Lanuszka

Lanuszka
Lanuszka

sobota, 9 marca 2013

Spółka hultajska


Rzekł kogucik do kurki:
- Dojrzewają już orzechy, pójdźmy razem na górkę i najedzmy się do syta, zanim wiewiórka sprzątnie wszystko.
- Masz rację - odparła kura - chodźmy i sprawmy sobie wesołą ucztę.
Ruszyli więc na górkę, z że dzień był słoneczny, zabawili tam do wieczora. Otóż nie wiem, czy się tak bardzo najedli, czy duma ich tak bardzo rozpierała, dość że nie chciało im się iść piechotą i kogucik musiał zrobić wózeczek z łupin orzecha. Siadła kurka do wózeczka i rzekła:
- A ty się zaprzęgnij!
- Nie głupia - odparł kogucik. - To już wolę pieszo wracać! Nie, takeśmy się nie umawiali. Woźnicą chętnie bym był i na koźle siedział, ale zaprzęgnąć się nie chcę!
Kiedy się tak sprzeczali, nadeszła kaczka:
- A hultaje, kto wam pozwolił wchodzić na moją górkę orzechową? Czekajcie, ja wam dam nauczkę! - i z rozwartym dziobem rzuciła się na kogucika. 


Ale kogucik też był chwat i tak skuł kaczkę ostrogami, że ta wkrótce poprosiła o łaskę; aby ponieść karę, pozwoliła się zaprząc do wózka. Kogucik siadł na koźle jako woźnica i bezustannie poganiał kaczkę:
- Prędzej, prędzej, kaczuszko!
Gdy już spory kawal drogi ujechali, spotkali dwie piesze podróżniczki, szpilkę i igłę.
- Stój, stój! - zawołał obie i poprosiły, aby zabrano je na wózek, były bowiem u krawca z wizytą i zasiedziały się przy piwie, a teraz tak jest ciemno i takie błoto na gościńcu, że boją się same wracać.
ponieważ były to szczupłe osóbki, zgodził się kogucik, aby wsiadły, jednkaże pod warunkiem, że nie będą jemu ani kurce deptać po nogach.
Późnym wieczorem dotarli do karczmy, a że nie chcieli jechać dalej nocą, a i kaczka chwiała się już na nogach, postanowili poprosić o nocleg. Karczmarz początkowo wzbraniał się przyjąć tak podejrzane towarzystwo, ale uległ wreszcie ich namowom, zwłaszcza że kogucik obiecał dać mu jajko, które kurka zniosła po drodze i kaczkę, która co dzień jajko nosi. Zasieli więc wesoło do wieczerzy.
O świcie, gdy wszyscy jeszcze spali, zbudził kogucik kurkę, przyniósł jajko, które zjedli razem, a skorupki wrzucili do pieca. Potem wetknęli igłę, która jeszcze spała, w fotel gospodarza, a szpilkę w jego ręcznik i cichaczem wymknęli się z karczmy. Kaczka, która lubiła spać pod gołym niebem i nocowała na podwórzu, słysząc, co się dzieje, wymknęła się za nimi, skoczyła do strumyka i opłynęła. A wolała to, niż ciągnąć wózek.
Po godzinie wstał karczmarz z łóżka, umył się i chciał wytrzeć twarz ręcznikiem, a tu szpilka drapnęła mu po twarzy, rysując mu czerwoną krechę od ucha do ucha. Podszedł do pieca, aby sobie fajkę zapalić, a tu skorupki od jajka prysnęły mu w oczy.
- Cóż to za nieszczęśliwy poranek mam dzisiaj! - mruknął zły i siadł ciężko na fotelu. 
Wtem jednak podskoczył z krzykiem, gdyż igła go boleśniej jeszcze niż szpilka, i to nie w głowę. Teraz rozgniewał się na dobre, a podejrzewając o te psoty wczorajszych późnych gości, poszedł się z nimi rozmówić. Ale daremnie ich szukał, śladu już po nich nie było.
Wówczas poprzysiągł sobie, że nigdy już nie przyjmie do karczmy takich hultajów, co to dużo jedzą, nie płacą, a zamiast podziękować płatają złośliwe figle. 

Bracia Grimm:))    





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz