Lanuszka

Lanuszka
Lanuszka

czwartek, 25 lipca 2013

Paluszek



Żył sobie kiedyś biedny chłop. Pewnego wieczoru, kiedy podsycał ogień na kominie, powiedział do żony, która siedziała przy kołowrotki i przędła:
- Jaka to szkoda, że nie mamy dzieci! U nas jest tak smutno i cicho, a u nich tak gwarno i wesoło.
- Prawda - odparła żona wzdychając - gdybyśmy mieli chociaż jedno, nawet tak maleńkie jak paluszek, byłabym szczęśliwa, na pewno kochalibyśmy je z całego serca.
I stało się, że po kilku miesiącach urodziło im się dziecko, które wygląda jak wszystkie dzieci, ale było nie większe od palca.
Rodzice zaś rzekli:
- Stało się tak, jakeśmy sobie życzyli, więc kochajmy to nasze maleństwo - i nazwali je Paluszkiem. 
Chociaż nie brakło mu jedzenie i picia, jednak dziecko nie rosło wcale i było ciągle tak małe, jak w chwili urodzenia. Paluszek był jednak mądrym i sprytnym dzieckiem i wszystko do czego się tylko zabrał, udawało mu się znakomicie.
Pewnego dnia chłop wybierał się do lasu po drzewo, a wychodząc z chałupy rzekł do siebie:
- Dobrze by było, gdyby ktoś później przyjechał z wozem i pomógł mi zabrać drzewo do domu.
- Ojcze - zawołał Paluszek - ja ci pomogę i przyjadę z wozem, zaufaj mi, zobaczysz, że w samą porę będę w lesie.
Chłop roześmiał się i rzekł:
- Ależ to niemożliwe. Jesteś taki malutki, że nie możesz powozić koniem. 
- To nic ojcze, niech tylko matka zaprzęgnie, a ja usiądę w uchu konia i będę wołać, jak ma iść.
- No - rzekł ojciec - możemy spróbować.
Kiedy nadeszła oznaczona pora, matka zaprzęgła konie do wozu i wsadziła Paluszka do ucha jednego z nich, a malec wołał, jak konie mają iść:
- Hejta, wiśta, hola, wio!
Szło to bardzo składnie i wóz zajechał prostą drogą do lasu. W chwili, kiedy konie skręcały na róg, a malec zawołał: - Hejta, hejta! - dwaj nieznajomi przechodzili właśnie tamtędy i zdumieli się bardzo. 
- Cóż to może znaczyć? - rzekł jeden. - Wóz jedzie, słychać głos woźnicy, a jego samego nie widać.
- To nieczysta sprawa - odparł drugi - pójdźmy za wozem i zobaczmy, gdzie się zatrzyma.
Ale wóz jechał w głąb lasu, prosto na miejsce, gdzie drwal rąbał drzewo. 
Kiedy Paluszek ujrzał ojca, zawołał:
- Widzisz ojcze, oto przyjechałem. Teraz wyjmij mnie tylko z kryjówki.
Ojciec ujął konia jedną ręką, drugą zaś wydobył mu z ucha Paluszka, który wesoło skoczył zaraz na trawkę i usiadł za źdźble.
Kiedy to ujrzeli dwaj nieznajomi, zdumienie ich nie miało granic. Wówczas rzekł jeden z nich do drugiego:
- Ten malec może nam przynieść szczęście, jeśli będziemy go pokazywali w wielkim mieście za pieniądze. Kupmy go.
Podeszli więc do chłopa i rzekli:
- Sprzedajcie nam tego malca, będzie mu u nas dobrze.
- Nie - odparł ojciec - to moje najdroższe dziecię , nie oddam go za skarby świata.
Ale Paluszek słysząc tę rozmowę wdrapał się po fałdach ubrania ojca, stanął mu na ramieniu i szepnął do ucha:
- Sprzedaj mnie ojcze, niedługo do ciebie wrócę.
Gdy ojciec to usłyszał, zgodził się sprzedać go za dużą sumę pieniędzy.
- Gdzie chcesz siedzieć? - zapytali nieznajomi Paluszka.
- Posadźcie mnie na kapeluszu - odparł malec - będę sobie mógł spacerować, oglądać okolicę, no i nie spadnę stamtąd.
Nieznajomi spełnili jego życzenie, a gdy Paluszek pożegnał się z ojcem, ruszyli w drogę.
Kiedy zapadł zmrok, malec zawołał nagle:
- Zdejmijcie mnie na chwilę, muszę koniecznie zejść!
- Zostań na górze - odparł ten, na czyjej głowie chłopak siedział - nie krępuj się, ptaszki też mi nie raz tak urządziły kapelusz.
- Nie - odparł Paluszek - już ja wiem, co wypada. Zdejmijcie mnie natychmiast!
Musieli więc nieznajomi zdjąć Paluszka z kapelusza i postawić na ziemi, w tej chwili jednak malec skoczył do mysiej dziury i zawołał stamtąd:
- Do widzenia moi panowie, ruszajcie do domu beze mnie! - i roześmiał się głośno.
Na próżno biegali dokoła mysiej dziury, rozgrzebując ją laską: Paluszek znikał im ciągle z oczu, a że było już ciemno, musieli ze złością i pustą kieską ruszyć z powrotem do domu.
Kiedy Paluszek spostrzegł, że nieznajomi oddalili się już, wyszedł ze swojej nory.
- Niebezpiecznie jest chodzić w ciemnościach po polu - pomyślał - łatwo można skręcić kark i połamać nogi.
Na szczęście znalazł muszlę ślimaka.
- Bogu dzięki - rzekł - mam teraz gdzie przenocować! - i wlazł do muszli. 
Po pewnym czasie, gdy chciał się właśnie ułożyć do snu, usłyszał, jak dwaj ludzie przechodzili koło jego schronienia, a jeden z nich rzekł:
- Co więc zrobimy, aby zabrać bogatemu proboszczowi złoto i srebro?
- Ja ci poradzę! - zawołał Paluszek.
- Co to było? - rzekł złodziej przerażony - słyszałem jakiś głos.
Stanęli obaj i poczęli nasłuchiwać, Paluszek zaś rzekł znowu:
- Weźcie mnie z sobą, ja wam dopomogę.
- A gdzież jesteś?
- Szukajcie na ziemi i uważajcie, skąd dochodzi głos - odparł malec.
 Po długim szukaniu złodzieje znaleźli go wreszcie i podnieśli do góry.
- Więc to ty, smyku, chcesz nam dopomóc! - zawołali. 
- Naturalnie - odparł Paluszek - wśliznę się do pokoju proboszcza i podam was stamtąd wszystko, czego zapragniecie. 
- Dobrze - odparli złodziej - zobaczmy, co potrafisz.
Kiedy przybyli na plebanię, Paluszek wśliznął się do pokoju i zawołał jak mógł najgłośniej:
- Co chcecie wziąć z tego pokoju?
Złodziej przerazili się i rzekli:
- Cicho, bo się ktoś obudzi.
Ale Paluszek udał, że ich nie zrozumiał i krzyknął jeszcze głośniej.
- Co wam podać? Co chcecie wziąć z tego pokoju?
Usłyszała to kucharka i poczęła nasłuchiwać. Ale złodzieje uciekli już kawałek drogi, wreszcie jednak nabrali odwagi i rzekli:
- Ten smyk droczy się z nami!
Wrócili więc pod okno i szeptali:
- No, dość tych żartów, teraz podaj nam coś.
Paluszek zaś zawołał jeszcze raz jak mógł najgłośniej:
- Dam wam wszystko, czego chcecie, wyciągnijcie tylko ręce. 
Usłyszała to nasłuchująca kucharka, zerwała się więc z łóżka i podeszła do drzwi. Złodzieje zaś uciekli, jakby ich sam diabeł gonił. Służąca zapaliła świecę, ale na próżno szukała kogokolwiek w pokoju, gdyż Paluszek zdążył już wymknąć się do sieni, a stamtąd do stodoły. Położyła się więc z powrotem do łóżka, sądząc, że śniła z otwartymi oczami i uszami.
Paluszek zaś wdrapał się po źdźbłach na siano, aby się tam przespać, a rano wrócić do rodziców. Ale czekał go inny los! Tak, na świecie zdarzają się różne nieszczęścia! O świcie kucharka weszła do stodoły, chwyciła naręcz siana wraz ze śpiącym Paluszkiem i zaniosła krowom. Paluszek spał tak mocno, że nie czuł nic i obudził się dopiero w pysku krowy, która żuła go razem z sianem.
- O Boże! - zawołał - jestem chyba w młynie! - ale wnet spostrzegł gdzie się znajduje.
Musiał dobrze uważać, aby się nie dostać między zęby i nie ulec zmiażdżeniu. Wreszcie znalazł się żywy i cały w żołądku.
- Zapomniano porobić okna w tej izbie - pomyślał malec - ani słońca tu nie ma, ani lampy.
W ogóle nowe mieszkanie nie podobało mu się, a najgorsze było to, że przez drzwi wejściowe napływały coraz nowe ilości siana i Paluszkowi było coraz ciaśniej. Zawołał więc:
- Nie dawajcie mi więcej siana! Nie dawajcie mi więcej siana!
Służąca doiła właśnie krowę, a gdy usłyszała znowu ten głos, który słyszała już w nocy, i znowu nikogo nie było widać, przeraziła się tak bardzo, że spadła ze stołka i rozlała mleko. Wstała, pobiegła do swego pana i zawołała:
- Księże proboszczu, krowa mówi!
- Oszalałaś - odparł proboszcz, ale poszedł sam do obory, aby sprawdzić słowa kucharki.
Zaledwie jednak przestąpił próg obory, usłyszał głos:
- Nie dawajcie mi więcej siana! Nie dawajcie mi więcej siana!
Proboszcz przeraził się bardzo, a sądząc, że to zły duch wstąpił w krowę, kazał ją zabić natychmiast. Rzeźnik zabił krowę, a żołądek, w którym znajdował się Paluszek, wyrzucił do śmietnika. Z wielkim trudem torował sobie nasz zuch drogę do wolności, zaledwie jednak udało mu się wytknąć głowę, spotkała go nowa przygoda. Właśnie przebiegał tamtędy zgłodniały wilk i połknął za jednym zamachem żołądek wraz z Paluszkiem. Ale malec nie stracił odwagi i zawołał:
- Drogi wilki, wiem o wyśmienitym żarciu!
- Gdzie? - zapytał wilk.
- W tym a tym domu - i opisał mu dokładnie dom swego ojca - jeśli zakradniesz się tam przez ściek, znajdziesz pod dostatkiem ciasta, słoniny i  kiełbasy.
Wilk nie dał sobie tego dwa razy powtarzać, zakradł się w nocy przez ściek do spiżarni i do syta nażarł się kiełbas i szynek. Ale gdy chciał już wracać tą samą drogą, okazało się, że był teraz za gruby i nie mógł się przez otwór przedostać. Na to tylko czekał Paluszek i począł w żołądku wilka wyć, krzyczeć i wołać ile sił.
- Będziesz ty cicho - rzekł wilk - pobudzisz ludzi.
- To i cóż - odparł malec - ty się najadłeś do syta, to i ja chcę się poweselić! - i począł na nowo krzyczeć ze wszystkich sił.
Wreszcie obudził tym ojca i matkę, którzy nadbiegli do spiżarni i zajrzeli przez szparę. Ale kiedy ujrzeli wilka, wrócili do izby, ojciec po siekierę, a matka po kosę. 
- Stań za mną - rzekł chłop do żony - jeżeli nie padnie on od mojego uderzenia, to ty przetniesz go kosą. 
Gdy Paluszek usłyszał głos ojca, zawołał:
- Drogi ojcze, jestem tu, siedzę w brzuchu wilka!
Ojciec ucieszył się bardzo i rzekł:
- Nasze dziecię odnalazło się! - i kazał żonie odłożyć kosę, aby nie uczyniła krzywdy Paluszkowi.
Potem za jednym zamachem odrąbał wilkowi głowę, dobył nożyczek, rozciął mu brzuch i wyciągnął stamtąd malca.
- Ach - rzekł ojciec - tak się o ciebie martwiliśmy!
- Tak ojcze - odparł Paluszek - wielu przygód zaznałem na świecie. Dobrze, że oddycham znowu świeżym powietrzem!
- A gdzież to byłeś?
- Ach, ojcze, byłem w mysiej dziurze i w żołądku krowy, i w brzuchu wilka. A tera już pozostanę przy was, kochani rodzice. 
- My zaś nie sprzedamy cię za żadne skarby świata! - odparli rodzice, caując serdecznie swe odzyskane dziecię. 
Po czyn nakarmili go, napoili i przebrali w nowe ubranie, gdyż stare zniszczyło się podczas podróży.

Bracia Grimm:))
      

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz