Lanuszka

Lanuszka
Lanuszka

piątek, 6 maja 2016

Imbryk


Był sobie pewnego razu imbryk do herbaty, dumny z porcelany, z której był zrobiony, dumny ze swojej wysmukłej szyi i z dużego ucha. Miał on szyję z przodu, ucho z tyłu i o tym wciąż mówił. Nie mówił zaś nigdy o pokrywce, która była stłuczona  i sklejona, co było wielkim brakiem, a niechętnie mówi się o swych brakach, inni to przecież robią za nas. Filiżanki, garnuszek do śmietanki i cukiernica, cały serwis do herbaty - całe to towarzystwo zwracało uwagę na pęknięcie pokrywki i rozmawiali o tym więcej niż o pięknym uchu i niezwykłej szyi; imbryk do herbaty wiedział o tym dobrze.
- Znam ich - mówił sam do siebie. - Znam także dobrze moje wady i uznaję je, na tym właśnie polega pokora i skromność. Wszyscy mamy wady, ale posiadam także i zalety. Filiżanki mają uszka, cukiernic ma pokrywkę, a ja mam jedno i drugie i jeszcze w dodatku coś z przodu, czego oni nie posiadają - szyję, która sprawia, że jest królem stołu. Cukiernicy i garnuszkowi do śmietanki przypadło w udziale być służebnymi dobrego smaku, ale ja jestem tym szczodrym władcą, rozdaję błogosławieństwo łaknącej ludzkości: w moich wnętrznościach chińskie listeczki rozpuszczają się w gotowanej, pozbawionej smaku wodzie.
Wszystko to mówił imbryk, kiedy był beztroski i młody. Stał na nakrytym stole, podnosiła go w górę delikatna rączka, ale delikatna rączka okazała się niezręczna, imbryk upadł na ziemię, szyjka się stłukła, stłukło się ucho, o pokrywie nie ma co gadać, dość się już o niej mówiło. Imbryk leżał zemdlony na podłodze, wrzątek wyciekał z niego. Spotkał go ciężki los, ale najsmutniejsze było to, że śmiali się z niego, a nie z niezręcznej dłoni, która go upuściła na ziemię.
- Nigdy nie będę się mógł pozbyć tego wspomnienia - mówił imbryk później, opowiadając dzieje swojego życia. - Nazywali mnie inwalidą, postawili w kącie, a na drugi dzień podarowali kobiecie, która żebrała o łyżkę skromnej strawy. Zszedłem do rzędu nędzarzy, stałem bez użytku w kącie. Ale kiedy tak stałem, zaczęło się dla mnie lepsze życie. Jest się czymś jednym, a nagle staje się zupełnie czym innym. Napełniono mnie ziemią, ale imbryka znaczy to, to samo co pogrzeb, lecz do ziemi włożono cebulkę kwiatu, kto ją tam włożył, kto mi ją podarował - nie wiem, ale był to dla mnie dar, wynagrodzenie za chińskie listki i wrzątek, za stłuczone ucho i szyję. Cebulka leżała w ziemi, leżała we mnie, stała się moim sercem, moim żywym sercem, a przecież nigdy przedtem nie miałem takiego serca. Wstąpiło we mnie życie i siły. Puls bił, cebulka wypuściła pędy. Można było pęknąć od rozsadzających uczuć i myśli. Wyrósł z niej kwiat, patrzyłem na niego, dźwigałem go. Patrząc na jego piękno, sam zapomniałem o sobie; to prawdziwe błogosławieństwo zapomnieć przez innych o sobie. Kwiat nie dziękował mi za to, nie myślał o mnie. Podziwiali go i chwalili. Byłem taki szczęśliwy, że jemu jest dobrze. Pewnego dnia usłyszałem, jak mówiono, że kwiat zasługuje na lepszą doniczkę. Rozbito mnie na dwoje. Bolało to okropnie, ale kwiat dostał lepszą doniczkę, a mnie wyrzucono na podwórze, gdzie leżę jako stara skorupa - ale zostało mi wspomnienie, którego nikt nie może wydrzeć. 

Hans Christian Andersen:))    

czwartek, 5 maja 2016

Królowa Śniegu - opowiadanie siódme

Co się działo w pałacu Królowej Śniegu i co się później stało



Ściany pałacu były zrobione ze śnieżnej zawiei, a okna i drzwi z ostrych wiatrów. Było tam przeszło sto sal, zależnie od tego, jak zawiał śnieg. Największa sala rozciągała się na wiele mil, wszystkie oświetlało silne światło zorzy polarnej. Były wielkie, puste, lodowato zimne i błyszczące. Nie panowała tu nigdy radość, nie odbył się tu nawet ani razu bal niedźwiedzi, na którym mógł zagrać wicher i gdzie by białe niedźwiedzie mogły chodzić na tylnych nogach i popisać się swoimi dobrymi manierami. Nie było tu nigdy towarzyskich zabaw, ani otwierania paszcz i bicia łapami, białe lisice nie plotkowały tu nigdy przy herbacie. Puste, wielkie i zimne były sale Królowej Śniegu. Zorza północna świeciła się tak równomiernie, że można było według jej światła oznaczyć, kiedy znajdowała się na najwyższym punkcie, a kiedy na najniższym. Pośrodku pustej, nieskończonej, śnieżnej sali znajdowało się zamarznięte jezioro, które popękało na tysiące kawałków, ale jeden kawałek był podobny do drugiego, był to prawdziwe dzieło sztuki. Pośrodku tego jeziora siadywała Królowa Śniegu, wtedy gdy była w domu i wówczas mówiła, że siedzi zwierciadle rozsądku i że to jest jedyne, i najlepsze zwierciadło na świecie.
Kay był zupełnie siny z mrozu, ale nie spostrzegł tego wcale, gdyż Królowa Śniegu odjęła mu swym pocałunkiem wrażliwość na zimno, a jego serce stało się kawałkiem lodu. Chodził i zbierał płaskie, ostre kawałki lodu, które składał w ten sposób, aby coś z nich wyszło, zupełnie tak samo jak my, kiedy z kawałków drzewa składamy figury, co się nazywa chińską grą. Kay układał najkunsztowniejsze wzory, był to lodowa łamigłówka. W jego oczach figury te były nadzwyczajne i niezwykłej wagi, przyczyniała się do tego okruch szkła, który miał w oku. Kay składał całe figury, które tworzyły napisy, ale nie udało mu się ułożyć słowa, na którym mu właśnie zależało. Słowem ty była "Wieczność", a Królowa Śniegu oświadczyła:
- Jeżeli uda ci się ułożyć to słowo, staniesz się zupełnie niezależny, podaruję ci cały świat i na dodatek parę nowych łyżew. - Ale Kay nie mógł w żaden sposób ułożyć tego właśnie słowa.
- Teraz pomknę sobie daleko do ciepłych krajów - powiedziała Królowa Śniegu - chcę zajrzeć raz do tych czarnych garnków. - Miała na myśli góry ziejące ogniem, które się nazywają Etna i Wezuwiusz. - Pobielę je trochę. To im się należy, zresztą wyjdzie to na dobre cytryną i winogronom. - i Królowa Śniegu odfrunęła, a Kay został zupełnie sam w olbrzymiej lodowej sali, przyglądał się kawałkom lodu i myślał, myślał, aż coś w nim zatrzeszczało, siedział zupełnie sztywno i cicho, mogło się zdawać, że zamarzł.
Wtedy właśnie Gerda weszła przez wielkie wrota do pałacu. Wiały właśnie ostre wichry, ale dziewczynka odnalazła wewnętrzny spokój i wtedy wiatry ułożyły się, jakby chciały spać, a dziewczynka weszła do wielkiej, pustej, zimnej sali. Zobaczyła Kaya, poznała go, rzuciła mu się na szyję, objęła go mocno i zawołała:
- Kay, dorgi Kay! Nareszcie cię odnalazłam! 
Ale on siedział zupełnie cicho i sztywny z zimna.
Wtedy Gerda zapłakała gorącymi łzami, które spłynęły na jego pierś, dostały się aż do jego serca, roztopiły kawałki lodu i wchłonęły okruszynę szkła. Kay spojrzał na nią, a ona zaśpiewała mu pieśń:

Różyczki tak pięknie kwitną w dolinie,
Pójdę pokłonić się bożej Dziecinie.

Wtedy Kay wybuchnął płaczem i odłamek szkła wypadł mu z oka, poznał Gerdę i zawołał radośnie:
- Gerdo, kochana Gerdo! Gdzieś była tak długo? I gdzie ja byłem? - Rozejrzał się wokoło. - Jakże tu zimno. Jak pusto i rozlegle.
I przytulił się mocno do Gerdy, a ona śmiała się i płakała z radości. Było to takie piękne, że nawet kawałki lodu zaczęły tańczyć z radości, a kiedy się zmęczył i położyły, utworzyły właśnie te litery, o których mówiła Królowa Śniegu, że jeżeli Kay je ułoży, stanie się niezależnym panem, a ona podaruje mu cały świat i parę nowych łyżew.
Gerda pocałowała go w policzki, które zaróżowiły się. Całowała jego oczy, które zabłysły tak jak jej oczy, całowała jego ręce i nogi, które stały się mocne i zdrowe. Gdyby Królowa Śniegu nawet teraz wróciła, to i tak słowo wyzwalające Kaya wypisane było błyszczącymi kawałkami lodu.
A oni wzięli się za ręce i wywędrowali z wielkiego pałacu, rozmawiali o babce i o różach kwitnących wysoko na dachu. Wszędzie, gdzie przechodzili, układały się wiatry do spoczynku i ukazywało się słońce. Kiedy przyszli do krzaka z czerwonymi jagodami, stał tam ren i czekał. Obok niego stał drugi młody ren, o pełnych wymionach. dał dzieciom ciepłego mleka i ucałował je. Potem reny niosły Gerdę i Kaya najpierw do Finki, gdzie ogrzali się w ciepłej izbie i otrzymali wskazówki na drogę powrotną, potem do Laponki, która uszyła im nowe ubrania i przygotowała swoje sanki do drogi.
Oba reny skakały obok sań i dotrzymywały im towarzystwa, aż do granic kraju. Kiełkowała tam pierwsza zieleń. Wtedy pożegnali się z renami i Laponką. 
- Bądźcie zdrowi - powiedzieli wszyscy.
Pierwsze małe ptaszki zaczęły ćwierkać, drzewa miały zielone pączki i z lasu wyjechała na wspaniałym koniu, którego Gerda znała (był to jeden z koni zaprzęgniętych do złotej karety), dziewczynka w jaskrawoczerwonej czapce na głowie i z pistoletem za pasem. Była to mała rozbójniczka, której znudziło się w domu i chciała pojechać na północ, a w razie gdyby jej się tam nie spodobało, wybrałaby się w innym kierunku. Poznała od razu Gerdę i Gerda ją również poznała. Ucieszyły się bardzo.
- Ładny z ciebie nicpoń, że się tak po świecie włóczysz - powiedziała do Kaya - chciałbym wiedzieć, czy zasługujesz na to, żeby z twojego powodu pędzić na koniec świata.
Ale Gerda pogłaskała ją po twarzy i spytała o księcia i księżniczką.
- Pojechali do obcych krajów - powiedziała rozbójniczka.
- A wrona? - spytała Gerda.
- Wrona umarła - odpowiedziała dziewczynka. - Oswojona małżonka została wdową, nosi opaskę z czarnej krepy na nodze i skarży się żałośnie. Ale opowiedz lepiej, jak tobie się powiodło i jak go odnalazłaś.
Wtedy Gerda i Kay opowiedzieli wszystko.
- Tara-ra, ta-ra-ra! - zawołała mała rozbójniczka, schwyciła oboje za ręce i obiecała, że o ile kiedyś będzie przejeżdżała przez ich miasto, przyjdzie do nich w odwiedziny. Potem pojechała w daleki świat, a Kay i Gerda poszli trzymając się za ręce, a gdy tak szli, zrobiła się cudna wiosna, wszystko kwitło i zieleniało. dzwony biły i dzieci poznały wszystkie wieże i wielkie miasto. Było to miasto, w którym mieszkali Poszli przez ulice aż do drzwi babki, weszki na schody i znaleźli się w pokoju, gdzie wszystko stało na tym samym miejscu co dawniej, a zegar mówił: tik,tak! i wskazówki poruszały się, ale przechodząc przez drzwi, spostrzegli, że byli już dorosłymi ludźmi. Róże na rynnie dachu kwitły i zaglądały w otwarte okna - stały tam małe, dziecinne krzesełka. Kay i Gerda usiedli na nich i wzięli się za ręce. Zapomnieli jak o złym śnie, o zimnej, pustej wspaniałości Królowej Śniegu. Babka siedziała w jasnym blasku słońca i czytała: "A jeśli nie staniecie się jako dzieci nie osiągniecie Królestwa Bożego." 
A Kay i Gerda spojrzeli sobie w oczy i nagle zrozumieli starą pieśń:

        Różyczki tak pięknie kwitną w dolinie,
Pójdę pokłonić się bożej Dziecinie.

Siedzieli więc oboje, dorośli, a jednak jak dzieci w sercach i było lato gorące, błogosławione lato.

Hans Christian Andersen:))

poniedziałek, 2 maja 2016

Królowa Śniegu - opowiadanie szóste

Laponka i Finka 


Zatrzymali się przed małym, bardzo nędznym domkiem. Dach pochylał się aż do ziemi, a drzwi były tak niskie, że mieszkańcy musieli pełzać na czworaka chcąc wejść lub wyjść. W domu nie było nikogo prócz starej Laponki, która stojąc przy lampie tranowej, smażyła rybę. Ren opowiedział całą historię Gerdy, ale najpierw swoją własną, bo uważał, że ta jest o wiele ważniejsza, a Gerda była tak zmarznięta, że nie mogła wcale mówić.
- Ach, moi drodzy - powiedziała Laponka. - Macie jeszcze daleką drogę przed sobą. Musicie przebiec jeszcze przeszło sto mil równiną Finmarku, aż tam, gdzie rozsiadła się Królowa Śniegu i puszcza co wieczór bengalskie ognie. Napiszę parę słów na wysuszonym dorszu, nie mam papieru, a chcę napisać do Finki, tam na północy, on da wam lepsze wskazówki niż ja.
Kiedy Gerda ogrzała się, najadła i napiła, Laponka napisała na wysuszonym dorszu parę słów, kazała Gerdzie dobrze tego pilnować, przywiązała ją znowu do rena, który pędził razem z nią. "Fut, Fut!" - zabrzmiało wysoko w powietrzu. Przez całą noc płonęła najpiękniejsza niebieska zorza polarna i potem przyjechali do Finmarku, i zapukali do komina Finki, bo w chacie nie było nawet drzwi wejściowych. 
Wewnątrz był tak straszny upał, że Finka sama chodził prawie zupełnie nago. Była mała i bardzo brudna. Zaraz rozebrała Gerdę, zdjęła z niej rękawice i buciki, aby nie było jej za gorąco. Renowi położyła na głowie kawałek lodu i potem przeczytała to, co było napisane na skórze dorsza. Przeczytała trzy razy, tak że nauczyła się tego na pamięć i wrzuciła rybę do gotującej się wody w garnku, bo nadawała się do jedzenia, a ona nigdy niczego nie marnowała.
Ren opowiedział jej najpierw swoją historię, a potem dziej Gerdy, a Finka błyskała mądrymi oczami, ale nic nie mówiła.
- Jesteś taka mądra - powiedział ren. - Wiem, że potrafisz związać wszystkie wiatry świata jedną nitką. Kiedy żeglarz rozplątuje jeden węzeł, wieje przyjazny wiatr, kiedy rozplątuje drugi wieje ostry wicher, a kiedy rozwiązuje trzeci i czwarty, zrywa się taka burza, że lasy się przewracają. Czy zechciałbyś dać dziewczynce taki napój, aby zrobiła się silna jak dwunastu mężczyzn i aby zwyciężył Królową Śniegu?
- Silna jak dwunastu mężczyzn? - zapytała Finka. - Na cóż to się jej może przydać? - Potem podeszła do łóżka, wzięła dużą, zwiniętą skórę i rozwinęła ją. Były tam napisane dziwaczne litery. Finka zaczęła czytać, aż jej pot spływał z czoła.
Ale ren wstawił się tak gorąco za Gerdą, a Gerda patrzyła takimi błagalnymi, pełnymi nadziei oczami, że finka zaczęła znowu błyskać spojrzeniem, zaciągnęła rena w kąt pokoju i szepnęła coś kładąc mu na głowę świeży lód. 
- Kay jest co prawda u Królowej Śniegu, ma tam wszystko, czego tylko dusza zapragnie i jest pewien, że to najlepsze miejsce na świecie, ale dzieje się to dlatego, że ma w sercu mały odłamek szkła i okruszynkę szkła w oku. trzeba mu to wyjąć, inaczej nie stanie się nigdy na powrót prawdziwym człowiekiem i Królowa Śniegu zachowa nad nim moc.
- Ale czy nie mogłabyś dać Gerdzie czegoś takiego, żeby stała się mocniejsza od wszystkich?
- Nie mogę jej użyczyć większej mocy od tej, którą posiada. Czyż nie widzisz jaka jest potężna? Czy nie widzisz, jak jej chcą służyć ludzie i zwierzęta, jak udała jej się przejść przez świat na bosych nóżkach? Nie powinna myśleć, że to myśmy użyczyli jej tej potęgi, ona tkwi w jej sercu, pochodzi stąd, że Gerda jest dobrym, niewinnym dzieckiem. Skoro jej samej nie uda się dostać do Królowej Śniegu i uwolnić Kaya od odłamków szkła, to my jej nic nie pomożemy. O dwie mile stąd zaczyna się ogród Królowej Śniegu, tam możesz zanieść dziewczynkę. Posadź ją na śniegu koło wielkiego krzaka pełnego czerwonych jagód. Nie marudź długo, tylko pośpiesz się i wróć tu znowu. - Potem Finka uniosła Gerdę, posadziła ją na grzbiecie rena, a ren popędził, jak tylko mógł najprędzej.
- Ach, nie zabrałam moich trzewików, nie mam rękawic! - zawoła Gerda; spostrzegła to, bo było przeraźliwie zimno, ale ren nie odważył się zatrzymać, pędził, aż przebiegł do dużego krzaka z czerwonymi jagodami. Tam posadził Gerdę, pocałował ją w czoło, a wielki, jasne łzy popłynęły z oczu po policzkach zwierzęcia. Potem pobiegł z powrotem tak prędko, jak tylko mogły unieść go nogi. A Gerda stała bez trzewików i bez rękawiczek pośrodku lodowatego, zimnego pola Finmarku.
Biegła przed siebie, jak tylko mogła najszybciej. Nagle nadciągnął cały pułk śnieżnych ptaków; ale nie padały z nieba, niebo było zupełnie jasne i błyszczące od zorzy północnej. Ptaki śniegu biegły tuż przy ziemi i im bardziej się zbliżały, tym były większe. Gerda pamiętała jeszcze, jakie wielkie i kunsztowne wydawały się jej ptaki śniegu wtedy, kiedy je oglądała przez powiększające szkło, ale tu były jeszcze o wiele większe i bardziej zdumiewające. Były żywe i stanowiły przednią straż Królowej Śniegu. Miały najdziwniejsze kształty. Niektóre wyglądały jak szkaradne wielkie jeżowce, inne jak sploty wężów, wysuwających głowy, a znowu inne - jak małe grube niedźwiedzie o nastroszonej sierści. Wszystkie były oślepiająco białe, wszystkie były żywymi ptakami śniegu.
Gerda biegła dalej przed siebie, a mróz był tak wielki, że widziała swój własny oddech. Parował z jej ust jak gęsty dym. Oddech ten stawała się coraz gęstszy i ułożył się w kształt jasnych aniołów, które w miarę zbliżania się do ziemi stawały się coraz większe. Wszystkie miały na głowach hełmy, a w rękach dzidy i tarcze. Było ich coraz więcej i kiedy Gerda przystanęła na chwilę, staną na około niej cały legion; uderzył swoimi mieczami w szkaradne ptaki śniegu tak, że te rozpadały się na tysiące drobnych kawałków, a Gerda szła dalej pewnie i radośnie na przód. Aniołki gładziły jej nogi i ręce, wtedy nie czuła wcale zimna i szła prędko na przód do pałacu Królowej Śniegu.
A teraz zobaczmy, co działo się z Kayem. Nie myślał on wprawdzie o Gerdzie, a już najmniej o tym, że stała n dworze przed pałacem. 

Hans Christian Andersen:))