Lanuszka

Lanuszka
Lanuszka

niedziela, 4 sierpnia 2013

Kuma śmierć



Pewien ubogi człowiek maił dwanaścioro dzieci, musiał więc dzień i noc pracować, aby je wyżywiać. A kiedy trzynaste dziecię przyszło na świat, biedak nie wiedział już ratunku. Wyszedł z chaty i postanowił poprosić pierwszego spotkanego przechodnia w kumy. 
Pierwszym jednak, kogo spotkał, był Pan Bóg, który wiedział już oczywiście, po co biedak wyszedł z domu, i rzekł:
- Ubogi człowiecze, chętnie potrzymam dziecię twoje do chrztu, będę o nie dbał i uczynię je szczęśliwym.
- Kim jesteś? - zapytał ojciec.
- Jestem Panem Bogiem.
- W takim razie nie chcę cię w kumy - odparł człowiek - bogatym dajesz wszystko, a ubogiemu pozwalasz zdychać z głodu.
Tak mówił ubogi, bo nie wiedział, jak rozumnie rozdziela Pan Bóg bogactwo i ubóstwo. Odwrócił się więc od Pana i poszedł dalej. Po chwili zbliżył się do niego szatan i rzekł:
- Jeśli zechcesz mnie za kum, to dam twemu dziecięciu wszystkie bogactwa tego świata i wszystkie rozkosze!
- Kim jesteś? - zapyta ubogi.
- Jestem Szatanem.
- W takim razie nie chcę cię w kumy - odparł ojciec - zwodzisz i łudzisz człowieka!
I ruszył dalej.
Po pewnym czasie zbliżyła się do niego Śmierć i rzekła:
- Weź mnie za kumę.
- Kim jesteś? - zapytał ubogi.
- Jestem Śmierć.
A ojciec na to: 
- Ty jesteś dla mnie dobrą kumą. Zabierasz bogatego i ubogiego bez różnicy, ty będziesz moją kumą!
Śmierć zaś odparła:
- Uczynię dziecię twe sławnym i bogatym, gdyż kto ma mnie za przyjaciela, niczego mu nie zabraknie. 
Ojciec rzekł uradowany: 
- W przyszłą niedzielę jest chrzest. Staw się o czasie. 
Śmierć przybyła, jak obiecała i została matką chrzestną trzynastego dziecka.
Kiedy chłopiec dorósł zjawiła się przed nim pewnego razu jako chrzestna matka i zaprowadziła go do wielkiego lasu. Tam ukazała mu ziele rosnące pod drzewami i rzekła:
- Teraz otrzymasz ode mnie podarunek chrzestny. Uczynię cię sławnym lekarzem. Kiedy zawezwą cię do chorego, ukażę ci się zawsze: jeśli u wezgłowia chorego, możesz go śmiało zapewnić, że przywrócisz mu zdrowie, daj mu tylko tego ziela, a wnet wyzdrowieje; jeśli zaś zobaczysz mnie w nogach chorego, powiedz rodzinie, że nie ma już dla niego ratunku, a wiedz, że żaden lekarz na świecie nie zdoła go wyleczyć. Strzeż się jednak, abyś cudownego ziela nie użył wbrew mojej woli, bo mogłoby to się źle skończyć dla ciebie.
Wkrótce młodzieniec został najsławniejszym lekarze na całym świecie. 
"Wystarczy mu tylko spojrzeć na chorego, a już wie jaki jest jego stan i czy wyzdrowieje, czy też musi umrzeć", mówiono o nim a ludzie zjeżdżali się ze wszystkich stron i zwozili do niego chorych płacąc mu tak hojnie, że wkrótce stał się bogatym człowiekiem. 
Pewnego razu zdarzyło się, że sam król zaniemógł ciężko; wezwano więc doń słynnego lekarza , aby orzekł, czy król może wyzdrowieć. Ale gdy młodzieniec zbliżył się do jego łoża, ujrzał śmierć stojącą u nóg chorego, pojął więc, że wybiła już jego ostatnia godzina. 
- A gdybym tak raz oszukał śmierć - pomyślał lekarz - jestem przecież jej chrześniakiem, więc nie będzie się na mnie gniewać! 
I szybko chwycił chorego w pół i przekręcił go na łóżku, tak że Śmierć znalazła się u jego wezgłowia. Potem dał mu swego ziela, a król wyzdrowiał natychmiast. Nazajutrz Śmierć przyszła do lekarza, zła i zagniewana, pogroziła mu palcem i rzekła:
- Wywiodłeś mnie w pole; tym razem wybaczę ci to, gdyż jesteś mym chrześniakiem, ale jeśli jeszcze raz to uczynisz, zabiorę ciebie samego! 
Wkrótce potem królewna zachorowała ciężko. Była ona jedynym dzieckiem króla toteż nieszczęsny ojciec płakał dzień i noc i kazał oznajmić, że kto uratuje królewnę, zostanie jej mężem i dziedzicem tronu. Kiedy lekarz zjawił się w jej komnacie, ujrzał Śmierć stojącą w nogach chorej. Oszołomiony urodą królewny i myślą o tym, iż mógłby zostać jej mężem, zapomniał młodzieniec o groźbie Śmierci i nie bacząc na groźne spojrzenia, jaki mu rzucała, chwycił chorą w pół i przekręcił na łóżku, tak że głowa znalazła się tam, gdzie były nogi, a nogi tam, gdzie była głowa. Potem dał jej cudownego ziela, policzki królewny zarumieniły się natychmiast i życie wstąpiło w nią znowu. 
Rozgniewała się Śmierć, podeszła groźnie do lekarza i zawołała:
- Oszukałeś mnie znowu, teraz kolej na ciebie!
Po czym chwyciła go lodowatą dłonią i zaprowadziła do podziemnej pieczary. Ujrzał tam lekarz tysiące świec w nieprzejrzanych szeregach, niektóre z nich były wielkie, inne mniejsze , inne zupełnie małe. Co chwila gasły niektóre, a inne zapalały się, tak że promyk drgał ciągle w wiecznej odmianie.
- Oto - rzekła śmierć - świece życia ludzi. Gdy się świeca zapala, rodzi się człowiek, gdy gaśnie - umiera. Te oto wielkie świece należą do dzieci, średnie do ludzi w sile wieku, maleńkie do starców. Ale zdarza się, że i dzieci albo młodzi ludzie mają maleńkie świeczki.
- Ukaż mi moją świecę - rzekł lekarz sądząc, że jest ona pewnie dość wielka. 
Ale Śmierć ukazał mu maleńki ogarek, który lada chwila miał zgasnąć, i rzekła:
- Oto twoja świeca!
- Ach, matko chrzestna! - zawołał lekarz przerażony - zapał mi nową świecę, zrób to dla mnie, abym mógł jeszcze użyć życia, zostać królem i małżonkiem pięknej królewny.
- Tego nie mogę uczynić - odparła Śmierć - Jedna świeca musi się wpierw wypalić, zanim druga zapłonie.
- Więc wstaw nową świecę, która będzie się zaraz dalej palić, gdy tylko ta zgaśnie! - prosił lekarz.
Śmierć udała, że chce spełnić jego pragnienie, i wyjęła wielką, nową świecę: ale chcąc pokazać swoją rację, rozmyślnie zgasiła nią starą świeczkę. W tej chwili lekarz padł na ziemię i jego dusza opuściła ciało.

Bracia Grimm:))          

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz