Na
skraju lasu stała chatka ze strzechą sczerniałą od starości, a w
tej chatce mieszkała wdowa z trzema córkami. Nie byłoby tam tak
ubogo, gdyby starsze dziewczęta chciały przyłożyć się do pracy.
Ale one tylko mizdrzyły się przed lustrem, wysypiały się i
kłóciły o to, która z nich wyjdzie za mąż za królewicza.
Cała
robota spadła na najmłodszą siostrę, bo ich matka była stara i
chora.
Ale
starsze nie były jej wdzięczne za to, że dla wszystkich gotuje i
sprząta. Jeszcze wyśmiewały się z niej i przezywały ją
kopciuszkiem. Bo krzątając się przy kuchni bywała czasem
zasmolona, kiedy dmuchał kominem, a dym cofał się do izby.
Jakoś
na wiosnę matka zachorowała i umarła.
Zaledwie
córki ja pochowały - chatka spłonęła od pioruna. Udało im się
uratować z pożaru tylko matczyną skrzynię. W tej skrzyni matka
chowała świąteczny przyodziewek i trochę grosza na czarną
godzinę. Prawie wszystko córki wydały na pogrzeb, a resztą
pieniędzy i odzieżą matki podzieliły się dwie starsze.
Najmłodszej dały tylko stary matczyny kożuszek. Kiedy się w niego
ubrała, śmiały się z niej i wołały:
-
Ależ z ciebie strojna pani! Prawdziwy Kopciuszek - Barani Kożuszek.
Poszły trzy siostry szukać służby. Starsze pobiegły prosto do
królewskiego pałacu. każda myślała, że zostanie damą dworu i
królewicz zaraz się w niej zakocha. Ale zgodzono je tylko na
pokojówki.
Najmłodsza
szła lasem powolutku i popłakiwała z żalu za matką i za rodzinną
chatą.
Wtem
zobaczyła, że coś bielej na mchu pośród polany. Podeszła i
przekonała się, że to końska czaszka biała od starości.
Pomyślała:
"biedne konisko służyło pewno ludziom aż do śmierci, a nikt
go nie pochował".
Wygrzebała
dołek na środku polany i ułożyła w nią końską czaszkę.
Usypała nad nią kopczyk ziemi, okryła go mchem i poszła dalej.
Za
lasem szukała służby po chatach, ale nikt jej nie potrzebował.
zaszła więc i ona wreszcie do królewskiego pałacu.
Okazało
się, że pomywaczka kuchenne właśnie wyszła za mąż, więc
wzięto Kopciuszka na jej miejsce. Zabrała się zaraz do zmywania
naczyń.
Niezadługo
przybiegła do kuchni wystrojona jej najstarsza siostra po bułeczki
dla królewicza. Udała, że nie zna Kopciuszka.
Potem
wpadła druga siostra po kawę dla królewicza i popatrzyła na
kopciuszka tak, jakby go widziała po raz pierwszy w życiu.
"Kiedy
się mnie wstydzą, nie odezwę się do nich, niech nikt nie wie, że
to moje siostry", pomyślała najmłodsza. Westchnęła tylko i
zmywała dalej.
Zdarzyło
się któregoś dnia, że królewicz zawołał przez okno:
-
Niech mi kto przyniesie kubek wody!
Kopciuszek
przechodził właśnie pod oknem, niosąc do kuchni dwie konwie wody
ze źródła. pobiegł prędko po srebrny kubek, nalał pysznej,
zimnej wody i podał ją królewiczowi.
Ale
ten pochwycił kubek, chlusnął wodą w twarz Kopciuszka i zawołał:
-
Precz stąd, kuchenny kocmołuchu! Mam dworzan na swoje usługi!
Przykro
zrobiło się Kopciuszkowi, bo on przecież chciał dogodzić mu jak
najlepiej. Połykając łzy wrócił do kuchni, skończył zmywanie i
pobiegł do lasu wypłakać się w samotności.
Przypadkiem
trafił na tę samą polanę, na której kiedyś pogrzebał końską
czaszkę.
O
dziwo! - w miejscu, gdzie usypał kopczyk, wyrósł wspaniały dąb
złotolistny i świecił wśród innych drzew jak zorza.
Kiedy
dziewczyna stanęła przed nim zdumiona, dąb zaszumiał złotymi
liśćmi:
-
Zlitowałaś się nad porzuconą czaszką biednego zwierzęcia i
pochowałaś ją w ziemi razem ze złotą żołędzią i chcę ci się
odwdzięczyć. Jeżeli będziesz kiedyś potrzebowała pomocy,
zapukaj w moją korę trzy razy i powiedz te słowa:
Złoty
dębie, otwórz się
Złoty
dębie, poratuj mnie!
Pośród
gałęzi rozległo się gruchanie gołębi;
-
My ci także pomożemy.
Te
obietnice pocieszyły Kopciuszka, przestał płakać i wrócił do
pałacu.
Nazajutrz
była niedziel i Kopciuszek chciał pójść do kościoła. Ale
królowa postawiła przed nim garniec maku zmieszany z popiołem i
powiedziała:
-
Pamiętaj, żebyś mi przedtem wybrała czysty mak i nie zgubiła ani
jednego ziarnka!
Królowa
wróciła do swoich komnat, siostry Kopciuszka zaczęły stroić się
do kościoła, a ona sama zabrała się do przebierania maku. Ciężko
jej było na sercu, bo wiedziała, że tej robocie na czas nie
wydoła.
Wtem
zleciały się do maku trzy siew gołębie. Dziewczyna się
przestraszyła, bo myślała, że chcą go wydziobać. Ale gołębie
zaczęły wybierać mak z garnka do pustej donicy tak zręcznie i
szybko, że niebawem został w garnku sam popiół.
Kopciuszek
uszczęśliwiony podziękował gołębiom i pobiegł do lasu. Robota
była skończona, więc mógł wybrać się do kościoła.
Zapukał
trzy razy w korę złotego dębu i zawołał:
- Złoty
dębie, otwórz się
Złoty
dębie, poratuj mnie!
O
dziwo - pień się rozstąpił i utworzyła się w nim szeroka
szczelina, przez którą ze środka świecił blask. Z tej szczeliny
wyjechałam malowana kareta zaprzężona w sześć koni, a za nią wygalowani słudzy wynieśli kufer. ustawili go pod dębem i podali
kopciuszkowi klucz. otworzył kufer, wyjął z niego prześliczną
srebrną szatę i prześliczna srebrne pantofelki. Przebrał się za
pniem dębu, wsiadł do karety i pojechał do kościoła.
Królewicz
od razu Kopciuszka zauważył, ale go nie poznał w tej pięknej,
strojnej pani.
Po
skończeniu nabożeństwa wysłał marszałka dworu, żeby się
dowiedział, kto to taki i skąd przyjeżdża.
Kopciuszek
właśnie wsiadał do karety, kiedy podszedł marszałek z
zapytaniem.
Odpowiedziała
mu ze śmiechem:
-
Nazwiska nie mam żadnego, a przyjechałam z tego kraju, w którym
dziewczętom oblewają twarz wodą.
Kareta
odwiozła ją do dębu, a tam strojna pani przebrała się z powrotem
w kożuszek i wróciła do kuchni zmywać naczynia.
Wieczorem
słyszała, jak jej siostry rozmawiały z zazdrością na korytarzu o
pięknej nieznajomej. Uśmiechnęła się i pomyślała: " co
by było, gdyby wiedziały, że to ja!"
Po
kilku dniach zdarzyło się, że królewicz pilny list i potrzebował
piasku, żeby posypać nim ten list i wysuszyć atrament, bo nie
znano jeszcze wtedy bibuły.
Kopciuszek
usłyszał pierwszy wołanie królewicza i przyniósł zaraz
spodeczek pełen złotego, suchutkiego piasku.
Ale
królewicz cisnął w niego tym spodeczkiem, aż mu oczy zasypał
piasek i zawołał:
-
Znowu tu jesteś? Marsz do kuchni!
Przykro
zrobiło się Kopciuszkowi. Przemył oczy w strumyku i wrócił do
garnków.
W
następną niedzielę królowa kazała przebrać aż dwa garnce maku.
I
znów pomogły mu gołębie, a od dębu dostał jeszcze piękniejszą
szatę, całą złocistą i pantofelki też złote.
Gdy
po skończonym nabożeństwie marszałek dworu zapytał, skąd
przybywa, odpowiedziała:
-
Z tego kraju, w którym dziewczętom sypia piasek w oczy.
Minęło
znów kilka dni. Pewnego wieczoru po skończonej robocie Kopciuszek
usłyszał, że słowik śpiewa w sadzie. Przypomniał sobie rodzinną
chatkę, bo tam o tej porze tak śpiewał słowik w zaroślach.
Niewiele
myśląc, wybiegł do sadu i szedł ścieżką w stronę, skąd
dolatywał śpiew.
Nie
wiedział, że królewicza także słowik wywabił z pałacu i
spotkali się na tej ścieżce. Królewicz trzasną Kopciuszka biczem
po krzyży i zakrzyknął gniewnie:
-
Ustąp mi drogi, barani kożuchu!
Kopciuszek
wrócił do swojej izdebki i długo nie mógł zasnąć, tylko płakał
w ciemnościach.
Przyszła
znów niedziela. Królowa nie wiedziała, w jaki sposób Kopciuszek
tak szybko przebrał mak, i chciała się przekonać, co też
potrafi, więc dał tym razem trzy garnce do przebrania.
Ale
gołąbki i z tym dały sobie szybko radę, a kopciuszek pobiegł
znów do lasu.
Nie
mógł zapomnieć, jak to królewicz uderzył go biczem i chciał tej
niedzieli ukazać mu się jeszcze bardziej wspaniale. Stuknął więc
trzy razy w korę dębu i powiedział:
-
Złoty dębie, otwórz się,
Złoty
dębie, poratuj mnie!
Daj
mi powóz najpiękniejszy,
Daj
mi orszak najstrojniejszy,
Daj
mi szaty najbogatsze,
Niech
królewicz na mnie patrzy.
Dąb
się otworzył, wyjechała z niego złota kareta zaprzężona w
śnieżnobiałe konie, a kufrze Kopciuszek znalazł suknię i
trzewiki naszywane klejnotami tak gęsto, że aż iskrzyły się
tęczowymi ogniami.
Tym
razem królewicz postanowił dowiedzieć się koniecznie, kim jest
piękna nieznajoma.
Zanim
wyszła z kościoła, kazał wylać beczkę smoły przed progiem,
żeby w niej ugrzęzła i nie mogła przejść.
Ale
ona nie dał się schwytać. Przebiegła prędko przez smolną
kałużę, utkwił w niej tylko jeden jej pantofelek.
Wskoczyła
do karety, wychyliła się przez okno i zawołała do królewskich
dworzan, którzy za nią gonili:
-
Powiedzcie waszemu panu, że przyjechałam z tego kraju, w którym
niedobry królewicz smaga dziewczęta biczykiem!
Śnieżnobiałe
rumaki uniosły złocistą karetę.
Kiedy
przyjechała do złotego dębu, zaprząg znikł, ale kopciuszkowi
zostały wspaniałe szaty i jeden pantofelek.
Zakryła
baranim kożuszkiem suknię naszytą klejnotami, pantofelek schowała
w zanadrze i wróciła do pałacowej kuchni.
Tymczasem
królewskiego rozkazu szukano wszędzie pięknej nieznajomej. nie
znaleziono jej w mieście ani w okolicy, więc królewicz kazał
przeszukać pałac.
Piekło
go wspomnienie słów pięknej pani, które mu powtórzono. Któż to
podpatruje, co on robi, i potem szydzi sobie z niego?
Zawołano
wszystkie dworki i pokojowe, kazano im przymierzyć usmolony
pantofelek. Siostry kopciuszka robiły, co mogły, żeby go włożyć,
ale żadna nie mogła wcisnąć na swoją stopę, taki był mały i
zgrabniutki.
Już
się wydało, że właścicielka trzewika nie znajdzie się nigdzie,
kiedy królowa przypomniała sobie o Kopciuszku i rozkazała:
-
Przyprowadźcie mi tu młodą pomywaczkę z kuchni. To z pewnością
nie jej pantofelek, ale skoro wszystkie dziewczęta, go przymierzają,
niech przymierzy i ona.
sprawdzono
kopciuszka. On zgrabną stopkę wsunął w trzewiczek - i drugi
wydobył z zanadrza.
Zdjął
kożuszek, zaiskrzyły się klejnoty, a on rzekł:
-
Chciałam ci, panie, dogodzić, a ty wodą chlusnąłeś mi w twarz.
Potem sypnąłeś mi piaskiem w oczy. Potem trzepnąłeś mnie biczem
po baranim kożuszku, który jest mi pamiątką po mamusi
nieboszczce, gdyby nie to, że ci się ukazałam w pięknych szatach,
gardził byś dalej pomywaczką. Odejdę stąd i nigdy więcej nie
wrócę.
Królewicz
upadł jej do nóg zawstydzony i zaczął ją przepraszać. Gdy
wreszcie uzyskał przebaczenie Kopciuszka, ucałował ręce swojej
matki i zawołał;
-
Tylko ją chcę mieć za żonę! nie odmawiaj, matko, swego
błogosławieństwa.
Wtedy
rozległ się w sieni krzyk. To starsze siostry Kopciuszka
podsłuchiwały pod drzwiami. Kiedy usłyszały, że królewicz chce
się z nią ożenić, uciekły z pałacu, krzycząc ze złości i
wyrywając sobie włosy z głowy, Nie wróciły już nigdy.
Kopciuszek
wyszedł za mąż za królewicza, żyli z sobą długo i szczęśliwie.
pod
złotym dębem młoda królowa postawiła kaplicę na podziękowanie
Bogu.
Bajka
polska:))
Cześć Marcowa :) - znajoma przysłała mi wczoraj link na stronę pewnego pana a tam opowieść o rozdwojeniu linii czasowych, może już niebawem będziemy tam gdzie chcemy? https://7krokowzahoryzont.pl/dieter-broers-mocny-przekaz-na-teraz/
OdpowiedzUsuń