Na ich kraj spadło jednak wielkie nieszczęście. Z bagien przepastnych, z błot ciemnych i plugawych wynurzył się smok dziewięciogłowy, a wraz z nim dwa małe smoczątka: jedno o trzech głowach, a drugie o sześciu.
Smok nadleciał nad stolicę, usiadł na kopułach carskiego pałacu, pazurami przebił w nich dziury i zaryczał:
- Słuchajcie nędznicy! Jeśli zechcę, całe wsze królestwo spalę na popiół, lasy wykarczuję, wodę zatruję, a ludzi wygnam na poniewierkę. jeśli chcecie kraj ocalić, musicie karmić mnie i moich synów. Co tydzień na Głodowej Górze macie mi składać w ofierze szesnastoletnią dziewczynę!
Zapłakał car z carową, zadrżał w szlochu cały naród, ale nie było wyjścia. Nikt nie śmiał do walki ze smokiem stanąć. Od tej pory co tydzień wyznaczano jedną pannę, przykuwano ją łańcuchem do uschniętego dębu na szczycie Głodowej Góry, a o zmroku przylatywały smoki i pożerały biedaczkę do ostatniej kosteczki.
Na przedmieściu carowej stalicy żyła Babuszka-Słbuszka. Miała on wnuczka, ukochanego Iwanuszkę. Iwanuszka służył na carskim dworze, na łąkach trawę kosił i konie zaganiał. Kochał się bez pamięci w Marii Uroczej Długowarkoczej, ale jako chłopski syn nawet i myśleć o takiej miłości nie mógł, nawet spojrzeć otwarcie na carównę nie śmiał.
Aż tu nagle pewnego dnia gruchnęła wieść, że teraz przyszła kolej na carównę Marię. ją to na szczyt Głodowej góry przywiodą smokom na pożarcie i łańcuchem do suchego dębu przykują.
Car włosy z głowy rwał, carowa padł bez zmysłów, popi modły za duszę carów rozpoczęli, a cała stolica zawodziła do wtóru cerkiewnych dzwonów.
Iwanuszka postanowił carównę uratować albo życie swoje za nią oddać.
- Uszykuj mi, babciu, koszulę czystą. albo smoka pokonam, albo zginę w obronie tej, którą kocham - powiedział i poszedł osełką kosę naostrzyć, bo innej broni nie miał.
Zapłakała Babuszka-Słabuszka w strasznej trwodze o wnuczka. Uprała mu lnianą koszul. Poszła nad strumyk, narwał gruby pęk pokrzyw i siadła do krosien. całą noc tkała, aż utkała z pokrzyw długi kabat.
- Będzie cię chciał smok w paszczę schwycić, język sobie poparzy - powiedziała, wkładając mu kabat na koszulę.
Babuszka-Słabuszk i Iwanuszka ucałowali się, znak krzyża sobie na czołach uczynili, zasiedli na chwilę przed drogą, aby złe moce krok w krok za Iwanuszką nie dreptały. Wreszcie młodzieniec chwycił kosę i poszedł raźno ku Głodowej Górze.
Gdy dotarł na miejsce, ujrzał Marię Uroczą Długowarkoczą do suchego dębu przykutą łańcuchem. Chwycił kosę i łańcuch żelazny przeciął jak suchą trawę.
- Po co przyszedłeś, szalony chłopaku? Mnie śmierć pisana , za lud rosyjski krew swoją muszę oddać, ty ratuj się, nie giń niepotrzebnie. - Poprosiła chłopca carówna, ale Iwanuszka ukląkł przed nią.
- Miłuję cię, Mario Urocza Długowarkocza. ponieważ nie mogę twym mężem zostać, pozwól mi chociaż zginąć w twojej obronie - powiedział.
W tej chwili zaszumiało w powietrzu, zaświstały nietoperzowe skrzydła, zachrzęściły łuski na smoczym ogonie. Na Głodowej Górze wylądował trzygłowy syn smoka.
- Ho, ho, ho! Teraz już nie jedną dziewczynę, ale parkę nam dali na kolację. - zaśmiał się potwór i wyciągnął ku nim trzy straszliwe paszcze.
Wtedy Iwanuszek machnął kosą i nim smoczysko zrozumiało, co się dzieje, leżało martwe. Iwanuszka odciął języki z trzech paszcz, ścięta kosą głowy położył pod kamieniem, a cielsko smoka nogą zepchnął w przepaść.
- Muszę zasnąć na chwilę, takim wyczerpany walką - wyznał carównie Iwanuszka, ułożył się na ziemię, głowę oparł na jej kolanach i zapadł w twardy sen.
Tymczasem z czarnej chmury wynurzył się drugi syn smoka, sześciogłowy potwór. Carówna zaczęła wołać:
- Obudź się, Iwanuszka, śmierć nadchodzi!
Zerwał się chłopak, a tu sześć paszcz nad nim się nachyla. machnął kosą - dwie ściął, machnął kolejny raz kolejne dwie potoczyły się w trawę. Ale dwie ostatni ogniem zioną, kłami błyskają, po Iwanuszkę wyciąga się długa szyja.
Widząc to Maria Urocz Długowarkocza zaczęła swym długim warkoczem jak batem siec smoka. maszkara zwróciła się ku niej, a wtedy Iwanuszka ściął pozostałe głowy. Ukrył je pod kamieniem, języki z nich wyciął i do torby schował. Cielsko smoka zepchnął w przepaść i legł na ziemi, walką wyczerpany. Carówna własną chustą krew smoczą i pot z czoła mu otarła. Aż tu ryk straszliwy się rozległ i z ciemności wynurzył się smok dziewięciogłowy.
- Wstawaj, Iwanuszka! największy potwór po nas przyszedł - zakrzyknęła carówna.
Ale chłopak spał. smok był coraz bliżej, głodne paszcze wyciągał, trochę tylko zdziwiony, że jego dzieci nie napoczęły jeszcze smakowitej zdobyczy.
- Wstawaj, Iwanuszka! Ty syn ziemi ruskiej. Jeśli pora ci umierać, śmierci musisz wyjść naprzeciw! - wołała Maria Urocza Długowarkocza.
Ocknął się Iwanuszka, na równe nogi wstał i kosę w obronie carówny nastawił. Rozpoczęła się bitw. Potwór myślał, że oto z chłopakiem będzie mieć tylko igraszkę, ale kiedy mu dwie głowy obcięte kosą spadły w piach, pojął, że tu o życie chodzi. I z wściekłym rykiem runął na chłopaka. ale choć ział ogniem, kurzył czarnym dymem, następne głowy do kosy tracił. smokowi udało się w końcu złapać w paszę młodego bohatera. Ale zaraz zaryczał przeraźliwie i wypluł chłopaka, bo jęzor i podniebienie poparzył sobie o kabat z pokrzyw utkany. Wtedy Iwanuszka ściął mu ostatnią głowę kosą. Wyciął z nich języki, schował do torby, a sam bez czucia padł na ziemię.
Maria Urocza Długowarkocza padła przy nim na kolana. Złoty pierścień z palca zdjęła i na serdeczny palec nie przytomnemu chłopakowi włożyła.
- Iwanuszka, tyś lud ruski wybawił od zguby, mnie życie uratował. Bądź moim rodzicom jako syn, a mnie jako mąż - zawołała.
Tak się jednak zdarzyło, że na szczyt Głodowej Góry wybrał się, trawiny ciekawością, carski woziwoda. Liczył na to, że jak smoki już zjedzą carównę, to może lada jaki po niej klejnot zostanie, diadem z głowy albo złote bransolety z rąk. Wdrapał się woziwoda na szczyt i ujrzał że carówna żyje, smocze ścierwo leży nieopodal, a stos ściętych głów smoczych jeszcze na wyciągnięcie ręki.
Woziwoda podbiegł co carówny, na śpiącego Iwanuszkę nawet nie spojrzał, myśląc, że nieżywy leży. do beczki, która na plecach nosił, powkładał smocze łby. A Marię Uroczą Długowarkoczą złapał za warkocz, wyjął nóż zza pasa i zagroził:
- Albo powiesz carowi, że to ja cię uratowałem i smoki zabiłem, albo cię tu nożem pchnę. albo zostaniesz moją żoną, albo zginiesz tu, obok smoczego trupa.
Przerażona Mari urocza Długowarkocza zgodziła się, nie tyle ze strachu o życie, ale z obawy, że jeśli odrzuci zaloty nieznajomego, on w zemście dobije śpiącego Iwanuszkę.
Zawiózł woziwoda Marię Uroczą Długowarkoczą na dwór cara. A na podłogę przed carskim tronem wysypał z beczki osiemnaście odciętych smoczych głów.
- Najjaśniejszy carze! Oto kłania się tobie ten, co swego życia ani krwi nie szczędził, by twą córkę ratować i kraj zbawić - powiedział fałszywie.
- Synu, tobie kraj, wszystko zawdzięcza! - zakrzyknął car.
Zaraz kazał mianować woziwodę szlachcicem, potem nadał mu tytuł szambelana, wreszcie nakazał przygotować do weseliska.
Maria Urocza Długowarkocza nic nie mówiła, tylko łzy połykała, bała się bowiem, że okrutny i chciwy woziwoda gotów ją przybić nożem albo wrócić na Głodową górę i tam ukrzywdzić śpiącego Iwanuszkę.
Tymczasem kucharze piekli woły, a krawcy brali miarę, by dla młodej pary uszyć ślubne stroje, wyszywane złotem i srebrem, a u dołu ozdobione zieloną, smoczą łuską.
Po trzech dniach obudził się Iwanuszka. Rozejrzał się po Głodowej Górze: carówny nie ma, smoka nie ma, głów obciętych też nie widać. Pomacał torbę: języki smocze na miejscu są! Wziął Iwanuszka kosę, powrócił do Babuszk-Słabuszki. Nacieszyli się sobą, naściskali. Babuszka-Słabuszka przygotowała mu gorącą kąpiel, upiekła kołacz, zaparzyła herbaty.
- Powiadają, że jutro carówna Maria wychodzi za mąż jej wybrańcem jest ten woziwoda, co smoki trzy pokonał i głowy im obciął - powiedziała chłopcu.
Iwanuszka poprosił ją o upranie białej koszuli i wystaranie się o jakieś buty, bo wstyd na wesele do car boso iść. Babuszka-Słabuszka wygrzebała z dna skrzyni ostatni rubel srebrny i kupiła wnukowi czerwone buty z cholewami.
Wieczorem piękni odziany Iwanuszka poszedł do carskiego pałacu na wesele. Ślubu jeszcze w cerkwi nie było, ale starym ruskim zwyczajem pan młody i panna młoda przed ceremonią częstowali służbę gorzałką, żeby potem głośno i szczerze wznosiła przed cerkwią okrzyki na cześć młodej pary.
Poszedł Iwanuszk i widzi; carówna łzy połyka, twarz bladą w welon ślubny chowa a woziwoda wystrojony w paradne szaty chodzi wśród służby, gorzałki w dzbany dolewa i chełpi się:
- A co, może ja gorszy od cara? A co? Może ja nie będę teraz wami rządził? Kłaniajcie się mi nisko, to dobry dla was będę!
Iwanuszka wziął gliniany kubek, kazał sobie miodu do niego nalać i do środka wrzucił pierścień, który mu Maria Urocza Długowarkocza na szczycie Głodowej Góry na palec włożyła. Przywołał Iwanuszka służącą i powiedział:
- Nieś ten pucharek carównie Marii i niech za zdrowie tego, który jej życie uratował, do dna go wychyli!
Służąca zaniosła kubek carównie, szepnęła jej intencję. Gdy dziewczyna wychyliła kubek, na jego dnie zalśnił pierścień złoty.
- Ojcze, matko! Nie ten mi życie uratował i naród ruski ocalił, który się tu między wami chełpi. Innego macie bohatera. Ten mi jest pisany, komu na Głodowej Górze dałam pierścień złoty i kto teraz jest pośród gości! - zawołała.
Iwanuszka wystąpił na środek sali i pokłonił się najpierw carowi i carowej, a potem carównie. Goście zamilkli zdziwieni, nie wiedząc, czy prawdę im carówna powiada.
- Ach, ty psie przybłędo! Kto zabił smoka, ten jego głowy do pałacu przyniósł - zaczął krzyczeć woziwoda.
- Zabiłeś ty smoki? łby im odrąbałeś? - spytał szyderczo Iwanuszka. - Powiedz więc czego w nich brakuje?
- Niczego nie brakuje - chełpił się woziwoda, ale już jakby trochę mniej pewnie.
- A jęzory w nich są? - spytał Iwanuszka.
Car nakazał przynieść wszystkie osiemnaście głów smoczych. Rycerze głowy wnieśli, pootwierali paszcze. Ani jednego jęzora!! Wtedy Iwauszka wydobył z torby osiemnaście odciętych smoczych języków i rzucił je pod nogi woziwody.
- a oto moja chusta, którą Iwanuszka pot i krew z czoła starł - zawołała Maria Urocza Długowarkocza i chustą nakryła głowę Iwanuszki.
Car wpadł w gniew. Kazał natychmiast złapać woziwodę, wychłostać go rózgami i wygnać z państwa na cztery wiatry. I jeszcze tego samego wieczoru Iwanuszka poślubił Marię Uroczą Długowarkoczą, i żyli potem razem długo i szczęśliwie.
na ich weselu miód lał się strumieniami, a stąd to wiem, że i ja tam siedziałem, miód popijałem i opowieści tej od samego cara Iwanuszki wysłuchałem.
Bajka rosyjska:))
Piękna bajka, szkoda tylko, że połykasz literki. Może powinnaś przed opublikowaniem sprawdzić pisownię. Nie piszę tego, żeby zrobić przykrość.Mi też zdarza się popełnić błąd. Uwielbiam baśnie a zwłaszcza rosyjskie a właściwie radzieckie. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń