W skalistej, nieurodzajnej Bretanii, a parafii Guirek, nad samym oceanem, żyła kiedyś w dawnych czasach wdowa Ninorch.
Jej ojciec był bogaty, Kiedy umarł, zostawił dzieciom dom, młyn i cegielnię, a także sporo ziemi, konie, krowy, woły i owce, przy tym siano, ziarno, płótno i różne inne zapasy. Ale bracia wdowy wszystko zabrali sobie.
Najstarszy , Perrik, wziął dom, pola i konie, było tych koni dwanaście. Średni, Fach, zabrał młyn, łąki i krowy, krów też było dwanaście. najmłodszy, Riwal, wziął cegielnię, dwa tuziny wołów i sto dwadzieścia owiec.
Siostrze nie wydzielili nic dobrego, dali jej tylko po środku pastwiska szałas bez drzwi i okien, w którym za życia ich ojca zamykano chore bydło.
Kiedy wdowa ustawiła tam ubogie graty, którymi pogardzili jej bracia, przyszedł średni brat, Fach, i powiedział:
- Nie zapominam, że jestem twoim bratem i chrześcijaninem, więc lituję się nad tobą. mam czarną krowę, której ani rusz nie mogę utuczyć, a mleka daje tylko kapkę, tyle co dla noworodka. Możesz sobie wziąć tę krowę, niech ci ją Tarninka pasie.
Tarninka to była córka wdowy. miała już jedenaście lat, ale była taka bieluśka i delikatna jak kwiatki tarniny, więc wszyscy nazywali ją Tarninką.
Tarninka to była córka wdowy. miała już jedenaście lat, ale była taka bieluśka i delikatna jak kwiatki tarniny, więc wszyscy nazywali ją Tarninką.
Odtąd Tarninka wyganiała co dzień krowę na pastwisko. Biedna krowina niewiele miała trawy do szczypania pomiędzy kamieniami, a lepszej paszy bracia dla niej nie dawali.
Pasąc krowę, Tarninka śpiewała pobożne pieśni i plotła wianki z żarnowca, którego kwiaty złociły się na wydmach nadmorskich.
Kiedyś, gdy zakwitły ciernie, związała z nich krzyżyk. Wetknęła go w ziemię. Wtedy nadleciał gil i usiadł na nim Był taki zabawny, tak coś wesoło ćwierkał i machał skrzydełkami, że chociaż Tarninka nie mogła go zrozumieć, przyglądał mu się i słuchała. Zapomniała o wszystkim. Wcale nie zauważyła, że słońce zachodzi.
Wtem spojrzała dookoła. Spostrzegła, że to już wieczór i pobiegła szukać krowy. Szukała po całym szerokim pastwisku, wołała ze wszystkich sił, przeganiała kijem krzaki, schodziła do wąwozów i wdrapywała się na skały - wszystko na próżno. Było już ciemno, kiedy usłyszała w dali głos matki:
- Tarninko, Tarninko!
Pobiegła w stronę domu, a tam niedaleko ich chaty leżała krowa, ale rozszarpana przez wilki...
Tarninka upadła obok krowy na kolana i gorzko zapłakała. Matka też była bardzo zmartwiona, ale starała się córkę pocieszyć.
- Przestań płakać, Tarninko. Nic już nie poradzimy. zobaczysz, że Bóg nas nie opuści.
Tarninka poszła za matką do chaty, ale co krok to wzdychała. Co krok nowa łza upadała jej na nogi. że zmartwieniem na mogła jeść wieczorem. W nocy wciąż się budziła, bo jej się wydawało, że ich krowa ryczy na pastwisku.
Kiedy tylko na dworze zaczęło szarzeć, Tarninka zerwała się z siennika. w koszuli i lekkiej spódniczce wybiegła boso na pastwisko.
Na tym samym miejscu co wczoraj spotkała znowu tego samego ptaszka. Ptaszek znów coś do niej ćwierkał, a on nic nie rozumiała. Drażniło ją to, że nie wie, co gil jej chce powiedzieć i już chciała stamtąd odejść, kiedy dostrzegła w trawie coś błyszczącego, jakby złoty pieniądz. Nastąpiła na to miejsce nogą, ale to nie był pieniądz, tylko złote ziele.
Złote ziele jest bardzo rzadkie. Jeśli ktoś dotknie go bosą stopą, a ma czyste sumienie, to zrozumie mowę zwierząt i sam będzie umiał mówić ich językiem.
Tarninak od razu zrozumiała ptaszka. Ptaszek ćwierkał tak:
- Jestem Janek Gil. Kiedy Pan Jezus umierał przybity do krzyża, wydłubałem najostrzejszy, najbardziej kłujący kolec z cierniowej korony. W nagrodę za to będę żył do końca świata i wolno mi co rok obdarować jedno biedne dziecko. W tym roku wybrałem ciebie.
Tarninka ucieszyła się bardzo i zawołała:
- Czy to nie bajka, Janku Gilu?Jeżeli to prawda, będę mogła nareszcie mieć srebrny krzyżyk na szyję jak inne dziewczęta, a na nogi chociaż drewniane chodaki, bo kamienie kaleczą mi bose stopy. Powiedz mi, co mam zrobić, żeby to mieć.
- Idź odważnie za mną, gdzie cię zaprowadzę.
Janek Gil pofrunął przodem, a Tarninka poszła za nim. Zaprowadził ją aż na piaszczyste wzgórza nadmorskie, te, co to są naprzeciwko siedmiu wysp. Wtedy zapytał:
- Czy widzisz, co stoi w dole? Tam na piasku nad samym morzem.
- Widzę parę wielkich drewniaków. Ktoś je zrobił wcale ich nie wypalając wewnątrz. I jeszcze widzę laskę z surowego drzewa, którego nikt nożem nie obrobił.
- Włóż na nogi te drewniaki i weź laskę do ręki - ćwierknął ptaszek. - Pamiętaj, że masz być odważna. idź po morzu aż do pierwszej wyspy. jeżeli stchórzysz, wszystko przepadło. Na wyspie zobaczysz skałę, a na samym szczycie tej skały będzie rosło sitowie takie zielone, jak morze. narwij tego sitowia i skręć z niego postronek. kiedy postronek będzie gotowy, uderz laską w skałę. Skała się rozstąpi i wyjdzie z niej Mora-Wicha, morska krowa. Zarzuć jej na szyję postronek z sitowia i przyprowadź ją swojej matce.
Tarninka zrobiła, jak kazał Janek Gil. Wsunęła stopy w drewniaki, ukręciła postronek z sitowia i uderzyła laską o skałę. Skała się rozstąpiła i wyszła z niej krowa Mor-Wioch. Miała spojrzenia łagodne jak wierny pies i sierść błyszczącą jak kret, a jej wymię zwisało aż do ziemi.
Krowa poszła po morzu za Tarninką i dała się zaprowadzić do chaty jej matki.
Wdowa Tak się ucieszyła na widok morskiej krowy, że po raz pierwszy od dawna roześmiała się z radości.
Zaraz wzięła skopek, przystawiła stołeczek i zabrała się do dojenia. Ledwo dotknęła wymienia, mleko pociekło jej między palcami jak woda ze źródła.
Ninorch napełniła wszystkie garnki, dzbanki, nawet miednice, faski, dzieże i beczki. Zawołała sąsiadki, żeby sobie nabrały do swoich naczyń mleka dla dzieci, ile zechcą.
Sława krowy Mor-Wioch rozeszła się po całej okolicy. Handlarze chcieli koniecznie ją kupić, ale wdowa jej nie sprzedała. Wreszcie przyszedł do wdowy Perrik, jej najstarszy brat i powiedział:
- Jeżeli jesteś dobrą i pobożna kobietą, to nie zapomniałaś, że jestem twoim bratem i że należy mi się od ciebie więcej niż ludziom obcym. Sprzedaj mi Moe-Wioch, a ja za nią kupię dziesięć innych krów.
Ale wdowa odpowiedziała:
- Chyba rozumiesz, bracie, że Mor-Wich jest więcej warta niż wszystkie krowy z naszej okolicy razem. Mogę od niej mieć tyle mleka, masła i sera, że starczy tego na wszystkie targi Bretanii.
- dobrze mówisz, siostro. Ale za tę krowę jestem gotów oddać ci wszystko, co wziąłem po ojcu: dom, gdzie się urodziłaś, i pola, i konie.
Ninorch zgodziła się. Wiedziała, że krowa Mat-Wioch jest więcej warta, ale kochała dom rodzinny i ziemię, na której wyrosła.
Oddała więc bratu morską krowę, a sama objęła ojcowiznę w posiadanie bretońskim obyczajem. Wzięła grudkę ziemi z pola, napiła się wody ze studni, rozpaliła ogień pod kominem i każdemu koniowi obcięła pędzelek włosia z ogona. Teraz dopiero poczuła, że objęła dziedzictwo po ojcach i że to wszystko należy do niej.
Jej brat, Perrik miał jeszcze inne domostwo na wybrzeżu, nowsze, i tam zabrał krowę Mor-Wioch. Kiedy ją wyprowadzał Tarninak rozpłakała się i nie mogła pocieszyć się aż do wieczora.
O zachodzie poszła do stajni, żeby złożyć koniom siano za drabki. Spojrzała za pustą zagrodę morskiej krowy i westchnęła:
- Biedna Mor-Wioch! Czy jej dobrze u wuja? Czy ją jeszcze kiedyś zobaczę?
Wtem usłyszała za sobą ciężkie stąpanie i znajomy głos zaryczał:
- Muuu! Muuu! Wruciłam do was.
Tarninka odwróciła się. patrzy - a tu mor-Wioch wchodzi spokojnie i powiada:
- Nie mogłam zostać u twego wuja, bo nie wolno mi służyć złym ludziom. On jest skąpy, bezlitosny i innych krzywdzi.
- Kiedy tak, to moja mama będzie musiała oddać mu ten dom i ziemię, i konie - powiedziała Tarninka.
- Nie- odpowiedziała morska krowa. - Twój wuj to sobie niesprawiedliwie i tyle lat używał wszystkiego. zamiast oddać twojej matce jej część, zostawił siostrę w nędzy. Dorobił się na niej, a dziedzictwo po ojcach ma należeć teraz do twojej matki.
- No to wuj przyjdzie i odbierze ciebie, Mor-Wioch.
- Nie uda mu się odebrać mnie! Idź, Tarninko, do ogrodu i zerwij trzy listki żelaznego ziela. Jak je przyniesiesz, to ci powiem, co masz z nimi zrobić.
Tarninka poszła do ogrodu i przyniosła trzy listki żelaznego ziela. Morska krowa rozkazała:
- Potrzyj listkami tego ziela mój grzbiet trze razy od głowy do ogona i powiedz po cichu: " Święty Ronaniuszu z Hibernii!"
Tarninka tak zrobiła, a wtedy morska krowa zamieniła się w pięknego konia i koń zarżał wesoło:
- Teraz niech przyjdzie twój wujaszek! Nie pozna mnie z pewnością. Ale pamiętaj, że nie nazywam się Mor-Wioch, ale tylko March-Mor, morski koń.
Tarninka pobiegła do matki i opowiedziała jej, co się stało i co mówiła morska krowa. Ninorch postanowiła, że zaraz na drugi dzień wypróbuje nowego konia i pośle go z owsem na targ do sąsiedniego miasta Tregje.
Przekonała się, że on jeden udźwignie więcej ciężaru, niż wszystkie konie z całej parafii razem.
Sława morskiego konia, March-Mor, rozeszła się tak szeroko, jak przedtem morskiej krowy. Przyszedł do siostry Fanch, jej drugi brat i poprosił, żeby mu go sprzedała.
Ninorch z początku nie chciała się zgodzić, ale kiedy Fanch ofiarował jej za morskiego konia wszystkie swoje krowy, łąki i młyn - ustąpiła. Fanch zabrał March-Mor, a wdowa objęła w posiadanie jego część dziedzictwa w takki sam sposób, jak przedtem dom, pola i konie.
Wieczorem Tarninka usłyszała przed stajnią znajome rżenie. To wrócił March-Mor.
Kazał tak jak krowa potrzeć sobie grzbiet żelaznym zielem i zamienił się w Mor-Wauw, morską owcę. Było ona porośnięta wełną długą jak konopie, czerwoną jak szkarłat, a delikatną jak zmiędlony i wyczesany len.
Wdowa poszła zaraz obejrzeć nowe cudo i zawołała:
- Biegnij po nożyce, Tarninko! Przecież owca, biedactwo, ledwo może udźwignąć na sobie taką stertę wełny.
Zaczęła strzyc, a tu wełna za nożycami odrasta. Dziw nad dziwy!
Przechodził właśnie tamtędy Riwal, najmłodszy brat. Zobaczył, co się dzieje, podbiegł do siostry i zawołał:
- Ninorch, oddam ci za tą owcę całe stado owiec, a prócz tego cegielnie!
wdowa się zgodziła. brat oddał, co obiecał i przyszedł po owcę. Ale kiedy Riwal prowadził Mor-Waua wzdłuż wybrzeża, owca wyrwała mu się. Skoczyła do wody i długo jeszcze było widać czerwoną owcę, jak płynie do najmniejszej z siedmiu wysp.
Riwal nie miał łódki, zresztą bałby się gonić za owcą. Zrozumiał,że ktoś wymierzył mu sprawiedliwość za krzywdę siostry i nie ma na to sposobu.
Kiedy Mor-Wauw dopłynęła do wyspy i wyszła na brzeg, skały się rozstąpiły, morska owca wskoczyła do szczeliny i szczelina zamknęła się za nią.
Tarninka długo wieczorem czekała na owcę, ale owca nie wróciła. Zaniepokojona Tarninka wybiegła na drugi dzień rano na pastwisko. spotkała tam Janka Gila . Kiedy ptaszek ją zobaczył, zaćwierkał:
- Czekałem na ciebie. Mor-wauw nie wróci. Brat twojej matki został ukarany za chciwość tak samo, jak dwaj starsi. teraz moja dobra, pracowita Tarninko, pomyśl o sobie. Kup złoty krzyżyk i atłasowe pantofelki, jeżeli masz na nie ochotę. Ale nie zapomnij nigdy, kto ci przysłał mnie na pomoc, kiedy byłaś w wielkiej biedzie. Ja nie mam tu już teraz nic do robot i pofrunę dalej.
Bracia chcieli odebrać wdowie to, co dali za morską krowę, konia i owcę. Strach ich prędko minął, a pożałowali tego, co oddali siostrze, więc zaskarżyli ją do sądu. Ale sędzia nie pozwolił im nic ruszyć, chociaż wdowa byłaby pewnie ustąpiła, bo nie lubiła się kłócić. Sędzia powiedział, że bracia oszukali Ninorch przy działach i dorobili się na cudzym, więc ojcowizna teraz należy się Ninorch i Tarnince.
Tam, gdzie Tarninka spotkała Janka Gila, postawiły kapliczkę.
Starzy ludzie widzieli jeszcze tę kapliczkę i pamiętali, jak ich rodzice opowiadali im historię wdowy Ninorch i jej córki Tarninki.
Piękna baśń.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że są będy :(