Lanuszka

Lanuszka
Lanuszka

niedziela, 19 maja 2013

Młody Olbrzym



Pewien wieśniak miał synka, małego jak palec. Lata mijały, a dziecko nie rosło zupełnie. Pewnego razu wieśniak chciała właśnie iść w pole orać, gdy malec rzekł:
- Ojcze, zbierz mnie ze sobą!
- Ciebie? - rzekł ojciec - zostań lepiej w domu, na nic mi się tam nie zdasz, jeszcze zginąłbyś mi w polu.
Ale malec począł płakać i nie dał ojcu spokoju, aż wieśniak, włożył go wreszcie do kieszeni i zabrał ze sobą. Kiedy znaleźli się w polu, posadził go w świeżej bruździe. Nagle spoza sąsiedniej góry wyłonił się olbrzym.
- Widzisz tego wielkoluda? - rzekł ojciec. - Jeżeli nie będziesz grzeczny, przyjdzie tu i zabierze cię.
Ale olbrzym wykonał zaledwie trzy kroki, a już był przy bruździe, ostrożnie podniósł malca palcami, obejrzał go i zabrawszy go ze sobą poszedł dalej. ojciec widział to wszystko, lecz z przerażenia nie mógł przemówić słowa. Był pewien, że stracił dziecko na zawsze i że nigdy go już nie zobaczy.
Tymczasem olbrzym zaniósł malca do domu, karmił go własną piersią, a dziecko poczęło rosnąć i wkrótce stało wielkie i silne jak olbrzym. Po upływie dwóch lat stary olbrzym poszedł z nim do lasu, a chcąc go wypróbować rzekł:
- Urwij sobie witkę.
Chłopiec był jednak tak silny, że wyrwał młode drzewo wraz z korzeniami. Ale olbrzym pomyślał: 
- To jeszcze za mało!
Zaprowadził go do domu i karmił jeszcze przez dwa lata. Kiedy po upływie tego czasu wypróbował, chłopiec był już silniejszy i wyrwał z ziemi stare drzewo. Ale olbrzymowi to nie wystarczyło, poszedł z nim do domu i karmił jeszcze przez dwa lata. Potem zaprowadził go do lasu i rzekł: 
- Teraz poszukaj sobie porządnego kijaszka.
Młodzieniec chwycił oburącz najtęższy dąb i wyrwał go z ziemi, jakby to była słomka.
- No, teraz dość - rzekł olbrzym - umiesz już wszystko, czego ci trzeba - i zaprowadził go z powrotem na pole, skąd go wziął. Ojciec jego orał właśnie pole, skąd go wziął. 
Ojciec jego orał właśnie pole, a młody olbrzym zawołał do niego:
 - Widzicie, ojcze, syn wasz stał się mężczyzną!
Wieśniak przeraził się i rzekł:
- Nie, ty nie jesteś moim synem, odejdź ode mnie.
- Jestem nim, pozwólcie mi orać za was, umiem to tak dobrze jak wy, a może i lepiej.
- Nie, nie, nie jesteś moim synem i orać nie umiesz, odejdź ode mnie - odparł wieśniak.
Ale że bał się olbrzyma, pozostawił pług, odszedł na bok i siadł na ziemi. Młody olbrzym ujął pług i nacisnął go lekko ręką, a pług zarył się głęboko w ziemię. Stary wieśniak zaś rzekł:
- Jeżeli chcesz orać, to nie naciskaj tak mocno pługa, taka robota na nic się zda.
Ale młody olbrzym wyprzągł konie i sam ciągnął pług mówiąc: 
- Idźcie do domu, ojcze, i każcie ugotować wielką miskę jedzenia, a ja tymczasem zaorzę to pole. 
Wieśniak poszedł do domu i kazał żonie ugotować wielką miskę jedzenia.
Młody olbrzym zaś zaorał sam jeden pole wielkości dwóch morgów, potem zaprzągł się do dwóch bron naraz i wszystko zabronował. Gdy skończył, poszedł do lasu, wyrwał z ziemi dwa dęby, zarzucił je sobie na ramiona, a na nie z tyłu i z przodu po jednej bronie i po jednym koniu i zaniósł to niby wiązkę siana do domu rodziców. Kiedy wszedł na dziedziniec, matka nie poznała go i zapytała:
- Kim jest ten straszny olbrzym?
- To nasz syn - odparł ojciec.
Ale matka rzekła:
- Nie, to nie jest nasz syn. Nasz był maleńki jak palec.
Zawołała więc do olbrzyma:
- Idź precz, nie chcemy ciebie!
Ale młody olbrzym nie odrzekł nic, zaprowadził konie do stajni, dał im owsa i siana, i wrócił do izby. Usiadł na ławie i rzekł:
- Matko, chce mi się jeść, czy obiad już gotowy?
- Tak - odparła matka - to jest wszystko, co mamy.
- To przecież tylko przekąska - rzekł olbrzym - muszę zjeść coś jeszcze.
Matka nie chciała mu się sprzeciwiać, nastawiła na kuchni wieli kocioł jadła, a gdy jedzenie było gotowe, przyniosła je olbrzymowi.
- Nareszcie jeszcze kilka kęsów - rzekł olbrzym i zjadł wszystko, ale nie nasyciło go jeszcze.
- Ojcze - rzekł - widzę, że się u was nie pożywię. Zrób mi więc kij żelazny, którego bym nie złamał na kolanie, a pójdę sobie w świat.
Wieśniak uradował się, zaprzągł do wozu dwa konie i przywiózł od kowala kij żelazny, tak wielki i gruby, że konie z trudem go uciągnęły. Olbrzym oparł kij o kolano i trach! Przełamał go na dwoje. Wieśniak zaprzągł więc cztery konie i przywiózł kij tak wielki i gruby, że cztery konie z trudem do ciągnęły. Ale syn złamał i ten kij na dwoje. Zaprzągł więc wieśniak osiem koni i przywiózł kij tak wielki i gruby, że osiem koni z trudem go udźwignęło. Olbrzym ułamał zaraz koniuszek i rzekł:
- Ojcze, widzę, że nie możecie przywieźć mi kija, jaki mi jest potrzebny. Nie zostanę już dłużej u was.
Ruszył więc w świat podając się za czeladnika kowalskiego. Po pewnym czasie przybył do wsi, gdzie mieszkał kowal bardzo skąpy.
- Owszem - odparł kowal, obejrzał go i pomyślał:
- To dzielny chłop, uczciwie sobie na chleb zarobi.
Zapytał więc:
- Jakiej chcesz zapłaty?
- Żadnej - odparł olbrzym - Tylko co dwa tygodnie, gdy będziesz wypłacał swym czeladnikom, dam ci dwa klapsy.
Skąpiec ucieszył się bardzo, że zaoszczędzi sobie pieniędzy.
Nazajutrz rano nowy czeladnik zabrał się do pracy, ale gdy majster przyniósł rozpaloną szablę, a olbrzym uderzył w nią młotem, żelazo rozleciało się, a kowadło ugrzęzło tka głęboko w ziemi, że niepodobne go było wydobyć. Skąpiec rozgniewał się i rzekł:
- Ejże, nie przydasz mi się, niedobryś na czeladnika. Co chcesz za to jedno uderzenie?
- Dam ci za nie jednego prztyczka.
I prztyknął go palcem tak mocno, że kowal wyleciał ponad czterema stogami siana. Olbrzym zaś wyszukał sobie najgrubszy drąg żelazny, jaki tylko mógł znaleźć w kuźni, wziął go do ręki jak laseczkę i ruszył w drogę. 
Po pewnym czasie przybył do folwarku i zapytał dzierżawcy, czy nie potrzebuje starszego parobka.
- Owszem - odparł dzierżawca - wydajesz mi się dzielnym chłopcem. Ile chcesz rocznej zapłaty?
Ale olbrzym odparł znowu, że nie chce nic, lecz co rok pragnie dać mu trzy klapsy. Dzierżawca ucieszył się, gdyż i on był skąpcem.
Nazajutrz rano parobcy mieli jechać do lasu po drwa. Wszyscy wstali już, olbrzym zaś leżał jeszcze na łóżku. Jeden z parobków zawołał więc na niego:
- Wstawaj, czas już zaprzęgać konie. Jedziemy po drwa do lasu!
- Ach - odparł olbrzym - dajcie mi spokój, i tak wrócę wcześniej, niż wy wszyscy.
Gdy parobcy usłyszeli, poszli do dzierżawcy i opowiedzieli mu, że starszy parobek śpi jeszcze. Dzierżawca kazał go jeszcze raz obudzić, ale olbrzym odparł znowu:
- Idźcie, idźcie, ja i tak wrócę wcześniej od was.
I spał jeszcze dwie godziny. Wreszcie wstał z betów, przyniósł sobie dwa korce grochu i zjadł spokojnie, a potem zaprzągł konie i pojechał do lasu. Tuż przed lasem był parów. Gdy olbrzym przejechał przez niego, zatrzymał konie, a sam począł znosić ogromne drzewa i ustawił z nich wielki zasiek, tak iż koń nie mógł przez niego przejechać. Gdy wreszcie przybył do lasu, inni parobcy wracali już z naładowanymi wozami. olbrzym rzekł do nich:
- Jedźcie, jedźcie, ja i tak wpierw będę od was w domu.
Nie zagłębiając się daleko w las, wyrwał na skraju dwa olbrzymie drzewa, rzucił je na wóz i zawrócił. Kiedy przybył przed zasiek, ujrzał parobków, którzy daremnie usiłowali przez niego przejechać.
- Widzicie - rzekł olbrzym - gdybyście pojechali razem ze mną, bylibyście wcześniej w domu, a spalibyście jeszcze godzinkę!
Po czym wyprzągł konie, położył je na wozie i przeniósł wóz razem z końmi. Kiedy już był po drugiej stronie, odwrócił się i zawołał do parobków:
- Widzicie, że będę wcześniej od was w domu! - i pojechał.
Gdy zajechał na dziedziniec, zdjął z wozu ogromne drzewo i trzymając je w ręku rzekł do dzierżawcy:
- Czy to nie ładny kijaszek?
Dzierżawca zaś rzekł do żony:
- To dobry parobek. Chociaż śpi długo, wraca jednak wcześniej od innych.
Olbrzym pozostał na folwarku rok. Gdy nadszedł dzień wypłaty, zażądał nasz zuch od dzierżawcy należnej mu nagrody. Ale dzierżawca uląkł się obiecanych klapsów i prosił go gorąco, aby mu je darował. niech już raczej on, dzierżawca, zostanie starszym parobkiem, a olbrzym dzierżawcą.
- Nie - odparł olbrzym - nie chcę być dzierżawcą, ale chcę ci dać umówione klapsy.
Dzierżawca chciał mu dać, czego pragnie, ale olbrzym odpowiadał na wszystko:
- Nie. 
Nie widząc innej rady, poprosił go dzierżawca o dwa tygodnie zwłoki dla namysłu. Parobek zgodził się, a dzierżawca zebrał wszystkich swych pisarzy na naradę. Pisarze namyślali się długo, aż wreszcie orzekli, że wobec olbrzym nikt nie jest bezpieczny, gdyż najsilniejszego człowieka może on zbić jak muchę, i poradzili dzierżawcy, aby kazał mu wejść do studni i oczyścić ją, a gdy olbrzym będzie na dnie, niechaj parobcy stoczą mu na głowę ogromny kamień młyński.
Rada ta przypadł dzierżawcy do gustu, a starszy parobek chętnie zszedł do studni. Gdy był już na dnie, dzierżawca kazał stoczyć do studni ogromny kamień młyński i sądził, że kamień z pewnością rozbił olbrzymowi głowę. Ale starszy parobek zawołał z dołu:
- Odegnajcie tam kury z nad studni, bo mi tu prószą ziarnem w oczy.
Wówczas dzierżawca zawołał: - A sio! A sio! - jakby odganiał kury.
Kiedy parobek skończył robotę, wyszedł ze studni i rzekł:
- Patrzcie, jakiego się dorobiłem pięknego kołnierzyka!
A był to kamień młyński, który olbrzym przebił głową i nosi teraz na szyi.
Starszy parobek zażądał znowu zapłaty, ale dzierżawca uprosił go jeszcze raz o dwa tygodnie do namysłu. Pisarze zebrali się znowu i uradzili, aby dzierżawca posłał starszego parobka na noc do zaczarowanego młyna mleć zboże. z młyna tego nikt jeszcze rankiem nie wyszedł żywy. Olbrzym zgodził się na to chętnie, wsadził do prawej kieszeni dwa korce zboża, daw do lewej, a cztery zarzucił sobie na plecy i tak obładowany ruszył do zaczarowanego młyna. 
Młynarz powiedział mu, że za dnia może spokojnie mleć, ale w nocy młyn jest zaczarowany i lepiej do niego nie wchodzić. Ale olbrzym rzekł:
- Bądźcie spokojni i idźcie spać. Już ja sobie dam radę.
Po czym udał się do młyna, wsypał zboże i zaczął je mleć. Około jedenastej udał się do izby i siadł na ławce. Po pewnym czasie drzwi otworzyły się nagle i do izby wjechał wielki stół, na stole pełno było jadła i napojów, a nikogo nie było widać, kto by to wnosił. Potem podsunęły się do stołu ławki, ale nikt na nich nie siedział. Wreszcie olbrzym ujrzał palce, które chwyciły noże i widelce. nałożył sobie jedzenie na talerze i poczęły zjadać. A że olbrzym był talerze głodny, więc zasiadł do stołu i począł się raczyć jedzeniem. Kiedy się już najadł, a i inne talerze były puste, nagle światła pogasły, a gdy zapanowały ciemności, olbrzym uczuł nagle, że ktoś uderzył go w twarz. Rzekł więc:
- Jeżeli jeszcze raz zdarzy się coś podobnego, to oddam.
a gdy po raz drugi dostał w twarz, nie namyślając się długo odpłacił niewidzialnemu napastnikowi tą samą monetą. Trwało to całą noc, a olbrzym ani razu nie pozostał dłużny.
Gdy młynarz wstał rano, zdziwił się bardzo widząc, że olbrzym żyje jeszcze. Olbrzym zaś rzekł:
- Najadłem się do syta, dostawałem w pysk i oddawałem.
Młynarz ucieszył się i rzekł:
- Teraz młyn jest wyzwolony! - i zapytał olbrzyma, co chce w nagrodę, ale olbrzym odparł:
- Pieniędzy mi nie trzeba, mam wszystkiego dość.
Po czym zarzucił worek z mąką na plecy, poszedł do domu opowiedział dzierżawcy, jak się wywiązał z zadania i zażądał swojej zapłaty.
Gdy dzierżawca usłyszał, przeraził się bardzo, nie mogąc zaś znaleźć żadnego wyjścia począł biegać tam i z powrotem po pokoju, a krople potu wystąpiły mu na czoło. Otworzył więc okno, aby zaczerpnąć świeżego powietrza. W tej chwili olbrzym dał mu takiego kopniaka, że wyleciał przez okno w powietrze i wkrótce zniknął wszystkim z oczu. Wówczas olbrzym rzekł do jego żony:
- Jeżeli dzierżawca nie wróci pani musi odebrać pozostałe kopniaki!
Żona dzierżawcy zawołała przerażona:
- Nie, nie, ja tego nie wytrzymam! - i otworzyła drugie okno, gdyż i je pot wystąpił na czoło.
W tej chwili olbrzym kopnął ją tak mocno, że wyleciała w powietrze, a że była lżejsza, pofrunęła wyżej jeszcze niżeli jej mąż. Widząc ją dzierżawca zawołał:
- Chodź tu do mnie! - ale ona odparła:
- Nie mogę, chodź ty do mnie!
I tak szybowali w powietrzu, a jedno nie mogło się zbliżyć do drugiego. Nie wiem, czy szybują jeszcze, młody olbrzym zaś wziął swój kij żelazny i ruszył w dalszą drogę.

Bracia Grimm:))

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz