Jest w świecie jezioro, Bajkał się nazywa. Drugiego
takiego nigdzie nie zobaczysz. Wielki niczym morze, a głębokie tak, że nawet
największe jesiotry i najtęższe sumy do jego dna nie mogą dopłynąć. Woda w
nim czysta, szmaragdowa przy brzegach ciemniejsza, w głębinie zimna jak lód.
Niejedno tam, powiadają, stworzenie mieszka, którego żaden człowiek nigdy
dotąd nie oglądał. ale czego to ludzie nie plotą, zwłaszcza w zimowe
wieczory, gdy drewno w piecu żeliwnym, a imbryk z herbatą pohukuje na głowie
brzuchatego samowara.
Nad brzegiem tego jeziora mieszkał od wielu lat
Rybak-Staruszek razem ze swą żoną. Mieli nędzną chatkę lepiankę, chlewik dla
świnki, pęknięte korytko i trochę starych sprzętów. Żona rybak - gruba i
zawzięta baba-Kopystnica, po całych dniach narzekała, że ją los pokarał
biednym mężem, ubogim życiem i lichym strojem. Rybak-Staruszek , choć i jemu
przecież bieda doskwierała, był pogodny i spokojny. Nie narzekał nigdy, a gdy
wypływał w swej lichej łódce na przestwór Bajkału, do chmur i słońca się
uśmiechał i nucił pod nosem pieśń:
Święty Bajkale, tyś królem mórz,
Nieś mą łupinę, ukołysz na fali.
Ryb mi nie żałuj, do brzegu mnie
puść,
Pozwól mi życie ocalić
Ale nadszedł czas tak zły, że i Rybak-Starusze
zaczął w głębi duszy na los narzekać. Wypłynął raz i sieci zarzucił - tylko
trawy podwodnej pęk wyciągnął. Wypłynął drugi raz - jeno rybkę zdechłą, przez
kiełże nadjedzoną. Wypłynął trzeci raz - sieci podarł, diabli wiedzą o co . A
w domu chmura i gruba Baba- Kopystnica drewnianą kopyścią wymachuje,
wrzeszczy, że nie ma co do garnka włożyć, losowi złorzeczy.
Wypłynął Rybak-Staruszek znów. I nic. Wypłynął
wreszcie siódmy raz. Ciągnie sieć. Coś się złapało. Trudno powiedzieć, żeby
duże było, ale złapało się i trzepocze ogonem, i błyszczy łuską złotą...
Rybak-Staruszek wybałuszył oczy. Trzymał w
spracowanej dłoni Złotą Rybkę, strojną w łuski ze szczerego złota, w
złocistej koronie na głowie. Mało tego, rybka przemówiła ludzkim głosem:
- Rybaku-Staruszku, proszę, wypuść mnie. Czego
zażądasz w zamiana, to się spełni. Jestem królową ryb i moje słowo to nie
dym, nie zwieje się, obiecuję.
Rybak-Staruszek podrapał się po głowie, podrapał po
brodzie. Czterdzieści lat ryby łowi, ale jak dotąd żadna do niego ludzką mową
się nie odezwała. Wreszcie zanurzył dłoń w zimnej, szmaragdowej wodzie i
wypuścił Złotą Rybkę.
- Bóg z tobą, nie trzeba mi twojego wykupu, płyń i
ciesz się życiem - odpowiedział rybce i pomachał jej na pożegnanie.
Rybka plusnęła ogonem i raz jeszcze przypomniała.
- Pamiętaj, moje słowa nie dym, nie rozwieje się.
Możesz prosić, o co chcesz.
I zniknęła w głębinach Bajkału.
Wrócił Rybak-Staruszek do swojej Baby-Kopystnicy.
Opowiedział jej o przygodzie, o tym, że ryba mówiła i obiecała życzenia
spełnić.
- Ale widzisz, żono tyle z dobrodziejstw Bajkału
korzystam, nie śmiałem wziąć nagrody - zakończył Rybak-Staruszek.
I struchlał, bo chmurna żona z drewnianą kopyścią ku
niemu skoczyła i nabiła mu potężnego guza.
- Oj, durak ty, durak! Niezdrowo tchórzliwa! Leć,
choć o nowe koryto ją poproś, bo nasz całkiem się rozpadło. Leć w te pędy,
powiadam, może jeszcze usłucha. Może jeszcze cię nie zapomniała - wrzeszczała
Baba-Kopystnica.
Struchlały Rybak-Staruszek pobiegł na brzeg Bajkału
i zawołał:
- Złota Rybko, Złota Rybko, przypłyń do mnie,
biednego, szybko!
- czego chcesz, dobry człowieku? - spytała Złota
Rybka, wynurzając się z toni.
Rybak-Staruszek opowiedział jej, co mu żona kazała
wyprosić, skłonił się niski i dodał, że jeśli z niczym wróci, to żona całkiem
się wścieknie i gotowa mu głowę kopyścią obić.
- Nie martw się, dobry człowieku,, wracaj z Bogiem
do domu - odrzekła Złota Rybka i plusnęła w głębiny.
Wrócił Rybak-Staruszek do swej chatki lepianki. A
tam Baba-Kopystnica nad nowiutkim korytem się dziwuje. Ale jak tylko ujrzała
męża, skoczyła ku niemu z pazurami.
- Durniu,durniu bosy! o koryto poprosiłeś? Dla
świni?! A dla nas co za korzyść? Leć gamoniu, z powrotem i o nową chatę dla
nas poproś, a porządna ma być, pobielona i z dachem miedzianym!
Rybak-Staruszek rad nie rad wrócił na brzeg Bajkału.
zawołał znów:
- Złota Rybko, Złota Rybko, przypłyń do mnie,
biednego, szybko!
I Złota Rybka ponownie wypłynęła na powierzchnię
szmaragdowej wody.
- Czego si potrzeba, staruszku? - spytała.
- Baba moja, żona znaczy, kazała mi poprosić o nową
chatę, pobieloną i z dachem miedzianym krytym - szepnął Rybak-Staruszek,
niemal płacząc za wstydu. Rybka popatrzyła na niego uważnie i powiedziała:
- Wracaj do domu. Chata stoi i czeka.
Wrócił Rybak-Staruszek do domu. Ale próżno starego
domu szukać. Po chatynce lepiance nawet ślad nie pozostał. W jej miejscu stoi
dom murowany, , wapnem pobielony, z kominem wysoko ponad dachem sterczącym, z
dachem strojnym w blachę miedzianą, wrota ma ciosane dębowe, w oknach szkło
przeczyste, nie jakieś tam rybie pęcherze. Słowem - dam jak się patrzy, w
sąsiednich wioskach takiego byś nie znał. Aż przyklęknął Rybak-Staruszek z
wrażenia.
- Jak tu żyć w takim przepychu? - jęknął.
A w środku Baba-Kopytnica pląsa, firanki przywiesza,
kufry przesuwa - gospodaruje na całego.
Wiele z tego gospodarzenia jednak nie było.
Już nazajutrz obudziła męża wrzaskiem:
- O nową chatę, durna głowo, poprosiłeś? Nie mogłeś
zażądać pałacu? Chcę być szlachcianką, chcę mieszkać jak żona prawdziwego
bojara! Zjeżdżaj mi nad wodę i o dwór bojarski poproś. A o służbie nie
zapomnij, bo sama przecież robić w nim nie będę!
Tak Baba-Kopystnica krzyczał do swojego męża, który
jeno zdołał koszulę na grzbiet nawlec, sabaty wrzucić i pobiegł przez
wydmy nada wodę.
Patrzy, a Złota Rybka czeka na niego.
- Tak mi się, że do mnie przybiegniesz, dobry
człowieku. Czy nowa chata jest brzydka albo za ciasna? - spytała.
Rybak-Staruszek padł na kolana w piasek złocisty.
- Złota Rybko, wybacz. Baba gnębi, krzyczy, teraz
chce za bojarską żonę uchodzić i pałacu żąda. Ot, do reszty zgłupiała.
- Nie zamartwiaj się, staruszku. Wracaj do żony -
powiedziała zniecierpliwionym tonem Złota Rybka i zanurkowała w wodę, która
jednak nie była już szmaragdowa, ale granatowa a fale podnosiły głowy coraz
wyżej i wyżej, a każda z nich miała srebrna koronę z piany i wiatru.
Nie podobało się to Rybakowi-Staruszkowi, że fale w
oczach rosną. "Niech tam, i tak dziś nie wypłynę na połów- pomyślał
sobie. I znów domu nie poznał. W miejscu chaty stanął dwór bojarski,
modrzewiowy, mnóstwem ganków, schodów otoczony. Służba się uwija, rozkazy
baby-Kopystnicy wykonuje, a ona sama, przystrojona w sobolowy płaszcz i
perłami wyszywany czepiec, złotymi pierścieniami na paluchach błyska. I
wrzeszczy na wszystkich, aż echo po wydmach niesie.
- Czy teraz, droga żono, jesteś zadowolona? - spytał
nieśmiało Rybak-Staruszek, ale Baba-Kopystnica tylko coś burknęła przez ramie
i zaraz kazała mu się wynosić do chlewika, świnie karmić. Sama obróciła się
na pięcie, zmiotła sukniami podłogę i poszła na pyszną ucztę, na srebrnych
jeść i z cynowych kielichów pić. Poszedł więc Rybak-Staruszek i zamieszkał ze
zwierzętami. Łodzi już wcale na wody Bajkału nie spychał, wstydząc się przed
Złotą Rybką i przed całym światem, że u własnej żony za pastuch służy.
Tymczasem Baba-Kopystnica w złoto i jedwabie się
stroiła, wielkimi saniami w cztery konie zaprzężonymi jeździła, a jak srebrny
talerz zbrudziła, nie kazała go myć jeno wyrzucała do śmieci. I wciąż
rozmyślała o tym, jak by tu jeszcze bogatszą się stać. Wreszcie wymyśliła i o
starym mężu sobie przypomniała.
Pójdziesz, stary do Rybki - powiedziała
Baba-Kopystnica bez wstępów , gdy słudzy przewlekli go z chlewika i do kolan
jej rzucili. - Carycą, uważasz, chcę zostać i mieć pałac, karetę poszóstne
konie zaprzężoną, własne wojsko i koronę - dodała i kazała sługom zawlec męża
nad wody Bajkału i tam pozostawić.
Rybak-Staruszek znękanym głosem zawołał:
- Złot Rybko, Złota Rybko, przypłyń do mnie,
biednego, szybko!
Patrzy, a woda Bajkału już nawet nie granatowa, ale
ciemnozielona. Fale z piany mają długie warkocze, a na czubku jednej z nich
Złota Rybka płynie i pyta:
- Czego tym razem pragnie twoja żona, staruszku?
- Carycą chce być, Złota Rybko - popłakał się
Rybak-Staruszek. Daruj, Złota Rybko, ja temu nie winien.
Złota Rybka plusnęła ogonem i zawołała:
- Wracaj, poczciwino, skąd przyszedłeś!
Wraca Rybak-Staruszek do dworu. Jaki dwór Pałac
prawdziwy stoi, zamek godny carycy, mury lśnią czerwienią cegły, w górze
złociste i kolorowe wieżyce-iglice, słudzy się uwijają, ucztę szykują, bydło
pędzą, beczki toczą. A kozacki rotmistrz oddział wojska na majdanie sprawia.
Baba-Kopystnica ucztuje, win, miodów z całego świata w złote puchary jej
nalewają, na złotych półmiskach mięsiwa leżą, kryształowym widelcem próbować
ich raczy. Na głowie korona... Caryca, prawdziwa caryca.
Ledwo się stary zbliżył, już go kozacy porwali i
przed oblicze carycy wiodą.
- Czego chcesz, żono? - Pyta Rybak-Staruszek,
onieśmielony bogactwem. A Baba-Kopystnica najprzedniejszych potraw próbuje,
nawet męża do stołu nie zaprosi. najdroższych win pociąga, mężowi nawet wody
dać nie każe.
- Pójdziesz do tej ryby po raz ostatni. I przykażesz
jej, że ma się u mnie na służbę stawić i do końca życia być mi posłuszną.
Taka jest moja wola i tak jej przykażesz - powiedziała Baba-Kopystnica i
skinęła na kozaków.
Zaląkł się Rybak-Staruszek nie na żarty. Zrozumiał,
że jak rozkazu nie spełni, to go kozacy na śmierć batami zasieką. Powlókł się
wiec ku wodom Bajkału.
- Złota Rybko, Złota Rybko, przypłyń do mnie,
biednego, szybko! - wyszeptał.
A Bajkał szalał wzburzony, fale w kolorze grafitu i
czerni obryzgiwały go pianą i niczym wściekłe psy rzucały mu się pod nogi.
- no i co tym razem? - spytała Złota Rybka,
wyjeżdżając na grzbiecie ogromnej czarnej fali.
- Moja żona oszalała, ot, baba przeklęta. Chce, byś
jej służyła do końca życia, byś jej rozkazy wypełniała. A jeśli cię o to nie
poproszę, kozacy batogami, grzbiet mi do krwi wygarbują - jęknął
Rybak-Staruszek.
Złota Rybka popatrzyła na niego popatrzyła na niego
i powiedziała cicho:
- Wracaj, dobry człowieku, do domu.
Powlókł się Rybak-Staruszek z powrotem, ale po
drodze minęła go ogromna czarnozielona fala. Dotarła do pałacu, na ucztę, do
kozaków i sług, do wieżyc-iglic i wojsk na majdanie. zabrała je na powrót ze
sobą, w otchłań Bajkału. a gdy Rybak-Staruszek dotarł na miejsce, zobaczył
dawną chatynkę lepiankę i żonę swoją, babę grubą i chmurną, siedzącą nad
pękniętym korytem.
I tak chciwość Baby-Kopystnicy została ukarana. A
Rybak-Staruszek znów mógł wypłynąć na fale Bajkału szukać ryb. i znów mógł
śpiewać ponad wodą swą pieśń:
Święty Bajkale, tyś królem mórz,
Nieś mą łupinę, ukołysz na fali.
Ryb mi nie żałuj, do brzegu mnie
puść,
Pozwól mi życie ocalić
I tylko Złotej Rybki nie spotkał już nigdy więcej.
Bajka rosyjska:))
|
Bajki krążą po świecie, w różne ksiąg układają się strony. Z ust rodzica, czy dziadka płynie ich przecudna melodia. Baju baj, baju baj gdy dziecięcą istotkę tuli kołderka, a w spokojnym śnie pojawia się obraz elfiej wróżki, która prowadzi w cudowny świat fantazji, baju baj, baju baj:))
Lanuszka
środa, 18 lipca 2012
O rybaku i złotej rybce
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz