W małym chutorze, o pół dnia drogi od carskiego
ogrodu, żyli dwaj bracia. Ale prawdę mówiąc, to jak prawdziwi bracia ze sobą
wcale nie żyli. Pierwszy z nich był tak bogaty, że niejednego bajor mógłby
majątkiem zawstydzić. Mieszkał w pysznym domu z miedzianym dachem. Kaftana
innego nie zakładał, jak tylko ozdobiony złotą nicią, a na futrzanej czapie
zawsze miał kamień drogocenny przypięty nad czołem.
Drugi brat był biedny, mieszkał w stareńkiej chatce za
wsią, a jego jedynym skarbem, była córka, Natasza. Dziewczyna był tak mądra i
rezolutna, że, bywało, nawet najstarsi mieszkańcy wioski przychodzili do niej
po radę, a jak rady nie potrzebowali, to choć po dobre słowo.
Raz na wiosnę bogaczowi okulała klacz, którą do pracy
w kieracie zaprzęgał. Splunął tylko i kazał wygnać zwierzę, na pastwę wilków.
Natasza prosiła, błagała, do nóg padała bogatemu wujowi, by klaczy nie gnał na
zatracenie tylko jej oddał.
- A, niech idzie do diabła - machnął ręką bogacz i
Natasza zaprowadziła kulawą klacz do obórki ojca.
Leczyła ją, karmiła, pielęgnowała, sobie od ust
odejmując. I kiedy liści na brzozach zżółkły, a dzikie gęsi jęły się zwoływać
na mokradłach, klaczce nie tylko zrosła się noga, ale jeszcze urodziła źrebaka,
o złotych kopytach i pozłacanej grzywie. Natasza i jej ojciec ucieszyli się z
konia i bardzo go pokochali.
O koniku ze złotymi kopytami pierwsza dowiedziała się
babciaszka Jewdokia, co to zawsze przed zimą chodziła po chałupach, o opał
prosząc i jedzenia odrobinkę. opowiedziała o tym kowalowi Borysowi, ten szepnął
słówko żonie, żona kowala, jędza i pleciuga, wygadała się Anuszce, która u
bogacza za służkę była i olej z pestek słoneczników wyciskała. No i wreszcie
dowiedział się sam bogacz.
Bogaty brat pożałował, że oddał klacz Nataszy. W złości
wypił dzban gorzałki, potem pusty dzban rzucił na ziemię i rozbił w kawałki,
wreszcie popędził odebrać konia. Stanęli dwaj bracia naprzeciw siebie , brodami
trzęśli, za ramiona się łapali, taki tak próbowali, żadną miarą dogadać się nie
mogli.
- Moja klacz była, więc źrebak mnie się należy! -
wołał bogacz.
- Moja córka hodowała konia, któregoś ty kazał wilkom
na pożarci pognać! - odpowiadał biedak.
- Jednego konia wam dałem, teraz macie dwa, oddawajcie
jednego! - srożył się bogacz.
- Jednego konia dostaliśmy , Bóg chciał, urodził się i
drugi. Jakby chciał inaczej, tobie by się urodził w stajni, nie mnie - mówił
spokojnie biedak.
Widząc, że nic nie wskórają, bracia postanowili
zapytać cara, który z nich, który z nich ma rację.
Biały
mróz ściął błotniste drogi, jemiołuszki zaczęły gęsto obsiadać gałęzie
jarzębin, gdy bracia zostali przyjęci przez batiuszkę-cara. Choć car był młodym
człowiekiem i zasiadał na tronie od niedawna, miał wśród ludu wielkie poważanie
jako władca mądry i sprawiedliwy.
Teraz długo rozmyślał nad tym, komu przyznać rację.
- Zadam wam trzy zagadki. ten, który je mądrze
odgadnie, dostanie źrebca na własność - zarządził car. - Pierwsza zagadka
brzmi: " Co jest najszybsze na świecie?" - zapytał i kazał braciom
przyjść następnego dnia z odpowiedzią. Bogacz dosiadł swego czarnego rumaka i
pogalopował do domu. Biedak szedł pieszo. wrócił wieczorem do chatki i zapytał:
- Córko najmilsza, straciliśmy konia. Skąd mnie,
biednemu, wiedzieć co jest najszybsze?
- Nie martw się ojcze, powiedz carowi, że najszybsza
jest myśl - uśmiechnęła się Natasza i ucałowała ojca.
Nazajutrz obydwaj bracia stanęli przed carem.
- Najszybszy jest mój kary rumak, wilkowi ucieknie,
sokoła prześcignie - powiedział chełpliwie bogaty.
- Myśl jest najszybsza, wszechmocny carze - wyszeptał
biedny.
Car zdziwił się mądrością odpowiedzi i to jemu
właśnie przyznał rację. Odesłał znowu braci, każąc zastanowić się przez noc nad
odpowiedzią napytanie: "Co jest na świecie najtłustsze?" i tym razem
stropionemu ojcu mądra Natasza podsunęła myśl. Kiedy obaj panowie przybyli na
biały dwór o złotych kopułach, car powtórzył pytanie.
- Najtłustsza jest na świeci moja służąca. na zabawie
trzech chłopów wokół niej tańczyło i choć za ręce się wzajem łapali, objąć jej
nie mogli - zaśmiał się bogacz, pewien, że car o tej babie-służącej nie
słyszał.
- Najtłustsza na świecie jest Matka Ziemie, bo ona nas
wszystkich żywi, pozwala nam się rodzić i przygarnia każdego po śmierci -
odpowiedział nieśmiało biedak.
I tym razem car przyznał mu rację. Mądrej odpowiedzi
przyklasnął w dłonie, po czym rozkazał:
- Jutro przyjdziecie do mnie po raz trzeci. Macie mi
powiedzieć, co jest największym szczęściem dla człowieka.
Obaj bracia skłonili się nisko i wyszli. Bogaty
wskoczył na swego rumaka i po kilku chwilach był u siebie w domu. Biedak szedł
pieszo pół dnia i do domu trafił późno wieczorem. O mało w progu nie padł, tak
bolały go nogi.
- Mam się dowiedzieć, co jest największym szczęściem
człowieka? Moim szczęściem jesteś ty, córko. Szczęściem babciaszki Jewdotki
jest, jak się nad nią ludzie zlitują i coś na zimę dadzą. Szczęściem dla mego
brata są pieniądze. . Wszyscy jesteśmy ludźmi, ale co innego nas cieszy. Jakże
więc mam odpowiedzieć? - spytał córkę biedak.
Mądra Natasza nie umiała mu pomóc Płakała z żalu, że
nie wie tego, co jest największym szczęściem, a jej siwy ojciec płakał razem z
nią. I tak, płacząc, zasnęli wreszcie i spali głęboko, aż do trzecich piań
koguta.
Rankiem
Natasza wstała z gładkim czołem i oczami czystymi od łez. Od razy wiedziała, co
powiedzieć ojcu. Ojciec ucałował ją wzruszony i poszedł. Razem z bogaty bratem
znowu stanęli przed carem.
- Szczęście największe to pieniądze- wystąpił bogaty
brat.
- Szczęściem największym jest sen, bo człowiek
zapomina wtedy o swych wszystkich smutkach. - powiedział biedny, tak jak mu
podpowiedziała córka.
Cara zaskoczyła i zaciekawiła ta odpowiedź . Bogatego
zaraz kazał odprawić i orzekł, że źrebak o złotych kopytach należy do
biedniejszego z braci. Ale biedakowi nie pozwolił odejść. Zaczął wypytywać
skąd, skąd u niego taka mądrość. Biedny brat wyznał, że wszystkiego, co mówił,
dowiedział się od córki.
Młody car zapragnął ja poznać, ale najpierw
postanowił jeszcze raz wypróbować, czy rzeczywiście jest tak roztropna, jak
mówił jej ojciec.
- Powiedz córce, by mi na jutro utkała płótno i uszyła
z niego koszulę - rozkazał.
Biedak wracał do domu i popłakiwał z cicha, a łzy
zamarzły mu na policzkach jak perełki. Cieszył się z tego, że car darował mu
konika o złotych kopytkach. ale i martwił się, że tak trudnego zadania nie
zdołają z córką wykonać. Natasza roześmiała się jednak wesoło.
- Idź spać, ojcze - powiedziała - i nie frasuj się o
nic.
sam też do krosien nie siadła, tylko zjadła z ojcem
kolację i prędko spać poszła. nazajutrz rano Natasza dała ojcu woreczek nasion
lnu.
- Powiedz ojcze, carowi, że koszulę dla niego utkałam,
ale płótna mi zabrakło na kołnierz i mankiety. Niech raz zasieje len, aby
natychmiast urósł, i niech jeszcze dziś przyśle mi nici - powiedziała.
Ojciec poszedł do cara, kręcąc tylko głową i bojąc
się, by władca nie oburzył się na taką zuchwałość i kijami nie kazał go obić.
Gdy stanął przed obliczem cara, powtórzył, co mu
Natasza rano rzekła, skłonił się i położył na stoliku woreczek z nasionami.
Car uderzył się dłonią w kolano i zawołał:
- Co to znaczy?! Jakże len ma urosnąć w pól dnia i
dojrzeć tak, by z niego nici można było prząść?
Biedak skłonił się nisko i powiedział:
- Jeśli na rozkaz cara możliwe jest, by w jedną noc
utkać płótno i uszyć zeń koszulę, to tym bardziej len może wyrosnąć w pól dnia
i da się z niego jeszcze nici wytoczyć.
Car rozśmiał się, ale i zarumienił. zrozumiał bowiem,
że dał dziewczynie zadanie niemożliwe do wykonania, a ona odpłaciła mu tym
samym.
Chcę, by twoja córka odwiedziła mnie za trzy dni - powiedział do biedaka car. - Ale rozkazuję, by przybyła nie pieszo i nie na koniu, nie w saniach i nie na wozie. Chcę by przyszła nie naga. alei nie ubrana, nie z podarunkiem, ale i nie bez podarunku. Taka jest moja wola i moje życzenie.
Serce biedaka ścisnęło się ze zmartwienia. Wracał do domu, powłócząc nogami. Natasza przypadłam mu do kolan i zaczęła wypytywać, czemu ojciec czoło ma zmarszczone, oczy we łzach i usta zaciśnięte. On pokiwał głową i rzekł:
- Teraz, córeczko, gniewu carskiego już nie unikniemy - i opowiedział jej co postanowił władca.
Trzy dni minęły i car już od rana wypatrywał Nataszy . Straże kazał wystawić co kilka mil na drodze, aby mu zaraz doniesiono, czy córka biedaka zbliża się i jakim to sposobem podróżuje. ale krótki zimowy dzień upływał, a straże o niczym nie meldowały. Nagle zjawił się przed władcą woj z tarczą i łukiem, który na wieży nad samą rzeką na okolicę miał baczenie. I kiedy pokłony przekazane bić skończył, palcem przez okno na rzekę pokazał.
Wyjrzał car na dwór i ujrzał, jak po skutej sinym lodem rzece sunie postać ciemna. Gość nie gość. Swój nie swój. Przyjrzał się bliżej i zrozumiał, poznał, kto go odwiedza. Ujrzał Nataszę, która nie miał na sobie żadnego ubrania, tylko owinęła wokół siebie gęstą sieć rybacką. Nie podążała pieszo ani konno, ani saniami, ani wozem, jeno sunęła po gładkim lodzie na kościanych łyżwach tak szybko, że i kaczkę by w locie przegoniła. Wpuszczono ją na dwór, poprowadzono do cara. Natasza skłoniła się i dała zaskoczonemu władcy dorodnego zająca Zwierzak jednak natychmiast wyrwał się z rąk cara i uciekł z komnaty.
Car oniemiał, tak go oczarowała i ubawiła zmyślna dziewczyna. Sam narzucił jej gronostajowy płaszcz na owinięte siecią ramiona. Potem poprosił ją o rękę, bo takiej właśnie mądrej zony szukał. Natasza zgodziła się, zabrali biednego ojca do białego carskiego gradu
Chcę, by twoja córka odwiedziła mnie za trzy dni - powiedział do biedaka car. - Ale rozkazuję, by przybyła nie pieszo i nie na koniu, nie w saniach i nie na wozie. Chcę by przyszła nie naga. alei nie ubrana, nie z podarunkiem, ale i nie bez podarunku. Taka jest moja wola i moje życzenie.
Serce biedaka ścisnęło się ze zmartwienia. Wracał do domu, powłócząc nogami. Natasza przypadłam mu do kolan i zaczęła wypytywać, czemu ojciec czoło ma zmarszczone, oczy we łzach i usta zaciśnięte. On pokiwał głową i rzekł:
- Teraz, córeczko, gniewu carskiego już nie unikniemy - i opowiedział jej co postanowił władca.
Trzy dni minęły i car już od rana wypatrywał Nataszy . Straże kazał wystawić co kilka mil na drodze, aby mu zaraz doniesiono, czy córka biedaka zbliża się i jakim to sposobem podróżuje. ale krótki zimowy dzień upływał, a straże o niczym nie meldowały. Nagle zjawił się przed władcą woj z tarczą i łukiem, który na wieży nad samą rzeką na okolicę miał baczenie. I kiedy pokłony przekazane bić skończył, palcem przez okno na rzekę pokazał.
Wyjrzał car na dwór i ujrzał, jak po skutej sinym lodem rzece sunie postać ciemna. Gość nie gość. Swój nie swój. Przyjrzał się bliżej i zrozumiał, poznał, kto go odwiedza. Ujrzał Nataszę, która nie miał na sobie żadnego ubrania, tylko owinęła wokół siebie gęstą sieć rybacką. Nie podążała pieszo ani konno, ani saniami, ani wozem, jeno sunęła po gładkim lodzie na kościanych łyżwach tak szybko, że i kaczkę by w locie przegoniła. Wpuszczono ją na dwór, poprowadzono do cara. Natasza skłoniła się i dała zaskoczonemu władcy dorodnego zająca Zwierzak jednak natychmiast wyrwał się z rąk cara i uciekł z komnaty.
Car oniemiał, tak go oczarowała i ubawiła zmyślna dziewczyna. Sam narzucił jej gronostajowy płaszcz na owinięte siecią ramiona. Potem poprosił ją o rękę, bo takiej właśnie mądrej zony szukał. Natasza zgodziła się, zabrali biednego ojca do białego carskiego gradu
i żyli razem długo i szczęśliwie. a car ponoć nigdy
żadnej decyzji nie podejmował, zanim mądrej Nataszy nie spytał o zdanie. Ona
też na wszystko potrafiła znaleźć dobrą radę.
Bajka rosyjska:))
Bajka rosyjska:))
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz