Lanuszka

Lanuszka
Lanuszka

piątek, 20 września 2013

Tornister, czapeczka i róg


Żyli sobie niegdyś trzej bracia, którzy popadli w takie ubóstwo, że nie mieli już co pić, ani w co się odziać. Rzekli więc:
- Tak dłużej być nie może. Chodźmy w świat poszukać szczęścia.
Pewnego dnia przybyli trzej bracia do wielkiego lasu, pośrodku, którego stała góra, cała ze srebra. Wówczas rzekł najstarszy z braci:
- Oto znalazłem upragnione szczęście, większego nie chcę.
Po czym wziął sobie tyle srebra, ile tylko mógł unieść i powrócił do domu. Ale młodsi bracia rzekli:
- My wymagamy od szczęścia czegoś więcej niż srebra tylko.
I ruszyli dalej, srebra nie tknąwszy. 
Po kilku dniach przybyli znowu do wielkiego lasu, pośrodku którego stała góra cała ze złota. Średni brat stanął i zdumiała się pełen niepewności:
- Co mam teraz czynić? - rzekł - czy wziąć tyle złota, aby mi wystarczyło do końca życia, czy iść dalej?
Po czym wziął sobie tyle złota, ile tylko mógł unieść i powrócił do domu. Najmłodszy zaś z braci rzekł:
- Złoto i srebro nie zadowolą mnie. Moje szczęści musi przynieść mi coś więcej.
Po trzech dniach dalszej wędrówki przybył najmłodszy brat do wielkiego lasu, tak wielkiego, że nie mógł dotrzeć do jego końca.
A że nie miał nic do jedzenia ani picia, bliski był śmierci głodowej. Wszedł więc na wysokie drzewo, aby dojrzeć z niego skraj lasu, ale jak okiem sięgną, wszędzie widział tylko wierzchołki drzew. Począł więc schodzić z drzewa rozmyślając ciągle:
- Ach, gdybym mógł raz choćby najeść się i napić!
Gdy zszedł z drzewa, ujrzał ze zdumieniem, że na trawie rozpostarty był biały obrus, na którym widniały najwspanialsze potrawy i napoje.
- Tym razem - wyszeptał - życzenie moje spełniło się w porę!
I nie zastanawiając się nad tym, skąd się te potrawy tu wzięły i kto je gotował, zabrał się żwawo do jedzenia. Nasyciwszy głód pomyślał:
- Szkoda by było, gdyby obrusik miał się tu w lesie marnować!
Złożył go więc starannie, zabrał z sobą i ruszył dalej.
Pod wieczór, gdy głód znowu mu począł dokuczać, postanowił wydostać swój obrus na próbę. Rozłożył go więc na ziemi i rzekł:
- Życzę sobie, abyś się zastawił wspaniałym jadłem!
W tejże chwili na obrusie na obrusie zjawiły się najwyszukańsze potrawy i napoje.
- Teraz widzę - powiedział młodzieniec - z jakiej kuchni otrzymuję pożywienie. milszy mi jesteś obrusiku, niż srebro i złoto!
Pojął bowiem, że był to obrus czarodziejski, ale nie wystarczyło mu, że zdobył ten obrus, postanowił nie wracać jeszcze do domu i nadal szukać szczęścia.
Pewnego wieczora idąc przez odludny las spotkał czarnego, usmolonego węglarza, który rozpalił właśnie przed swym szałasem ogień, aby ugotować na nim trochę kartofli.
- Jak się masz smoluchu! - rzekł młodzieniec - jak ci się żyje w samotności?
- Jeden dzień jest podobny do drugiego i co wieczór kartofle na kolacje; czy chcesz być moim gościem? - odparł węglarza.
- Piękne dzięki! - rzekł wędrowiec - nie mogę cię objadać, nie liczyłeś na gościa, ale jeśli pozwolisz, to ja ciebie zaproszę na kolację.
- A któż ją ugotuje? - spytał węglarz. - Widzę, że nic nie masz przy sobie, a o parę godzin drogi dokoła nic do jedzenia nie dostaniesz.
- A jednak będzie uczta - rzekł młodzieniec - jakiej jeszcze nigdy w życiu nie jadłeś.
Wyją obrusik z kieszeni, rozłożył go na ziemi i zawołał:
- Obrusiku nakryj się! - i zjawiły się na nim rozmaite potrawy, ciepłe jeszcze jakby prosto z kuchni. Węglarz zrobił wielkie oczy, ale nie dał się długo prosić i pałaszował, aż mu się uszy trzęsły. Gdy sobie już podjedli, węglarz rzekł, uśmiechając się pod wąsem:
- Piękna to rzecz, ten twój obrusik. Przydał by mi się bardzo w mojej samotni, gdzie nikt nie ugotuje nic dobrego. Jeżeli chcesz zaproponuję ci zamianę.Tam w kącie wisi stary tornister skórzany. Wygląda w prawdzie niepozornie, ale posiada moc czarodziejską. Nie potrzebują go już i chętnie oddałbym ci go z zamian za obrus. 
- A jakaż to jest ta czarodziejska własność tornistra? - zapytał młodzieniec.
Węglarz zaś odparł:
- Ilekroć zapukasz do niego, natychmiast zjawi się przed tobą kapral z sześcioma żołnierzami, którzy spełnią wszelkie twoje rozkazy.
Młodzieniec zgodził się na zamianę, dał węglarzowi cudowny obrus, wziął tornister i ruszył dalej. a gdy uszedł spory kawałek drogi, zapukał do tornistra i się żołnierze, a kapral zapytał:
- Co rozkażesz panie?
- Idźcie do węglarza - rzekł młodzieniec - i odbierzcie mu mój obrus!
Żołnie spełnili rozkaz, a młody wędrowiec kazał im znowu zniknąć i ruszył w drogę z tornistrem i obrusem, licząc na to, że szczęście znów się do niego uśmiechnie.
Pod wieczór przybył do innego węglarza, który szykował sobie właśnie wieczerzę.
- Zjesz ze mną - rzekł węglarz - kartofle z solą, ale bez tłuszczu, to siadaj.
- Nie - odparł wędrowiec - tym razem ty będziesz moim gościem - i ustawił na swym obrusiku najwspanialsze potrawy. 
Gdy sobie już podjedli, węglarz rzekł:
- Mam ja na strychu starą czapkę, która posiada dziwną właściwość: jeśli ją ktoś włoży i przekręci na głowie, natychmiast zjawi się olbrzymia armata, zdolna pokonać każdego nieprzyjaciela. Mnie czapeczka ta na nic się nie zda, jeśli więc chcesz, oddam ci ją w zamian za ten obrusik.
Młodzieniec zgodził się na zamianę, ale wkrótce odebrał obie obrusik w podobny sposób jak poprzednio.

- Im więcej dobrego, tym lepiej - powiedział - a wydaje mi się, że czeka na mnie jeszcze więcej szczęścia. - I nie pomylił się.
Trzeciego dnia przybył znowu do szałasu węglarza, który zaprosił go również na suche kartofle. Młodzieniec zaś ugościł węglarza obiadem i zamienił obrusik na róg, który miał tę właściwość, że gdy w niego zadąć, wnet twierdze, miasta i wsie walą się w gruz. Ale wkrótce odebrał sobie swój obrusik dzięki kapralowi i sześciu żołnierzom. 
Tera mając prócz obrusa tornister, czapeczkę i róg rzekł do siebie:
- Czas już, abym wrócił do domu i zobaczył, jak się powodzi moim braciom.
Tymczasem starsi bracia zbudowali sobie za zdobyte złoto i srebro piękny dom i żyli w dobrobycie i dostatku. Gdy najmłodszy brat przybył do nich obdarty, w zniszczonej czapeczce i ze starym tornistrem na plecach, dumni młodzieńcy nie chcieli go uznać za swojego brata.
- Nasz brat - rzekli - wzgardził złotem i srebrem, zdobył więc pewnie większe jeszcze skarby i zjawi się tu jako potężny król, nie jako żebrak! - i wygnali go za wrota.
Wówczas młodzieniec popadł w srogi gniew i począł stukać i stukać w tornister tak długo, aż stanęło przed nim stu pięćdziesięciu żołnierzy. Rozkazał im otworzyć dom braci i tak wygarbować skórę dumnym młodzieńcom, aby poznali, kim jest ich brat. Powstał wielki popłoch. Ludzie zbiegli się na pomoc nieszczęsnym braciom, ale młodzieniec ciągle stukał w tornister i żołnierzy ciągle przybywało, tak że nikt nie mógł sobie dać z nimi rady. 
Wreszcie wieść, o tym zaszła do króla, który wysłał rotmistrza z pułkiem konnicy przeciwko młodzieńcowi. Ale ten miał już tym czasem ogromne wojsko, które pobiło jeźdźców królewskich. Wówczas król wysłał przeciw niemu całą swoją armię, on jednak obrócił na głowie czapeczkę i wnet straszliwa armia poczęła strzelać, aż całe wojsko wystrzelało.
- Teraz - oświadczył młodzieniec - nie zawrę wpierw pokoju, aż król odda mi swą córkę za żonę i uczyni mnie następcą tronu!
Gdy się król o tym dowiedział, rzekł do córki:
- Trudno, co mus to nie łaska. Nie ma innej rady! Jeśli chcę mieć pokój i zatrzymać do śmierci koronę, muszę uczynić, czego wymaga zwycięzca i oddać mu cię za żonę!
Wprawiono więc wesele, ale królewnie nie podobało się, że mąż jej jest zwyczajnym człowiekiem, który nosi podartą czapeczkę na głowie, a na plecach stary tornister. Chętnie pozbyła by się go i rozmyślał nad tym dzień i noc. Wreszcie doszła do wniosku, że cała jego moc spoczywa widocznie w tornistrze. Poczęła się więc przymilać mężowi, a gdy zdobyła sobie jego zaufanie, rzekła:

- Dlaczego nosisz ten brzydki tornister? Przecież szpeci cię on bardzo i muszę się za ciebie wstydzić!
Ale mąż odparł:
- Ten tornister to mój największy skarb! - i opowiedział jej, jaką własność posiada tornister.
Wówczas królewna zarzuciła mu ręce na szyję, niby chcąc go uściskać, a ukradkiem zdjęła mu tornister z pleców i uciekła z nim do swojego pokoju. Tam zapukała w tornister, a gdy kapral i sześciu żołnierzy zjawiło się przed nią, rozkazała im, aby schwytali swego poprzedniego pana i wyprowadzili go z pałacu. Żołnierz usłuchali natychmiast, a zła żona pukała ciągle w tornister i gdy zjawiło się więcej żołnierzy, kazała go wygnać z kraju. Zdradzony młodzieniec byłby zgubiony, gdyby nie posiadał czapeczki. Gdy tylko mógł swobodni poruszać rękami, obrócił ja na głowie i natychmiast armata poczęła strzelać, burząc wszystko, a królewna sam musiała przyjść prosić go o łaskę.
Po pewnym czasie królewna poczęła znów udawać wielką miłość do męża i wkrótce do tego stopnia zdobyła sobie jego zaufanie, że młodzieniec wyznał jej, iż aby go pokonać, trzeba mieć nie tyko tornister, lecz również czapeczkę i opowiedział jej, jaką ma ona właściwość. Wówczas królewna wyczekał chwilę, gdy mąż jej zasnął twardo, skradła mu czapeczkę i kazała wyrzucić z pałacu. Ale młodzieńcowi pozostał jeszcze róg. W wielkim gniewie zadął w niego tak silnie, że cały zamek królewski runął w gruzy, grzebiąc pod sobą króla i królewnę. Gdyby dął jeszcze chwilę, z pewnością ze wszystkich miast i wsi królestwa nie pozostałby kamień na kamieniu.
Teraz nikt nie stawiał już młodzieńcowi oporu, toteż został on królem całej krainy.

Bracia Grimm:))  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz