Dawno temu, kiedy na Rusi panował kniaź Włodzimierz, a na ziemi ruskiej rodzili się ludzie, co siłę mieli w pięści i rozum w głowie, ale nigdy na odwrót, zdarzyło się wszystko, co tu zostało spisane.
W małym siole niedaleko grodu Murom żyło sobie małżeństwo. Gdy urodził im się syn Ilia, ich radość trwała krótko. Okazało się bowiem, że chłopiec, choć zdrów, chodzić sam nigdy nie będzie. Nogi miał bezwładne, pełzał na brzuchu przy ziemi. Chodzili do znachorów, chodzili do bab-czarownic. Chodzili, nic nie wychodzili.
Ilia z bezwładnymi nogami przeżył trzydzieści lat. Pełzał po ziemi jak jaszczurka, zawsze był jej blisko, nauczył się jej zapachów, sygnałów, mądrości i cierpliwości. Wyrósł na pięknego, silnego mężczyznę. Zostawiali go rodzice na przyzbie, żeby chaty pilnował i siekierką brzozowe polana na szczapki łupał. Siedział więc dumny młodzieniec, za kluczami żurawi tęsknie spoglądał, mgły poranne na palce nawijał i łowił w uszy daleki poszum zielonych staroruskich lasów, starszych niż ludzka pamięć i wielkich jak świat. Raz Ilia siedział na przyzbie, a skwar taki z nieba płynął, że powietrze nad piaszczystą drogą drgało jak woda wiosłem zmącona. Z tego zmęczenia wyłoniło się dwóch starców z siwymi brodami zatkniętymi za pasy. Przywitali Ilię i obok niego na ławie spoczęli.
- daj nam, młodzieńcze, wody albo piwa, bośmy strudzeni - poprosili.
- Oto mój dzban - odpowiedział Ilia i podął im czerwony gliniak, w którym miał zapas wody na cały dzień.
- Jeśli ci wypijemy, z pragnienia zemdlejesz - powiedzieli.
- Do potoku się dowlokę, a nie uda się to rodzice mnie odratują - odpowiedział Ilia.
Staruszkowie wypili całą wodę z dzbana.
- Teraz idź do piwnicy i przynieś sagan brzozowego soku - poprosili.
- Jakże zejdę do piwnicy, kiedy nogi mam niewładne?
- Pójdź powiadamy. Nie udawaj przed nami.
Wstał Ilia na równe nogi, pierwszy raz w życiu. Poczuł, że go niosą, że go dźwigają, że są sprężyste i jego woli posłuszne. Popędził do piwnicy po drabinie tak swobodnie, jakby to co dzień robił.
- Pijecie, czcigodni wędrowcy, ja waszym dłużnikiem jestem - zawołał.
- Nie, Ilia, ty pij pierwszy - poprosili starcy.
Ilia wypił trzy hausty. W głowie mu się zakręciło.
- Teraz słuchaj, Ilia, masz moc ogromną, ale używaj jej mądrze. Bezbronnego człowiek nie krzywdź, Sołowieja-Rozbójnika pokonaj, bogactwem gardź, pychy się wystrzegaj. Jeśli to spełnisz, nigdy nie zginiesz w walce. A żebyś mógł czynów wielkich dokonać, musisz znaleźć rumaka bojowego, którego od śmierci uratujesz - powiedzieli mu wędrowcy.
Wstali i poszli dalej, aż gorące powietrze całkiem ich rozwiało.
Rodzice na widok ozdrowiałego syna płakali ze szczęścia. Potem płakali z żalu, kiedy im powiedział, że musi udać się na wędrówkę po Rusi i ze swej mocy poczynić użytek.
Nazajutrz Ilia wybrał się na spacer i natknął się na chłopa, który chromego źrebaka okładał kijem tak, że konik już prawie padł. odebrał źrebca chłopu, kopiejkę wykupnego dał i tak zwierzęciu życie uratował.
W małym siole niedaleko grodu Murom żyło sobie małżeństwo. Gdy urodził im się syn Ilia, ich radość trwała krótko. Okazało się bowiem, że chłopiec, choć zdrów, chodzić sam nigdy nie będzie. Nogi miał bezwładne, pełzał na brzuchu przy ziemi. Chodzili do znachorów, chodzili do bab-czarownic. Chodzili, nic nie wychodzili.
Ilia z bezwładnymi nogami przeżył trzydzieści lat. Pełzał po ziemi jak jaszczurka, zawsze był jej blisko, nauczył się jej zapachów, sygnałów, mądrości i cierpliwości. Wyrósł na pięknego, silnego mężczyznę. Zostawiali go rodzice na przyzbie, żeby chaty pilnował i siekierką brzozowe polana na szczapki łupał. Siedział więc dumny młodzieniec, za kluczami żurawi tęsknie spoglądał, mgły poranne na palce nawijał i łowił w uszy daleki poszum zielonych staroruskich lasów, starszych niż ludzka pamięć i wielkich jak świat. Raz Ilia siedział na przyzbie, a skwar taki z nieba płynął, że powietrze nad piaszczystą drogą drgało jak woda wiosłem zmącona. Z tego zmęczenia wyłoniło się dwóch starców z siwymi brodami zatkniętymi za pasy. Przywitali Ilię i obok niego na ławie spoczęli.
- daj nam, młodzieńcze, wody albo piwa, bośmy strudzeni - poprosili.
- Oto mój dzban - odpowiedział Ilia i podął im czerwony gliniak, w którym miał zapas wody na cały dzień.
- Jeśli ci wypijemy, z pragnienia zemdlejesz - powiedzieli.
- Do potoku się dowlokę, a nie uda się to rodzice mnie odratują - odpowiedział Ilia.
Staruszkowie wypili całą wodę z dzbana.
- Teraz idź do piwnicy i przynieś sagan brzozowego soku - poprosili.
- Jakże zejdę do piwnicy, kiedy nogi mam niewładne?
- Pójdź powiadamy. Nie udawaj przed nami.
Wstał Ilia na równe nogi, pierwszy raz w życiu. Poczuł, że go niosą, że go dźwigają, że są sprężyste i jego woli posłuszne. Popędził do piwnicy po drabinie tak swobodnie, jakby to co dzień robił.
- Pijecie, czcigodni wędrowcy, ja waszym dłużnikiem jestem - zawołał.
- Nie, Ilia, ty pij pierwszy - poprosili starcy.
Ilia wypił trzy hausty. W głowie mu się zakręciło.
- Teraz słuchaj, Ilia, masz moc ogromną, ale używaj jej mądrze. Bezbronnego człowiek nie krzywdź, Sołowieja-Rozbójnika pokonaj, bogactwem gardź, pychy się wystrzegaj. Jeśli to spełnisz, nigdy nie zginiesz w walce. A żebyś mógł czynów wielkich dokonać, musisz znaleźć rumaka bojowego, którego od śmierci uratujesz - powiedzieli mu wędrowcy.
Wstali i poszli dalej, aż gorące powietrze całkiem ich rozwiało.
Rodzice na widok ozdrowiałego syna płakali ze szczęścia. Potem płakali z żalu, kiedy im powiedział, że musi udać się na wędrówkę po Rusi i ze swej mocy poczynić użytek.
Nazajutrz Ilia wybrał się na spacer i natknął się na chłopa, który chromego źrebaka okładał kijem tak, że konik już prawie padł. odebrał źrebca chłopu, kopiejkę wykupnego dał i tak zwierzęciu życie uratował.
Konik pod troskliwą ręką Ilii rósł w oczach i szybko zmienił się w silnego rumaka. A gdy raz, wracając z pastwiska, wygrzebał kopytami dół, w którym ukryte były: pancerz, miecz i łuk z kołczanem pełnym strzał, Ilia zrozumiał, że pora ruszać w świat. Pożegnał rodziców i ruszył przed siebie, by się do kniazia Włodzimierza w Kijowie na służbę zaciągnął.
Jechał Ilia kilka dni, aż dotarł do Czernihowa. Z dala już słyszał, jak matka Ziemia jęczy pod butami okrutnych najeźdźców, ujrzał, że gród oblegli Tatarzy i chcą miasto zdobyć, a ludność w jasyr wziąć. Dobył miecz i sam jeden ruszył na nich. Kruszyły się zakrzywione szable o pancerz Ilii Muromca, tatarskie strzały w locie mieczem przecinał. Kiedy już nie było z kim walczyć, a wdzięczni mieszkańcy ofiarowali mu złoto.
- Jadę do kniazia Włodzimierza. a złota nie chcę. Moim skarbem jest matka Ziemia - odpowiedział Ilia Muromiec i zażądał, by mu najkrótszą drogę do Kijowa wskazali.
- Nie chcesz złota, sokole, herosie dumny, przyjmij dobrą radę. najkrótszą drogą nie przejedziesz, bo tam ma kryjówkę Sołowiej-Rozbójnik. Podróżnych porywa, żywcem na pół rozcina i pożera - poradzili mu czernihowianie.
Podziękował Ilia Muromiec i ruszył najkrótszą drogą do Kijowa. przed wieczorem ujrzał około dwudziestu ogromnych, rosnących obok siebie dębów. Wielki drzewa były u dołu ściśnięte żelazną obręczą, na chłop wysoką, a w górze splecione konarami. Była to forteca Sołowieja-Rozbójnika. Potwór z daleka dojrzał Ilię Muromca , wychylił się zza konarów i potężnie gwizdnął, a brzmiał to tak straszliwie, że wszyscy podróżni zwykle mdleli. Wtedy Sołowiej-Rozbójnik, nie śpiesząc się, zbierał pomdlałych ludzi, a potem żywcem ich rozcinał i pożerał.
Teraz, gdy gwizdnął, zachwiał się rumak pod Ilią, a jemu samemu w uszach aż zaświszczało. Dobył Ilia z chlebaka trochę ziemi czarnej, zatkał nią uszy sobie i rumakowi. Potem spokojnie wyciągnął łuk. Sołowiej-Rozbójnik ryczał, ale na próżno. Pierwsza strzała trafiła w żelazną obręcz, która pękła, a dęby rozłożyły się jak płatki kwiatu. Sołowiej-Rozbójnik zleciał na ziemię i wtedy dostał druą strzałą prosto w oko. Ilia Muromiec przytroczył potwor do siodła i ruszył dlej do Kijowa.
Dotarł Ilia Muromie do Kijowa. Przez złotą bramę przejechał, na dziedzińcu zamku konia zostawił i wszedł na dwór kniazia Włodzimierza. Pokłonił się nisko kniaziowi i księżnej.
- Ktoś ty i skąd przybywasz? - spytał kniaź Włodzimierz.
- Jestem Ilia Muromiec. Przyjechałem co ciebie, kniaziu, na służbę.
- Którędy do mnie jechałeś? - spytał kniaź Włodzimierz.
- Z Czernichowa, najprostszą drogą - odpowiedział Ilia.
Wszyscy dworacy i rycerze zaczęli śmiać się i szydzić:
- Kłamie, kniaziu, każ go kijami obić.Gdyby jechał najkrótszą drogą Sołowiej-Rozbójnik by go zjadł.
- Prawdę mówią. jakże mogę ci ufać? Gdybyś jechał, jak mówisz, już byś był martwy - powiedział kniaź.
Ilia bez słowa podszedł do okna i wskazał w dół. Wyjrzał kniaź, wyjrzeli wszyscy, zobaczyli na dziedzińcu, że do rumak trup Sołowiej-Rozbójnika jest przytroczony. Uradował się kniaź, ucieszyli się jego dworacy i rycerz. zaraz zarządzili wieka ucztę na złotych talerzach. Ale przy stole kniazi mogli siedzieć tylko wysoce urodzeni szlachcice. Ilia Muromiec wywodził się z chłopów, więc jemu dali jeść w stajni. Jeszcze się uczta nie skończyła , gdy oto na dwór kniazi przybył wysłannik Tatarów.
- Idzie tu cała Złota Orda pod wodzą mocarza Idola-Pohańca. Dacie złoto i niewolników, to wrócimy. Nie dacie, to was wymordujemy - powiedział posłaniec.
Rycerze ze strachu wypuścili z rąk włócznie. Dworzanie zbledli, a kobiety pomdlały. Wszyscy błagać zaczęli: "Poddajmy się!".
- Jadę kniaziu, tam Tatarzy czekają! - zawołał Ilia Muromiec. - który z nich na ruskiej ziemi stopą stanie, w tej ziemi już swe kości zostawi. - dodał.
wskoczył na konia i ruszył na wschód. Wpadł na obozowisko tatarów i krzyknął:
- Ha, pohańcy, mało wam było pod Czernichowem? Teraz dostaniecie resztę!
I rzucił się na nich niczym oskół drapieżny. Mocarza Idola-Pohańca pięścią w ziemię wbił aż po pachy i mieczem głowę mu ściął. Na ten widok cała Złota Orda z krzykiem przerażenia uciekła z ziemi ruskiej i jeszcze przez sto pięćdziesiąt lat bała się nawet zbliżyć do niej.
Tymczasem gdy na pole bitwy dojechali kniaziowi rycerze, zobaczyli, że już wszystko załatwione, i popędzili do Kijowa. Tam opowiedzieli kniaziowi jak dzielnie odparli atak Tatarów.
- A Ilia Muromiec? - spytał kniaź Włodzimierz.
- Był z nami, coś tam mieczem pomachał, ale mocniejszy on w gębie niż w polu - skłamali.
I kniaź Włodzimierz dla nich ucztę zwycięską wyprawił.
gdy Ilia Muromiec powrócił do Kijowa z głową Idola-Pohańca nabitą na lancę, ujrzał, że kniaź Włodzimierz już cały dzień ucztuje z rycerzami, a oni przechwalają się, jak to ojczyznę obronili i Tatarów pokonali. Heros rozzłościł się, skrzyknął gawiedź, sługi i parobków i powiedział:
- Oto tchórzom dano jadło i wina, mnie nawet nie podziękowano, a więc ja chłopski syn, was dziś na ucztę zapraszam.
To mówiąc, wydobył strzałę z kołczana, naciągnął łuk i tak puścił strzałę, że strącił trzy pozłacane kopuły z książęcych wież. Kopuły spadły na ziemię, a złote odłamki zasłały cały dziedziniec. Gawiedź rzuciła się, wyzbierała wszystkie kawałeczki i pobiegła kupić sobie za to jedzenia i wina. A Ilię Muromca zaprowadzono przed oblicze kniazia Włodzimierza. Tam heros rzucił mu do stóp włócznie z zatkniętą głową Idola-Pohańca.
- Prawda to, nie oni zwyciężyli Tatarów, ale ty - przyznał kniaź.
Ale był zły na Ilię za zniszczenie złotych kopuł, postanowił więc wysłać herosa w drogę do przeznaczenia i w ten sposób nagrodzić go i jednocześnie ukarać. Kazał mu jechać zaczarowaną ścieżką, aż dojedzie do wielkiego kamienia o trzech bokach. Tam Ilia miał zdecydować, którą drogą odjedzie z Kijowa. Na każdej z nich czar jakiś był nałożony, a przez to na wszystkie drogi ruskie rzucona klątwa niebezpieczna.
Ilia Muromiec pojechał kamienistą ścieżką aż do kamienia o trzech bokach. Każdy wskazywał jedną drogę i miał na sobie napis: "Kto pojedzie w prawo - będzie zabity, kto pojedzie w lewo - będzie żonaty, a kto pojedzie prosto- będzie bogaty".
Ilia pojechał w prawo. zaraz dotarł do polany, na której siedziało pod dębem dwudziestu rozbójników. Zerwali się z miejsca i chcieli zabić herosa. Ilia napiął łuk i strzelił w pień dębu z taką siłą, że z pnia odleciało dwadzieścia wielkich drzazg, a każda z nich trafiła jednego rozbójnika w samo serce. Ilia wrócił i na kamieniu napisał: "Ilia Muromiec pojechał na prawo i nie został zabity".
Skręcił w lewo i wieczorem dotarł do zameczku. Mieszkała tam Księżniczka-Zwodnica, która każdego zalotnika kładła na swym łożu, a ono nagle się otwierali i nieszczęśnik spadał do lochu. Ilia sam rzucił dziewczynę na łóżko i patrzył, jak spada do lochu. Potem uwolnił z piwnicy wielu swych poprzedników, a Księżniczkę - Zwodnicę kazał i m w lochu zostawić, by już nikogo nie skrzywdziła. Wrócił do kamienia i napisał na nim: "Ilia Muromiec skręcił w lewo i nie jest żonaty".
Potem pojechał prosto. Trzecia droga zaprowadziła do do wysokiej wierzy. wszystkie komnaty wypełniono tu szczelnie złotem, ale kto napakował sobie mi kieszenie, robił się tak ciężki, że złoto jak bagno ściągało go na dno i nieszczęśnik topił się w nim. Ilia wzruszył tyko ramionami i wyszedł, a wtedy wieża z chrzęstem rozpadła się i pochłonęła ją ziemia. Ilia wrócił na rozstaje dróg i wyrył w kamieniu: "Ilia Muromiec pojechał prost i nie stał się bogaty".
I w ten sposób odczarował ze złych mocy wszystkie ruskie drogi. a potem ruszył dalej w świat, pomagać ludziom. A dopóki żył, przez sto pięćdziesiąt lat, spokój był na Rusi i porządek. Dlatego, choć od tamtej pory minęło już tysiąc lat a okładem, Ilię Muromca sławią pieśni i legendy, a co w nich zapisano, jest szczerą prawdą. A co w nich zapisano już się nie przypomni. Chyba, że wsłuchacie się w poszum zielonych staro ruskich lasów, starszych niż pamięć i wielkich jak świat.
Bajka rosyjska:))
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz