Lanuszka

Lanuszka
Lanuszka

sobota, 21 lipca 2012

O Mariuszy i Sokole Promienistym

Pewien bogaty gospodarz owdowiał i pozostał na bożym świecie sam, z trzema córkami. Najmłodsza z nich, Mariusza, zaczęła dbać o dom. A czegokolwiek się tknęła, bogactwem się zwracało, każdy wysiłek obfite przynosił plony. radował się ojciec, że tak mu się córka udała. Bo urodziwa przy tym była i łagodna. 
Nie można było tego powiedzieć o starszych siostrach. te brzydule, wiecznie zaspane
i rozczochrane, tylko by przed lustrem siedziały, a stroiły się ,a policzki smarowały
to bielidłem, to różem, a brwi węglem czerniły. Ale pracy bały się jak ognia.
pewnego dnia ojciec wybierał się do Nowogrodu Wielkiego na jarmark.
- Co wam przywieźć, gołąbeczki? - zapytał córki.
- Kup nam, ojcze, suknie do ziemi, złotem i czerwienią haftowane, byśmy mogły tańczyć
dla kawalerów - krzyknęły starsze siostry.
- Kup mi, ojcze, pióro Sokoła Promienistego - poprosiła Mariusza

Ojciec pojechał do Nowogrodu Wielkiego, w którym kupcy z całego świata rozkładali,
co mieli najlepszego. Suknie kupił, ale o piórze Sokoła Promienistego nikt nie słyszał.
I dla Mariuszy nic nie przywiózł.
Za miesiąc znowu przyszło mu ruszyć do Nowogrodu na jarmark. 
- Co chcecie, bym wam przywiózł? - spytał.
- Grzebienie nam kup paradne, którymi włosy będziemy spinać - zawołały starsze córki.
- Pióro Sokoła Promienistego mi przywieź - poprosiła Mariusza.
Pojechał gospodarz do pięknego miasta, w którym cerkiewne dzwony wyśpiewywały wszystkie pory dnia. Grzebienie kupił, a pióra jak nie było, tak nie było. 
Przykro się zrobiło ojcu, że ukochanej córce znów nie sprawi radości.
Nie minął tydzień gdy znów wybrał się w interesach do Nowogrodu. I tym razem spytał córki, jakich podarków oczekują. 
- Czerwone buciki nam kup, do tańca - zażądały starsze. 
- Pióro Sokoła Promienistego - powiedziała najmłodsza.
Ale i tym razem, choć ojciec wszystkich kupców wypytał, pióra Sokoła Promienistego nigdzie nie znalazł.
Wracał markotny do domu, gdy natknął się na Starca Bradiagę, wiecznego wędrowca.
Jak święte prawo drogi nakazywało, zaprosił go na wóz, by mu w wędrówce ulżyć i czegoś
o świecie wysłuchać. zagadali się obaj i jakoś tak przypadkiem wyrwało się gospodarzowi,
że dla najmłodszej córki już trzeci raz jeździ za prezentem i z niczym wraca.
- nikt o piórze Sokoła Promienistego nie słyszał, nikt go nie widział - zmartwił się ojciec.
- Mam ja takie pióro, moc ma tajemną - odezwał się Starzec Bradiaga.
- Mów, co za nie chcesz! - powiedział gospodarz.
- Tyś dobry człowiek, z oczu Ci to patrzy. W drodze mi pomogłeś. Weź ja darmo.
Ale pamiętaj, komu je podarujesz, nim swe szczęście odnajdzie, łez wyleje więcej niż nie jeden człowiek - odparł Starzec Bradiaga. 
Wyjął białe, niezbyt długie pióro i dał je zdumionemu gospodarzowi, a ten zaraz za pazuchę je schował.


Kiedy wrócił do domu, rozdał córkom podarki. starsze dziewczyny zaraz zaczęły przebierać się i stroić, mizdrzyć się do lustra i drwić z Mariuszki.
- Oj, ty, durna, durna, na co tobie pióro? We włosy go nie wepniesz, listu nim nie napiszesz. też sobie wybrałaś! 
- Oj, durna, durna, może ty kurą domową chcesz zostać? Wtedy piórko ci się przyda! 
Mariusza w milczeniu przyjęła docinki. Pracowała ciężko w gospodarstwie i w domu. a kiedy zapadł zmrok i wszyscy poszli już spać, chwyciła pióro, rzuciła je na podłogę i zawołała cicho:
- Sokole Promienisty, mój junaku srebrzysty, ukaż mi się, mój jedyny!
Natychmiast z pióra powstał piękny, wysoki młodzieniec o włosach jasnych, o sokolich oczach. Wziął Mariuszę w objęcia, utulił wyznał jej miłość, a on jemu szepnęła, że kocha go najmocniej na świecie. gdy pierwsze promienie słońc wyjrzały spoza wiosennego horyzontu, młodzieniec zmienił się w sokoła. Mariusza otworzyła okno i wspaniały ptak z cichym kwileniem wzbił się w powietrze.
To samo powtórzyło się następnej nocy, i jeszcze następnej. młodzieniec we dnie szybował wysoko po kopułą nieba, zawieszony tam jak mały dzwonek w wielkiej cerkwi błękitnego świata. Nocą pojawiał się na zaklęcie w komnatce Mariuszy i brał ją w swe silne ramiona.
Czwartego dnia siostry-zawistnice wyśledziły Mariuszę i pozazdrościły jej pięknego kawalera. Najpierw poskarżyły ojcu, ale ten ofuknął je:
- A zajmijcie wy się, leniwe pleciugi, jakąś robotą! 
Siostry-zawistnice wróciły do swych zwierciadeł, ale ukradkiem popatrywały na Mariuszę.
i gdy w nocy podejrzały, jak z pióra powstaje piękny młodzieniec, a potem nad ranem ulatuje oknem jako sokół, postanowiły zemścić się na siostrze. Wykradły pióro i spaliły w piecu.
Zakrzyknęła rozdzierająco Mariusz, zakrzyknął pod niebem sokół śmigły i jak kamień spadł spod niebios wprost do okna chaty, gdzie Mariusza daremnie próbowała uratować choć garść popiołu z płonącego pióra. 
- Kto pióro moje spalił ten mnie na niewolę najcięższą skazał. ten mnie zdoła uwolnić, kto tego bardzo pragnie. musi trzy pary żelaznych chodaków zedrzeć, trzy kostury żelazne połamać i żelazny czepiec łzami napełnić po brzegi - zakwilił sokół ludzka mową i odleciał.
Próżno wołała za nim Mariusza, próżno siostry-zawistnice płakały, żałując swojej głupoty i okrucieństwa. Sokół więcej nie przybył. Mariusza płakała trzy dni i trzy noce, a każda kolejna łza obmywająca jej twarz czyniła ją jeszcze piękniejszą. potem poszła do kowala, zamówiła trzy pary żelaznych chodaków, trzy żelazne kostury i żelazny czepiec. pożegnała ojca i siostry:
- Żegnajcie, najdrożsi. muszę iść Sokoła Promienistego wyzwolić lub zginąć, bo takie jest moje przeznaczenie. 


W żelaznych chodakach na nogach, z żelaznym kosturem w ręku i z żelaznym czepcem uwieszonym na szyi, do którego łzy kryształowe roniła , poszła Mariusza w świat. Szła przez stepy bezkresne, przez lasy echem huczące, brnęła przez rozlewiska wielkich rzek, na których żurawie w pląsach rozpoczynały wiosenne gody, wspinała się na surowe góry porośnięte mchem. Zdarła dwie pary żelaznych chodaków, dwa kostury żelazne złamała, a Sokoła Promienistego nie znalazła.
Pewnego dnia doszła do leśnej polany porośniętej jeżyną. ujrzała chałupkę na kurzej łapie, przodem do lasu, a tyłem do niej ustawioną.

- Odwróćże się, chałupko, daj odpocząć na krótko - poprosiła.
Chałupka odwróciła się drzwiami do niej. Weszła Mariusza do środka i ujrzała Babę-Jagę Kościejową, która wisiała do góry nogami pod sufitem i jadła placek z nietoperzy. 

- Kto mi chałupkę odwraca? Tfu, tfu! Ruską duszą mi pachnie. Co cię tu sprowadza?
- Szukam Sokoła Promienistego, babciu.
- Musisz jeszcze przejść siedem krain. Twego sokoła uwięziła Caryca-Diablica. masz tu jajko rubinowe, niczym latarnia świecące. jak będą chcieli od ciebie je kupić, nie sprzedawaj. Żądaj w zamian widzenia z Sokołem - zaskrzeczała Baba-Jaga Kościejowa i dała Mariuszy rubinowe jajko. 
Podziękowała Mariusza za podarek i poszła. Noc nadeszła czarna, złe ślepia zapłonęły
w lesie. Mariusza dotarła do polany porośniętej ostami. Stała tu chałupka na kutrzej łapie, tyłem do dziewczyny ustawiona. Wokół chaty był płot, a na jego żerdziach kwitły ludzkie czaszki, na których siedziały czarne gawrony.
- Odwróćże się, chałupko, daj odpocząć na krótko - poprosiła dziewczyna.
Chałupka podskoczyła i odwróciła się drzwiczkami do niej. Weszła Mariusza do środka,
a tam na Baba-Jaga Trupięga i karaluchy łapie. 

- Kto mia chałupkę odwraca? Co cię tu sprowadza?
- Szukam Sokoła Promienistego.
- A u mojej siostry Kościejowej byłaś?
-Byłam, Babciu-jago - odparła bez strachu Mariusza i pokazała rubinowe jajko.
- No, to i ja ci pomogę. masz tu złotą igłę, co sam szyje i haftuje. Nie sprzedawaj jej, ale
w zamian za nią żądaj widzenia z twoim Sokołem - zaskrzypiała Baba-Jaga.
Mariusza podziękowała i poszła dalej. Wędrowała przez suchy las, gdzie na umarłych drzewach nie  został ani jeden listek. doszła do polany porośniętej trującymi grzybami. i tu stała chałupka na kurzej łapie, odwrócona tyłem do dziewczyny. Obok bulgotało źródło, żółte od siarki, i kapały się w nim małe diabełki.
- Odwróćże się, chałupko, daj odpocząć na krótko - poprosiła dziewczyna.
Chałupka odwróciła się. Mariusza weszła do środka, patrzy a w powietrzy fruwa Baka-jaga Kopciucha i okadza wszystkie kąty. 

- Kto mi chałupkę odwraca?
- Szukam Sokoła Promienistego, mego narzeczonego.
- To posłuchaj. Jak będziesz u Carycy-Diablicy, najpierw jej pokarz jajko, potem igłę, a swój czepiec pełen łez dopiero na koniec - poradziła Baba-Jaga Kopciucha.
Mariusza podziękowała za poradę i poszła dalej. 

Żelazna chodaki całkiem się zdarły, żelazny kostur pękł, a żelazny czepiec pełen było po brzegi Mariuszowych łez. I wtedy dziewczyna dotarła do pałacu Carycy-Diablicy. Skłoniła się i poprosiła, bu ją do roboty nająć.
- Bierz się natychmiast do pracy - rozkazała Caryca-Diablica, piękna kobiet o kruczoczarnych włosach i bladej twarzy, po której pląsały czarne cienie. - Jazda do ciemnej piwnic, zrób
w niej porządek, bo sto lat nikt tam nie zaglądał. 
zeszła dziewczyna do ciemnej piwnicy, wyjęła rubinowe jajko. Zaraz pomieszczeni rozjarzyło się światłem. Mariusz wszystko widziała wyraźnie i w jeden dzień wysprzątała każdy zakamarek.
- Jakeś to zrobiła, skoro tam ni promyk słońca nie dochodzi? - spytała ją Caryca-Diablica.
Mariusz pokazała jej rubinowe jajko. Caryca chciała je odkupić, ale dziewczyna zażądała tylko spotkania z Sokołem Promienistym. Caryca zaprowadziła ją do komnaty, gdzie spał Sokół, uśpiony czarami. I choć Mariusza przez całą noc prosiła go, zaklinała zaklęciami, gładziła włosy, piękny młodzieniec oczu nie otworzył ani nie dał znaku, że coś słyszy.
Nazajutrz Caryca-Diablica kazała Mariuszy szyć obrusy na wesele. Dziewczyna wzięła złotą igłę, która sama w mig uszyła i wyhaftowała tuzin ogromnych obrusów. Caryca konieczni chciała mieć tą igłę dla siebie, ale Mariusza znów wzgardziła pieniędzmi, a jedynie uprosiła o noc u boku Sokoła.  Ale także i tej nocy Sokół Promienisty spał kamiennym snem. Następnego dnia Caryca-Diablica śmiała się i zapędziła dziewczynę do mycia podłogi. Mariusza postawiłam na podłodze żelazny czepiec pełen łez.
- Co tu masz? zawołała Caryca-Diablica.
- To moje łzy - powiedziała Mariusza.
- Oddaj mi je albo sprzedaj - zażądała Caryca-Diablica.
- Pokaż mi w zamian Sokoła Promienistego - poprosiła Mariusza.
Caryca zgrzytnęła zębami.
- No masz. popatrz sobie. Ale ostatni raz - syknęła jak żmija i zaraz na powierzchni łez
w żelaznym czepcu Mariusza ujrzała swego ukochanego, jak śpi głęboko. 
- Napatrzyłaś się? - spytała szyderczo Caryca-Diablica. 
I już chciała obraz zmącić, gdy Mariusza schylona nad czepcem uroniła ostatnią łzę. Łza spadła wprost na odbicie twarzy Sokoła i w tym momencie czar prysł. Piękny młodzieniec się obudził. pojął, co się z nim stało i wybiegł ze swej komnaty.
- Mariuszo! To ty, Mariuszo? Tyś żelazne chodaki zdarła, kostury żelazne złamała i ten czepiec łzami napełniła? - zakrzyknął na widok narzeczonej.
Po czym chwycił żelazny czepiec i chlusnął łzami w carycę-Diablicę, a ona, krzycząc straszliwie, rozpuściła się w nich i wsiąkła w szpary pomiędzy deskami podłogi.
A Sokół Promienisty pojął Mariuszę za żonę, powrócił z nią do ojczystego sioła pod Nowogrodem Wielkim i tam żyli razem szczęśliwie jak dzieci i i bogaci jak książęta. 

Bajka rosyjska:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz