Lanuszka

Lanuszka
Lanuszka

środa, 6 czerwca 2012

Kopciuszek – Barani Kożuszek

Na skraju lasu stała chatka ze strzechą sczerniałą od starości, a w tej chatce mieszkała wdowa z trzema córkami. Nie byłoby tam tak ubogo, gdyby starsze dziewczęta chciały przyłożyć się do pracy. Ale one tylko mizdrzyły się przed lustrem, wysypiały się i kłóciły o to, która z nich wyjdzie za mąż za królewicza.
Cała robota spadła na najmłodszą siostrę, bo ich matka była stara i chora.
Ale starsze nie były jej wdzięczne za to, że dla wszystkich gotuje i sprząta. Jeszcze wyśmiewały się z niej i przezywały ją kopciuszkiem. Bo krzątając się przy kuchni bywała czasem zasmolona, kiedy dmuchał kominem, a dym cofał się do izby.
Jakoś na wiosnę matka zachorowała i umarła.
Zaledwie córki ja pochowały - chatka spłonęła od pioruna. Udało im się uratować z pożaru tylko matczyną skrzynię. W tej skrzyni matka chowała świąteczny przyodziewek i trochę grosza na czarną godzinę. Prawie wszystko córki wydały na pogrzeb, a resztą pieniędzy i odzieżą matki podzieliły się dwie starsze. Najmłodszej dały tylko stary matczyny kożuszek. Kiedy się w niego ubrała, śmiały się z niej i wołały:
- Ależ z ciebie strojna pani! Prawdziwy Kopciuszek - Barani Kożuszek. Poszły trzy siostry szukać służby. Starsze pobiegły prosto do królewskiego pałacu. każda myślała, że zostanie damą dworu i królewicz zaraz się w niej zakocha. Ale zgodzono je tylko na pokojówki.
Najmłodsza szła lasem powolutku i popłakiwała z żalu za matką i za rodzinną chatą.
Wtem zobaczyła, że coś bielej na mchu pośród polany. Podeszła i przekonała się, że to końska czaszka biała od starości. 
Pomyślała: "biedne konisko służyło pewno ludziom aż do śmierci, a nikt go nie pochował".
Wygrzebała dołek na środku polany i ułożyła w nią końską czaszkę. Usypała nad nią kopczyk ziemi, okryła go mchem i poszła dalej.
Za lasem szukała służby po chatach, ale nikt jej nie potrzebował. zaszła więc i ona wreszcie do królewskiego pałacu.
Okazało się, że pomywaczka kuchenne właśnie wyszła za mąż, więc wzięto Kopciuszka na jej miejsce. Zabrała się zaraz do zmywania naczyń.
Niezadługo przybiegła do kuchni wystrojona jej najstarsza siostra po bułeczki dla królewicza. Udała, że nie zna Kopciuszka.
Potem wpadła druga siostra po kawę dla królewicza i popatrzyła na kopciuszka tak, jakby go widziała po raz pierwszy w życiu.
"Kiedy się mnie wstydzą, nie odezwę się do nich, niech nikt nie wie, że to moje siostry", pomyślała najmłodsza. Westchnęła tylko i zmywała dalej.
Zdarzyło się któregoś dnia, że królewicz zawołał przez okno: 
- Niech mi kto przyniesie kubek wody!
Kopciuszek przechodził właśnie pod oknem, niosąc do kuchni dwie konwie wody ze źródła. pobiegł prędko po srebrny kubek, nalał pysznej, zimnej wody i podał ją królewiczowi.
Ale ten pochwycił kubek, chlusnął wodą w twarz Kopciuszka i zawołał:
- Precz stąd, kuchenny kocmołuchu! Mam dworzan na swoje usługi!
Przykro zrobiło się Kopciuszkowi, bo on przecież chciał dogodzić mu jak najlepiej. Połykając łzy wrócił do kuchni, skończył zmywanie i pobiegł do lasu wypłakać się w samotności.
Przypadkiem trafił na tę samą polanę, na której kiedyś pogrzebał końską czaszkę.
O dziwo! - w miejscu, gdzie usypał kopczyk, wyrósł wspaniały dąb złotolistny i świecił wśród innych drzew jak zorza. 


Kiedy dziewczyna stanęła przed nim zdumiona, dąb zaszumiał złotymi liśćmi:
- Zlitowałaś się nad porzuconą czaszką biednego zwierzęcia i pochowałaś ją w ziemi razem ze złotą żołędzią i chcę ci się odwdzięczyć. Jeżeli będziesz kiedyś potrzebowała pomocy, zapukaj w moją korę trzy razy i powiedz te słowa:
Złoty dębie, otwórz się
Złoty dębie, poratuj mnie!
Pośród gałęzi rozległo się gruchanie gołębi;
- My ci także pomożemy.
Te obietnice pocieszyły Kopciuszka, przestał płakać i wrócił do pałacu.
Nazajutrz była niedziel i Kopciuszek chciał pójść do kościoła. Ale królowa postawiła przed nim garniec maku zmieszany z popiołem i powiedziała: 
- Pamiętaj, żebyś mi przedtem wybrała czysty mak i nie zgubiła ani jednego ziarnka!
Królowa wróciła do swoich komnat, siostry Kopciuszka zaczęły stroić się do kościoła, a ona sama zabrała się do przebierania maku. Ciężko jej było na sercu, bo wiedziała, że tej robocie na czas nie wydoła.

 

Wtem zleciały się do maku trzy siew gołębie. Dziewczyna się przestraszyła, bo myślała, że chcą go wydziobać. Ale gołębie zaczęły wybierać mak z garnka do pustej donicy tak zręcznie i szybko, że niebawem został w garnku sam popiół. 
Kopciuszek uszczęśliwiony podziękował gołębiom i pobiegł do lasu. Robota była skończona, więc mógł wybrać się do kościoła.
Zapukał trzy razy w korę złotego dębu i zawołał:
- Złoty dębie, otwórz się
Złoty dębie, poratuj mnie! 
O dziwo - pień się rozstąpił i utworzyła się w nim szeroka szczelina, przez którą ze środka świecił blask. Z tej szczeliny wyjechałam malowana kareta zaprzężona w sześć koni, a za nią wygalowani słudzy wynieśli kufer. ustawili go pod dębem i podali kopciuszkowi klucz. otworzył kufer, wyjął z niego prześliczną srebrną szatę i prześliczna srebrne pantofelki. Przebrał się za pniem dębu, wsiadł do karety i pojechał do kościoła.
Królewicz od razu Kopciuszka zauważył, ale go nie poznał w tej pięknej, strojnej pani.
Po skończeniu nabożeństwa wysłał marszałka dworu, żeby się dowiedział, kto to taki i skąd przyjeżdża.
Kopciuszek właśnie wsiadał do karety, kiedy podszedł marszałek z zapytaniem.
Odpowiedziała mu ze śmiechem:
- Nazwiska nie mam żadnego, a przyjechałam z tego kraju, w którym dziewczętom oblewają twarz wodą.
Kareta odwiozła ją do dębu, a tam strojna pani przebrała się z powrotem w kożuszek i wróciła do kuchni zmywać naczynia.
Wieczorem słyszała, jak jej siostry rozmawiały z zazdrością na korytarzu o pięknej nieznajomej. Uśmiechnęła się i pomyślała: "  co by było, gdyby wiedziały, że to ja!"
Po kilku dniach zdarzyło się, że królewicz pilny list i potrzebował piasku, żeby posypać nim ten list i wysuszyć atrament, bo nie znano jeszcze wtedy bibuły. 
Kopciuszek usłyszał pierwszy wołanie królewicza i przyniósł zaraz spodeczek pełen złotego, suchutkiego piasku.
Ale królewicz cisnął w niego tym spodeczkiem, aż mu oczy zasypał piasek i zawołał:
- Znowu tu jesteś? Marsz do kuchni!
Przykro zrobiło się Kopciuszkowi. Przemył oczy w strumyku i wrócił do garnków. 
W następną niedzielę królowa kazała przebrać aż dwa garnce maku.
I znów pomogły mu gołębie, a od dębu dostał jeszcze piękniejszą szatę, całą złocistą i pantofelki też złote.
Gdy po skończonym nabożeństwie marszałek dworu zapytał, skąd przybywa, odpowiedziała:
- Z tego kraju, w którym dziewczętom sypia piasek w oczy.
Minęło znów kilka dni. Pewnego wieczoru po skończonej robocie Kopciuszek usłyszał, że słowik śpiewa w sadzie. Przypomniał sobie rodzinną chatkę, bo tam o tej porze tak śpiewał słowik w zaroślach.
Niewiele myśląc, wybiegł do sadu i szedł ścieżką w stronę, skąd dolatywał śpiew.
Nie wiedział, że królewicza także słowik wywabił z pałacu i spotkali się na tej ścieżce. Królewicz trzasną Kopciuszka biczem po krzyży i zakrzyknął gniewnie:
- Ustąp mi drogi, barani kożuchu!
Kopciuszek wrócił do swojej izdebki i długo nie mógł zasnąć, tylko płakał w ciemnościach.
Przyszła znów niedziela. Królowa nie wiedziała, w jaki sposób Kopciuszek tak szybko przebrał mak, i chciała się przekonać, co też potrafi, więc dał tym razem trzy garnce do przebrania.
Ale gołąbki i z tym dały sobie szybko radę, a kopciuszek pobiegł znów do lasu.
Nie mógł zapomnieć, jak to królewicz uderzył go biczem i chciał tej niedzieli ukazać mu się jeszcze bardziej wspaniale. Stuknął więc trzy razy w korę dębu i powiedział: 
- Złoty dębie, otwórz się,
Złoty dębie, poratuj mnie!
Daj mi powóz najpiękniejszy,
Daj mi orszak najstrojniejszy,
Daj mi szaty najbogatsze,
Niech królewicz na mnie patrzy.
Dąb się otworzył, wyjechała z niego złota kareta zaprzężona w śnieżnobiałe konie, a kufrze Kopciuszek znalazł suknię i trzewiki naszywane klejnotami tak gęsto, że aż iskrzyły się tęczowymi ogniami.
Tym razem królewicz postanowił dowiedzieć się koniecznie, kim jest piękna nieznajoma.
Zanim wyszła z kościoła, kazał wylać beczkę smoły przed progiem, żeby w niej ugrzęzła i nie mogła przejść.
Ale ona nie dał się schwytać. Przebiegła prędko przez smolną kałużę, utkwił w niej tylko jeden jej pantofelek. 

 

Wskoczyła do karety, wychyliła się przez okno i zawołała do królewskich dworzan, którzy za nią gonili:
- Powiedzcie waszemu panu, że przyjechałam z tego kraju, w którym niedobry królewicz smaga dziewczęta biczykiem!
Śnieżnobiałe rumaki uniosły złocistą karetę.
Kiedy przyjechała do złotego dębu, zaprząg znikł, ale kopciuszkowi zostały wspaniałe szaty i jeden pantofelek.
Zakryła baranim kożuszkiem suknię naszytą klejnotami, pantofelek schowała w zanadrze i wróciła do pałacowej kuchni.
Tymczasem królewskiego rozkazu szukano wszędzie pięknej nieznajomej. nie znaleziono jej w mieście ani w okolicy, więc królewicz kazał przeszukać pałac.
Piekło go wspomnienie słów pięknej pani, które mu powtórzono. Któż to podpatruje, co on robi, i potem szydzi sobie z niego? 
Zawołano wszystkie dworki i pokojowe, kazano im przymierzyć usmolony pantofelek. Siostry kopciuszka robiły, co mogły, żeby go włożyć, ale żadna nie mogła wcisnąć na swoją stopę, taki był mały i zgrabniutki.
Już się wydało, że właścicielka trzewika nie znajdzie się nigdzie, kiedy królowa przypomniała sobie o Kopciuszku i rozkazała:
- Przyprowadźcie mi tu młodą pomywaczkę z kuchni. To z pewnością nie jej pantofelek, ale skoro wszystkie dziewczęta, go przymierzają, niech przymierzy i ona.
sprawdzono kopciuszka. On zgrabną stopkę wsunął w trzewiczek - i drugi wydobył z zanadrza. 
Zdjął kożuszek, zaiskrzyły się klejnoty, a on rzekł:
- Chciałam ci, panie, dogodzić, a ty wodą chlusnąłeś mi w twarz. Potem sypnąłeś mi piaskiem w oczy. Potem trzepnąłeś mnie biczem po baranim kożuszku, który jest mi pamiątką po mamusi nieboszczce, gdyby nie to, że ci się ukazałam w pięknych szatach, gardził byś dalej pomywaczką. Odejdę stąd i nigdy więcej nie wrócę.
Królewicz upadł jej do nóg zawstydzony i zaczął ją przepraszać. Gdy wreszcie uzyskał przebaczenie Kopciuszka, ucałował ręce swojej matki i zawołał;
- Tylko ją chcę mieć za żonę! nie odmawiaj, matko, swego błogosławieństwa.
Wtedy rozległ się w sieni krzyk. To starsze siostry Kopciuszka podsłuchiwały pod drzwiami. Kiedy usłyszały, że królewicz chce się z nią ożenić, uciekły z pałacu, krzycząc ze złości i wyrywając sobie włosy z głowy, Nie wróciły już nigdy.
Kopciuszek wyszedł za mąż za królewicza, żyli z sobą długo i szczęśliwie.
pod złotym dębem młoda królowa postawiła kaplicę na podziękowanie Bogu.

Bajka polska:))

1 komentarz:

  1. Cześć Marcowa :) - znajoma przysłała mi wczoraj link na stronę pewnego pana a tam opowieść o rozdwojeniu linii czasowych, może już niebawem będziemy tam gdzie chcemy? https://7krokowzahoryzont.pl/dieter-broers-mocny-przekaz-na-teraz/

    OdpowiedzUsuń