z naszej okolicy", powtarzał sobie.
Po drodze spotkał srokę. Sroka zdziwiła się, że jest sam.
- Gdzie żeś podział swojego przyjaciela?
- Leczy się. Piwowar Tafaro przejechał go umyślnie.
- Piwowar Tafaro tak zrobił? - oburzyła się sroka. - To wstrętny człowiek. Uczy dzieci wybierać z gniazda pisklęta i jaja.
- Powiadam ci, sroko, że się na niego zawziąłem. Zobaczysz, że mu nie pozwolę krzywdzić wszystkich dokoła.
- Nie dasz rady.
- Dam radę, przekonasz się. A wiesz, jak mnie nazwał?
- No, jak?
- Krzyknął na mnie: "ty sroczy ogonie".
- Co? Co? - skrzeknęła sroka. - śmiał mi tak ubliżyć? Już ja się z nim porachuję.
Dogoniła piwowara i wrzasnęła:
- Zdejmuj czapkę w tej chwili i przeproś mnie!
Tafaro zamachnął się na nią batem. Wtedy sroka w złości zerwała mu czapkę z głowy i odleciała z nią na drzewo.
Kiedy piwowar sapiąc i stękając wdrapał się na drzewo, sroka skrzecząc drwiąco przeleciała z czapką na inne.
Tak wodziła Tafaro z drzewa na drzewo, aż grubas ledwo już sapał.
Drwale wracali z lasu i zobaczyli, co się dzieje. Stanęli na drodze i śmiali się:
- Popatrzcie, jak piwowar łazi po drzewach!
To jeszcze więcej rozzłościło Tafaro.
Tymczasem biały wróbel zaczął dłubać korek od beczki. Korek był spróchniały, więc go tak nadłubał, że piwo wysadziło korek i fontanna polała się na drogę. 
Tafaro spojrzał: piwo się leje! Przestał gonić za sroką i rzucił się do beczki.
Ale beczka była już prawie pusta. 
- Ach, ty nicponiu! - krzyknął na wróbla.
- To jeszcze nie wszystko - ćwierknął wróbel i usiadł na uprzęży konia. 
Tafaro zamachnął się siekierą, żeby go zabić. Ale wróbel zdążył sfrunąć, a  siekiera przecięła rzemień. Koń przestraszony szarpnął się, porwał uprząż do reszty i uciekł gościńcem w stronę domu, aż się  za nim kurzyło.
Co tu robić? Biec po konia? Może ktoś tymczasem zabrać wóz i beczkę.
Tafaro czerwony ze złości, z golą głową, sam pociągnął wóz do domu.
- To jeszcze nie wszystko- ćwierknął  za nim biały wróbel. 
Pofrunął razem ze sroką do głównej kwaterki wróbli. 
Kiedy szare wróble dowiedziały się od nich, co się stało, postanowiły, że będą póty walczyć z piwowarem pod wodzą białego, póki nie zwyciężą go i nie wypędzą.
Tymczasem Kleretta, żona Tafara, czekała na niego i smażyła mu ogromny befsztyk, ulubione jego danie. Kiedy koń wrócił sam do stajni, Kleretta była w kuchni i nic nie zauważyła.
A ponieważ wiedziała, że Tafaro lubi przy mięsie pić piwo, więc zeszła z dzbanem do piwnicy.
Właśnie odszpuntowała beczkę i podstawiła dzban, kiedy usłyszała szum jakby tysięcy skrzydeł i ćwierkanie wróbli:
- Tobie ćwierć i mnie ćwierć, tobie ćwierć i mnie ćwierć!
Zapomniała o piwie i wybiegła na dwór zobaczyć, co się dzieje. O mało nie zemdlała: chmura wróbli opadła na podwórze i sad! Nigdy nie widziała tyle ptaków naraz. Dziobały owoce na drzewach, wyjadały ze żłobów. A najwięcej wleciało ich przez okno do spichrza i dziobały ziarno, aż nikło w oczach.
Tafarowa otworzyła wrota do spichrza i zaczęła wypędzać wróble fartuchem. Ale kiedy wypędziła trzy, wpadło nowych trzydzieści. Widząc, że nie da rady, pobiegła na podwórze po gałąź. Wtem potknęła się o psa. Uciekał z mięsem, które porwał jej z patelni. Chciała gonić za psem, ale uciekł z befsztykiem do lasu. Przypomniała sobie, że zostawiła w piwnicy nie zaszpuntowaną beczkę. Zbiegła po schodach, patrzy: dzban przewrócony, beczka pusta, a piwo chlupie pod nogami. Złapała się za głowę. 
Nagle usłyszała turkot wozu na podwórzu. Domyśliła się, że to wraca jej mąż, więc wybiegła z piwnicy i zawołała: 
- Leć prędzej do spichrza i ratuj zboże, jeżeli jeszcze co zostało!
Tafar popędził z batem do spichrza.
Wróble co prędzej odfrunęły, tylko biały spacerował po dachu ćwierkając wesoło:
- To jeszcze nie wszystko!
Siny z gniewu piwowar poszedł sapiąc do kuchnie. Tam się dowiedział, że nie dostanie ani befsztyka, ani piwa. A to wszystko przez tego urwisa, przez białego wróbla.
- To jeszcze nie wszystko- ćwierknął biały wróbel za oknem. 
Piwowar cisnął w niego stołkiem, ale nie trafił i wybił szybę. Wróbel wleciał przez okno do kuchni, fruwał po niej i odgrażał się:
- To jeszcze nie wszystko! To jeszcze nie wszystko!
Piwowar rzucał w niego, czym popadło: talerzami, garnkami, półmiskami, patelnią, a Kleretta zaganiała go fartuchem.
- Teraz zginiesz. Teraz ukręcę ci łeb - syknął.
Biały wróbel trzepotał się w ręce piwowara. Ale nawet w tej okropnej chwili nie tracił odwagi.
Kiedy Tafaro podniósł go do twarzy, żeby mu się przyjrzeć, biały wróbel z całej siły trzepnął go skrzydełkami po oczach. Tafaro stracił równowagę, wypuścił wróbla i przewrócił się prosto na rozpaloną blachę kuchenną.
Wyleczył swoje oparzenia, ale wstydził się chodzić po miasteczku, bo wszyscy pokazywali go sobie pacami i śmiali się: 
- Patrzcie, idzie piwowar Tafaro, co przegrał wojnę z wróblem.
Więc sprzedał dom i wyjechał nie wiadomo dokąd.
Stary pies wyzdrowiał i został u dobrej kobiety. Biały wróbel codziennie wyprowadza go na spacer. Podobno żyją do dzisiejszego dnia, tylko nie pamiętam, w jakim kraju.

Bajka flamandzka:))
ze zbioru "Bajarka" 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz