Lanuszka

Lanuszka
Lanuszka

wtorek, 17 lipca 2012

Skąd się wzięła wódka na świecie

Powiadali starzy ludzie, że różne są czarty i noszą rozmaite imiona. 
Jest na przykład uczony Mefistofeles, który najchętniej po niemieckiej ziemi grasuje.
U nas jest  Boruta, diabeł szlachecki. Wprasza się czasem na wesela i uczty, miód i wino wypija gąsiorami i burdy rad wszczynać, ale zwykłą kwaterkę ma w lochach pod Łęczycą, gdzie jako sowa pilnuje skarbów.
Inny znów diabeł nazywa się Iskrzycki, ten zgodził się na  służbę w jednym dworze i za panią przenosił się z miejsca na miejsce.
Mówiono też, że jest i diabeł chłopski, Rokita. Mieszka pośród trzcin, po bagnach i rzecznych rozlewiskach. Ale czasem, jak jest upał, a on się wykąpie i wypławi, to wyłazi ze swoich tataraków i rokicin, żeby się wysuszyć w cieple.
Otóż jak nieraz bywa na wsi, stała sobie dzika grusza przy miedzy na pagórku, skąd widać było całą okolicę. Rozłożyła szeroko gęstą koronę i w jej cieniu mile się odpoczywa, kiedy południowy skwar wisiał w powietrzu. 



Siadywał tam czasem Rokita, kiedy miał dość pławienia się w wodzie. Wypatrywał, kto i dokąd idzie pobliską drogą, kto się z kim spotyka pod lasem - w ogóle śledził, co dzieje się na świecie i kogo można by namówić na coś złego albo wyrządzić mu złośliwą psotę.
To był diabeł bardzo mocny, ale niezbyt mądry,książę piekielny używał go do pomniejszych posług. 
Zdarzyło się kiedyś, że biedny chłopina orał sąsiednie pole. Położył pod gruszą chleb z serem, który zabrał z domu na śniadanie.
Dostrzegł to diabeł schowany za pniem i skoro tylko chłop się odwrócił - cap! Rokita schwycił śniadanie chłopa i zjadł. Taki był z siebie zadowolony, że zaraz poleciał do piekła pochwalić się Lucyperowi. Ale książę piekieł rozgniewał się na niego i krzyknął: 
- Jesteś głupi i leniwy! Co to za sztuka wykraść chleb biednemu chudzinie! On i tak ma piekło na ziemi. w domu nieraz przymiera głodem, cztery dni odrabia darmo pańszczyznę, a w dodatku nikt go nie szanuje. Nie na taką robotę wysyłam was na ziemię. Za karę idź służyć u tego chłopa przez rok jako parobek!
Diabłu było markotno i wstyd, ale musiał usłuchać. Poszedł więc do chłopa i zgodził się na służbę.
Chłop u cieszył się z darmowego parobka, bo nie mógł sobie dać rady z pańszczyzną i nie miał już czasu ani sił, żeby obrobić swoje pole i nawieźć z lasu trochę chrustu na opał.
Dziedzic był w tej wsi zły i chciwy, nie współczuł niczyjej biedzie.
Chłop miał nędzną szkapinę, ale czart-parobek tak mocno popychał wóz na drodze i pług w polu, że koń nie miał co ciągnąć. W lesie czart wyrwał całe drzewa i rzucał je na wóz jak patyki. Chłopskie pole przez jeden dzień zaorał i obsiał. Ostro zabrał się Rokita do pracy!
Kiedy trzeba było odrobić dniówkę na pańskim, chłop posyłał teraz swego parobka. Karbowy nie mógł mu się nadziwić, bo widział, że robi za dziesięciu, a nie wiedział, że to czart.
Pewnego razu kazał pan chłopu kopać staw. Chłop wysłał Rokitę. Dziedzic powbijał tyczki na znak, jaki duży ma być ten staw i powiedział: 
- Tu będziesz wybierał ziemię. Potem wykopiesz rów, żeby wpuścić wodę do stawu. ale do kopania rowu zabierz się dopiero wtedy, kiedy staw będzie taki głęboki, że będziesz mógł schować się w nim razem z głową. W jednym dniu nie da się to zrobić, przyjdziesz jeszcze jutro i pojutrze. 
Pan poszedł, a Rokita zabrał się do roboty.
Dziedzic wrócił po godzinie, patrzy - a tu staw gotowy i pełen wody. Pokiwał głową zdumiony wielce i powiedział:
- No, no, ależ ty robisz za stu chłopów! 
- Bo mi się spieszy - odpowiedział parobek. - Mój gospodarz nie ma paszy, więc muszę mu uzbierać trawy dla koni.
- Nie chodź po trawę - rozkazał dziedzic. - Tak się popisałeś ze stawem, że należy ci się nagroda. idź na moje pole i weź sobie tyle kończyny, ile potrafisz unieść na grzbiecie.
Kończyna stała już w koszach. Diabeł poskrobał się po głowie, potem splunął w garście i z jednej kopy koniczyny ukręcił długie i grube powrósło. tym powrósłem związał cztery inne kopy, zarzucił sobie wszystko na grzbiet i poniósł do domu.  
"Ohoho, to niebezpieczny parobek", pomyślał dziedzic. " Trzeba się mieć na baczności.
Na drugi dzień powiedział do parobka: 
- Zeszłoroczne żyto mi zatęchło. Weźmiesz łopatę i będziesz je przesypywał, aż wyschnie.
- E, łopatą byłoby za wolno - zauważył Rokita. - Zrobię młynek, na młynku żyto przewietrzy się w mig.
Tak też uczynił. Dziedzic pokiwał głową z uznaniem i pochwalił parobka, że jest taki mądry.
A parobek na to: 
- To jeszcze nic, ja umiem lepszą sztukę. Zamiast żeby pan dziedzic sprzedawał ziarno za tanie pieniądze, można by zrobić z niego taki napój, że kto do niego przywyknie, ten zawsze będzie chciał go pić. A pan dziedzic wystawi karczmę przy kościele i tam będzie się ten napój drogo sprzedawać. Ja będę ludzi napędzał, żeby ich nigdy w karczmie nie brakowało.
Dziedzicowi bardzo się ta myśl spodobała, toteż obiecał parobkowi sowitą nagrodę, jeżeli potrafi to zrobić.
Ale czart powiedział:
- ja tam na pieniądze chciwy nie jestem. Chciałbym dostać co innego. Niech mi pan dziedzic poda rękę i da mi szlacheckie słowo honoru, że jak zrobię z żyta ten napój i wystawię karczmę, to mi pan daruje to, o co pana poproszę i co pana nie kosztuje ani grosza.
Dziedzic obiecał i parobek wziął się zaraz do roboty. jednego dnia zbudował gorzelnię, drugiego dnia wystawił karczmę. Na trzeci dzień zrobił ogromną kadź i kocioł. Zatarł w kadzi żyto i gotował je w kotle. Płyn, który w tej kadzi wygotował, nazwał gorzałką. Ale gorzałka była z wyglądu podobna do wody, więc ludzie nazwali to później wódką. 
Wreszcie wszystko było gotowe. Czart powiedział dziedzicowi, że można już zwołać ludzi ze wsi i z dworu. Kiedy się zeszli, parobek najpierw sam napił się wódki, żeby im dać przykład, a potem częstował ich zaczynając od dziedzica. 
Nowy napój z początku palił ludzi w gardle i żołądku. Potem, kiedy poili, zaczynali śmiać się głupio, zataczali się, potrącali i przewracali. 
Inni wyśmiewali się z tamtych, bo sami też byli podpici i wydawało im się to wszystko zabawne.
Powoli mieszkańcy tej wsi tak się przyzwyczaili do gorzałki, że nawet biedak niósł ostatni gorsz do karczmy, choćby nie miał potem za co kupić chleba obie i dzieciom.
Nieraz dochodziło do przekleństw i do bijatyki. W karczmie schodzili się złodzieje i zbóje, żeby okradać pijaków.
Ale wszyscy tak już przywykli do pijaństwa, że na to nie zważano, a tych, co się sprzeciwiali takim obyczajom - nie chciano słuchać.
Gruchnęła po kraju wieść o wynalazku i zaczęto wszędzie stawiać karczmy. diabły uwijały się od jednej do drugiej i zacierały ręce z radości, bo coraz więcej ludzi udawało im się napędzać;
- Służyłem wam, gospodarzu, tak jak mi kazał mój herszt Lucyper. Bo nie jestem zwyczajnym parobkiem, tylko czartem. To ja wam zjadłem rok temu wasz chleb z serem, który położyliście pod gruszą, że to mnie Lucyper ukarał i kazał mi u was służyć. ale teraz moja kara się skończyła, pójdę tylko jeszcze do dziedzica po obiecaną zapłatę. 
Tu parobek przybrał na chwilę z powrotem postać rogatego diabła i już go nie było.
Poleciał do dworu. Stanął tam znów w postaci parobka i powiedział:
- Panie dziedzicu, przychodzę po zapłatę za gorzałkę i za karczmę. Umówiliśmy się, że dacie mi to, o co poproszę i co nie kosztowało ani grosza. dusza nie kosztowała was nic, panie dziedzicu, boście jej nie kupili, więc oddajcie mi ją! 
Zły dziedzic upadł martwy, a czart porwał jego duszę i czmychnął z nią do piekła.
Tym razem Lucyper pochwalił swego sługę.


Bajka polska:)) 
                                                                                  

4 komentarze:

  1. Bajką tą kończymy cykl "Bajarka opowiada", a dalej zaproszę was a podróż z bajkami rosyjskimi:))

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękna bajka, po 15 latach mi się przypomniała, aż się łezka w oku kręci.

    OdpowiedzUsuń
  3. Słyszałem kiedyś inny wariant tej baśni, ale ta również ciekawa.

    OdpowiedzUsuń