Lanuszka

Lanuszka
Lanuszka

środa, 30 października 2013

Pięć ziarenek grochu


Było sobie pięć ziarenek grochu w jednym strączku; wszystkie były zielone i strączek był zielony, myślały więc, że cały świat jest zielony; było to całkiem zrozumiałe. Strączek rósł i ziarenka groszku rosły, mimo że coraz ciaśniej było im w ich mieszkaniu, jakoś sobie radziły i siedziały rzędem, jedno przy drugim. Słońce świeciło i ogrzewało strączek, deszcz go spłukiwał, było ciepło i dobrze, jasno w dzień i ciemno w nocy, tak jak powinno być; ziarnka groszku stawały się coraz większe i coraz więcej myślały, bo czymś trzeba się przecież zająć.
- Czyż zawsze mama tu tkwić - pytały - stwardniejemy od tego długiego siedzenia? Wydaje nam się, że tam na dworze coś się dzieje; mamy jakieś przeczucia!
Upłynęły tygodnie. Ziarnka grochu zrobiły się żółte i strączek także pożółkł.
- Cały świat żółknie - mówiły. I miały słusznoąć.
Nagle poczuły silny wstrząs: zerwano strączek, dostały się w ludzkie ręce, wraz z wieloma pełnymi strączkami znalazły się w kieszeni kurtki.
- Teraz już nam wkrótce otworzą - powiedziały i czekały na tą chwilę.
- Chciałbym teraz wiedzieć, który z nas zajdzie najdalej - powiedział najmniejszy groszek. - Zaraz się to okaże. 
- Niech się stanie, co się ma stać - oświadczył największy. Trach! Strączek pękł i wszystkie pięć groszków potoczyło się w jasnym blasku słońca. 
Leżały w dziecięcej dłoni, pewien chłopczyk trzymał je i mówił, że byłby to doskonałe naboje do jego procy; zaraz potem jeden z groszków dostał się do procy i został wystrzelony.
- Teraz lecę w daleki świat! Niech mnie schwyta, kto potrafi! - krzyknął groszek i poleciał.
- A ja lecę prosto do słońca - powiedziało drugie ziarenko groszku - słońce to wspaniały strąk, w sam raz odpowiedni dla mnie.
I poleciało.
- gdziekolwiek się dostaniemy, będziemy sobie spały - powiedziały następne dwa ziarenka - ale mimo to potoczymy się trochę. - I rzeczywiście potoczyły się na przód, po podłodze, wkrótce włożono je jednak do procy. - My zajdziemy najdalej! - krzyknęły.
- Niech się stanie, co się ma stać - powiedziało ostatnie ziarenko i wystrzeliło w powietrze; poleciało na starą deskę pod okno na poddaszu, wpadło w szpary wypchane mchem i miękką ziemią,, mech otulił je; leżało tam zapomniane, ale życie o nim nie zapomniało.
- Niech się stanie, co się ma stać - powiedziało.
W maleńkim pokoiku na tym poddaszu mieszkała biedna kobieta, która ciężko pracowała, chodziła po domach i czyściła piece, rąbała drzewo - miała dużo sił i była chętna do pracy, ale mimo to był wciąż biedna. W domu, w małej izdebce na poddaszu, zostawiła swoją jedyną niedorosłą córeczkę, delikatną i wątłą; dziewczynka przez cały rok leżała w łóżku i zdawało się, że nie może ani żyć, ani umrzeć.
- Pójdzie do swojej siostrzyczki mówiła kobieta. - Miałam dwoje dzieci, było mi ciężko pracować na dwoje, ale Bóg podzielił się ze mną i jedno zabrał do siebie, teraz chciałbym bardzo, aby drugie zostało; ale Bóg nie chce, aby dzieci były rozłączone, więc ta także odchodzi do siostrzyczki.
Ale chora dziewczynka nie odeszła.
Leżała cierpliwie i spokojnie przez cały dzień, gdy matka wychodziła, aby coś zrobić.
Była wiosna i kiedy matka wczesnym rankiem szła do pracy, a słońce tak pięknie świeciło prze okienko i promienie padały na podłogę pokoju, chora dziewczynka wpatrzyła się w najbliższą szybkę.
- Co to jest, to zielone, co wygląda zza szyby  i porusza się na wietrze?
Matka podeszła do okna i uchyliła je.
- Ach - powiedziała - ro mały groszek, który wypuścił zielone listki. W jaki sposób mogło się to ziarnko dostać do szpary? Masz teraz mały ogródek, na który możesz sobie patrzeć.
Przysunięto łóżko chorej bliżej okna, aby dziewczynka mogła patrzeć na kiełkujący groch, a matka poszła do roboty. 
- Mamo, wydaje mi się, że wyzdrowieję - powiedziała dziewczynka wieczorem. - Słońce grzało mnie dzisiaj tak mocno. Groszek przyjął się tak dobrze i ja na pewno także wyzdrowieję, wstanę i wyjdę na słońce.
- Wyjdziesz kochanie - powiedziała matka, chociaż nie wierzyła, że to się mogło stać; kijkiem podparła kiełkujący groch, który obudził tyle radosnych myśli w dziewczynce; nie chciała, aby go wiatr połamał. Koniec nitki przywiązała do parapetu okna i do górnej części ramy, aby pędy groszku miały się na czymś oprzeć i piąć, strzelając w górę; widać było, jak groszek rozwijał się z każdym dniem.
- Doprawdy, ma pączki! - powiedziała pewnego ranka kobieta i zaświtała jej nadzieja, że mała, chora dziewczynka wyzdrowieje; uprzytomniła sobie, że w ostatnich czasach mała ożywiła się, więcej mówiła, a w ciągu ostatnich dni sama siedziała na łóżku i błyszczącymi oczami patrzyła na maleńki ogródek, który składał się z jednego jedynego ziarenka grochu. W tydzień później chora dziewczynka po raz pierwszy wstała na godzinę z łóżka. Uszczęśliwiona siedziała w promieniach ciepłego słońca; okno było otwarte, a przed oknem rósł w pełnym rozkwicie czerwono-biały kwiatek groszku. Dziewczynka przechyliła główkę i pocałowała ostrożnie delikatna płatki. Dzień ten był prawdziwym świętem.
- Życie samo posadziło to ziarnko i pozwoliło rozkwitnąć roślince, aby dodać nadziei tobie, moje drogie dziecko i mnie - powiedziała uszczęśliwiona matka i uśmiechnęła się do kwiatka jak do dobrego anioła zesłanego przez Boga.
A co się stało z innymi ziarenkami?
To, które poleciało w daleki świat, wołając: "Niech mnie schwyta, kto potrafi", wpadło do rynny na dachu i dostało się do gołębnika, leżało tak jak Jonasz w brzuchu wieloryba.
Dwa leniwe ziarenka zostały zjedzone przez gołębia. Przynajmniej na coś się przydały.
Ale czwarte ziarenko, to, które chciało się dostać do słońca, wpadło do rynsztoka.
Leżało tam dnie i tygodnie w stojącej wodzie, i pęczniało.
- Utyłem porządnie - powiedział groszek. - Pękam! Dalej nie może zajść i nie zaszło chyba żadne ziarenko grochu. Jestem najniezwyklejsze ze wszystkich pięciu ziarenek w strączku. 
A rynsztok podzielił to zdanie. 
Przy oknie w pokoiku na poddaszu stała dziewczynka z błyszczącymi oczami, zdrowymi, rumianymi policzkami, patrzyła na kwiatek grochu dziękowała z nie życiu. 
- A ja jednak upieram się przy swoim zdaniu - powiedział rynsztok. 

Hans Christian Andersen:))

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz