Miała babcia dwie wnuczki: Miszeńkę i Daszeńkę. Obie
bystre, piękne i zdrowe, ale Maszeńka była sprytniejsza i bardziej
obrotna, a z Daszeńki, prosto powiedzieć, troszkę większa była gapa niż
siostrzyczka, zadumana i zapominalska.
Pewnego razu Daszeńka wybrała się do lasu na grzyby u
jagody. Powiedziała jej babcia:
- A pamiętaj, dziewczyno, ze ścieżki nie zbaczaj, po
wrzosowiskach i paprociach nie błądź, bo zbłądzisz na drodze. A i
Kukawki-Złoślawki nie słuchaj, bo on zawsze wędrowców w kabałę jakąś wpakuje.
Przytknęła babci, Daszeńka, poszła w las, ale nim
pierwszą garstkę jagód zebrała, zapomniała o wszystkich przestrogach. I sama
nie zauważyła, jak zboczyła ze ścieżki, przeskoczyła przez omszałe pnie
powalonych drzew i pobłądziła w szeleszczących paprociami wykrotach.
Wreszcie doszła do suchej sosny rozdartej piorunem, an której gałęzi siedziała
kukułka,zwana Kukułką-Złoślawką.
- Kuku, kuku! Moje drzewo! Idźże sobie, dziewczę w
lewo - Zakukała Kukawka-Złoślawka.
A Daszeńka bez namysłu poszła w lewo, ku kępie
rosnących dębów. I właśnie wtedy zza drzew wyłonił się gruby kosmaty niedźwiedź
Miszka. Schwycił dziewczynę wpół i pognał w głąb lasu, w najciemniejsze wykroty
i ostoje, gdzie słońce boi się pod drzewa zaglądać, bo tak tam ciemno, a pająki
specjalnie sieci grube pomiędzy jałowcami tkają, żeby słoneczne promienie łapać
i już nie wypuścić. Słowem, zabrał Miszka Daszeńkę w sam środek prastarego
lasu. I do swojej chatki wprowadził. Postawił Daszeńkę na środku izby i tak
powiedział:
- Oj, prawda to, prawda, potrzebowałam
dziewicy-pomocnicy! Szukałem gospodyni, co porządek mi uczyni. chcę, byś mi
napaliła w piecu, bym nogi mógł ogrzać. Żebyś mi rękawice uszyła ciepłe i żebyś
mi na kolację usmażyła michę pierogów.
Płakała Daszeńka o zmiłowanie, błagała, by ją
niedźwiedź do domu wypuścił. na próżno. Dał je miodu i orzechów, dał jagody i
korale z jarzębinowych jesiennych kiści, ale puścić do domu nie chciał.
Nazajutrz rano poszedł niedźwiedź na polowanie, a
Daszeńce przykazał, by się do roboty wzięła. Zabrała się dziewczyna za pracę,
ale wszystko jej, nieszczęsnej, z rąk leciało. W piecu napaliła, to zgasło.
Rękawice szyć zaczęła, tylko materiału napsuła, bo nie udało jej się zszyć
prostym szwem dwóch kawałków płótna. Pierogów usmażyła - przypaliła wszystkie
na węgiel. Słowem, katastrofa. Wrócił Miszka, pierogów popróbował, ale wypluł.
Nóg nie ogrzał, rękawic nie przymierzył. Zdenerwował się i jak nie ryknie:
- Jakaś ty niestaranna i leniwa! Jakaś ty bezmyślna!
Marsz do piwnicy, przebierać zgniłą rzepę i zepsute liście kapuściane!
Zamknął Daszeńkę w piwnicy i poszedł szukać nowej
służącej.
Tymczasem do lasu wybrała się i Maszeńka. Szukała
razem z babcią swojej siostry, chodziła
i wołała, oczy
wypłakała. Wreszcie powiedziała do babci:
- Idę do lasu, po śladach siostrzyczki. Gdzie ona
skręciła i ja skręcę, gdzie ona pobłądziła i ja pobłądzę. Musimy się
dowiedzieć, co się z naszą Daszeńką stało.
- Tylko pamiętaj, na wrzosowiskach i paprociowiskach
nie krąż, na zawołani Kukawki-Złoślawki nie zważaj - upomniała ją zatrwożona
babcia.
Ale dziewczyna poszła wprost na wrzosowiska i
paprociowiska, pod suchą sosnę rozdartą piorunem. I wtedy z gałęzi poranionego
drzewa rozległ się głos Kukawki-Złoślawki.
- Kuku, kuku! Moje drzewo! Skręć, dziewczyno, teraz w
lewo - zakukała Kukawka-Złoślawka.
Maszeńka od razu skręciła w lewo. Prosto w kosmate
łapy Miszki.
- A to mi się poszczęściło! - ryknął niedźwiedź
Schwycił Maszeńkę wpół i pognał wprost do chaty w
środku. Postawił ją na podłodze
i powiada do niej:
- Od dawna już rozglądam się za dobrą gospodynią.
Widzi mi się, że dobrze trafiłem. nie zwlekając, bierz się, dziecko, do roboty.
- A co mam robić, panie niedźwiedziu? - spytała
Maszeńka.
- Chałupę wysprzątaj, pierogów mi usmaż, rękawice
uszyj, a jak umiesz, to i koc nowy byś utkała, bo stary jest już cały podarty -
zarządził niedźwiedź Miszka.
Maszeńka dygnęła na znak, że zrozumiała i że zaraz do
pracy się weźmie. Niedźwiedź mruknął z zadowoleniem i poszedł na polowanie.
Gdy zniknął w zaroślach. Maszeńka w te pędy skoczyła
po chałupce szukać śladów siostrzyczki, jakaż była jej radość, gdy w piwnicy po
podłogą, wśród sterty zgniłej rzepy
i stosów zepsutych liści kapuścianych, znalazła ją -
zapłakaną i drżącą ze strachu. Dziewczynki się ucałowały, zapłakały ze
szczęścia.
- Oj, Maszeńko, nie ma stąd u cieczki. Jeden
niedźwiedź tylko wie, którędy z lasu droga prowadzi - chlipała Daszeńka.
- Oj, Daszeńko, trzeba było babci słuchać. ale nie
martw się, znajdziemy ratunek - odpowiedziała jej rezolutnie
siostrzyczka.
Wróciła Maszeńka do izby niedźwiedzia, ostro się do
roboty zabrała. W piecu napaliła, aż ogień huczał, a ciepło wypełniało mroczną,
pozbawioną okien izbę. Nalepiła pierogów, mięskiem, mięskiem i słoniną je
napchała. Tłuszcz skwierczy na blasze, a dziewczyna już się za igłę z nicią
chwyta. Przewróciła pierogi na drugą stronę, już jedna rękawica gotowa.
Przewróciła jeszcze raz - już prawie druga rękawica zrobiona, zszyta jak się
patrzy.
Gdy obiad był gotowy, a rękawice uszyte, siadła
Maszeńka do starych, drewnianych i utkała piękny koc. Zanim niedźwiedź Miszka
przyszedł do chaty, wszystkie kąty lśniły czystością,
a w izbie snuły się smakowite zapachy.
Siadł niedźwiedź przy stole, skosztował pierogów.
Potem przymierzył nowe rękawice. Pasowały jak ulał! Na koniec wyciągnął
się w barłogu przy płonącym kominku i nakrył grzbiet nowiutkim kocem.
- Mądra z ciebie i pracowita dziewczyna. Kocyk pięknie
utkałaś, o domek zadbałaś. Udałaś mi się, ho, ho! - pochwalił Maszeńkę i
zasnął.
Wtedy Maszeńka nakarmiła pirogami siostrę w piwnicy i
przykazała jej, by się stamtąd nie ruszała.
Nazajutrz niedźwiedź Miszka znów poszedł do lasu, a
Maszeńka nagotowała mu pysznego kapuśniaku, pocerowała pościel, umyła garnki.
gdy Miszka przyszedł do domu, wręcz go nie poznał. Znowu trochę pojadł i
poleniuchował, aż usnął, ale przed snem jeszcze największymi komplementami
obdarzył Maszeńkę.
następnego dnia wszystko się powtórzyło. Miszka nie
mógł się jej nachwalić.
- Tobie, Maszeńko, każdy prezent warto dać. Proś, o co
zechcesz, oprócz tego,bym cię do domu wypuścił, bo tego nie zrobię - mówił co
wieczór.
A Maszeńka tylko się uśmiechała i podtykała mu
coraz to nowe frykasy. Wreszcie któregoś wieczoru, gdy Miszka znów
zadeklarował, że gotów jest Maszeńce wyświadczyć przysługę, dziewczyna skłoniła
mu się nisko i powiedziała, że pragnie tylko przygotować dla swojej babci
prezent, skoro nie może się z nią już więcej zobaczyć.
- A pan, panie niedźwiedziu da radę, da radę
zanieść taki prezent? Bo ja chcę napiec mojej babci cały worek pierogów -
spytała Maszeńka. Niedźwiedź Miszka roześmiał się i powiedział, że nawet dwa
albo trzy worki naraz udźwignie. a Maszeńka na to, że jeden cały całkowicie
wystarczy, i że jutro z samego rana zaczyna pierogi dla babci gotować.
Niedźwiedź obiecał, że gdy tylko wróci z polowania, zaraz worek weźmie na plecy
i do babci podrepcze.
Rano Maszeńka upomniała Miszkę:
- Pamiętaj, Miszka! W worku będą pierogi, ale tylko
dla babci. Ty masz do worka nie zaglądać pierogów nie podjadać, ale prosto i
szybko iść do domku babci. I pamiętaj, wejdę na daszek chałupki i z daleka będę
cie podglądać.
- Dobrze, Maszeńko - zgodził się niedźwiedź i poszedł do
lasu polować.
W tym czasie Maszeńka nagotowała sporo pierogów.
Uwolniła siostrę z piwnicy, a potem obie wskoczyły do worka i przysypały sobie
głowy pierogami.
Wrócił po południu Miszka, patrzy: worek stoi. Bez
namysłu a rzucił go na ramię i poszedł do domku babci. Szedł, aż przypomniał
sobie, że jest głodny.
Zdjął worek, z ramienia i sięgnął do niego swoją
szeroką łapą.
- Uch, ciężkie życie, pierożkiem je sobie osłodzę, na
pniaczku siedzę i podjem trochę - stęknął niedźwiedź.
I nim jeszcze przebrzmiały te słowa, usłyszał inny,
stłumiony nieco głos:
- Siedzę wysoko, mam na oko! zostaw te pierogi,
niedźwiedziu mój drogi i zanieś je do babci!
Niedźwiedź poderwał się z miejsca.
- No, no! To ci dopiero, daleko widzi ta mała
dziewuszka!
Zarzucił worek na plecy i dalej ruszył prze las. Po
pewnym czasie znowu ogarnęło go zmęczenie i głód.
- Siądę i zjem. Jestem daleko od domu, nikt mnie nie
zobaczy - mruknął do siebie i już, już chciał wydobyć pierożka, gdy nagle
usłyszał cichutki odgłos z wnętrza worka:
- Siedzę wysoko, mam na ciebie oko! Zostaw te pierogi,
niedźwiedziu mój drogi i zanieś je do babci, i to na jednej nodze!
- Tfu, tfu! na psa urok! Co za spojrzenie, co za
bystrość! Na dziesięć wiorst widzi, niczym orlica! Pierożki porachowała i mnie
strofować zamierza! No, dam ja jej po powrocie - mruknął niedźwiedź Miszka i
pognał dalej z workiem na ramieniu.
A w duchu dziwił się, jak to daleko można dojrzeć,
stojąc na dachu jego chałupki. Niedźwiedź Miszka jeszcze raz się zatrzymał, bo
ochota na pierożki wcale go nie opuściła, ale zawahał się. A nuż Maszeńka z
dachu go i znowu skrzyczy? i choć kiszki marsza mu grały, doniósł worek do
domku babci i ani jednego pieroga nie schrupał.
Postawił worek przed furtką i nie oglądając się, wziął
nogi za pas. Odważny w leśnych ostępach, tu, w wiosce, obawiał się, że dopadną
go psy albo chłopi z widłami. Słowem, postawił worek i uciekł, ani razu się nie
obejrzał.
Wyszła babcia przed dom, patrzy, a tu worek stoi i
smakowicie ze środka czymś pachnie. Podeszła, zajrzała, a tam pierogów całe
mnóstwo. Wzięła babcia jeden i ugryzła. i niemal się rozpłakała:
- Takie pierożki to tylko moja wnuczka Maszeńka
potrafi zrobić. Ach, gdzie ona jest? Gdzie jest Dasza? Gdzie się podziały moje
wnuczki?
- Tutaj, babciu! - usłyszała podwójny piska.
I oto z worka, spod sterty pierogów wyskoczyły
Maszeńka i Daszeńka. Radości i uściskom nie było końca. Dziewczynki nigdy już
same nie błądziły po lesie, a babcia kupiła wielkiego psa, żeby w razie czego
niedźwiedzia od domu odganiał. Za to wszystkie trzy, ilekroć Maszeńka uwarzyła
pierogów, zaśmiewały się do łez.
A niedźwiedź? Do dziś chodzi zły po lesie. I lepiej
nie wchodzić mu w drogę. I nie słuchać Kukawki-Złoślawki, bo on zawsze do
niedźwiedzia zaprowadzi.
Bajka rosyjska:))
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz