Lanuszka

Lanuszka
Lanuszka

środa, 18 lipca 2012

O rybaku i złotej rybce



Jest w świecie jezioro, Bajkał się nazywa. Drugiego takiego nigdzie nie zobaczysz. Wielki niczym morze, a głębokie tak, że nawet największe jesiotry i najtęższe sumy do jego dna nie mogą dopłynąć. Woda w nim czysta, szmaragdowa przy brzegach ciemniejsza, w głębinie zimna jak lód. Niejedno tam, powiadają, stworzenie mieszka, którego żaden człowiek nigdy dotąd nie oglądał. ale czego to ludzie nie plotą, zwłaszcza w zimowe wieczory, gdy drewno w piecu żeliwnym, a imbryk z herbatą pohukuje na głowie brzuchatego samowara.
Nad brzegiem tego jeziora mieszkał od wielu lat Rybak-Staruszek razem ze swą żoną. Mieli nędzną chatkę lepiankę, chlewik dla świnki, pęknięte korytko i trochę starych sprzętów. Żona rybak - gruba i zawzięta baba-Kopystnica, po całych dniach narzekała, że ją los pokarał biednym mężem, ubogim życiem i lichym strojem. Rybak-Staruszek , choć i jemu przecież bieda doskwierała, był pogodny i spokojny. Nie narzekał nigdy, a gdy wypływał w swej lichej łódce na przestwór Bajkału, do chmur i słońca się uśmiechał i nucił pod nosem pieśń:

Święty Bajkale, tyś królem mórz,
Nieś mą łupinę, ukołysz na fali.
Ryb mi nie żałuj, do brzegu mnie puść,
Pozwól mi życie ocalić 

Ale nadszedł czas tak zły, że i Rybak-Starusze zaczął w głębi duszy na los narzekać. Wypłynął raz i sieci zarzucił - tylko trawy podwodnej pęk wyciągnął. Wypłynął drugi raz - jeno rybkę zdechłą, przez kiełże nadjedzoną. Wypłynął trzeci raz - sieci podarł, diabli wiedzą o co . A w domu chmura i gruba Baba- Kopystnica drewnianą kopyścią wymachuje, wrzeszczy, że nie ma co do garnka włożyć, losowi złorzeczy.
Wypłynął Rybak-Staruszek znów. I nic. Wypłynął wreszcie siódmy raz. Ciągnie sieć. Coś się złapało. Trudno powiedzieć, żeby duże było, ale złapało się i trzepocze ogonem, i błyszczy łuską złotą...
Rybak-Staruszek wybałuszył oczy. Trzymał w spracowanej dłoni Złotą Rybkę, strojną w łuski ze szczerego złota, w złocistej koronie na głowie. Mało tego, rybka przemówiła ludzkim głosem:
- Rybaku-Staruszku, proszę, wypuść mnie. Czego zażądasz w zamiana, to się spełni. Jestem królową ryb i moje słowo to nie dym, nie zwieje się, obiecuję.
Rybak-Staruszek podrapał się po głowie, podrapał po brodzie. Czterdzieści lat ryby łowi, ale jak dotąd żadna do niego ludzką mową się nie odezwała. Wreszcie zanurzył dłoń w zimnej, szmaragdowej wodzie i wypuścił Złotą Rybkę.
- Bóg z tobą, nie trzeba mi twojego wykupu, płyń i ciesz się życiem - odpowiedział rybce i pomachał jej na pożegnanie.
Rybka plusnęła ogonem i raz jeszcze przypomniała.
- Pamiętaj, moje słowa nie dym, nie rozwieje się. Możesz prosić, o co chcesz.
I zniknęła w głębinach Bajkału.

Wrócił Rybak-Staruszek do swojej Baby-Kopystnicy. Opowiedział jej o przygodzie, o tym, że ryba mówiła i obiecała życzenia spełnić.
- Ale widzisz, żono tyle z dobrodziejstw Bajkału korzystam, nie śmiałem wziąć nagrody - zakończył Rybak-Staruszek.
I struchlał, bo chmurna żona z drewnianą kopyścią ku niemu skoczyła i nabiła mu potężnego guza.
- Oj, durak ty, durak! Niezdrowo tchórzliwa! Leć, choć o nowe koryto ją poproś, bo nasz całkiem się rozpadło. Leć w te pędy, powiadam, może jeszcze usłucha. Może jeszcze cię nie zapomniała - wrzeszczała Baba-Kopystnica.
Struchlały Rybak-Staruszek pobiegł na brzeg Bajkału i zawołał:
- Złota Rybko, Złota Rybko, przypłyń do mnie, biednego, szybko!
- czego chcesz, dobry człowieku? - spytała Złota Rybka, wynurzając się z toni.
Rybak-Staruszek opowiedział jej, co mu żona kazała wyprosić, skłonił się niski i dodał, że jeśli z niczym wróci, to żona całkiem się wścieknie i gotowa mu głowę kopyścią obić.
- Nie martw się, dobry człowieku,, wracaj z Bogiem do domu - odrzekła Złota Rybka i plusnęła w głębiny.
Wrócił Rybak-Staruszek do swej chatki lepianki. A tam Baba-Kopystnica nad nowiutkim korytem się dziwuje. Ale jak tylko ujrzała męża, skoczyła ku niemu z pazurami.
- Durniu,durniu bosy! o koryto poprosiłeś? Dla świni?! A dla nas co za korzyść? Leć gamoniu, z powrotem i o nową chatę dla nas poproś, a porządna ma być, pobielona i z dachem miedzianym!
Rybak-Staruszek rad nie rad wrócił na brzeg Bajkału. zawołał znów:
- Złota Rybko, Złota Rybko, przypłyń do mnie, biednego, szybko!
I Złota Rybka ponownie wypłynęła na powierzchnię szmaragdowej wody.
- Czego si potrzeba, staruszku? - spytała.
- Baba moja, żona znaczy, kazała mi poprosić o nową chatę, pobieloną i z dachem miedzianym krytym - szepnął Rybak-Staruszek, niemal płacząc za wstydu. Rybka popatrzyła na niego uważnie i powiedziała:
- Wracaj do domu. Chata stoi i czeka.
Wrócił Rybak-Staruszek do domu. Ale próżno starego domu szukać. Po chatynce lepiance nawet ślad nie pozostał. W jej miejscu stoi dom murowany, , wapnem pobielony, z kominem wysoko ponad dachem sterczącym, z dachem strojnym w blachę miedzianą, wrota ma ciosane dębowe, w oknach szkło przeczyste, nie jakieś tam rybie pęcherze. Słowem - dam jak się patrzy, w sąsiednich wioskach takiego byś nie znał. Aż przyklęknął Rybak-Staruszek z wrażenia.
- Jak tu żyć w takim przepychu? - jęknął.
A w środku Baba-Kopytnica pląsa, firanki przywiesza, kufry przesuwa - gospodaruje na całego.
Wiele z tego gospodarzenia jednak nie było.

Już nazajutrz obudziła męża wrzaskiem:
- O nową chatę, durna głowo, poprosiłeś? Nie mogłeś zażądać pałacu? Chcę być szlachcianką, chcę mieszkać jak żona prawdziwego bojara! Zjeżdżaj mi nad wodę i o dwór bojarski poproś. A o służbie nie zapomnij, bo sama przecież robić w nim nie będę!
Tak Baba-Kopystnica krzyczał do swojego męża, który jeno zdołał koszulę na grzbiet  nawlec, sabaty wrzucić i pobiegł przez wydmy nada wodę.
Patrzy, a Złota Rybka czeka na niego.
- Tak mi się, że do mnie przybiegniesz, dobry człowieku. Czy nowa chata jest brzydka albo za ciasna? - spytała.
Rybak-Staruszek padł na kolana w piasek złocisty.
- Złota Rybko, wybacz. Baba gnębi, krzyczy, teraz chce za bojarską żonę uchodzić i pałacu żąda. Ot, do reszty zgłupiała.
- Nie zamartwiaj się, staruszku. Wracaj do żony - powiedziała zniecierpliwionym tonem Złota Rybka i zanurkowała w wodę, która jednak nie była już szmaragdowa, ale granatowa a fale podnosiły głowy coraz wyżej i wyżej, a każda z nich miała srebrna koronę z piany i wiatru.
Nie podobało się to Rybakowi-Staruszkowi, że fale w oczach rosną. "Niech tam, i tak dziś nie wypłynę na połów- pomyślał sobie. I znów  domu nie poznał. W miejscu chaty stanął dwór bojarski, modrzewiowy, mnóstwem ganków, schodów otoczony. Służba się uwija, rozkazy baby-Kopystnicy wykonuje, a ona sama, przystrojona w sobolowy płaszcz i perłami wyszywany czepiec, złotymi pierścieniami na paluchach błyska. I wrzeszczy na wszystkich, aż echo po wydmach niesie.
- Czy teraz, droga żono, jesteś zadowolona? - spytał nieśmiało Rybak-Staruszek, ale Baba-Kopystnica tylko coś burknęła przez ramie i zaraz kazała mu się wynosić do chlewika, świnie karmić. Sama obróciła się na pięcie, zmiotła sukniami podłogę i poszła na pyszną ucztę, na srebrnych jeść i z cynowych kielichów pić. Poszedł więc Rybak-Staruszek i zamieszkał ze zwierzętami. Łodzi już wcale na wody Bajkału nie spychał, wstydząc się przed Złotą Rybką i przed całym światem, że u własnej żony za pastuch służy.
Tymczasem Baba-Kopystnica w złoto i jedwabie się stroiła, wielkimi saniami w cztery konie zaprzężonymi jeździła, a jak srebrny talerz zbrudziła, nie kazała go myć jeno wyrzucała do śmieci. I wciąż rozmyślała o tym, jak by tu jeszcze bogatszą się stać. Wreszcie wymyśliła i o starym mężu sobie przypomniała. 

Pójdziesz, stary do Rybki - powiedziała Baba-Kopystnica bez wstępów , gdy słudzy przewlekli go z chlewika i do kolan jej rzucili. - Carycą, uważasz, chcę zostać i mieć pałac, karetę poszóstne konie zaprzężoną, własne wojsko i koronę - dodała i kazała sługom zawlec męża nad wody Bajkału i tam pozostawić.
Rybak-Staruszek znękanym głosem zawołał: 
- Złot Rybko, Złota Rybko, przypłyń do mnie, biednego, szybko!
Patrzy, a woda Bajkału już nawet nie granatowa, ale ciemnozielona. Fale z piany mają długie warkocze, a na czubku jednej z nich Złota Rybka płynie i pyta:
- Czego tym razem pragnie twoja żona, staruszku?
- Carycą chce być, Złota Rybko - popłakał się Rybak-Staruszek. Daruj, Złota Rybko, ja temu nie winien.
Złota Rybka plusnęła ogonem i zawołała:
- Wracaj, poczciwino, skąd przyszedłeś!
Wraca Rybak-Staruszek do dworu. Jaki dwór Pałac prawdziwy stoi, zamek godny carycy, mury lśnią czerwienią cegły, w górze złociste i kolorowe wieżyce-iglice, słudzy się uwijają, ucztę szykują, bydło pędzą, beczki toczą. A kozacki rotmistrz oddział wojska na majdanie sprawia. Baba-Kopystnica ucztuje, win, miodów z całego świata w złote puchary jej nalewają, na złotych półmiskach mięsiwa leżą, kryształowym widelcem próbować ich raczy. Na głowie korona... Caryca, prawdziwa caryca.
Ledwo się stary zbliżył, już go kozacy porwali i przed oblicze carycy wiodą.
- Czego chcesz, żono? - Pyta Rybak-Staruszek, onieśmielony bogactwem. A Baba-Kopystnica najprzedniejszych potraw próbuje, nawet męża do stołu nie zaprosi. najdroższych win pociąga, mężowi nawet wody dać nie każe.
- Pójdziesz do tej ryby po raz ostatni. I przykażesz jej, że ma się u mnie na służbę stawić i do końca życia być mi posłuszną. Taka jest moja wola i tak jej przykażesz - powiedziała Baba-Kopystnica i skinęła na kozaków.
Zaląkł się Rybak-Staruszek nie na żarty. Zrozumiał, że jak rozkazu nie spełni, to go kozacy na śmierć batami zasieką. Powlókł się wiec ku wodom Bajkału. 
- Złota Rybko, Złota Rybko, przypłyń do mnie, biednego, szybko! - wyszeptał.
A Bajkał szalał wzburzony, fale w kolorze grafitu i czerni obryzgiwały go pianą i niczym wściekłe psy rzucały mu się pod nogi.
- no i co tym razem? - spytała Złota Rybka, wyjeżdżając na grzbiecie ogromnej czarnej fali.
- Moja żona oszalała, ot, baba przeklęta. Chce, byś jej służyła do końca życia, byś jej rozkazy wypełniała. A jeśli cię o to nie poproszę, kozacy batogami, grzbiet mi do krwi wygarbują - jęknął Rybak-Staruszek.
Złota Rybka popatrzyła na niego popatrzyła na niego i powiedziała cicho:
- Wracaj, dobry człowieku, do domu.
Powlókł się Rybak-Staruszek z powrotem, ale po drodze minęła go ogromna czarnozielona fala. Dotarła do pałacu, na ucztę, do kozaków i sług, do wieżyc-iglic i wojsk na majdanie. zabrała je na powrót ze sobą, w otchłań Bajkału. a gdy Rybak-Staruszek dotarł na miejsce, zobaczył dawną chatynkę lepiankę i żonę swoją, babę grubą i chmurną, siedzącą nad pękniętym korytem.
I tak chciwość Baby-Kopystnicy została ukarana. A Rybak-Staruszek znów mógł wypłynąć na fale Bajkału szukać ryb. i znów mógł śpiewać ponad wodą swą pieśń:

Święty Bajkale, tyś królem mórz,
Nieś mą łupinę, ukołysz na fali.
Ryb mi nie żałuj, do brzegu mnie puść,
Pozwól mi życie ocalić  

I tylko Złotej Rybki nie spotkał już nigdy więcej.

Bajka rosyjska:))
  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz