Lanuszka

Lanuszka
Lanuszka

czwartek, 26 lipca 2012

Pięciu braci Symeonów

Stara wdowa miała pięciu synów. Jako, że nie wiedziała dobrze jak się ludzie zwą na świecie, dała każdemu z nich na imię tak, jak zwał się jej mąż. Każdy nosił więc imię Symeon.
Chłopcy byli podobni do siebie jak dwie krople wody. Rośli, rośli, aż wyrośli na silnych i odważnych młodzieńców. Choć na zewnątrz tacy sami, każdy z nich posiadał inną umiejętność, w czym innym był mistrzem. Ale mimo to zgodnie uprawiali
płachetek ziemi, sił i potu nie szczędząc, by matce niczego nie brakowało.
Pewnego razu gościńcem przejeżdżał car ze swym dworem. patrzył car i dojrzał, że pięciu rosłych, identycznie wyglądających mężczyzn pracuje w pocie czoła na poletku małym i kamienistym. Trzech zaprzęgło się do pługa, zamiast konia albo wolu, jeden pługiem kieruje, a ostatni tresuje kota i pozostałych zabawia, dodając im siły do pracy.
- Przyprowadźcie mi tych ludzi - nakazał władca jednemu z rycerzy.
Po chwili pięciu Symeonów biło przed carem pokłony
- car życzy sobie wiedzieć, ktoś cie wy i dlaczego orzecie tą kamienistą ziemie bez pomocy konia albo wołu - zapytał rycerz, gdy już bracia przestali się kłaniać.
- Pięciu nas jest braci Symeonów, tak nas matka nazwała. Konia ani wołu nie mamy, bo jesteśmy biedni. orzemy i siejemy to pole, bo to ziemia naszego ojca i dziadka, ona karmi nas i naszą matkę - odpowiedzieli bracia.
Car pochylił się do rycerza i coś mu do ucha szepnął. Rycerz wysłuchał i rzekł;
- Car życzy sobie wiedzieć, co jeszcze potraficie robić.   Ja umiem ściąć i ociosać najwyższą sosnę w lesie, a z gałęzi zrobić drabinę i przybić ją do pnia - powiedział pierwszy Symeon.
- Ja wlezę po drabinie na sam szczyt, a stamtąd zobaczę wszystko, co się na świecie dzieje - pokłonił się drugi Symeon.
- Ja z tego pnia zbuduję korab śmigły i mocny. Wszędzie mi dopłynę powiedział trzeci brat.
- A ja jestem złodziejem - odpowiedział ten , który tresował kota.
Car zatrząsł się z oburzenia. Czterech pierwszych Symeonów kazał zaprowadzić na swój dwór, aby mu służyli, a piątego wygnać z kraju, bo złodziei nie lubi.
- Możny carze, jeśli nas zabierzesz na dwór, a piątego brata wygnasz, kto zaopiekuje się naszą starą matką? - spytali bracia i rzucili się na kolana, prosząc o łaskę.
Carowi spodobało się, że braci tak dbają o matkę-staruszkę i rozkazał. aby zabrali także i ją ze sobą, bo na carskim dworze dla wszystkich znajdzie się miejsce. Ale piątego brata-złodzieja razem z jego kotem postanowił wygnać precz ze swojego państwa.

Gdy już bracia znaleźli się na carskim dworze, władca wezwał ich do siebie. Odprawił służbę, rycerzy i dworców, i po raz pierwszy przemówił do nich osobiście.
- Zabrałem was, bo możecie mi się przydać. Jeśli mi się przydacie, hojnie was nagrodzę. Jeśli nie spełnicie mojego żądania. , każę was wtrącić do najgłębszego lochu, a wasza matka zostanie żebraczką - powiedział, a bracia zrozumieli, że to nie żarty i że car ich na zbytki nie zaprosił.
Poprosili, by im objaśniono co mają robić.
- Trzy lata temu na wojennej wyprawie spotkałem cesarza ze wschodniego kraju. Miał on śliczną córkę. zakochałem się w niej, ale gdym się jej ojcu oświadczył, ten słyszeć o niczym nie chciał - opowiedział car, gniewnie mierząc palcami swą długą brodę.
Bracia milczeli, nie wiedząc, czy wypada im pytać, co stało się potem.
- Wschodni cesarz oświadczyny moje odrzucił, jego armia pobiła moje wojska, a ja nie wiem nawet gdzie owa kraina leży - powiedział car za złością, ale szybko się opanował. - I teraz wy mi znajdziecie ukochaną - zakończył. Czterech braci Symeonów pojęło, że to nie przelewki. Pokłonili się carowi i rzucili się robić swoje. Pierwszy Symeon wziął siekierę i raźnym krokiem poszedł do lasu. Nie minęła godzina, jak wrócił pod mury carskiego grodu, niosąc na ramieniu pień najwyższej sosny, pięknie ociosany, a drabina z gałęzi była już do niego akuratnie przybita. Pierwszy Symeon postawił pień  i oparł o mur grodu, a okazał się, że wierzchołek pnia sięga hen wysoko, ponad złote kopuły pałaców, ponad wirze wartowników, pod same chmury, które białym stadem sunęły na zachód. Wtedy wystąpił drugi brat i wypytał cara, jakże ta  cesarska córka wyglądała. Potem wspiął się na szczyt pnia. Patrzy, patrzył. Widział miasta bogate, widział morza wzburzone. Spoglądał na zamki zbrojne tysiącami łuczników i na wsie rozrzucone na bezkresach, błękitnych stepach. Nareszcie w wielkim, którego stolica leżała nad Morzem Żółtym, dostrzegł pałac, w pałacu okno, a w tym oknie śliczną cesarzównę, o której opowiadał car.
- Dojrzałeś wreszcie? - zniecierpliwił się car.
- Dojrzałem - krzyknął drugi Symeon  i w mig był na dole.
Zaraz też trzeci brat zabrał pierwszemu siekierę i ruszył do pracy. Nie minął dzień, jak u stóp obronnych murów carskiego grodu stał korab. Nieduży, niebogaty, ale śmigły i mocny. Czwarty Symeon tylko chodził i oglądał w koło i doglądał, czy trzeci brat buduje tak, żeby się można było korabkiem bez przeszkód zanurzać pod wodę.
- No, to płyńcie - rozkazał car. - Przywieźcie narzeczoną, stokroć was nagrodzę. Nie przywieźcie, to srogo pokarzę.

Bracia pokłonili się carowi, ucałowali matkę-staruszkę, wsiedli na korab i popłynęli. Ale po drodze, gdy już oddalili się od granic państwa cara, odszukali i zabrali na pokład piątego brata i jego kota. Wiedzieli bowiem, że w porwaniu carskiej córki tylko ich piąty brat Symeon może pomóc.
Symeon-Złodziej przez całą podróż myślał, kota głaskał, czoło marszczył, a gdy już prawie przepłynęli Morze Żółte, roześmiał się, bo wpadł na pomysł.
- Nie bójcie się braciszkowie. Już wszystko wymyśliłem. Przez trzy dni nie wychodźcie z korabia, a zwartego dnia trzymajcie w pogotowi liny i żagle, bo będziemy szybko odpływać - powiedział z tajemniczą miną.
Nie minął dzień, jak ich korab przybił do bogatego portu wschodniego cesarstwa. Wokół kołysał się prawdziwy las masztów statków ze wszystkich stron świata. Słyszało się mowę wielu krain i widziało ludzi o wszystkich kolorach skóry. Na wzgórzu wyrastającym ponad zatokę i port stał zamek z setką wież, stroszący zakręcone dachy i zjeżony dziesiątkami iglic, na których powiewały kolorowe paprocie. Tam też udał się Symeon-Złodziej ze swoim kotem. Kluczył uliczkami, błądził zaułkami, aż dostał się prosto pod okno, w którym siadywała śliczna córka cesarza. Usiadł pod nim  i dalej tresować kota. A trzeba tu dodać, że kocur był nad podziw zmyślny. Umiał skakać tak wysoko, że jaskółki ogonem w locie trącał. Potrafił chodzić na przednich i tylnych łapach. Wiedział, jak się kłaniać po dworsku i jak pluć po chłopsku. Słowem gdy Symeon-Złodziej kota tresował, widowisko było niezwykłe.
Cesarzówna zaraz dostrzegł nieznajomego z kotem i zdziwiła się, bo nigdy przedtem takiego zwierzaka nie widziała. Wysłał na dół służkę  z pytaniem, za ile tego kota można kupić.
- Sprzedać go nie sprzedam, ale podarować mogę temu, komu on do serca przypadł - odpowiedział rezolutni chłopak i zaproponował, że jeśli ślicznej córce cesarza kot przypadł do serca, to on nie tylko kota odda, ale i jeszcze w trzy dni nauczy go nowych sztuczek.
Dziewczyn a nie posiadał się z radości i zaraz kazał sprowadzić Symeona-Złodzieja i kota do swoich komnat.
Po trzech dniach wesołych zabaw i nauki nowych figli Symeon-Złodziej podziękował ślicznej cesarzównie za gościnę. poprosił ją, aby przed odjazdem wolno mu było pokazać jej inne dziwaczne zwierzęta, które trzyma na swoim korabiu. Cesarzówna przystała na to i wraz ze swoimi służkami, damami dworu i ochmistrzynią udała się do portu. Symeon-Złodziej podał jej rękę i pomógł wejść na pokład korabia. Za dziewczyną wskoczył tresowany kot. Wtedy Symeon złodziej powiedział do służek i całej światy pozostałej na brzegu:
- Wy poczekajcie, aż księżniczka zwierzęta sobie wybierze.
A do braci krzyknął: Liny ciągnąć, żagiel stawiać, ruszmy do domu!
czterej bracia Symeonowie w mig uszykowali statek, do drogi i prędko u ciekli z portu.

Cesarz na wieść o porwani córki wpadł w szał. Kazał natychmiast ściąć głowy wszystkim, którzy cesarzównę zaprowadzili do portu, a sam wysłał wielką flotę długich łodzi i drapieżnych statków, by uciekinierów złapać i ukarać. Ale gdy flota cesarz dogoniła i otoczyła korab pięciu braci Symeonów, czwarty brat zanurzył statek pod wodę i przez pięć dni nie wypływali, aż carska flota popłynęła szukać ich gdzie indziej.
Bracia płynęli do swego kraju, wioząc porwaną córkę wschodniego cesarza. Już prawie byli u celu, ale postanowili przybić do brzegu i nieco odpocząć, koszule i portki uprali, by przed carem stanąć elegancko.  A i cesarzówna jakby wcale nie spieszyła się powitaniem cesarza-narzeczonego, tylko coraz chętniej i częściej zalotnie rozmawiała z Symeonem-Złodziejem.
Braci uprali koszule  i portki, cesarzówna zaplotła swe kruczoczarne włosy w piękny warkocz, aż tu nagle odezwał się pierwszy Symeon:
- Wiecie braciszkowie, tak mi się coś zdaje, że powinienem znowu jaką sosnę ociosać - i nie czekając na odpowiedź wziął siekierę i poszedł do lasu.
Nie minęła godzina, a był z powrotem z pnie, tak ogromnym, że nawet orzeł nie wzbił się tak wysoko, by usiąść na jego czubku. Oczywiście drabina z gałęzi była do pnia akuratnie przybita.
Drugi Symeon porwał się z miejsca i wdrapał się na samą górę. Patrzył, patrzył, wreszcie zawołał:
- Źle z nami, braciszkowie! Widzę, jak w porcie czeka na nas pięciuset łuczników z napiętymi łukami. Widzę jak car przy oknie stoi i wyrok śmierci na nas podpisuje!
- A naszą matkę ukochaną dostrzegłeś? - zawołali pozostali bracia.
Drugi Symeon wytężył wzrok i zakrzyknął:
- Matka nasza ukochana błąka się pod murami carskiego grodu i jest żebraczka. Car wygnał ją z pałacu.
Zapłakali wszyscy bracia, a wraz a nimi cesarzówna, bo wiedziała już, że za takiego okrutnego cara za mąż iść nie chce.
Czwarty Symeon kazał im zaraz wsiadać na korab, po czym zanurzył go pod wodę i tak dopłynęli do grodu zdradliwego cara. w nocy korab się wnurzył, a na brzeg wyskoczył Symeon-Złodziej z nieodłącznym kotem. Cicho jak duch pobiegł pod mur carskiego grodu i przyprowadził matkę-staruszkę. Kobiecina zalewał się łzami, bo była pewna, że już nigdy swoich synów nie zobaczy. Potem Symeon-Złodziej przekradł się do pałacu i ukradł z carskiego skarbca worek złotych rubli, żeby w ten sposób ukarać okrutnego cara. Tez zaś jeszcze przez wiele miesięcy czekał z łucznikami na brzegu, by pięciu Symeonom śliczną cesarzównę odebrać, a ich samych zabić. Nie wiedział, że dawno już popłynęli daleko na południe. Gdzieś tam znaleźli przyjazny kraj. Symeon-Złodziej ożenił się z cesarzówną i razem z matką i braćmi zamieszkali w pięknym domu, który zbudował im pierwszy Symeon. A jeśli nie pomarli, to żyją do dziś.

Bajka rosyjska:))

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz