Lanuszka

Lanuszka
Lanuszka

piątek, 20 lipca 2012

Niedźwiedź Miszka



 Miała babcia dwie wnuczki: Maszenkę i Daszeńkę. Obie grzeczne, piękne i zdrowe i zaradne, ale Maszeńka była sprytniejsza i bardziej obrotna, a z Daszeńki , prosto powiedzieć, taka troszkę gapa, wiecznie zadumana i zapominalska, inaczej niż siostrzyczka. Słowem, baz Maszeńki, Daszeńka by zginęła albo na zawsze została na służbie u niedźwiedzia. Ale, jak się pokazało, dzięki siostrze Daszeńka  z największych niebezpieczeństw się wykaraskała. no, ale żeby wszystko w bajce szło po koli, to zaczniemy jeszcze raz od początku.
Miała babcia dwie wnuczki: Miszeńkę i Daszeńkę. Obie bystre, piękne i zdrowe, ale Maszeńka była  sprytniejsza i bardziej obrotna, a z Daszeńki, prosto powiedzieć, troszkę większa była gapa niż siostrzyczka, zadumana i zapominalska.
Pewnego razu Daszeńka wybrała się do lasu na grzyby u jagody. Powiedziała jej babcia: 
- A pamiętaj, dziewczyno, ze ścieżki nie zbaczaj, po wrzosowiskach i paprociach nie błądź, bo zbłądzisz na drodze. A i Kukawki-Złoślawki nie słuchaj, bo on zawsze wędrowców w kabałę jakąś wpakuje.
Przytknęła babci, Daszeńka, poszła w las, ale nim pierwszą garstkę jagód zebrała, zapomniała o wszystkich przestrogach. I sama nie zauważyła, jak zboczyła ze ścieżki, przeskoczyła przez omszałe pnie  powalonych drzew i pobłądziła w szeleszczących paprociami wykrotach. Wreszcie doszła do suchej sosny rozdartej piorunem, an której gałęzi siedziała kukułka,zwana Kukułką-Złoślawką. 
- Kuku, kuku! Moje drzewo! Idźże sobie, dziewczę w lewo - Zakukała Kukawka-Złoślawka.
A Daszeńka bez namysłu poszła w lewo, ku kępie rosnących dębów. I właśnie wtedy zza drzew wyłonił się gruby kosmaty niedźwiedź Miszka. Schwycił dziewczynę wpół i pognał w głąb lasu, w najciemniejsze wykroty i ostoje, gdzie słońce boi się pod drzewa zaglądać, bo tak tam ciemno, a pająki specjalnie sieci grube pomiędzy jałowcami tkają, żeby słoneczne promienie łapać i już nie wypuścić. Słowem, zabrał Miszka Daszeńkę w sam środek prastarego lasu. I do swojej chatki wprowadził. Postawił Daszeńkę na środku izby i tak powiedział:
- Oj, prawda to, prawda, potrzebowałam dziewicy-pomocnicy! Szukałem gospodyni, co porządek mi uczyni. chcę, byś mi napaliła w piecu, bym nogi mógł ogrzać. Żebyś mi rękawice uszyła ciepłe i żebyś mi na kolację usmażyła michę pierogów. 
Płakała Daszeńka o zmiłowanie, błagała, by ją niedźwiedź do domu wypuścił. na próżno. Dał je miodu i orzechów, dał jagody i korale z jarzębinowych jesiennych kiści, ale puścić do domu nie chciał. 

Nazajutrz rano poszedł niedźwiedź na polowanie, a Daszeńce przykazał, by się do roboty wzięła. Zabrała się dziewczyna za pracę, ale wszystko jej, nieszczęsnej, z rąk leciało. W piecu napaliła, to zgasło. Rękawice szyć zaczęła, tylko materiału napsuła, bo nie udało jej się zszyć prostym szwem dwóch kawałków płótna. Pierogów usmażyła - przypaliła wszystkie na węgiel. Słowem, katastrofa. Wrócił Miszka, pierogów popróbował, ale wypluł. Nóg nie ogrzał, rękawic nie przymierzył. Zdenerwował się i jak nie ryknie:
- Jakaś ty niestaranna i leniwa! Jakaś ty bezmyślna! Marsz do piwnicy, przebierać zgniłą rzepę i zepsute liście kapuściane!
Zamknął Daszeńkę w piwnicy i poszedł szukać nowej służącej.
Tymczasem do lasu wybrała się i Maszeńka. Szukała razem z babcią swojej siostry, chodziła
 i wołała, oczy wypłakała. Wreszcie powiedziała do babci:
- Idę do lasu, po śladach siostrzyczki. Gdzie ona skręciła i ja skręcę, gdzie ona pobłądziła i ja pobłądzę. Musimy się dowiedzieć, co się z naszą Daszeńką stało.
- Tylko pamiętaj, na wrzosowiskach i paprociowiskach nie krąż, na zawołani Kukawki-Złoślawki nie zważaj - upomniała ją zatrwożona babcia.
Ale dziewczyna  poszła wprost na wrzosowiska i paprociowiska, pod suchą sosnę rozdartą piorunem. I wtedy z gałęzi poranionego drzewa rozległ się głos Kukawki-Złoślawki.
- Kuku, kuku! Moje drzewo! Skręć, dziewczyno, teraz w lewo - zakukała Kukawka-Złoślawka.
Maszeńka od razu skręciła w lewo. Prosto w kosmate łapy Miszki. 
- A to mi się poszczęściło! - ryknął niedźwiedź    
Schwycił Maszeńkę wpół i pognał wprost do chaty w środku. Postawił ją na podłodze
i powiada do niej:
- Od dawna już rozglądam się za dobrą gospodynią. Widzi mi się, że dobrze trafiłem. nie zwlekając, bierz się, dziecko, do roboty.
- A co mam robić, panie niedźwiedziu? - spytała Maszeńka.
- Chałupę wysprzątaj, pierogów mi usmaż, rękawice uszyj, a jak umiesz, to i koc nowy byś utkała, bo stary jest już cały podarty - zarządził niedźwiedź Miszka. 
Maszeńka dygnęła na znak, że zrozumiała i że zaraz do pracy się weźmie. Niedźwiedź mruknął z zadowoleniem i poszedł na polowanie.
Gdy zniknął w zaroślach. Maszeńka w te pędy skoczyła po chałupce szukać śladów siostrzyczki, jakaż była jej radość, gdy w piwnicy po podłogą, wśród sterty zgniłej rzepy
i stosów zepsutych liści kapuścianych, znalazła ją - zapłakaną i drżącą ze strachu. Dziewczynki się ucałowały, zapłakały ze szczęścia.
- Oj, Maszeńko, nie ma stąd u cieczki. Jeden niedźwiedź tylko wie, którędy z lasu droga prowadzi - chlipała Daszeńka.
- Oj, Daszeńko, trzeba było babci słuchać. ale nie martw się, znajdziemy ratunek - odpowiedziała jej rezolutnie siostrzyczka. 

Wróciła Maszeńka do izby niedźwiedzia, ostro się do roboty zabrała. W piecu napaliła, aż ogień huczał, a ciepło wypełniało mroczną, pozbawioną okien izbę. Nalepiła pierogów, mięskiem, mięskiem i słoniną je napchała. Tłuszcz skwierczy na blasze, a dziewczyna już się za igłę z nicią chwyta. Przewróciła pierogi na drugą stronę, już jedna rękawica gotowa. Przewróciła jeszcze raz - już prawie druga rękawica zrobiona, zszyta jak się patrzy. 
Gdy obiad był gotowy, a rękawice uszyte, siadła Maszeńka do starych, drewnianych i utkała piękny koc. Zanim niedźwiedź Miszka przyszedł do chaty, wszystkie kąty lśniły czystością,
a w izbie snuły się smakowite zapachy.
Siadł niedźwiedź przy stole, skosztował pierogów. Potem przymierzył nowe rękawice. Pasowały jak ulał!  Na koniec wyciągnął się w barłogu przy płonącym kominku i nakrył grzbiet nowiutkim kocem.
- Mądra z ciebie i pracowita dziewczyna. Kocyk pięknie utkałaś, o domek zadbałaś. Udałaś mi się, ho, ho! - pochwalił Maszeńkę i zasnął.
Wtedy Maszeńka nakarmiła pirogami siostrę w piwnicy i przykazała jej, by się stamtąd nie ruszała.
Nazajutrz niedźwiedź Miszka znów poszedł do lasu, a Maszeńka nagotowała mu pysznego kapuśniaku, pocerowała pościel, umyła garnki. gdy Miszka przyszedł do domu, wręcz go nie poznał. Znowu trochę pojadł i poleniuchował, aż usnął, ale przed snem jeszcze największymi komplementami obdarzył Maszeńkę. 
następnego dnia wszystko się powtórzyło. Miszka nie mógł się jej nachwalić.
- Tobie, Maszeńko, każdy prezent warto dać. Proś, o co zechcesz, oprócz tego,bym cię do domu wypuścił, bo tego nie zrobię - mówił co wieczór.
A Maszeńka tylko się  uśmiechała i podtykała mu coraz to nowe frykasy. Wreszcie któregoś wieczoru, gdy Miszka znów zadeklarował, że gotów jest Maszeńce wyświadczyć przysługę, dziewczyna skłoniła mu się nisko i powiedziała, że pragnie tylko przygotować dla swojej babci prezent, skoro nie może się z nią już więcej zobaczyć.
- A pan, panie niedźwiedziu da radę, da radę  zanieść taki prezent? Bo ja chcę napiec mojej babci cały worek pierogów - spytała Maszeńka. Niedźwiedź Miszka roześmiał się i powiedział, że nawet dwa albo trzy worki naraz udźwignie. a Maszeńka na to, że jeden cały całkowicie wystarczy, i że jutro z samego rana zaczyna pierogi dla babci gotować. Niedźwiedź obiecał, że gdy tylko wróci z polowania, zaraz worek weźmie na plecy i do babci podrepcze. 

Rano Maszeńka upomniała Miszkę:
- Pamiętaj, Miszka! W worku będą pierogi, ale tylko dla babci. Ty masz do worka nie zaglądać pierogów nie podjadać, ale prosto i szybko iść do domku babci. I pamiętaj, wejdę na daszek chałupki i z daleka będę cie podglądać.
- Dobrze, Maszeńko - zgodził się niedźwiedź i poszedł do lasu polować.
W tym czasie Maszeńka nagotowała sporo pierogów. Uwolniła siostrę z piwnicy, a potem obie wskoczyły do worka i przysypały sobie głowy pierogami.
Wrócił po południu Miszka, patrzy: worek stoi. Bez namysłu a rzucił go na ramię i poszedł do domku babci. Szedł, aż przypomniał sobie, że jest głodny. 
Zdjął worek, z ramienia i sięgnął do niego swoją szeroką łapą.
- Uch, ciężkie życie, pierożkiem je sobie osłodzę, na pniaczku siedzę i podjem trochę - stęknął niedźwiedź. 
I nim jeszcze przebrzmiały te słowa, usłyszał inny, stłumiony nieco głos:
- Siedzę wysoko, mam na oko! zostaw te pierogi, niedźwiedziu mój  drogi i zanieś je do babci!
Niedźwiedź poderwał się z miejsca.
- No, no! To ci dopiero, daleko widzi ta mała dziewuszka!
Zarzucił worek na plecy i dalej ruszył prze las. Po pewnym czasie znowu ogarnęło go zmęczenie i głód.
- Siądę i zjem. Jestem daleko od domu, nikt mnie nie zobaczy - mruknął do siebie  i już, już chciał wydobyć pierożka, gdy nagle usłyszał cichutki odgłos z wnętrza worka: 
- Siedzę wysoko, mam na ciebie oko! Zostaw te pierogi, niedźwiedziu mój drogi i zanieś je do babci, i to na jednej nodze!
- Tfu, tfu! na psa urok! Co za spojrzenie, co za bystrość! Na dziesięć wiorst widzi, niczym orlica! Pierożki porachowała i mnie strofować zamierza! No, dam ja jej po powrocie - mruknął niedźwiedź Miszka i pognał dalej z workiem na ramieniu.
A w duchu dziwił się, jak to daleko można dojrzeć, stojąc na dachu jego chałupki. Niedźwiedź Miszka jeszcze raz się zatrzymał, bo ochota na pierożki wcale go nie opuściła, ale zawahał się. A nuż Maszeńka z dachu go i znowu skrzyczy? i choć kiszki marsza mu grały, doniósł worek do domku babci i ani jednego pieroga nie schrupał.
Postawił worek przed furtką i nie oglądając się, wziął nogi za pas. Odważny w leśnych ostępach, tu, w wiosce, obawiał się, że dopadną go psy albo chłopi z widłami. Słowem, postawił worek i uciekł, ani razu się nie obejrzał. 
Wyszła babcia przed dom, patrzy, a tu worek stoi i smakowicie ze środka czymś pachnie. Podeszła, zajrzała, a tam pierogów całe mnóstwo. Wzięła babcia jeden i ugryzła. i niemal się rozpłakała:
- Takie pierożki to tylko moja wnuczka Maszeńka potrafi zrobić. Ach, gdzie ona jest? Gdzie jest Dasza? Gdzie się podziały moje wnuczki?
- Tutaj, babciu! - usłyszała podwójny piska.
I oto z worka, spod sterty pierogów wyskoczyły Maszeńka i Daszeńka. Radości i uściskom nie było końca. Dziewczynki nigdy już same nie błądziły po lesie, a babcia kupiła wielkiego psa, żeby w razie czego niedźwiedzia od domu odganiał. Za to wszystkie trzy, ilekroć Maszeńka uwarzyła pierogów, zaśmiewały się do łez.
A niedźwiedź? Do dziś chodzi zły po lesie. I lepiej nie wchodzić mu w drogę. I nie słuchać Kukawki-Złoślawki, bo on zawsze do niedźwiedzia zaprowadzi.


Bajka rosyjska:)) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz