Czy znacie
Kraków? A może mieszkacie w Krakowie? Jeżeli tak, to wiecie, że kiedy się idzie
od Rynku ulicą Floriańską, dochodzi się do starożytnej bramy murowanej, a za tą
bramą jest taka dzielnica Krakowa, która nazywa się: Kleparz.
Ale może nie
wiecie, że dawniej Kraków był znacznie mniejszy niż dzisiaj. Kończył się na
murach, które opasywały go dokoła. Brama Floriańska prowadziła właśnie na
zewnątrz tych murów, przez nią wychodziło się z Krakowa albo wchodziło d niego.
A kleparz, który zbudowano już za murami, był jakby oddzielnym miastem.
Podobno
Krakowianie i Kleparzanie kłócili się nieraz z sobą o różne rzeczy. Przede
wszystkim wiecie o co? O psy i koty!
- Pies, to
rozumiem: wierny stróż i przyjaciel człowieka - mówili mieszkańcy Krakowa. - A
kot to stworzenie fałszywe, chytre. To sobek i łasuch. Tu śmietanę zliże, tam
ściągnie słoninę...
- Oho, a psy
to nie łasują? - obruszali się Kleparzanie. - Jeszcze jak! Przy tym uszy bolą
od ich szczekania, pisku i wycia. Kot jest pożyteczny, bo łowi szczury. A pies
to leń, ani się o nie zatroszczy. toteż cały Kraków zaszczurzony, a nasze
piwnice i strychy są bezpieczne, bo wy hodujecie psy, a my koty.
- I cały
wasz Kleparz pachnie kotami, gdzie tylko się ruszyć - dogadywali Krakowianie.
Tak się
kłócili mieszkańcy Krakowa z mieszkańcami Kleparza.
Ale psy
i koty wcale się wtedy jeszcze nie kłóciły z sobą, przeciwnie, bardzo się
lubiły. Krakowskie psy biegały przez Bramę Floriańską do kotów, żeby się z nimi
bawić.
A kleparskie
koty robiły wycieczki do Krakowa, żeby odwiedzić psy. Odbywało się to co prawda
ukradkiem, bo krakowianie i kleparzanie patrzyli krzywym okiem na tę komitywę.
Co
dziwniejsze, to że koty żyły wówczas w zgodzie także z myszami. polowały tylko
na szczury i to im wystarczyło. Tym bardziej, że kleparzanie odżywiali swoich
ulubieńców smakołykami.
Kto z was
zna Kraków, ten wie, że pośrodku Rynku stoi tam piękny, duży budynek, który się
nazywa "Sukiennice", bo dawniej sprzedawano tam sukno. Po sukno i
inne towary zjeżdżali się ludzie z bliższych i dalszych okolic.
Rynek był
więc zastawiony straganami , na których przekupki sprzedawały najróżniejsze
rzeczy. Pośród straganów uwijały się psy. Z czasem tak się rozzuchwaliły, że
nie poprzestawały na tym, czym je częstowano , lecz zaczęły łasować ze
straganów. Sprzykrzyło się to wreszcie przekupom i zapowiedziały psom.
- Kochan
pieski, za dużo sobie pozwalacie. macie raz na zawsze skończyć te zbytki. Nie
wolno nic ściągać ze straganów ani z wozów. Tylko jeśli coś spadnie na ziemię,
wolno wam to zjeść, inaczej nie. Zapamiętajcie to sobie, bo kto nie usłucha,
będzie srodze ukarany.
Psy
zobaczyły, ze to nie przelewki, więc obiecały poprawę. Poprosiły tylko, żeby
kramarki dały im dokument na piśmie, że co spadnie na ziemię z wozu albo ze
straganu, to wolno psom zjeść. Przekupki się zgodziły. Pisarz ratuszowy wypisał
pięknie ten układ na pergaminie
i przyczepił
do niego pieczęć.
Psy
postanowiły dobrze schować swój dokument. Bo jakby kto zapomniał o tym
przywileju, trzeba mu będzie go pokazać, żeby przeczytał czarno na białym, do
czego krakowski psy maja prawo.
Zabiegły się
wszystkie nad łączkę pod Wawelem i tam nad Wisłą, gdzie najbezpieczniej będzie
ukryć drogocenny pergamin.
- Schowałbym
go w budzie - szczeknął Murzynek. - Cóż, kiedy moja buda zawsze otwarta. Jak
mnie nie ma, mógłby ktoś wziąć.
- moja buda
zacieka - tłumaczy się cygan.
- Psie budy
tu na nic - oświadczył Kruczek. - gdzie można w nich schować taki zwitek? Pod
słomą? Jak ludzie będą nam zmieniać słomę , razem z nią wyrzucą nasz dokument.
Niektóre psy
nie miały bud; ale w mieszkaniach tym bardziej nie było nigdzie takiego kącika,
dokąd człowiek by nie zajrzał.
Wreszcie
odezwał się Bryś mądrala:
- Wiecie co,
zaniesiemy nasz przywilej do kotów na przechowanie. koty znają najlepsze
kryjówki. Łażą po strychach, po piwnicach, nawet po dachach. Robią to cicho,
ukradkiem, trudno je wyśledzić. tam dokument będzie bezpieczny.
- Wyborna
myśl - zawołały inne psy. - Chodźmy na Kleparz! Ale przedtem przyrzeknijmy
sobie, że nie zdradzimy naszej tajemnicy przed obcymi.
Złożyły
uroczyście takie przyrzeczenie i poprosiły Brysia, żeby poszedł z pergaminem do
kleparskich kotów. "Gromadą lepiej tak nie iść, bo to zwróciło by
uwagę", mówiły.
Zanim
zamknięto na noc Bramę Floriańską, Bryś przemknął się na Kleparz. Kiedy
Koty dowiedziały się, o co chodzi, zebrały się na tajemną naradę.
Jeden kot,
który lubił polować na ptaki, miauknął, że za Kleparzem rośnie wypróchniała
wierzba i można by schować w pergamin w dziupli.
- a jak
piorun trzaśnie w wierzbę albo ludzie ją zrąbią albo ludzie ją zrąbią, to co -
miauknął inny kot. - Lepiej schowajmy w piwnicy.
- W
piwnicy zapleśnieje - miauknął trzeci. - Lepiej na strychu.
Postanowiły
ukryć pergamin na strych kamieniczki kleparskiego burmistrza. mruczek pobiegł
tam i schował przywilej pod samym dachem, za belką.
Minęło
dziesięć lat, pięćdziesiąt lat - sto lat.
Psy
sprawowały się grzecznie i nie łasowały. Przekupki karmiły je obficie, przy tym
w tłoku nieraz jaki smaczny kęs upadł na ziemię i pies go zjadł. Było mu
przecież wolno. Na wszelki wypadek psy mówiły swoim dzieciom o spisanym
układzie z kramarkami i gdzie on jest schowany. Trafiła się wreszcie skąpa
przekupka , której bułka spadła ze straganu w błoto. Obejrzała się , czy nikt
tego nie dostrzegł, i już, już miała schylić się po bułkę, żeby obetrzeć ją
fartuchem i położyć z powrotem na straganie, kiedy Bryś - a był to
praprapraprawnuk tamtego Brysia przyskoczył zwinnie i chciał jej porwać bułkę
sprzed nosa.
- ach, ty
lanco! - wrzasnęła przekupka i trzepnęła Brysia miotłą.
Bryś
odskoczył i pisnął oburzony:
- Przecież
co spadło, to nasze, taka była umowa.
- Nieprawda!
- Jak to nie
prawda? mamy przywilej na pergaminie.
- To mi go
pokaż, jakieś taki mądry, a tym czasem fora ze dwora! - krzyknęła
przekupka
i znów
zamachnęła się miotłą.
Bryś
opowiedział o tym swoim kolegom. Postanowiono odebrać od kotów dokument
i pokazać go
przekupce.
Bryś
przemknął więc Bramą Floriańską na Kleparz i poprosił koty, żeby oddały mu
przywilej prapraprapradziadków.
Koty też
opowiadały swoim dzieciom i wnukom, że psy oddały im na przechowanie taki
pergamin i że wisi on na strychu u burmistrza. Więc Mruczek - a był to
praprapraprawnukiem tamtego mruczka - pobiegł tam i zaczął szukać we wskazanym
miejscu.
Jakież było
jego przerażenie, kiedy zamiast pięknego zapieczętowanego pergaminu znalazł
tylko niedojedzony jego ogryzek i kawałek sznurka. Pergamin zjadły myszy.
Możecie
sobie wyobrazić, co się działo, kiedy krakowskie psy dowiedziały się o tym od
Brysia. Całą chmurą pognały do Kleparza, na rozprawę z kotami.
- To Nie
nasza wina, to wina myszy - piszczały przerażone koty, uciekając gdzie się
dało.
- A kto
obiecał pilnować? - ujadały psy.
No i dotąd
skończyła się zgoda. Teraz kot parska i zmyka na widok psa i pies goni kota.
A mysz przed
kotem umyka, bo wie, że kot chce ją ukarać.
Wieść o tej
przygodzie rozeszła się wszędzie i odtąd między psami, kotami i myszami na
całym świecie jest wojna.
Tak kończy
się baśń o krakowskich psach i kleparskich kotach. a jednak... jednak znałam
suczkę, która karmiła kocięta - sierotki. I widziałam psa i kota, które żyły w
takiej przyjaźni, ze kiedy szły spać, to kot zwijał się w kłębuszek tuż przy
nosie psa. Może zapomniały, jak to było z tym pergaminem zjedzonym przez myszy?
Nie przypominajmy o m lepiej. Może
z czasem
wszystkie psy i koty zapomną i będą żyły w zgodzie.
Bajka
polska:)
to jes gupie
OdpowiedzUsuńsam jesteś głupi a po drugie to naucz sie pisać
Usuńto jest ekstra
UsuńDużo błędów ortograficznych ocena to 3+
OdpowiedzUsuń