Zdarzyła się
kiedyś dziwna rzecz: wykluł się z jajeczka biały wróbel.
Kiedy
podrósł okazało się, że jest bardzo dzielny i ładniejszy od szarych. Ale tamtym
się nie podobało, bo był inny niż one. Wcale nie chciały się z nim zadawać.
Jak tu żyć
bez przyjaciół? Biały wróbel poleciał do niedźwiedzia i zapytał:
- Misiu, czy
chcesz być moim przyjacielem?
- Nie
potrzebuję żadnego, sam jestem sobie przyjacielem - mruknął niedźwiedź.
Wilk też nie
chciał, jeszcze zęby szczerzył. Koń
odpowiedział, że jest za duży, żeby się przyjaźnić z takim maleństwem. Wół nie miał
ochoty, bo nie lubił, żeby ktoś skał koło niego.
Poleciał
wróbel do świni, ale ta zachrumkała:
- Mam dosyć
zajęcia ze swoimi prosiaczkami, nie mama czasu na żadne przyjaźnie.
Kot miauknął:
- Ach, jakże
się cieszę! Zawsze miałem ochotę na takiego ślicznego, maleńkiego przyjaciela.
To dopiero będzie nam wesoło razem! Pokarz mi się z bliska, niech cię zobaczę.
Cup, cup,
cup! Wróbelek zbliżył się w podskokach, a wtem kot jak nie skoczy, jak nie
trzepnie łapą - o mało go nie pochwycił. Z bijącym serduszkiem wróbel usiadł na
drzewie i długo nie
mógł się uspokoić.
"Polecę
do człowieka", pomyślał, "może on będzie moim przyjacielem". Ale
w oknie człowieka zobaczył klatkę z kanarkiem. Być zamkniętym w klatce? Za
nic!
Pewnego
ranka, kiedy biały wróbel błąkał się po przedmieściu, spotkał psa.
Był to kundel, stary, chudy, kulawy, ślepy i zachrypnięty. Wlókł się, sam nie wiedział dokąd.
Był to kundel, stary, chudy, kulawy, ślepy i zachrypnięty. Wlókł się, sam nie wiedział dokąd.
Wróblowi
zrobiło się żal biedaka. Zapytał:
- Dokąd
idziesz, piesku?
- Przed
siebie - odpowiedział kundel. - Przez dziesięć lat służyłem wiernie
mojemu panu, a on chciał
mnie zabić na starość. Więc uciekłem.
- Jak się
nazywa twój niedobry pan?
- Tafaro,
piwowar. Robi piwo i sprzedaje
- Tafaro? Ja
go doskonale znam! - ćwierknął wróbel.- To ten grubas z czerwonym nosem, co
strzela do nas śrutem. Ten rudy. On jest taki zły, że nawet dzieci bije.
Wszystkie przed nim uciekają.
Wtem coś mu
przyszło na myśli zapytał:
- Czy masz
przyjaciela?
- Nie, nie
mam - odpowiedział kundel.
- Ja też nie
mama. Może byśmy się zaprzyjaźnili?
Pies
wyciągnął do wróbla łapę, wróbel uścisnął ją pazurkami i tak zawarli przyjaźń.
Wróbel
leciał górą, a pies wędrował po gościńcu. Za miastem spotkali srokę.
- Ej, ty - skrzeknęła sroka na wróbla- czy nie wiesz, dokąd się wlecze ta wycieraczka?
- Ej, ty - skrzeknęła sroka na wróbla- czy nie wiesz, dokąd się wlecze ta wycieraczka?
- To nie
żadna wycieraczka. To pies, mój przyjaciel.
- Ha,ha, ha!
- zaśmiała się sroka i odleciała, żeby zawiadomić inne ptaki, jakiego to
przyjaciela znalazł sobie biały wróbel.
Zleciały się
setki szarych wróbli i nuż się wyśmiewać:
- To ci
dopiero przyjaciel! Potyka się na trzech nogach. Oczy pogubił. Chudy jak komar. Stary jak spróchniały pień.
Biały wróbel
z początku słuchał cierpliwie. Ale w końcu nie wytrzymał i ćwierknął z całej
siły:
- Wiem,
wiem! Tylko wy jesteście młodzi, śliczni, dowcipni, zdrowi, nikt inny, co? Ale proszę
zostawcie nas w spokoju.
Wróblom
znudziło się wyśmiewanie i odfrunęły.
Pies i biały
wróbel bardzo się pokochali. Wróbel wyszukiwał pokarm dla psa, a w nocy spał
między jego łapami i było mu ciepło.
Niepokoiło
go tylko jedno: kiedy stare psisko zasnęło, coraz trudniej było je obudzić.
Wróbel bał się wypadku.
Kiedyś pies
położył się na środku gościńca i zasnął. Wróbel usiadł na krzaku przy drodze i pilnował,
żeby nic złego nie stało się przyjacielowi.
Wtem na
drodze ukazał się wóz z beczką .Wróbel zaczął ćwierkać na psa przeraźliwie:
- Wstawaj!
Wstawaj, bo cię przejadą!
Dziobał psa
po uszach, skrobał go pazurkami w nos - nic nie pomogło, pies się nie obudził.
Tymczasem
wóz się zbliżał. Obok szedł Tafaro. Był zły, bo mu się targ nie udał i wracał z pełną
beczką piwa.
Wróbel
zaczął latać w koło jego głowy i ćwierkać:
- Uwaga,
panie Tafaro! Mój przyjaciel śpi tu na drodze, niech pan objedzie bokiem. Nie mogę
go się dobudzić, bo nie dosłyszy.
- Precz,
trutniu uprzykrzony! - wrzasnął Tafaro.
- Panie
Tafaro, przecież ten pies służył panu wiernie przez całe życie - ćwierkał dalej
wróbel z rozpaczą. - Niech pan trochę skręci, błagam pana.
- A, to on!
Poznaję go - krzyknął piwowar. - To ten hultaj, ten niecnota, co ode mnie
uciekł.Nareszcie go spotkałem, teraz mi nie ucieknie.
Skierował
konia prosto na psa. Wróbel ćwierknął. Nastroszył białe piórka, a jego małe,
czarne oczki błysnęły groźnie.
- Nie wolno
ci, stój! Jeżeli na niego najedziesz, to ci nie daruję!
- Popatrzcie
go - zaśmiał się Tafaro. - I co mi zrobisz, ty sroczy ogonie?
To mówiąc
popędził konia batem.
- Zlituj
się! - zawołał wróbel.
- Nigdy się
nad nikim nie lituję.
- Wypowiadam
ci wojnę! - krzyknął wróbel i rzucił się na pomoc przyjacielowi.
Na szczęście
obok psa leżał kamień. Wóz podskoczył na nim i lekko przetoczył się przez psa.
Nie zabił go; tylko trochę przygniótł.
Po chwili
nadeszła drogą kobieta. Wróbel poprosił ją:
- Błagam
cię, dobra kobieto, zbierz mojego biednego przyjaciela. Wylecz go, nakarm. Będę
was codziennie odwiedzać i bawić twoje dzieci.
- Biedne
psisko - użaliła się kobieta. - Któż go tak urządził?
- Tafaro
przejechał go umyślnie. To jego własny, wierny pies.
Kobieta
pokiwała głową. Zabrała psa do siebie i zaopiekował się nim troskliwie.
Wróbel
poleciał za Tafarem. "Nie spocznę, póki nie wykurzę tego niegodziwca z
naszej okolicy", powtarzał sobie.
Po drodze
spotkał srokę. Sroka zdziwiła się, że jest sam.
- Gdzie żeś
podział swojego przyjaciela?
- Leczy się.
Piwowar Tafaro przejechał go umyślnie.
- Piwowar
Tafaro tak zrobił? - oburzyła się sroka. - To wstrętny człowiek. Uczy dzieci
wybierać z gniazda pisklęta i jaja.
- Powiadam
ci, sroko, że się na niego zawziąłem. Zobaczysz, że mu nie pozwolę krzywdzić
wszystkich dokoła.
- Nie dasz
rady.
- Dam radę,
przekonasz się. A wiesz, jak mnie nazwał?
- No, jak?
- Krzyknął
na mnie: "ty sroczy ogonie".
- Co? Co? -
skrzeknęła sroka. - śmiał mi tak ubliżyć? Już ja się z
nim porachuję.
Dogoniła
piwowara i wrzasnęła:
- Zdejmuj
czapkę w tej chwili i przeproś mnie!
Tafaro
zamachnął się na nią batem. Wtedy sroka w złości zerwała mu czapkę z głowy i odleciała
z nią na drzewo.
Kiedy
piwowar sapiąc i stękając wdrapał się na drzewo, sroka skrzecząc drwiąco
przeleciała z czapką na
inne.
Tak wodziła
Tafaro z drzewa na drzewo, aż grubas ledwo już sapał.
Drwale
wracali z lasu i zobaczyli, co się dzieje. Stanęli na drodze i śmiali się:
-
Popatrzcie, jak piwowar łazi po drzewach!
To jeszcze
więcej rozzłościło Tafaro.
Tymczasem
biały wróbel zaczął dłubać korek od beczki. Korek był spróchniały, więc go tak
nadłubał, że piwo wysadziło korek i fontanna polała się na drogę.
Tafaro
spojrzał: piwo się leje! Przestał gonić za sroką i rzucił się do beczki.
Ale beczka
była już prawie pusta.
- Ach, ty
nicponiu! - krzyknął na wróbla.
- To jeszcze
nie wszystko - ćwierknął wróbel i usiadł na uprzęży konia.
Tafaro
zamachnął się siekierą, żeby go zabić. Ale wróbel zdążył sfrunąć, a
siekiera przecięła rzemień. Koń przestraszony szarpnął się, porwał uprząż
do reszty i uciekł gościńcem w stronę domu, aż się za nim kurzyło.
Co tu robić?
Biec po konia? Może ktoś tymczasem zabrać wóz i beczkę.
Tafaro
czerwony ze złości, z golą głową, sam pociągnął wóz do domu.
- To jeszcze
nie wszystko- ćwierknął za nim biały wróbel.
Pofrunął
razem ze sroką do głównej kwaterki wróbli.
Kiedy szare
wróble dowiedziały się od nich, co się stało, postanowiły, że będą
póty walczyć z piwowarem pod wodzą białego, póki nie zwyciężą go i nie wypędzą.
Tymczasem
Kleretta, żona Tafara, czekała na niego i smażyła mu ogromny befsztyk, ulubione
jego danie. Kiedy koń wrócił sam do stajni, Kleretta była w kuchni i nic nie
zauważyła.
A ponieważ
wiedziała, że Tafaro lubi przy mięsie pić piwo, więc zeszła z dzbanem do piwnicy.
Właśnie
odszpuntowała beczkę i podstawiła dzban, kiedy usłyszała szum jakby tysięcy
skrzydeł i ćwierkanie wróbli:
- Tobie
ćwierć i mnie ćwierć, tobie ćwierć i mnie ćwierć!
Zapomniała o
piwie i wybiegła na dwór zobaczyć, co się dzieje. O mało nie zemdlała: chmura
wróbli opadła na podwórze i sad! Nigdy nie widziała tyle ptaków naraz. Dziobały
owoce na drzewach, wyjadały ze żłobów. A najwięcej wleciało ich przez okno do
spichrza i dziobały ziarno, aż nikło w oczach.
Tafarowa
otworzyła wrota do spichrza i zaczęła wypędzać wróble fartuchem. Ale kiedy
wypędziła trzy, wpadło nowych trzydzieści. Widząc, że nie da rady, pobiegła na
podwórze po gałąź. Wtem potknęła się o psa. Uciekał z mięsem, które porwał jej
z patelni. Chciała gonić za psem, ale
uciekł z befsztykiem do lasu. Przypomniała sobie, że zostawiła w piwnicy nie
zaszpuntowaną beczkę. Zbiegła po schodach, patrzy: dzban przewrócony, beczka
pusta, a piwo
chlupie pod nogami. Złapała się za głowę.
Nagle
usłyszała turkot wozu na podwórzu. Domyśliła się, że to wraca jej mąż, więc
wybiegła z piwnicy i zawołała:
- Leć
prędzej do spichrza i ratuj zboże, jeżeli jeszcze co zostało!
Tafar
popędził z batem do spichrza.
Wróble co
prędzej odfrunęły, tylko biały spacerował po dachu ćwierkając wesoło:
- To jeszcze
nie wszystko!
Siny z
gniewu piwowar poszedł sapiąc do kuchnie. Tam się dowiedział, że nie dostanie ani
befsztyka, ani piwa. A to wszystko przez tego urwisa, przez białego wróbla.
- To jeszcze
nie wszystko- ćwierknął biały wróbel za oknem.
Piwowar
cisnął w niego stołkiem, ale nie trafił i wybił szybę. Wróbel wleciał przez
okno do kuchni,
fruwał po niej i odgrażał się:
- To jeszcze
nie wszystko! To jeszcze nie wszystko!
Piwowar
rzucał w niego, czym popadło: talerzami, garnkami, półmiskami, patelnią, a
Kleretta zaganiała go fartuchem.
- Teraz
zginiesz. Teraz ukręcę ci łeb - syknął.
Biały wróbel
trzepotał się w ręce piwowara. Ale nawet w tej okropnej chwili nie tracił
odwagi.
Kiedy Tafaro
podniósł go do twarzy, żeby mu się przyjrzeć, biały wróbel z całej siły
trzepnął go skrzydełkami po oczach. Tafaro stracił równowagę, wypuścił wróbla i
przewrócił się prosto
na rozpaloną blachę kuchenną.
Wyleczył
swoje oparzenia, ale wstydził się chodzić po miasteczku, bo wszyscy pokazywali
go sobie pacami i śmiali się:
- Patrzcie,
idzie piwowar Tafaro, co przegrał wojnę z wróblem.
Więc
sprzedał dom i wyjechał nie wiadomo dokąd.
Stary pies
wyzdrowiał i został u dobrej kobiety. Biały wróbel codziennie wyprowadza go na
spacer. Podobno żyją do dzisiejszego dnia, tylko nie pamiętam, w jakim kraju.
Bajka
flamandzka:))
ze zbioru "Bajarka"
ze zbioru "Bajarka"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz