Lanuszka

Lanuszka
Lanuszka

wtorek, 19 czerwca 2012

O krakowskich psach i kleparskich kotach



Czy znacie Kraków? A może mieszkacie w Krakowie? Jeżeli tak, to wiecie, że kiedy się idzie od Rynku ulicą Floriańską, dochodzi się do starożytnej bramy murowanej, a za tą bramą jest taka dzielnica Krakowa, która nazywa się: Kleparz.
Ale może nie wiecie, że dawniej Kraków był znacznie mniejszy niż dzisiaj. Kończył się na murach, które opasywały go dokoła. Brama Floriańska prowadziła właśnie na zewnątrz tych murów, przez nią wychodziło się z Krakowa albo wchodziło d niego. A kleparz, który zbudowano już za murami, był jakby oddzielnym miastem.
Podobno Krakowianie i Kleparzanie kłócili się nieraz z sobą o różne rzeczy. Przede wszystkim wiecie o co? O psy i koty!
- Pies, to rozumiem: wierny stróż i przyjaciel człowieka - mówili mieszkańcy Krakowa. - A kot to stworzenie fałszywe, chytre. To sobek i łasuch. Tu śmietanę zliże, tam ściągnie słoninę...
- Oho, a psy to nie łasują? - obruszali się Kleparzanie. - Jeszcze jak! Przy tym uszy bolą od ich szczekania, pisku i wycia. Kot jest pożyteczny, bo łowi szczury. A pies to leń, ani się o nie zatroszczy. toteż cały Kraków zaszczurzony, a nasze piwnice i strychy są bezpieczne, bo wy hodujecie psy, a my koty. 
- I cały wasz Kleparz pachnie kotami, gdzie tylko się ruszyć - dogadywali Krakowianie.
Tak się kłócili mieszkańcy Krakowa z mieszkańcami Kleparza.
Ale psy  i koty wcale się wtedy jeszcze nie kłóciły z sobą, przeciwnie, bardzo się lubiły. Krakowskie psy biegały przez Bramę Floriańską do kotów, żeby się z nimi bawić.
A kleparskie koty robiły wycieczki do Krakowa, żeby odwiedzić psy. Odbywało się to co prawda ukradkiem, bo krakowianie i kleparzanie patrzyli krzywym okiem na tę komitywę.
Co dziwniejsze, to że koty żyły wówczas w zgodzie także z myszami. polowały tylko na szczury i to im wystarczyło. Tym bardziej, że kleparzanie odżywiali swoich ulubieńców smakołykami.
Kto z was zna Kraków, ten wie, że pośrodku Rynku stoi tam piękny, duży budynek, który się nazywa "Sukiennice", bo dawniej sprzedawano tam sukno. Po sukno i inne towary zjeżdżali się ludzie z bliższych i dalszych okolic. 
Rynek był więc zastawiony straganami , na których przekupki sprzedawały najróżniejsze rzeczy. Pośród straganów uwijały się psy. Z czasem tak się rozzuchwaliły, że nie poprzestawały na tym, czym je częstowano , lecz zaczęły łasować ze straganów. Sprzykrzyło się to wreszcie przekupom i zapowiedziały psom.
- Kochan pieski, za dużo sobie pozwalacie. macie raz na zawsze skończyć te zbytki. Nie wolno nic ściągać ze straganów ani z wozów. Tylko jeśli coś spadnie na ziemię, wolno wam to zjeść, inaczej nie. Zapamiętajcie to sobie, bo kto nie usłucha, będzie srodze ukarany.
Psy zobaczyły, ze to nie przelewki, więc obiecały poprawę. Poprosiły tylko, żeby kramarki dały im dokument na piśmie, że co spadnie na ziemię z wozu albo ze straganu, to wolno psom zjeść. Przekupki się zgodziły. Pisarz ratuszowy wypisał pięknie ten układ na pergaminie
i przyczepił do niego pieczęć.
Psy postanowiły dobrze schować swój dokument. Bo jakby kto zapomniał o tym przywileju, trzeba mu będzie go pokazać, żeby przeczytał czarno na białym, do czego krakowski psy maja prawo. 
Zabiegły się wszystkie nad łączkę pod Wawelem i tam nad Wisłą, gdzie najbezpieczniej będzie ukryć drogocenny pergamin.
- Schowałbym go w budzie - szczeknął Murzynek. - Cóż, kiedy moja buda zawsze otwarta. Jak mnie nie ma, mógłby ktoś wziąć.
- moja buda zacieka - tłumaczy się cygan.
- Psie budy tu na nic - oświadczył Kruczek. - gdzie można w nich schować taki zwitek? Pod słomą? Jak ludzie będą nam zmieniać słomę , razem z nią wyrzucą nasz dokument.
Niektóre psy nie miały bud; ale w mieszkaniach tym bardziej nie było nigdzie takiego kącika, dokąd człowiek by nie zajrzał.
Wreszcie odezwał się Bryś mądrala:
- Wiecie co, zaniesiemy nasz przywilej do kotów na przechowanie. koty znają najlepsze kryjówki. Łażą po strychach, po piwnicach, nawet po dachach. Robią to cicho, ukradkiem, trudno je wyśledzić. tam dokument będzie bezpieczny.
- Wyborna myśl - zawołały inne psy. - Chodźmy na Kleparz! Ale przedtem przyrzeknijmy sobie, że nie zdradzimy naszej tajemnicy przed obcymi.
Złożyły uroczyście takie przyrzeczenie i poprosiły Brysia, żeby poszedł z pergaminem do kleparskich kotów. "Gromadą lepiej tak nie iść, bo to zwróciło by uwagę", mówiły. 
Zanim zamknięto na  noc Bramę Floriańską, Bryś przemknął się na Kleparz. Kiedy Koty dowiedziały się, o co chodzi, zebrały się na tajemną naradę.
Jeden kot, który lubił polować na ptaki, miauknął, że za Kleparzem rośnie wypróchniała wierzba i można by schować w pergamin w dziupli.
- a jak piorun trzaśnie w wierzbę albo ludzie ją zrąbią albo ludzie ją zrąbią, to co - miauknął inny kot. - Lepiej schowajmy w piwnicy. 
 - W piwnicy zapleśnieje - miauknął trzeci. - Lepiej na strychu.
Postanowiły ukryć pergamin na strych kamieniczki kleparskiego burmistrza. mruczek pobiegł tam i schował przywilej pod samym dachem, za belką.
Minęło dziesięć lat, pięćdziesiąt lat - sto lat. 
Psy sprawowały się grzecznie i nie łasowały. Przekupki karmiły je obficie, przy tym w tłoku nieraz jaki smaczny kęs upadł na ziemię i pies go zjadł. Było mu przecież wolno. Na wszelki wypadek psy mówiły swoim dzieciom o spisanym układzie z kramarkami i gdzie on jest schowany. Trafiła się wreszcie skąpa przekupka , której bułka spadła ze straganu w błoto. Obejrzała się , czy nikt tego nie dostrzegł, i już, już miała schylić się po bułkę, żeby obetrzeć ją fartuchem i położyć z powrotem na straganie, kiedy Bryś - a był to praprapraprawnuk tamtego Brysia przyskoczył zwinnie i chciał jej porwać bułkę sprzed nosa. 
- ach, ty lanco! - wrzasnęła przekupka i trzepnęła Brysia miotłą.
Bryś odskoczył i pisnął oburzony:
- Przecież co spadło, to nasze, taka była umowa.
- Nieprawda!
- Jak to nie prawda? mamy przywilej na pergaminie.
- To mi go pokaż, jakieś taki mądry, a tym czasem fora ze dwora!  - krzyknęła przekupka
i znów zamachnęła się miotłą. 
Bryś opowiedział o tym swoim kolegom. Postanowiono odebrać od kotów dokument
i pokazać go przekupce.
Bryś przemknął więc Bramą Floriańską na Kleparz i poprosił koty, żeby oddały mu przywilej prapraprapradziadków.
Koty też opowiadały swoim dzieciom i wnukom, że psy oddały im na przechowanie taki pergamin i że wisi on na strychu u burmistrza. Więc Mruczek - a był to praprapraprawnukiem tamtego mruczka - pobiegł tam i zaczął szukać we wskazanym miejscu.
Jakież było jego przerażenie, kiedy zamiast pięknego zapieczętowanego pergaminu znalazł tylko niedojedzony jego ogryzek i kawałek sznurka. Pergamin zjadły myszy.
Możecie sobie wyobrazić, co się działo, kiedy krakowskie psy dowiedziały się o tym od Brysia. Całą chmurą pognały do Kleparza, na rozprawę z kotami.
- To Nie nasza wina, to wina myszy - piszczały przerażone koty, uciekając gdzie się dało.
- A kto obiecał pilnować? - ujadały psy.
No i dotąd skończyła się zgoda. Teraz kot parska i zmyka na widok psa i pies goni kota.
A mysz przed kotem umyka, bo wie, że kot chce ją ukarać.   
Wieść o tej przygodzie rozeszła się wszędzie i odtąd między psami, kotami i myszami na całym świecie jest wojna.
Tak kończy się baśń o krakowskich psach i kleparskich kotach. a jednak... jednak znałam suczkę, która karmiła kocięta - sierotki. I widziałam psa i kota, które żyły w takiej przyjaźni, ze kiedy szły spać, to kot zwijał się w kłębuszek tuż przy nosie psa. Może zapomniały, jak to było z tym pergaminem zjedzonym przez myszy? Nie przypominajmy o m lepiej. Może
z czasem wszystkie psy i koty zapomną i będą żyły w zgodzie. 

Bajka polska:)

4 komentarze: