Pewien bogaty gospodarz owdowiał i pozostał na bożym
świecie sam, z trzema córkami. Najmłodsza z nich, Mariusza, zaczęła dbać o dom.
A czegokolwiek się tknęła, bogactwem się zwracało, każdy wysiłek obfite
przynosił plony. radował się ojciec, że tak mu się córka udała. Bo urodziwa
przy tym była i łagodna.
Nie można było tego powiedzieć o starszych siostrach.
te brzydule, wiecznie zaspane
i rozczochrane, tylko by przed lustrem siedziały, a
stroiły się ,a policzki smarowały
to bielidłem, to różem, a brwi węglem czerniły. Ale
pracy bały się jak ognia.
pewnego dnia ojciec wybierał się do Nowogrodu
Wielkiego na jarmark.
- Co wam przywieźć, gołąbeczki? - zapytał córki.
- Kup nam, ojcze, suknie do ziemi, złotem i czerwienią
haftowane, byśmy mogły tańczyć
dla kawalerów - krzyknęły starsze siostry.
- Kup mi, ojcze, pióro Sokoła Promienistego -
poprosiła Mariusza
Ojciec pojechał do Nowogrodu Wielkiego, w którym kupcy
z całego świata rozkładali,
co mieli najlepszego. Suknie kupił, ale o piórze
Sokoła Promienistego nikt nie słyszał.
I dla Mariuszy nic nie przywiózł.
Za miesiąc znowu przyszło mu ruszyć do Nowogrodu na
jarmark.
- Co chcecie, bym wam przywiózł? - spytał.
- Grzebienie nam kup paradne, którymi włosy będziemy
spinać - zawołały starsze córki.
- Pióro Sokoła Promienistego mi przywieź - poprosiła
Mariusza.
Pojechał gospodarz do pięknego miasta, w którym
cerkiewne dzwony wyśpiewywały wszystkie pory dnia. Grzebienie kupił, a pióra
jak nie było, tak nie było.
Przykro się zrobiło ojcu, że ukochanej córce znów nie
sprawi radości.
Nie minął tydzień gdy znów wybrał się w interesach do
Nowogrodu. I tym razem spytał córki, jakich podarków oczekują.
- Czerwone buciki nam kup, do tańca - zażądały
starsze.
- Pióro Sokoła Promienistego - powiedziała
najmłodsza.
Ale i tym razem, choć ojciec wszystkich kupców
wypytał, pióra Sokoła Promienistego nigdzie nie znalazł.
Wracał markotny do domu, gdy natknął się na Starca
Bradiagę, wiecznego wędrowca.
Jak święte prawo drogi nakazywało, zaprosił go na wóz,
by mu w wędrówce ulżyć i czegoś
o świecie wysłuchać. zagadali się obaj i jakoś tak
przypadkiem wyrwało się gospodarzowi,
że dla najmłodszej córki już trzeci raz jeździ za
prezentem i z niczym wraca.
- nikt o piórze Sokoła Promienistego nie słyszał, nikt
go nie widział - zmartwił się ojciec.
- Mam ja takie pióro, moc ma tajemną - odezwał się
Starzec Bradiaga.
- Mów, co za nie chcesz! - powiedział gospodarz.
- Tyś dobry człowiek, z oczu Ci to patrzy. W drodze mi
pomogłeś. Weź ja darmo.
Ale pamiętaj, komu je podarujesz, nim swe szczęście
odnajdzie, łez wyleje więcej niż nie jeden człowiek - odparł Starzec
Bradiaga.
Wyjął białe, niezbyt długie pióro i dał je zdumionemu
gospodarzowi, a ten zaraz za pazuchę je schował.
Kiedy wrócił do domu, rozdał córkom podarki. starsze
dziewczyny zaraz zaczęły przebierać się i stroić, mizdrzyć się do lustra i
drwić z Mariuszki.
- Oj, ty, durna, durna, na co tobie pióro? We włosy go
nie wepniesz, listu nim nie napiszesz. też sobie wybrałaś!
- Oj, durna, durna, może ty kurą domową chcesz zostać?
Wtedy piórko ci się przyda!
Mariusza w milczeniu przyjęła docinki. Pracowała
ciężko w gospodarstwie i w domu. a kiedy zapadł zmrok i wszyscy poszli już
spać, chwyciła pióro, rzuciła je na podłogę i zawołała cicho:
- Sokole Promienisty, mój junaku srebrzysty, ukaż mi
się, mój jedyny!
Natychmiast z pióra powstał piękny, wysoki młodzieniec
o włosach jasnych, o sokolich oczach. Wziął Mariuszę w objęcia, utulił wyznał
jej miłość, a on jemu szepnęła, że kocha go najmocniej na świecie. gdy pierwsze
promienie słońc wyjrzały spoza wiosennego horyzontu, młodzieniec zmienił się w
sokoła. Mariusza otworzyła okno i wspaniały ptak z cichym kwileniem wzbił się w
powietrze.
To samo powtórzyło się następnej nocy, i jeszcze
następnej. młodzieniec we dnie szybował wysoko po kopułą nieba, zawieszony tam
jak mały dzwonek w wielkiej cerkwi błękitnego świata. Nocą pojawiał się na
zaklęcie w komnatce Mariuszy i brał ją w swe silne ramiona.
Czwartego dnia siostry-zawistnice wyśledziły Mariuszę
i pozazdrościły jej pięknego kawalera. Najpierw poskarżyły ojcu, ale ten
ofuknął je:
- A zajmijcie wy się, leniwe pleciugi, jakąś
robotą!
Siostry-zawistnice wróciły do swych zwierciadeł, ale
ukradkiem popatrywały na Mariuszę.
i gdy w nocy podejrzały, jak z pióra powstaje piękny
młodzieniec, a potem nad ranem ulatuje oknem jako sokół, postanowiły zemścić
się na siostrze. Wykradły pióro i spaliły w piecu.
Zakrzyknęła rozdzierająco Mariusz, zakrzyknął pod
niebem sokół śmigły i jak kamień spadł spod niebios wprost do okna chaty, gdzie
Mariusza daremnie próbowała uratować choć garść popiołu z płonącego
pióra.
- Kto pióro moje spalił ten mnie na niewolę najcięższą
skazał. ten mnie zdoła uwolnić, kto tego bardzo pragnie. musi trzy pary
żelaznych chodaków zedrzeć, trzy kostury żelazne połamać i żelazny czepiec
łzami napełnić po brzegi - zakwilił sokół ludzka mową i odleciał.
Próżno wołała za nim Mariusza, próżno
siostry-zawistnice płakały, żałując swojej głupoty i okrucieństwa. Sokół więcej
nie przybył. Mariusza płakała trzy dni i trzy noce, a każda kolejna łza
obmywająca jej twarz czyniła ją jeszcze piękniejszą. potem poszła do kowala,
zamówiła trzy pary żelaznych chodaków, trzy żelazne kostury i żelazny czepiec.
pożegnała ojca i siostry:
- Żegnajcie, najdrożsi. muszę iść Sokoła Promienistego
wyzwolić lub zginąć, bo takie jest moje przeznaczenie.
W żelaznych chodakach na nogach, z żelaznym kosturem w
ręku i z żelaznym czepcem uwieszonym na szyi, do którego łzy kryształowe roniła
, poszła Mariusza w świat. Szła przez stepy bezkresne, przez lasy echem
huczące, brnęła przez rozlewiska wielkich rzek, na których żurawie w pląsach
rozpoczynały wiosenne gody, wspinała się na surowe góry porośnięte mchem.
Zdarła dwie pary żelaznych chodaków, dwa kostury żelazne złamała, a Sokoła
Promienistego nie znalazła.
Pewnego dnia doszła do leśnej polany porośniętej
jeżyną. ujrzała chałupkę na kurzej łapie, przodem do lasu, a tyłem do niej
ustawioną.
- Odwróćże się, chałupko, daj odpocząć na krótko -
poprosiła.
Chałupka odwróciła się drzwiami do niej. Weszła
Mariusza do środka i ujrzała Babę-Jagę Kościejową, która wisiała do góry nogami
pod sufitem i jadła placek z nietoperzy.
- Kto mi chałupkę odwraca? Tfu, tfu! Ruską duszą mi
pachnie. Co cię tu sprowadza?
- Szukam Sokoła Promienistego, babciu.
- Musisz jeszcze przejść siedem krain. Twego sokoła
uwięziła Caryca-Diablica. masz tu jajko rubinowe, niczym latarnia świecące. jak
będą chcieli od ciebie je kupić, nie sprzedawaj. Żądaj w zamian widzenia z
Sokołem - zaskrzeczała Baba-Jaga Kościejowa i dała Mariuszy rubinowe
jajko.
Podziękowała Mariusza za podarek i poszła. Noc
nadeszła czarna, złe ślepia zapłonęły
w lesie. Mariusza dotarła do polany porośniętej
ostami. Stała tu chałupka na kutrzej łapie, tyłem do dziewczyny ustawiona.
Wokół chaty był płot, a na jego żerdziach kwitły ludzkie czaszki, na których
siedziały czarne gawrony.
- Odwróćże się, chałupko, daj odpocząć na krótko -
poprosiła dziewczyna.
Chałupka podskoczyła i odwróciła się drzwiczkami do
niej. Weszła Mariusza do środka,
a tam na Baba-Jaga Trupięga i karaluchy łapie.
- Kto mia chałupkę odwraca? Co cię tu sprowadza?
- Szukam Sokoła Promienistego.
- A u mojej siostry Kościejowej byłaś?
-Byłam, Babciu-jago - odparła bez strachu Mariusza i
pokazała rubinowe jajko.
- No, to i ja ci pomogę. masz tu złotą igłę, co sam
szyje i haftuje. Nie sprzedawaj jej, ale
w zamian za nią żądaj widzenia z twoim Sokołem -
zaskrzypiała Baba-Jaga.
Mariusza podziękowała i poszła dalej. Wędrowała przez suchy
las, gdzie na umarłych drzewach nie został ani jeden listek. doszła do
polany porośniętej trującymi grzybami. i tu stała chałupka na kurzej łapie,
odwrócona tyłem do dziewczyny. Obok bulgotało źródło, żółte od siarki, i kapały
się w nim małe diabełki.
- Odwróćże się, chałupko, daj odpocząć na krótko -
poprosiła dziewczyna.
Chałupka odwróciła się. Mariusza weszła do środka,
patrzy a w powietrzy fruwa Baka-jaga Kopciucha i okadza wszystkie kąty.
- Kto mi chałupkę odwraca?
- Szukam Sokoła Promienistego, mego narzeczonego.
- To posłuchaj. Jak będziesz u Carycy-Diablicy,
najpierw jej pokarz jajko, potem igłę, a swój czepiec pełen łez dopiero na
koniec - poradziła Baba-Jaga Kopciucha.
Mariusza podziękowała za poradę i poszła dalej.
Żelazna chodaki całkiem się zdarły, żelazny kostur
pękł, a żelazny czepiec pełen było po brzegi Mariuszowych łez. I wtedy
dziewczyna dotarła do pałacu Carycy-Diablicy. Skłoniła się i poprosiła, bu ją
do roboty nająć.
- Bierz się natychmiast do pracy - rozkazała Caryca-Diablica,
piękna kobiet o kruczoczarnych włosach i bladej twarzy, po której pląsały
czarne cienie. - Jazda do ciemnej piwnic, zrób
w niej porządek, bo sto lat nikt tam nie
zaglądał.
zeszła dziewczyna do ciemnej piwnicy, wyjęła rubinowe
jajko. Zaraz pomieszczeni rozjarzyło się światłem. Mariusz wszystko widziała
wyraźnie i w jeden dzień wysprzątała każdy zakamarek.
- Jakeś to zrobiła, skoro tam ni promyk słońca nie
dochodzi? - spytała ją Caryca-Diablica.
Mariusz pokazała jej rubinowe jajko. Caryca chciała je
odkupić, ale dziewczyna zażądała tylko spotkania z Sokołem Promienistym. Caryca
zaprowadziła ją do komnaty, gdzie spał Sokół, uśpiony czarami. I choć Mariusza
przez całą noc prosiła go, zaklinała zaklęciami, gładziła włosy, piękny
młodzieniec oczu nie otworzył ani nie dał znaku, że coś słyszy.
Nazajutrz Caryca-Diablica kazała Mariuszy szyć obrusy
na wesele. Dziewczyna wzięła złotą igłę, która sama w mig uszyła i wyhaftowała
tuzin ogromnych obrusów. Caryca konieczni chciała mieć tą igłę dla siebie, ale
Mariusza znów wzgardziła pieniędzmi, a jedynie uprosiła o noc u boku Sokoła.
Ale także i tej nocy Sokół Promienisty spał kamiennym snem. Następnego
dnia Caryca-Diablica śmiała się i zapędziła dziewczynę do mycia podłogi.
Mariusza postawiłam na podłodze żelazny czepiec pełen łez.
- Co tu masz? zawołała Caryca-Diablica.
- To moje łzy - powiedziała Mariusza.
- Oddaj mi je albo sprzedaj - zażądała
Caryca-Diablica.
- Pokaż mi w zamian Sokoła Promienistego - poprosiła
Mariusza.
Caryca zgrzytnęła zębami.
- No masz. popatrz sobie. Ale ostatni raz - syknęła
jak żmija i zaraz na powierzchni łez
w żelaznym czepcu Mariusza ujrzała swego ukochanego,
jak śpi głęboko.
- Napatrzyłaś się? - spytała szyderczo
Caryca-Diablica.
I już chciała obraz zmącić, gdy Mariusza schylona nad
czepcem uroniła ostatnią łzę. Łza spadła wprost na odbicie twarzy Sokoła i w
tym momencie czar prysł. Piękny młodzieniec się obudził. pojął, co się z nim
stało i wybiegł ze swej komnaty.
- Mariuszo! To ty, Mariuszo? Tyś żelazne chodaki
zdarła, kostury żelazne złamała i ten czepiec łzami napełniła?
- zakrzyknął na widok narzeczonej.
Po czym chwycił żelazny czepiec i chlusnął łzami w
carycę-Diablicę, a ona, krzycząc straszliwie, rozpuściła się w nich i wsiąkła w
szpary pomiędzy deskami podłogi.
A Sokół Promienisty pojął Mariuszę za żonę, powrócił z
nią do ojczystego sioła pod Nowogrodem Wielkim i tam żyli razem szczęśliwie jak
dzieci i i bogaci jak książęta.
Bajka rosyjska:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz