Lanuszka

Lanuszka
Lanuszka

sobota, 9 czerwca 2012

O wolarzu i czarodziejskiej prządce

 Żył raz sierota, który nie miał gdzie się podziać, więc mieszkał u starszego brata  i jego żony. Tamci byli chciwi i skąpi, karmili go odpadkami, chłopiec siedział w łachmanach. Sypiał w oborze na sianie.
Zresztą dobrze mu się tam spało, bo w oborze miał najlepszego przyjaciela, a był nim bawół.

Chłopiec głaskał go po kędzierzawym łbie, bawół trącał go ciepłym pyskiem i tak zasypiali obok siebie.
Nie rozstawali się także w dzień. Sierota prowadził bawołu do pracy, ale nigdy nie zapomniał paść go na najbujniejszym pastwisku. Latem dawał mu odpocząć pod drzewem w cieniu, kiedy skwar południowy najbardziej dokuczał, a sam przez ten czas odpędzał od przyjaciela bąki wachlarzem z liści. Zimą, kiedy pod drzewem hulał mroźny wiatr, chłopiec prowadził bawołu na odpoczynek w zaciszne miejsce między skałami.
Nikt nie wiedział, jakie ten chłopiec miał imię, może go wcale nie posiadał? Więc nazywano go: Wolarz. 
Wolarz nie miał z kim rozmawiać, odzywał się tylko do bawołu i śpiewał mu piosenki. Opowiadał mu o wszystkim, co mu się przydarzyło, i co by chciał mieć, i gdzie by chciał być. Bawół jakby rozumiał, ale nie mógł mu odpowiedzieć i to chłopca martwiło. Tak mijał rok za rokiem.
Kiedyś starszy brat zwołał Wolarz i powiedział: 
- Jesteś już dorosłym mężczyzną. Czas, żebyś nareszcie osiadł na swoim. Chcę się z tobą podzielić ojcowizną. dam ci bawołu i wóz na dwóch kołach, mnie wystarczy reszta gospodarki. sam widzisz, że daję ci to, co najlepsze.
Wolarz wcale tego nie widział, przeciwnie: widział, że brat zatrzymuje sobie dom z ogrodem i pole i mleczne bawolice. Ale nie kłócił się ze starszym, tylko pomyślał: "niechże tak będzie, przecież bawół to mój najlepszy przyjaciel i na nic innego bym go nie zamienił."
Założył bawołu do wozu i ruszył w świat.
Minęli wieś, przeszli przez ogromny, ciemny las. Za tym lasem były góry. Tam Wolarz się osiedlił. Rąbał drwa, zwoził je na targ w dolinę i zamieniał drwa na żywność. 
Po jakimś czasie wybudował sobie chatkę ze słomianym dachem i posiał przed nią parę grządek. Miał już teraz prawdziwy, własny dom z ogródkiem.
Pewnej nocy, kiedy wracał z lasu prowadząc bawołu, usłyszał jakiś głos obok siebie.
- Wolarzu, Wolarzu, Wolarzu!
Kto to mógł się odzywać?
Głos rozległ się po raz drugi - tuż, blisko. A nikogo nie było widać.
Wtem Wolarz zobaczył w świetle księżyca, że stary bawół zamyka i otwiera pysk. A więc to przyjaciel nareszcie przemówił! Wolarz tak się ucieszył, jakby mu podarowano coś najpiękniejszego.
- Jutro o zmierzchu idź zboczem góry aż do przełęczy - powiedział bawół. - Po drugiej stronie przełęczy skręć na prawo. Zobaczysz las, a w dole jezioro. Zejdź nad wodę, tam będą pływały wróżki. Znajdziesz ich szaty porozrzucane na brzegu, poszukaj sukienki z różowego jedwabiu i zabierz ją. ta wróżka, która cię poprosi, żebyś jej oddał sukienkę, zostanie twoją żoną.
Nazajutrz po południu Wolarz poszedł zboczem góry, minął przełęcz i las, aż zaszedł nad jezioro. 
Słońce właśnie zachodziło i na błękitnej wodzie błyszczały drobne, purpurowe zmarszczki jak łuski ryby. Wolarz schował się za krzakami i popatrzył. W jeziorze pluskały się prześliczne wróżki. 

Wysunął się ostrożnie, odnalazł różową sukienkę i znowu się ukrył.
Wróżki wyszły na brzeg. Jedna z nich zawołała:
- Śpieszmy się! Jeżeli nasza babka zauważy, żeśmy uciekły z nieba na ziemię, to nie wiem, co nam zrobi.
_ Ach, gdzie moja sukienka? - martwiła się inna wróżeczka, biegając to tu, to tam nad brzegiem jeziora. - Oddajcie mi sukienkę!
- Ja mam twoją sukienkę - zawołał Wolarz. - nie bój się, piękna panienko.
I rzucił jej szatę.
Wróżka się ubrała i usiał obok Wolarza. Inne wróżki odleciały już dawno, ona jednak rozczesywała długie, czarne włosy i rozmawiali. wolarz opowiedział jej o sobie i ona jemu o sobie.
- Jesteśmy wnuczkami Bogini Zachodu - mówiła wróżka. - Nasza babka zapędza nas wciąż do przędzenia i tkania. Chce mieć dużo, dużo różnobarwnego atłasu, przetykanego złotem i srebrem ja przędę i tkam najładniej, więc nazywają mnie Czarodziejką Prządką.
Podniosła rękę i zatoczyła nią koło w powietrzu.
- Widzisz, jak pięknie jest teraz, kiedy słońce zachodzi? - mówiła dalej. - To my utkałyśmy te wszystkie barwy, co świecą w górze. trzeba tych barw wiele, żeby przystroić całe niebo i wciąż potrzebne są nowe, inne co dzień, co godzinę. Toteż babka nie daje nam spocząć. Z całego świata nie widzę nic więcej, tylko rąbki snujących się po niebie obłoków przez wąskie okienko. 
Westchnęła. spojrzała na Wolarza i zobaczyła w jego oczach współczucie. Opowiadała dalej:
- Dzisiaj babcia usnęła po obiedzie. Skorzystałam z tego i namówiłam inne prządki, żebyśmy uciekły na ziemię. Chociaż na chwilę. Tu u was tak ślicznie, tak zabawnie, tak przyjemnie.
Wolarz powiedział nieśmiało:
- Piękna panienko, oboje umiemy pracować, może byłoby nam dobrze razem. Czy chcesz, żebyśmy byli mężem i żoną?
Wróżka pomyślała chwilę i zgodziła się.
Odtąd Wolarz pracował w polu i w lesie, a wróżeczka przędła i tkała. Dobrze im się żyło. Urodził im się synek, potem córeczka.
Wróżka opowiadała dzieciom liczne bajki o niebieskich prządkach, o słońcu, księżycu i gwiazdach.
- ale ja wole mieszkać z ludźmi - mówiła. - Wole mieć was, moi kochani, i pracować z waszym ojcem, niż tkać atłasy uwięziona u babki. Tutaj strumyk szemrze tak słodko i wiatr szepcze po między liśćmi.
Jednakże Czarodziejska Prządka wzdychała czasem ukradkiem. Bała się, co zrobi Bogini Zachodu, jeżeli odnajdzie jej kryjówkę. Ale z nikim o tym nie mówiła. Pewnego dnia, kiedy Wolarz pasł starego bawoła, ten przemówił znów do niego:
- Na ziemi już ci pomóc nie mogę, musimy się z sobą pożegnać . Kiedy umrę, zakop moje ciało, ale przedtem zdejmij ze mnie skórę i schowaj starannie.
Wolarz, jego żona i dzieci serdecznie żałowali przyjaciela i płakali po nim. Zakopali jego ciało, a skórę schowali, jak przykazał.
A co się działo tymczasem w niebie?
Kiedy Bogini Zachodu zbudziła się z drzemki, była zdziwiona, że jest tak cicho. Rozejrzała się; nie ma wróżek przy warsztatach! Strasznie się rozgniewała.
Rozgniewała się jeszcze bardziej, kiedy prządki wróciły z kąpieli i okazało się, że brakuje najzręczniejszej. 
- Chociażby się ukryła w rozpadlinach niebosiężnej góry Tajszan albo na wyspach koralowych pośrodku oceanu - zawołała babka - i tak odnajdę krnąbrną dziewczynę! 
Rozesłała niebieskich wojowników na wszystkie strony, ale daremnie szukali prządki przez kilka lat.
Wreszcie wypatrzyli ją w chacie Wolarza. Wtedy Bogini Zachodu sama pośpiesznie sfrunęła n ziemię.
Wolarz pracował w polu i nie widział, kiedy stara chwyciła jego żonę. Syn uczepił się jej sukni, chciał matkę zatrzymać i krzyczał ze wszystkich sił. Bogini Zachodu odepchnęła malca tak gwałtownie, że chłopiec upadł, a wicher uniósł babkę i wnuczkę. Czarodziejska prządka zdążyła tylko krzyknąć do dzieci:
- Zawołajcie ojca!
Synek pobiegł co prędzej do niego, krzycząc i płacząc. Wolarz pobiegł do chatki, ale był już za późno. Zobaczył tylko tkackie czółenko między nićmi nie dokończonej tkaniny, ryż gotujący się w garnku na ogniu i płaczącą córeczkę na progu. Czarodziejska prządka zniknęła. 
Wolarz szybko zarzucił na plecy bawolą skórę. Posadził dzieci do dwóch koszyków i uczepił te koszyki u boku końców bambusowego pręta, a pręt przewiesił przez ramię. 
Skoro tylko wyszedł z chatki, zerwała się straszliwa wichura i uniosła ich wszystkich w powietrze. Gwizdała i m w uszach, niosła wyżej i wyżej, aż im dech zamierał w piersiach. Wreszcie Wolarz zobaczył w dali swoją żonę i jej starą babkę. 
- Lecę ci pomóc - zawołał do Czarodziejskiej prządki.
Wtem Bogini Zachodu wyciągnęła z włosów szpilkę z drogocennego, zielonego kamienia i nakreśliła nią w powietrzu długą linię. W tej samej chwili szeroka, spieniona, biała rzeka zagrodziła drogę Wolarzowi.
Odtąd w każdą pogodna noc ludzie widzą na niebie Mleczną Drogę. 
Wolarz stanął z dziećmi na jednym brzegu, a Czarodziejska Prządka na drugim. między nimi płynęła nieprzebyta mleczna rzeka.

Widzimy ich z ziemi, błyszczą nam jak gwiazdy. Jedną z tych gwiazd nazywamy Altair, a drugą - Wega. Poproście uczonych ludzi, to je wam pokażą. Altair to Wolarz, a Wega - jego żona.
Kiedy babka znów kazała wnuczce tkać, prządka ta płakała, że łzy zalewały jedwabie, i gasiły na nich barwy. Więc Bogini Zachodu powiedziała:
- Jeżeli będziesz przędła i tkała tak ładnie, jak dawniej, to raz na rok, siódmego dni siódmego miesiąca według kalendarza księżycowego, pozwolę ci spotkać się z mężem i z dziećmi.
Odtąd tego dnia prawie nie widać gołębi na ziemi. Wiecie dlaczego? Bo wszystkie gołębie już od rana odlatują w daleką drogę. Robią z siebie most na d niebieską rzeką, żeby rodzina Wolarza mogła się spotkać.
Jeżeli chcecie wiedzieć, o czym oni szepczą na moście  w noc radosnego spotkania, to wyjdźcie do ogrodu, ukryjcie się pod drzewem winorośli i posłuchajcie. 

Bajka chińska:))

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz